Przejdź do treści

Ewa Grodzka-Szkółka: „Balkon na Miodowej jest zielony cały rok, jest przedłużeniem mojego mieszkania, moim zielonym pokojem”

Ewa Grodzka-Szkółka @balkon_na_miodowej - Hello Zdrowie
Ewa Grodzka-Szkółka, właścicielka najpopularniejszego balkonu w Polsce @balkon_na_miodowej / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Balkon daje pretekst oderwania się od codzienności. Nawet jeśli opiekujemy się 3 roślinami na krzyż, musimy o nich pamiętać, wyjść do nich, podlać je. To może być tylko chwila, ale zawsze jest ten impuls, przerywnik w gonitwie. Poza tym, kiedy się o coś dba, to się naprawdę człowiek wkręca. Najpierw kupujemy rośliny, żeby było ładnie, potem zaczynamy zauważać, że coś zaczyna kwitnąć, coś ma nowe gałązki, tak jakby roślina nam odpowiadała na naszą uwagę – mówi Ewa Grodzka-Szkółka, właścicielka najpopularniejszego balkonu w Polsce @balkon_na_miodowej.

 

Ewa Bukowiecka-Janik: Ma pani najpopularniejszy balkon w Polsce. To fajne uczucie?

Ewa Grodzka: Fajne! Zwłaszcza że na swoim balkonie uprawiam wszystko, co mi się tylko zamarzy, i robię to hobbystycznie. Nie zawsze wychodzi, ale wszystkiego próbuję. Zawodowo jestem nauczycielką języka angielskiego.

Nie ma pani „roślinnego” wykształcenia?

Nie. Zanim powstał balkon na Miodowej, kolekcjonowałam rośliny doniczkowe, ukochałam sobie hoje, skupiłam się na tym jednym gatunku, więc coś wiedziałam o hodowaniu roślin. Teraz moja pasja domowa nieco zelżała, przeniosłam się na balkon.

Ma pani zakodowaną miłość do roślin? Czy zakochała się pani gdzieś po drodze?

U mnie w domu nie było jakoś dużo roślin, przynajmniej nie pamiętam, by były. Na pewno nie było kultowych w czasach PRL-u wielkich monster czy fikusów. Moja babcia miała działkę i sporo roślin na balkonie. Pamiętam, że w ich foliaku z warzywami nikt nie chciał pracować, bo był tam zawsze piekielny upał. Więc chyba zakochałam się po drodze (śmiech).

Dlaczego balkon, a nie działka?

Wspaniale byłoby mieć działkę, ale to poza moją strefą finansową. Ceny za działki ROD w Krakowie zaczynają się od 50 tysięcy złotych… Ale wychodzę z założenia, że można cieszyć się zielenią, nawet jeśli ma się do dyspozycji tylko kawałek parapetu. Lubię podglądać, co ludzie mają w oknach, i często mnie to zachwyca. Widuję dorodne pomidory, girlandy pelargonii…

A balkon na Miodowej sam do nas przyszedł. Mieszkamy na Kazimierzu, gdzie balkony są jakby otwartymi korytarzami. Nasz połączony jest z balkonem naszych sąsiadów, którzy bardzo zazielenili swoje wejście do mieszkania. Bardzo mi się to podobało, a nasz balkon był pusty. Mieli tam wtedy winorośl, która ładnie się pięła, pamiętam piękną dynię. Pomyślałam, że ja też mogę spróbować i tak się bawimy od 5 lat.

Balkon na Miodowej wygląda obłędnie! To wszystko pani pomysły?

Nie tylko. Mój mąż ma taką wizję, by zarastały nas pnącza. Lubi, kiedy gałązki oplatają barierki, choć nie musimy się przed nikim chować, bo nasz balkon jest schowany w podwórku, nie wychodzi na ulicę. A ja mam różne zajawki, np. w jednym sezonie wszystko chciałam mieć kwitnące. Kupowałam dużo bylin i roślin jednorocznych, które kwitły różnymi kolorami i w różnych terminach. Dużo się tam wtedy działo. Ostatnio bardziej zainteresowały mnie wszelkie rośliny, które się je. Pomidory, papryka, fasolka, poziomki, maliny, winorośl, mnóstwo ziół.

Naprawdę niezmiennie mnie zadziwia i zachwyca to, jak piękne i dorodne krzaki potrafią wyrosnąć z niepozornego nasionka, które wygląda jak paproch albo okruszek na stole. Ta obserwacja, jak z każdym dniem roślinka staje się większa, silniejsza, jak się zmienia, to czysta radość

Ile pracy i pieniędzy kosztuje tak efektowny balkon?

Trudno to ocenić, ale na pewno trochę, zwłaszcza w sezonie, kiedy trzeba te rośliny kupić. Natomiast koszty można przycinać i nie jest to wcale trudne. Pomidory dobrze uprawia się z nasion, podobnie jak groszki i fasole. Jednoroczne kwiaty też są super tanim rozwiązaniem.

Mój brat ma posianą w korytkach łąkę i żyto. Wspaniale to wygląda, nawet późną jesienią.

Super pomysł! Wszystko zależy od tego, ile chcemy w ten balkon włożyć. Bardzo wiele gatunków można hodować od ziarenka i zrobić sobie bezkosztowo bioróżnorodną dżunglę, ale wtedy potrzebujemy więcej czasu i miejsca, bo początkowo te małe roślinki powinno się trzymać w domu, zwłaszcza kiedy siejemy je wiosną lub jesienią. Jeśli chodzi o czas, to podlewanie mojego balkonu trwa jakieś 15 minut dziennie. Nie wydaje mi się, żeby to było długo.

Ewa Grodzka-Szkółka @balkon_na_miodowej / archiwum prywatne

Rośliny wymagają uważności, konsekwencji, regularności… Co pani daje to codzienne doglądanie balkonu?

Uczy mnie to cierpliwości. Często zapalam się do czegoś, a potem to we mnie gaśnie. Z roślinami tak się nie da, kiedy dwa dni się je zaniedba, można je nawet stracić, zwłaszcza kiedy pogoda jest mocno zmienna albo bardzo upalna. Bardzo cenię tę lekcję. Do tego dochodzi satysfakcja. Naprawdę niezmiennie mnie zadziwia i zachwyca to, jak piękne i dorodne krzaki potrafią wyrosnąć z niepozornego nasionka, które wygląda jak paproch albo okruszek na stole. Ta obserwacja, jak z każdym dniem roślinka staje się większa, silniejsza, jak się zmienia, to czysta radość. A poza tym bardzo lubię po prostu siedzieć na swoim balkonie i się relaksować.

No właśnie, co pani na nim robi?

Wszystko! Czytam, jem – latem można poczuć się jak we włoskiej restauracji, oglądam filmy, spędzam czas ze znajomymi. Tylko nie śpię na balkonie, bo jest mały i bym się nie zmieściła (śmiech). Poza tym wszystko, wszystko na balkonie.

Przez cały rok?

Nie do końca, bo jednak zimno zniechęca, ale dopóki nie ma zimowego horroru, korzystam. Uwielbiam jesień na balkonie, z kocykiem, czymś gorącym do picia. Jesień to jeszcze pełnia sezonu dla roślin, jest wiele, które właśnie wtedy wyglądają najlepiej. Niektórzy się dziwią, ale mamy na balkonie chryzantemy kojarzone z cmentarzami. A przecież to piękne kwiaty.

Jest wiele gatunków zimozielonych. Barwinek, bluszcze, iglaki. Uwielbiam oliwki, wstawiam je do mieszkania dopiero jak temperatura spada do -10 stopni. Niedawno postawiłam też palmę, która może być cały rok na dworze, tylko przy sadzeniu do doniczki wsypałam korek, żeby zabezpieczyć korzenie przed mrozem. Nazywa się Szorstkowiec Fortunego. Bardzo efektowna roślina. Kiedy nadejdzie zima, do mieszkania wstawię tak naprawdę tylko bananowca i oleander, reszta zostanie. Mój balkon cały rok jest zielony, jest przedłużeniem mieszkania, moim zielonym pokojem.

Jak się popatrzy na balkony, np. idąc gdzieś między blokami, widać gołym okiem, że niewiele osób traktuje balkon w ten sposób. Dla niektórych to przechowalnie rzeczy, u innych wyglądają jak zbędne, bo są zupełnie puste.

To, w jaki sposób mieszkamy, sporo mówi o tym, jak w ogóle żyjemy. Wiele osób powtarza, że nie ma czasu, żeby zajmować się roślinami czy w ogóle o tym pomyśleć, ale to się chyba zmienia. Mam wrażenie, że teraz dla wielu osób balkon czy kawałek tarasu przy wybieraniu nowego mieszkania to ważna sprawa. Myślę, że sporo zależy od tego, jak traktujemy swój dom i kwestię odpoczynku. Na pewno na balkony bliżej jest osobom, które lubią spędzać czas w domu i lubią relaks blisko natury. To widać nie tylko po balkonach, ale też przydomowych ogrodach. Niektórym wystarcza mały trawnik i grill, bo wolą mieć duży garaż, inni mają bujne zarośla. Niemniej jestem pewna, że fajny balkon każdemu poprawi życie. Przecież wakacje spędzamy tak, jak moglibyśmy spędzać czas na balkonie. Hamak, leżak, trochę roślin, fajne lampki i każdy wieczór może być trochę wakacyjny.

Nie wierzę w rękę do roślin. Każdy gatunek ma jakieś swoje potrzeby i kiedy się je spełnia, rośliny po prostu rosną. Tylko trzeba poczytać, dowiedzieć się, zanim się daną roślinę kupi

Czytałam, że dawniej balkony w mieszkaniach w miastach były po to, by ludzie mogli czuć, że są blisko ulicy. Żeby być w centrum życia miejskiego. Teraz każdy chce uciec od zgiełku, odpocząć. Może stąd ta zmiana podejścia do balkonów.

Może tak być, choć balkony nadal czasem traktowane są jak sposób „wyjścia do ludzi”. Widujemy przecież na balkonach np. banery popierające jakieś poglądy polityczne albo światopoglądowe. Ozdabiamy balkony na gwiazdkę w taki sposób, by ładnie wyglądały z perspektywy ulicy, nie tylko jego wnętrza. To nadal nasza wizytówka.

Balkon na Miodowej wygląda jak dżungla, a najczęściej spotyka się balkony zrobione na wysoki połysk.

Ja nie lubię zimnych, surowych wnętrz i nie lubię takiej pełnej kontroli nad roślinnością. Nie podobają mi się ogrody pod linijkę, wolę dzikość, chociaż wiem, że ludziom to się kojarzy bezpośrednio z bałaganem.

I z czymś niebezpiecznym, a nikt nie chce czuć się zagrożony na terenie własnego mieszkania.

Dostaję takie komentarze, np. że na pewno mam na balkonie robaki.

A ma pani?

Nie, nie mam. Ludzie się chyba trochę boją natury, boją się ją uwolnić i trudno im zaakceptować owady, które w niej żyją, choć zaręczam, że na balkonie ich nie ma.

Mrówki?

Mrówki czasem przychodzą, ale to nie jest kwestia tego, czy balkon jest dziki czy ascetyczny.

A bierze pani udział w konkursach na najpiękniejszy balkon?

Ja jakoś nie umiem nawoływać znajomych, żeby na mnie głosowali (śmiech). Kiedyś brałam w czymś udział, ale mój balkon przepadł w głosowaniach. No i mam taką obserwację, że jednak te uporządkowane balkony bardziej podobają się ogółowi. Choć w swoim zamiłowaniu do dzikości nie jestem sama. Są w Krakowie takie balkony jak mój, tylko trzeba wiedzieć, w które zakamarki kamienic wejść. Np. jest jeden taki, który cały czas obserwuję – ludzie mają palmy, ale to są rośliny jak z prawdziwej palmiarni. Ten balkon jest wysoko i kiedy się jedzie tramwajem, to te palmy wystają daleko za barierki. Wspaniały widok. Jeden taki balkon może odmienić całe podwórko, z którego korzysta przecież wiele osób.

Liczyła pani kiedyś, ile ma roślin?

Kiedyś tak, ale już się zgubiłam. Wtedy to było 100. Teraz chyba jest ich nieco mniej.

100 gatunków?!

Nie, nie. 100 doniczek, gatunków mam mniej, bo niektórych roślin mam po kilka.

Fajny balkon każdemu poprawi życie. Przecież wakacje spędzamy tak, jak moglibyśmy spędzać czas na balkonie. Hamak, leżak, trochę roślin, fajne lampki i każdy wieczór może być trochę wakacyjny

Skąd je pani bierze?

Bardzo różnie. Jeśli kupuję, to lokalnie. Czasem kupuję sadzonki na bazarkach od ludzi z działek, którzy coś wykopią i sprzedają. Mam taki jeden sklep w Krakowie, w którym sprzedawane są rośliny hodowane na miejscu. W centrum miasta są szklarnie i to spore. Nie są to rośliny z Holandii, które wyhodowane w tamtejszych mocno cieplarnianych warunkach, po przyjeździe okazują się mało odporne i trudno je utrzymać. Często też coś dostaję, np. od mojej sąsiadki w zeszłym roku dostałam oleandra. Wielkie drzewo, dwumetrowe. Trochę się przeraziłam, ale wzięłam, to piękna roślina i nie chciałam, żeby została wyrzucona.

Wyrzucanie roślin jest trochę jak wyrzucanie książek…

Nie lubię wyrzucać, nie lubię, kiedy roślina mi umiera, bo zawsze próbuję zrozumieć, dlaczego to się stało. Kiedyś umarł nam bluszcz, bardzo okazały, padł z dnia na dzień, choć rósł w doniczce z innymi roślinami tego samego gatunku, którym nic się nie stało. Dawniej nie mogłam odżałować każdej rośliny, ale pocieszam się teorią mojego męża, który twierdzi, że 30 proc. musi się zmarnować. To żywe organizmy, które mają swoje choroby, wymagania, nie zawsze to „wina” ogrodnika.

Ma pani rękę do roślin?

Nie wierzę w rękę do roślin. Każdy gatunek ma jakieś swoje potrzeby i kiedy się je spełnia, rośliny po prostu rosną. Tylko trzeba poczytać, dowiedzieć się, zanim się daną roślinę kupi. Wielokrotnie stawiałam rośliny w miejscach, w których po prostu chciałam, żeby stały, a potem się okazywało, że niestety nie da się.

To od czego zacząć? Jakie rośliny by pani poleciła komuś, kto nie ma doświadczenia?

Efektowne i proste są zioła – rozmaryn ładnie rośnie, bazylia, pomidory się dobrze sprawdzają. Latem surfinie dają super efekt, jesienią wrzosy.

Ma pani swoją ulubioną roślinę?

Ulubioną trudno byłoby wybrać, ale mam wymarzoną. Chciałam mieć zawsze pewną palmę, ale była pieruńsko droga, bo kosztowała 400-500 zł. Aż w końcu dorwałam ją w jednym ze swoich ulubionych sklepów i dostałam ją w prezencie! Było to wtedy dzieciątko palmowe, ale super rośnie.

Co balkon na Miodowej zmienił w pani życiu?

Poznałam mnóstwo ludzi! Dzięki temu, że zaczęłam pokazywać mój balkon na Instagramie, poznałam masę osób, którzy mają taką zajawkę jak ja. Od tego się zaczęło, a w efekcie mam grupę super znajomych i koleżanek. Zawsze mam z kim pójść na kawę. Lubię też to, że ludzie wysyłają mi zdjęcia swoich balkonów. Lubię patrzeć, jak ludzie zainspirowani czymś, co pokazałam, zaczynają realizować swoje wizje i mają super pomysły. Wszystkie meble z palet, doniczki ze starych koszyków, skrzynki własnej produkcji. Wspaniałe to jest, że gdy zaczynamy kombinować, tyle różnych pomysłów się rodzi.

I myślę też, że balkon daje pretekst oderwania się od codzienności. Nawet jeśli opiekujemy się 3 roślinami na krzyż, musimy o nich pamiętać, wyjść do nich, podlać je. To może być tylko chwila, ale zawsze jest ten impuls, przerywnik w gonitwie. Poza tym, kiedy się o coś dba, to się naprawdę człowiek wkręca. Najpierw kupujemy rośliny, żeby było ładnie, potem zaczynamy zauważać, że coś zaczyna kwitnąć, coś ma nowe gałązki, tak jakby roślina nam odpowiadała na naszą uwagę, no i się zaczyna…

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: