Przejdź do treści

HELLO PIONIERKI: Jak Maria Orwid uczyła swoich kolegów po fachu feminizmu i braku tolerancji dla spraw, które na nią nie zasługują

HELLO PIONIERKI: Jak Maria Orwid uczyła swoich kolegów po fachu feminizmu i braku tolerancji dla spraw, które na nią nie zasługują Grafika: Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Do studiowania medycyny namówił ją Stanisław Lem. Była jedną z pierwszych kobiet w polskiej psychiatrii. Choć trafiła pod skrzydła wybitnego profesora Antoniego Kępińskiego, przez lata musiała udowadniać swoje kompetencje. Zrobiła wiele dla leczenia zaburzeń u dzieci i młodzieży, badała też problemy traumy wojennej i Holokaustu. Oto Maria Orwid!

 

Urodziła się w 1930 roku w Przemyślu w zasymilowanej rodzinie żydowskiego adwokata Adolfa Pfeffera i Klary z Weinstocków. „Tatuś w sprawach codziennych zostawiał mi całkowitą swobodę. Uważał, że mogę się bawić, z kim chcę, bez względu na to, z jakiego domu pochodzi, byleby był porządnym człowiekiem; że mogę czytać, co chcę, byleby to była dobra książka; że mogę robić, co chcę, bylebym coś robiła. Nie przejmował się konwenansami i nigdy nie zwracał na nie uwagi” – mówiła w wywiadzie dla krakowskich dziennikarzy – Katarzyny Zimmerer i Krzysztofa Szwajcy.

W czasie wojny jej rodzinie udało się uciec z getta tuż przed jego likwidacją. Z narażeniem życia przedarli się do Lwowa. Tam straciła dziadków i ojca, który zmarł z wycieńczenia. Po wielu latach Maria doprowadziła do odznaczenia medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata Teofili Kic, która uratowała im życie.

Po wojnie razem z matką i ojczymem, którego nazwisko przyjęła, trafiła do Krakowa. Szybko uzupełniła wykształcenie w Gimnazjum Urszulanek i – za namową przyjaciela, Stanisława Lema – zdecydowała się studiować medycynę. Została jedną z pierwszych psychiatrek w Polsce, wcześniej specjalność ta była domeną wyłącznie mężczyzn. Choć trafiła pod skrzydła wybitnego profesora Antoniego Kępińskiego, jako kobieta przez wiele lat musiała udowadniać swoje kompetencje.

Jeszcze na studiach większość czasu spędzała w krakowskiej Klinice Psychiatrii. Prof. Kępiński zaangażował ją do prowadzenia badań nad traumą wśród byłych więźniów obozów koncentracyjnych. W skład tzw. zespołu oświęcimskiego wchodziło kilku psychiatrów, którzy ocaleli w czasie wojny i Holocaustu. Kontynuacją badań było stworzenie pierwszego w Polsce programu terapii dla ocalałych z zagłady.

Z czasem program ten zaczął obejmować już nie tylko samych naznaczonych traumą wojenną, ale także ich dzieci i wnuki. „Temat wymyślili mi koledzy. Lepiej ode mnie rozumieli, z jakimi problemami się przez cały czas borykam i intuicyjnie wiedzieli, co jest dla mnie ważne. Byliśmy przekonani, że człowiek, który uświadomi sobie swoją przeszłość i ją przemyśli, może nabrać dystansu do siebie, swoich poczynań i emocji, a dzięki temu będzie umiał lepiej zrozumieć odruchy, jakimi się kieruje w życiu. To przekonanie towarzyszy mi zresztą do dziś” – wspominała.

Anna Tomaszewicz-Dobrska/grafika: Joanna Zduniak

Zagadnienie straty i przeżyć wojennych Maria Orwid studiowała przez wiele lat, jeszcze w latach 90. ub. wieku prowadziła badania nad późnymi następstwami traumy II wojny światowej u Żydów i Romów. Znacząco rozwinęła zagadnienie międzygeneracyjnego przekazu traumy. „Doświadczenie Holocaustu było doświadczeniem najważniejszym i, jak się okazało, determinującym życie. Sądzę, że ucieczka przed nim, ucieczka przed żydowską przeszłością jest nieskuteczna i niesłuszna, a dla mnie egzystencjalnie nieprawdziwa. Bo to jest nasza sprawa i nasz los, choć łatwiej byłoby mieć inny” – pisała.

Maria Orwid jest uważana za reformatorkę Kliniki Psychiatrii. Dzięki niej w 1978 roku w Krakowie powstała pierwsza w kraju Klinika Psychiatrii Dzieci i Młodzieży, która pod jej kierunkiem działała do 2000 r., kiedy przeszła na emeryturę. Nie zgadzała się jednak z opiniami, że dokonała rewolucji w psychiatrii: „Co za gówniarz mógł powiedzieć coś takiego! Rewolucje zawsze prowadzą do niszczenia! A ja i tak niewiele mogłam tam zmienić, ponieważ każdy szpital jest w gruncie rzeczy instytucją totalitarną. Gdybym się awanturowała, nie tylko bym nikomu nie pomogła, ani szpitalowi, ani pacjentom, ani personelowi, ale wręcz uniemożliwiłabym egzystencję mojej klinice” – mówiła w rozmowie z Katarzyną Zimmerer i Krzysztofem Szwajcą.

Równolegle z prowadzeniem terapii i kierowaniem kliniką, Maria Orwid prowadziła także zajęcia ze studentami i rozwijała karierę naukową. W 1989 roku została profesorem, wychowała wiele pokoleń przyszłych specjalistów psychiatrii. „Jeśli jesteś głęboko przekonana, że ‘inność’ jest dokładnie taka sama jak ‘nieinność’, podchodzisz do pacjenta ze spokojem, akceptacją. […] Najważniejsza jest generalna postawa wobec drugiego człowieka, w tym również człowieka chorego” – mówiła.

Jej aktywność w sferze zawodowej szła w parze z działaniami społecznymi. Była członkinią Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie, organizowała warsztaty terapeutyczne dla dzieci Holocaustu, nie opuściła żadnego Marszu Tolerancji.

Prof. Orwid była współzałożycielką i honorowym prezydentem Polsko-Izraelskiego Towarzystwa Zdrowia Psychicznego, a za wkład w dialog polsko-niemiecki została uhonorowana medalem prezydenta Federalnej Republiki Niemiec. Była współzałożycielką i członkinią zarządu Word Association for Dynamic Psychiatry, zorganizowała w Krakowie dwa światowe kongresy – terapii rodzin w 1990 roku i Światowy Kongres Psychiatrii Dynamicznej w 2005 roku.

„Bogactwo życia zawodowego, wyrazistość poglądów, konsekwentna realizacja zamysłów i planów zawodowych nie zabierały Pani Profesor całego czasu i nie wypełniały jej życia ze szczętem. Angażowała się w wiele ważnych spraw. Była obecna wszędzie tam, gdzie działy się sprawy ważne, opowiadając się za sprawiedliwością, równymi szansami dla wszystkich, a przeciw dyskryminacji, nietolerancji, łamaniu praw człowieka i nieuczciwości” – czytamy we wspomnieniach Jacka Bomby, jej następcy na stanowisku szefa Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży na stronie Krakowskiej Fundacji Rozwoju Psychoterapii jej imienia.

Kiedy patrzę wstecz na te lata, nie rozumiem, jak mi się udało to wszystko przeżyć. Ale to było prawdziwe życie, choć często mi się wydawało, że nie ma w nim miejsca dla mnie. Mogłabym mówić o nim jako o wiecznym paśmie utrat, rozpaczy z tego powodu, lęku przed kolejną utratą, która reaktywuje dawne, oraz pustką, która po niej następuje. I będzie to narracja prawdziwa. Równie dobrze jednak mogę opowiadać o dziewczynie, a potem kobiecie, która życie szalenie intensywnie, stara się być aktywna na wszystkich frontach, ale nigdy nie czuje się w porządku wobec swojej kliniki i zespołu, więc ma z tego powodu ciągłe poczucie winy – pisała w jednym z artykułów.

Nie wyszła za mąż, przez 40 lat jej partnerem był krakowski malarz Marian Szulc. „W okresie, kiedy nasza klinika przeniosła się do Kobierzyna, przestał lubić być sam, wieczorami nie miał ochoty, żeby gdzieś wyjść, siedział w domu i chciał, żebym go odwiedzała. Więc kiedy na przykład odbywały się w Krakowie 'Konfrontacje filmow, kupowałam dla siebie bilety na jedenastą wieczorem. Nie wiem, skąd czerpałam siły, żeby iść do kina, ale chciałam zobaczyć wszystkie najważniejsze filmy” – wspominała.

W Krakowie opowiadano o złotym suficie w jej sypialni i niezliczonej kolekcji butów, które trzymała w szafkach na balkonie. Można ją było spotkać w Piwnicy Pod Baranami i kawiarni Europejskiej w Sukiennicach, co niedziela wędrowała po ciuchy na plac Nowy. „Ciuchy nie są angażujące… są dobre albo złe, a jeśli są złe, można je wyrzucić, nie budzą we mnie lęku” – mówiła.

W wydanej w 2006 roku książce „Przeżyć… I co dalej” opisała swoje dzieciństwo, czas zagłady i życie zawodowe. „Maria Orwid mawiała, że gdyby nie zniszczyła swojego pamiętnika pisanego w getcie przemyskim, może przebiłaby popularnością Annę Frank, a zniszczyła go dlatego, że zawiodła się na ukochanym chłopcu i chciała usunąć z pamięci tę pierwszą miłość. Jej decyzja nie jest szczególnie niecodzienna. Adolescenci często niszczą swoje pamiętniki, wstydząc się pierwszych porywów uczuć, jakby chcieli zlikwidować wiążący się z nimi dramat” – czytamy we wprowadzeniu.

Zmarła 9 lutego 2009 roku, została pochowana na nowym cmentarzu żydowskim przy ul. Miodowej w Krakowie. „Dzięki niej zostałem feministą. To może zaskakiwać, ale nauczyłem się od niej nietolerancji. Nietolerancji dla spraw niezasługujących na tolerancję” – mówił wybitny prof. Jerzy Aleksandrowicz, jej kolega po fachu.

Korzystałam z opracowania „Krakowski Szlak Kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek” pod red. Ewy Furgał wydanego przez Fundację Przestrzeń Kobiet w Krakowie w 2009 r., a także książki „Przeżyć… I co dalej” Marii Orwid wydanej przez Wydawnictwo Literackie w 2006 r.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: