Przejdź do treści

„Ludzie często myślą, że hodowanie warzyw to wyższa szkoła jazdy. Tak naprawdę są małe szanse, żeby się zupełnie nie udało” – mówi Joanna Żytkowska

Joanna Żytkowska / fot. Maciej Rukasz
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Skoro nasi przodkowie uprawiali ziemię, nie mając żadnych książek, webinarów, grup wsparcia w mediach społecznościowych i blogerów, to czemu nam ma się nie udać – o hodowaniu własnych warzyw i ogrodoterapii rozmawiamy z Joanną Żytkowską, autorką książki „Po prostu posadź. Twój domowy ogród warzywny”.

 

Książkę „Po prostu posadź. Twój domowy ogród warzywny” Joanny Żytkowskiej, która ukazała się 8 marca nakładem Wydawnictwa Buchmann, HelloZdrowie objęło swoim matronatem medialnym.

Jolanta Pawnik: Jak to się stało, że zaczęłaś hodować warzywa, na dodatek w bloku, na małym balkonie?

Joanna Żytkowska: Na początku był pomidor. Nie taki zwykły, ale wyhodowany przez panią, która sprzedawała swoje zbiory na bazarku niedaleko mojego osiedla. To był pomidor niedoskonały, niepasujący do unijnych norm. To ważne, bo to były pierwsze lata po wejściu Polski do UE i trochę zachłysnęliśmy się wtedy tymi idealnymi warzywami, spełniającymi normy wspólnotowego rynku, chyba nawet nie za bardzo można było sprzedawać takie niewymiarowe, naturalnie wyglądające warzywa poza bazarkiem. Ten pomidor oczywiście całkowicie nie spełniał norm, był za to niezwykle smaczny, przypomniał mi, jak powinny smakować pomidory, to był smak z dzieciństwa.

Pomyślałam, że chcę jeść takie pomidory na co dzień i skoro nie mogę ich kupić, muszę spróbować uprawiać je sama. Oczywiście takie jest szczęście początkującego – w następnym sezonie posiałam pomidory i udały się nadspodziewanie – na balkonie, na 7. piętrze, w pełnym słońcu. Kiedy wspominam ten pierwszy sezon, sama się dziwię, jak to w ogóle było możliwe, bo ani o nie jakoś szczególnie nie dbałam, ani regularnie nie podlewałam, ani nie nawoziłam. Po prostu sobie rosły i dały piękny plon.

Ten pierwszy sezon nauczył mnie podstaw, był super bazą. Już bliżej jesieni na tych pomidorach pojawiły się charakterystyczne ciemne plamki. Byłam przekonana, że nic z nich już nie będzie, ale z ciekawości zaczęłam szukać przyczyny i okazało się, że jest to zwykły objaw niedoboru, że wystarczy nawóz, a pomidor będzie super zdrowy. To mnie nauczyło, że pomidory warto regularnie podlewać i nawozić, w ten sposób rosną zdrowo. Te doświadczenia tylko mnie nakręciły do tego, żeby hodować jeszcze więcej. Najpierw był balkon, w kolejnych latach działka, potem ogród przy domu. Tak to się dalej potoczyło.

Po balkonowych pomidorach przyszły kolejne warzywne eksperymenty. Co udało ci się wyhodować na tak małej przestrzeni? Jarmuż? Bób?

Akurat jarmuż jest bardzo dobrym przykładem warzywa, które nie potrzebuje wielkiej opieki i świetnie sprawdzi się na balkonie. Kiedy zaczynałam z nim eksperymenty, w Polsce nie można było kupić nasion, ściągałam je z zagranicy, dziś mamy ogromny wybór odmian. Inne warzywa, które nie sprawią na początku problemów balkonowym ogrodnikom, to np. papryka, która świetnie rośnie w donicy. Choć teraz uprawiam warzywa w gruncie albo większych skrzyniach, papryki i tak w większości sadzę w donicach. Mam wrażenie, że w trudniejszych warunkach lepiej rosną. Z pomidorów na początek polecam koktajlowe, też świetnie plonują w donicach.

Joanna Żytkowska / fot. Mikołaj Majda

W ogóle jest mnóstwo różnych roślin, które można uprawiać w donicach. Tak naprawdę to tylko kwestia tego, ile przestrzeni im zostawimy. Jeśli w dwulitrowej donicy posadzimy 6 kalarepek, to będzie słabo. Swoją drogą, kalarepka jest akurat dość wymagająca – słabo plonuje i jest bardzo wrażliwa na niedobór wody. Ale w donicy urosły mi nawet dynie, choć nie były tak duże, jak te w gruncie.

Twoja książka „Po prostu posadź. Twój domowy ogród warzywny” uświadomiła mi bardzo oczywistą rzecz, która może pomóc początkującym miłośnikom własnych warzyw – że naturalnym, oczywistym celem i dążeniem rośliny jest to, by wydać owoce i nasiona. To imperatyw. Dlatego cokolwiek byśmy nie zrobili, jak wiele błędów nie popełnili, rośliny dużo nam wybaczą właśnie dlatego, że chcą wydać owoce i nasiona.

Dokładnie tak. My im czasami w tym przeszkadzamy, bo np. wydaje nam się, że jeśli nie zrobimy odpływu w doniczce, to będziemy mniej podlewać. A korzenie tego nie lubią i będą gnić. Albo, jeśli roślina jest zdecydowanie światłolubna, a my chowamy ją w głęboki cień, myśląc, że jakoś może urośnie. No nie urośnie. Trzeba im dać to, czego potrzebują, wtedy bez naszej większej interwencji urosną zdrowo. No i jeszcze, żeby nie popaść w taką „pychę zwycięzcy” – skoro w pierwszym roku udały się pomidory, to w następnym sieję i sadzę wszystko.

Oczywiście tak zrobiłaś i efekty były różne…

Tak. Pomyślałam sobie, że skoro już zaczynam z warzywnikiem, to nie będę w ogóle chodzić do sklepu po warzywa, wszystko wyhoduję sama. No ale nie mieliśmy żadnego doświadczenia, a tu każda roślina wymagała czego innego. Zaczynajmy więc od kilku roślin, poczytajmy o nich trochę – czy potrzebują słońca, jakiej ziemi, częściej czy rzadziej nawozu. Jeśli dobrze poznamy na starcie te kilka gatunków, szanse na sukces znacznie wzrosną. A kiedy wsadzimy od razu kilkanaście różnych warzyw, myśląc, że przecież jakoś to będzie, to… faktycznie jakoś to będzie w większości przypadków, ale przy dużym nakładzie pracy i raczej nie uzyskamy spektakularnych plonów.

Jestem żywym przykładem tego, że ogród naprawdę może zmieniać życie

Jeśli rośliny będą osłabione z braku opieki czy niewystarczającej ilości miejsca, łatwiej zaatakują je szkodniki i choroby. Naprawdę, lepiej cieszyć się z tego, że mamy kilka warzyw, które dają nam zdrowe plony i mamy za sobą pierwszy krok w stronę zdrowego jedzenia, niż irytować się i zniechęcać porażkami w ogromnym, zarośniętym mieszaniną warzyw i chwastów ogródku.

W książce duży nacisk kładziesz na robienie notatek. Jak piszesz, będziemy wtedy szybko wiedzieć, co się u nas sprawdza, co nie i w jakim stopniu to, co robimy, zależy od warunków zewnętrznych.

Po tych kilku pierwszych latach, kiedy zaczęłam „czuć” warzywa, miałam takie podejście, że wszystko musi się udać, bo przecież umiem je uprawiać. I nagle nie kiełkuje pietruszka. Myślę „co jest?!”, dosiewam, a ona znowu nie kiełkuje. Rozmawiam z ludźmi w mediach społecznościowych i mówią, że im też nie kiełkuje. Po prostu jest taki rok, coś się tej pietruszce nie podoba. W tym roku wiele osób zgłasza, że nie kiełkują im pory i cebule. Tak bywa. W sumie cieszę się z takich sytuacji, bo motywują mnie do szukania przyczyn i pogłębiania wiedzy. Po to też są notatki. Można się np. zorientować, jakie inne czynniki miały wpływ na to słabe kiełkowanie.

Jakie warzywo najbardziej nauczyło cię pokory?

Bakłażan. Pierwszego kupiłam w sklepie ogrodniczym jako sadzonkę, na którą trafiłam przez przypadek. Posadziłam i miałam jeden owoc. Pomyślałam, że coś jest nie w porządku, tyle pracy dla jednego owocu? W następnym roku posiałam swoje rozsady, posadziłam wcześniej i znowu ta sama sytuacja – jeden owoc. „No tak to się nie bawię” – pomyślałam i zaczęłam szukać, o co może chodzić. I co się okazało? Że to była późna odmiana, wszystko z nią byłoby w porządku, gdyby sezon był u nas trochę dłuższy. W kolejnych latach szukałam już odmian wcześniejszych i był taki rok, kiedy bakłażanów było tyle, że znajomi przestali ode mnie odbierać telefony, bo bali się, że znowu będę im wciskać bakłażany.

Warto zapamiętywać, notować takie przypadki, wyciągać wnioski i udoskonalać cały proces uprawy. To wszystko ważne informacje, które sprawiają, że z roku na rok działamy coraz pewniej, bazujemy na swoim doświadczeniu.

Czy marzec dla kogoś, kto w ogóle jeszcze nie miał żadnych doświadczeń z ogrodem, to dobry moment, żeby zacząć?

To idealny moment. Jeśli ktoś chce mieć warzywnik na balkonie, ma jeszcze przynajmniej miesiąc na to, by sobie zorganizować sprzęt, donice, ziemię, by zastanowić się, co chce uprawiać i jak duże obciążenie na naszym balkonie może być. Oczywiście kilka donic nikomu nie zaszkodzi, ale jeśli chcemy ustawić ciężkie skrzynki pod wymiar balkonu, radziłabym sprawdzić w administracji czy zarządzie wspólnoty, jak duże obciążenie balkon może znieść. Takie przygotowawcze zajęcia można już także robić w warzywnikach gruntowych czy skrzyniowych. Można usunąć darń i chwasty, rozstawić skrzynie, wsypać do nich ziemi. Pierwszy moment, kiedy zaczynamy siać czy sadzić na większą skalę, to mniej więcej połowa kwietnia.

Drugi taki moment, kiedy dopełniamy nasze warzywniki, to mniej więcej połowa maja. Po „zimnej Zośce” w Polsce na ogół kończy się czas przymrozków.

W ostatnich latach różnie z tym bywało, ale zazwyczaj w połowie maja można już wysadzać warzywa ciepłolubne w ogrodzie i na balkonie, sadzić dynie, cukinie, pomidory, papryki, bakłażany. Fasolę można siać już w pierwszych dniach maja, bo zanim skiełkuje, będzie połowa miesiąca, więc ryzyko przymrozków minie.

Jeśli ktoś chce mieć warzywnik na balkonie, marzec to idealny moment, by zacząć. Jest jeszcze przynajmniej miesiąc na to, by sobie zorganizować sprzęt, donice, ziemię, by zastanowić się, co chce uprawiać i jak duże obciążenie na naszym balkonie może być

Kiedy najwcześniej startować z sianiem sałaty czy rzodkiewki? Wczesną wiosną chyba o tym najbardziej marzymy.

Można siać już teraz. Jeśli w donicy na balkonie mamy suchą, nienasiąkniętą wodą ziemię, możemy zasiać już teraz, a kiedy szykuje się przymrozek, okryć nasze doniczki agrowłókniną wiosenną albo po prostu zabierać je na noc do domu. Tak samo możemy już siać szpinak, pietruszkę, roszponkę, rukolę, kolendrę.

Bardzo ciekawym i pożytecznym działem w twojej książce jest ten o sympatiach i antypatiach warzyw. Co siać i sadzić po czym, jak stosować płodozmian. To chyba jedna z ważniejszych przyczyn warzywnikowych niepowodzeń.

W pierwszych latach nie do końca w to wierzyłam, że rośliny mogą się lubić lub nie. W praktyce, dopóki ziemia jest jeszcze w miarę świeża i niewyjałowiona, ogród dużo nam wybacza. Kiedy jednak ogródek uprawiamy już od kilku lat i nie nawozimy, nie stosujemy płodozmianu, na pewno pojawią się niedobory i problemy. U nas np. przestały rosnąć cebule, czosnki i pory. Może nie w ogóle przestały, ale było po nich widać, że jest im źle, że są słabe, małe. Jak się okazało, akurat warzywa cebulowe bardzo potrzebują zmiany miejsca, nie powinno się ich sadzić na tej samej grządce co najmniej przez dwa kolejne sezony. Gdy zaczęłam stosować tę zasadę, cebula wróciła do normalnych rozmiarów, a czosnki przestały chorować. Dlatego płodozmian ma kolosalne znaczenie. A do tego potrzebne są dobre notatki i plan warzywnika, bo zimą często się już nie pamięta, gdzie co rosło w poprzednim sezonie.

Planowanie warzywnika to dla mnie taki zimowy i wczesnowiosenny rytuał – siadam i analizuję, co gdzie będzie w nowym sezonie. Potem to sobie rysuję, bo bardzo lubię mieć to na obrazku. Plan warzywnika wiosną zdecydowanie ujmuje pracy, eliminuje też sporo błędów, naprawdę bardzo polecam.

Swoją książkę poszerzasz o „otoczenie” warzyw – kwiaty, zioła. Szczególnie właśnie zioła warto mieć na balkonie.

Warzywnik powinien nie tylko dawać plony, ale też cieszyć oko. Stąd kwiaty czy zioła, które poza ozdobą, mają wiele ważnych zadań do wykonania. Kwiaty często przejmują na siebie różnego rodzaju szkodniki, leczą glebę, przyciągają zapylacze. Tak samo zioła. To duża radość dodawać do posiłków zielone listki, a jesienią mieć zapasy zasuszonych. Niektóre zioła mogą zresztą zimować na balkonie czy na parapecie w mieszkaniu.

Wiele osób ociąga się z własnym warzywnikiem, nawet w minimalnym wymiarze, bo sądzi, że to hobby wymagające dużo czasu. Ile zajmuje dopilnowanie małego warzywnika?

Myślę, że jest to hobby dla każdego. Nie wiem nawet, czy można to nazwać „hobby”, bardzo szybko staje się takim sposobem na życie, a nawet naturalną koniecznością, bo to, co dostajemy w sklepach, czasami strach jeść. Ale odpowiadając na pytanie – to, ile czasu będziemy poświęcać naszemu warzywnikowi, zależy od tego, jak dobrze przygotujemy się do sezonu, jak dobrze wszystko zaplanujemy, przemyślimy, przygotujemy. Dam przykład: nasz obecny ogród warzywny zajmuje ok. 150 metrów kwadratowych w kilku kawałkach. Zajmujemy się nim codziennie przez przynajmniej pół godziny, choć oczywiście bywają takie dni, kiedy pada deszcz i nas tam nie ma. Realnie to jest kilka godzin w tygodniu, ale trzeba brać pod uwagę, że skala naszych upraw jest spora. Jeśli ma się warzywnik na balkonie, myślę, że kwadrans dziennie to aż nadto. To, co w donicach, najprawdopodobniej będziemy musieli podlewać codziennie, trzeba też częściej nawozić. Czasami spulchnić ziemię czy coś przerwać. Po wysianiu i posadzeniu roślin w kwietniu i maju zostaje nam już w zasadzie tylko pielenie co jakiś czas, podlewanie i nawożenie.

Wiele osób zniechęca też konieczność codziennego podlewania. Jak to zorganizować, kiedy wyjeżdżamy na weekend, prowadzimy aktywne życie?

Na rynku jest coraz więcej fajnych rozwiązań, które nam to ułatwiają. Nawadnianie kropelkowe ze sterownikiem super działa nie tylko w ogródkach gruntowych, ale również na balkonie. Wprawdzie nie bardzo lubię korzystać z systemów automatycznych, bo lepiej samemu reagować na bieżące potrzeby roślin, ale na czas wyjazdu może się to sprawdzić. Kiedy mamy w planie wyjazd na kilka dni, warto zastosować patenty, dzięki którym woda sączy się do doniczek. Stawiamy na podwyższeniu naczynie i rozprowadzamy sznurki do poszczególnych roślin. Można też zrobić mały otworek w korku od butelki i wcisnąć ją do ziemi. Na krótki czas bez upałów powinno wystarczyć, ale jeśli wyjeżdżamy na dłużej, warto jednak zorganizować kogoś, żeby zajrzał i sprawdził, czy wszystko dobrze działa. Po naszym powrocie rośliny mogą być nieco osłabione, ale małe szanse, by nie przeżyły.

Trafiłam na artykuły o ogrodoterapii i brytyjskie programy terapeutyczne skupione na leczeniu ogrodem i warzywnikiem, także schorzeń o podłożu psychicznym, które dawały zdumiewające efekty. Ta dziedzina terapii ma niesamowity potencjał

Ludzie często myślą, że uprawa warzyw to wyższa szkoła jazdy, że to skomplikowane. Ale skoro nasi przodkowie uprawiali ziemię, nie mając żadnych książek, webinarów, grup wsparcia w mediach społecznościowych i blogerów, to czemu teraz ma się nie udać. Trzeba tylko próbować i działać. Oczywiście będzie tak, że jeden będzie miał do tego więcej talentu czy intuicji, a drugi mniej, ale tak naprawdę są małe szanse, żeby się komuś zupełnie nie udało. Własny szczypiorek na balkonie to już jest coś.

Na koniec porozmawiajmy jeszcze o ogrodoterapii. Takie kursy cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem i niemało kosztują.

Jestem żywym przykładem tego, że ogród naprawdę może zmieniać życie. Kiedy weszłam już trochę głębiej w uprawę warzyw, wielka giełdowa korporacja, w której pracowałam, zaczęła mieć kłopoty z powodu swojego konkurenta, który bardzo nieelegancko ją zaatakował. Walka trwała przez wiele miesięcy, sprawa rozgrzewała do czerwoności biznesowe gazety, a ja zajmowałam się tam komunikacją. Poziom stresu był taki, że często w drodze do pracy i przez całą drogę płakałam, myśląc, że nie zniosę kolejnego dnia tak ogromnej presji.

Po tych trudnych miesiącach przyszła wiosna i zauważyłam, że jeżeli tylko wyjdę z tej pracy na tyle wcześnie, żebym mogła pójść do ogrodu, pojechać do centrum ogrodniczego, wysiać coś, to działa to na mnie lepiej i skuteczniej, niż wszystkie inne techniki radzenia sobie ze stresem, które w międzyczasie próbowałam stosować. Wystarczało tylko pół godziny zajmowania się ziemią, pobuszowania w warzywniku, poruszania się, by stres znikał. To było uzdrawiające. Czasami jechałam na działkę choćby na pięć minut, tuż przed zmierzchem, żeby tylko popatrzeć na moje rośliny. To nie tylko dawało mi ulgę od stresu, który był wcześniej, ale też dawało siłę na kolejny dzień.

Kiedy szukałam wytłumaczenia tego zjawiska, trafiłam na artykuły o ogrodoterapii i brytyjskie programy terapeutyczne skupione na leczeniu ogrodem i warzywnikiem, także schorzeń o podłożu psychicznym, które dawały zdumiewające efekty. Ta dziedzina terapii ma niesamowity potencjał.

Na mnie wspaniale działa też taka wizualizacja, że wkładam małe nasionko, a za kilka tygodni lub miesięcy powstaje z tego ogromna roślina. To taka pierwotna, uspokajająca myśl, że gdyby coś się zawaliło, zepsuło, jestem w stanie zapewnić sobie pożywienie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: