Przejdź do treści

„Okazuje się, że ktoś, kto wydawał się grzeczny i spokojny, cały czas kumulował w sobie skrzywdzenie i złość”. Jan Gołębiowski o zbrodniach w rodzinie

Na zdjęciu Jan Gołębiowski, profiler sądowy: HelloZdrowie
Jan Gołębiowski: "Ludzie nie mają czasu dla siebie, dużo pracują, relacje międzyludzkie są raczej powierzchowne" autor: D.N
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Syn zamordował rodziców. Mąż udusił żonę. Matka zabiła dzieci, a potem próbowała popełnić samobójstwo. Kiedy wydarzy się tragedia, przyjaciele i znajomi tak często są zaskoczeni, bo przecież to była „normalna, porządna rodzina”. Ale najczęściej ofiary giną właśnie z rąk bliskich, a nie gangsterów. O tym, dlaczego niektórzy zabijają tych, których kochają, rozmawiamy z Janem Gołębiowskim, najpopularniejszym w Polsce profilerem, psychologiem kryminalnym i biegłym sądowym.

 

Aleksandra Tchórzewska: Kiedy stanie się tragedia, w mediach często słychać, jak sąsiedzi opowiadają o sprawcy, że to „dobry chłopak był, dzień dobry mówił…”. Że nic nie zwiastowało tragedii. Z czego wynika to zaskoczenie? Czy to otoczenie jest nieuważne i mało się sobą nawzajem interesujemy, czy w każdym z nas drzemie potencjalny morderca?

Jan Gołębiowski: Większość ludzi nie popełnia poważnych przestępstw. Nie każdy jest przecież mordercą. Osoby dokonujące zabójstw są bardzo różne pod względem wieku, płci, poziomu wykształcenia itp. Mamy skrajnie inteligentnych zabójców, geniuszy, ale także osoby z niepełnosprawnością umysłową lub zupełnie przeciętne.

Nasze zdziwienie czy zaskoczenie zależą od tego, jaki mamy w głowie schemat czy stereotyp przestępcy, jak nam się wydaje, że taki przestępca powinien wyglądać. Każdy z nas ma dość konkretne wyobrażenie mordercy, gwałciciela, rabusia. Kiedy jest rozdźwięk między schematem a rzeczywistością, to wtedy pojawiają się w nas takie reakcje.

Jakie zachowania czy cechy sprawców przeoczają ich sąsiedzi czy bliscy, a w toku postępowania dostrzegają je śledczy?

Większość zabójstw nie jest planowanych, są dokonywane impulsywnie. W statystykach dominują zabójstwa z motywacji emocjonalnej. Często sam sprawca jest zaskoczony tym, co zrobił. Nie ma zazwyczaj zachowań wprost wskazujących na to, że ktoś może zabić. Są za to zachowania związane z nadmierną emocjonalnością, impulsywnością. Kiedy już wydarzy się tragedia, łatwiej te zachowania zidentyfikować. Wychodzą u sprawcy niekonstruktywne sposoby radzenia sobie z sytuacjami trudnymi, ze stresem, do tego niestabilna samoocena.

Mamy podkategorie zabójstw. Jedną z nich jest kryterium motywacyjne. Na pewno jest inaczej z motywacją osoby napadającej na bank czy mordującej z powodów rabunkowych, a inaczej z motywacją, u podłoża której leży konflikt, a jeszcze inaczej z motywacją seksualną.

Czy uważa pan, że każdy z nas jest zdolny do zbrodni w afekcie?

Każdy z nas się kiedyś zdenerwował, był w sytuacji konfliktowej z osobą obcą lub bliską. Jeśli spojrzymy na statystyki zabójstw w Polsce, to zobaczymy, że nie jest to jednak powszechna rzecz. A czy każdy ma potencjał do tego? To pytanie z gruntu filozoficzne. Każdy ma dwie ręce i tymi rękami może udusić.

Czy dużo jest takich spraw, że osoba, która była szanowana i lubiana w swojej społeczności czy rodzinie, popełnia zbrodnię? Czy jest zauważalny wzrost albo spadek liczby podobnych przypadków?

Od wielu lat w statystykach dominującą motywacją są nieporozumienia rodzinne. Motywacja emocjonalna jest najsilniejsza – aż tak często się nie zabija dla pieniędzy, jak mogą sugerować to powieści czy filmy sensacyjne. Nieraz są to rodziny patologiczne, a czasem takie, które pozornie nimi nie są. Pozornie, ponieważ co prawda członkowie rodziny są wykształceni, na stanowiskach, ale brakuje więzi, pozytywnej relacji emocjonalnej. Panuje tam chłód.

Nasuwa mi się przykład studenta ze Szczytna, którego sąd okręgowy skazał na 8 lat i 3 miesiące więzienia za próbę zabójstwa swojej dziewczyny. Zadał jej 28 ciosów. Przyznał się do pobicia, ale nie do próby zabójstwa. Czytałam w lokalnych mediach wywiad ze zrozpaczoną matką tego chłopaka, która podkreślała, że jej syn pracował, uczył się, był ambitnym sportowcem i przede wszystkim nad życie kochał swoją ofiarę.

Pobicie, a więc bezpośredni kontakt fizyczny i wiele ciosów, to często sposób na rozładowanie emocji. Bo jeśli ktoś chce kogoś zabić, to wystarczy, że raz go dźgnie w konkretne miejsce. Płatny morderca nie wyżywa się na ofierze, bo jego celem jest zabicie. I koniec. A jeśli ktoś kogoś bije, nawet na śmierć (w opisywanym przypadku ze Szczytna ofiara przeżyła – red.), to w jego percepcji to nie jest zabójstwo. On nie chce tej osoby zabić, zrobić jej krzywdy: on chce rozładować swoje emocje.

Z punktu widzenia sprawcy jest to subiektywne poczucie krzywdy – to fundament. Sprawcy opowiadają, że to oni są ofiarami. Często też mówią, że nie wiedzą, co się stało. Podkreślają, że nie chcą tego nawet analizować, bo to dla nich nieprzyjemne. To rodzaj wyparcia, zaprzeczenia. Psychologiczny mechanizm obronny.

Kobiety wracające z rosyjskiej niewoli

Jakie czynniki mogą prowadzić do wzrostu ryzyka popełnienia zbrodni w rodzinie?

Na pewno konflikt w rodzinie. Wiadomo, że w każdej rodzinie zdarzają się kłótnie, nieporozumienia. Ale czasem jest to stałe, nagminne. Są osoby, które kumulują napięcia. Wtedy okazuje się, że ktoś, kto wydawał się grzeczny, zrównoważony i odpowiadał „dzień dobry”, cały czas kumulował w sobie skrzywdzenie i złość. To się zbierało jak powietrze w balonie. I musiało kiedyś wybuchnąć. Ale są też osoby, które zawsze są impulsywne, zawsze łatwo się nakręcają.

Innym czynnikiem ryzyka będą rodziny, w których nadużywa się alkoholu czy narkotyków. W sytuacji gdy młody człowiek, który nie radzi sobie z emocjami, jest impulsywny, a do tego zażywa środki odurzające, zwiększa się prawdopodobieństwo, że może dojść do jakiejś tragedii.

W jaki sposób można efektywnie zapobiegać takim dramatom? Czy można mówić w ogóle o prewencji w tej kwestii?

To systemowy i bardzo złożony problem. W szkołach przydałaby się edukacja emocjonalno-psychologiczna, żeby mieć samoświadomość, zrozumienie swoich emocji i wiedzieć, jak z tymi napięciami sobie radzić.

Spójrzmy na obecną sytuację społeczną choćby w Polsce: ludzie nie mają czasu dla siebie, dużo pracują, relacje międzyludzkie są raczej powierzchowne.

Miałem sytuację z samobójstwem nastolatka. Ludzie na poziomie, wykształceni, zamożni, wszystko wyglądało OK, ale tylko na pierwszy rzut oka. A potem okazało się, że między rodzicami a nastolatkiem nie było silnej więzi. U nastolatka doszedł do tego moment rozstania się z pierwszą miłością, więc wtedy powinien pojawić się element psychologicznej interwencji kryzysowej. Rozstanie to takie samo doświadczenie straty jak śmierć bliskiej osoby. Kiedy pracowałem w policji jako psycholog i powiadamialiśmy rodzinę funkcjonariusza zmarłego na służbie, to nie mówiliśmy, że „wszystko będzie dobrze i wszystko się ułoży, czas leczy rany”. A jak rodzic mówi nastolatkowi: „Ej, młody jesteś, nie załamuj się, jeszcze sobie ułożysz życie”, to zazwyczaj jest odbierane jako lekceważenie i bagatelizowanie jego obecnego stanu. Młodej osobie wali się świat.

Motywacja emocjonalna jest najsilniejsza – aż tak często się nie zabija dla pieniędzy, jak mogą sugerować to powieści czy filmy sensacyjne. Nieraz są to rodziny patologiczne, a czasem takie, które pozornie nimi nie są. Pozornie, ponieważ co prawda członkowie rodziny są wykształceni, na stanowiskach, ale brakuje więzi, pozytywnej relacji emocjonalnej. Panuje tam chłód.

Z jaką najbardziej nieoczywistą sprawą się pan spotkał w swojej karierze, dotyczącą zabójstwa w rodzinie?

Było bardzo wiele takich spraw. Na przykład bardzo medialna sprawa Kamila z Rakowisk pod Białą Podlaską. Badałem tego chłopaka. Był dwa miesiące na obserwacji w szpitalu. Spędziłem z nim sporo czasu. W takim codziennym kontakcie był bardzo sympatyczny, grzeczny, kulturalny, inteligentny, a wtedy z zarzutami zabójstwa swoich rodziców (dziś skazany, odbywa karę 25 lat pozbawienia wolności – red.). Jako że poznałem go osobiście i spędziłem z nim tyle czasu, wiem, że nie tylko wyglądał na kulturalnego, ale rzeczywiście w kontakcie ze mną taki był. I to jest ten stereotyp, o którym mówiliśmy.

Morderstwa dokonali we dwójkę: on i jego przyjaciółka Zuzanna. W rodzinie pojawił się konflikt, ponieważ rodzice Kamila zaczęli dokręcać mu śrubę. Chłopak zbliżał się do matury, a miał zaległości w szkole. Zbliżały się jego 18. urodziny, a rodzice nie dali mu pieniędzy na imprezę za karę, bo wagarował. Zabronili mu też spotykać się z przyjaciółką. Pojawił się bunt. Przyjaciółka pomagała snuć wspólne mordercze plany. Ale nie można wskazać jednego, konkretnego powodu, dla którego miałby zabić. To powoduje, że ta zbrodnia jest tak poruszająca.

Inna historia: dorosły syn zabił ojca, później próbował popełnić samobójstwo. Dlaczego to zrobił? Chłopak oszukiwał przez dwa lata, że studiuje. Ale w końcu powiedział ojcu prawdę, że go skreślili z listy studentów, bo nie stawiał się na zajęcia. Ojciec go spoliczkował. Wtedy w chłopaku wybuchły wszystkie emocje. Zabójstwo było wyjątkowo brutalne. Syn utrzymywał początkowo, że zostali z ojcem napadnięci. Przyznał się do zbrodni dopiero wtedy, kiedy został zatrzymany.

Prof. Gierowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego (biegły sądowy oraz autor wielu badań naukowych – red.) mówi wprost, że jest motywacja wiodąca i motywacja towarzysząca. Tak jak we wspomnianym przypadku Kamila z Rakowisk. Dlatego ciężko jest odpowiedzieć na pytanie, co finalnie nas pcha do tej zbrodni. W życiu każdego z nas pojawiają się podobne czynniki – u jednych doprowadzą do zbrodni, u innych nie. Gdzie jest w takim razie ukryty ten wyzwalacz agresji? Zazwyczaj w osobowości człowieka.

Czy kobiety i mężczyźni zabijają swoich bliskich inaczej?

Różnica jest w emocjach. Mężczyźni nie są świadomi swoich, nie są tego uczeni. Funkcjonuje stereotyp mężczyzny starającego się wypierać emocje, tłumić je. Mówi się, że facet nie płacze. Dlatego ja pytam funkcjonariuszy, z którymi pracuję, skąd wiedzą, że się stresują, jakie emocje towarzyszą im w sytuacji kryzysowej. Ważne jest, żeby rozumieć reakcje swojego organizmu. Jeśli zauważy się tę czerwoną lampkę, jest się w stanie sobie pomóc. A większość mężczyzn wciąż odpowiada na pytanie o swoje samopoczucie zerojedynkowo: dobrze lub źle.

Jak pan się czuje, będąc przez tyle lat blisko morderstw?

Sam sobie to wybrałem, pociągało mnie to i intrygowało, dlaczego ludzie takie rzeczy sobie robią. To zaintrygowanie, zaskoczenie w tym, że takie rzeczy się dzieją, cały czas mnie w tej pracy utrzymuje. To moja praca, podchodzę do niej profesjonalnie. W ramach odreagowania chodzę dużo z psem po łąkach. Czasem widzę worek w krzakach czy jakichś zaroślach i zastanawiam się, czy to nie trup. Ale to już takie moje skrzywienie zawodowe.

 

Jan Gołębiowski: polski psycholog kryminalny, biegły sądowy, wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, autor licznych publikacji na temat profilowania nieznanych sprawców przestępstw. Autor pierwszej w Polsce monografii na temat profilowania kryminalnego – „Profilowanie kryminalne. Wprowadzenie do sporządzania charakterystyki psychofizycznej nieznanych sprawców przestępstw”. W 2010 założył Centrum Psychologii Kryminalnej. Jego działalność możesz śledzić na @profilowaniekryminalne.net.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: