Przejdź do treści

Hello My Hero. Agnieszka Hajdukiewicz: Kiedy byłam mała, nie widziałam, że inne dzieci mają nogi i robią coś, czego ja nie mogę. Przeciwnie – robiłam to, co wszyscy

Agnieszka Hajdukiewicz
/ Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jeździ autem, na deskorolce, z powodzeniem gra w szpilkach w gumę. Agnieszka urodziła się bez nóg i jednej ręki, ale za to z wielkim uśmiechem na twarzy. Jej pozytywnej energii starczyłoby dla trzech. – Potocznie mówiąc – nie lubię siedzieć na tyłku. Zawsze powtarzam, że ja tylko nie mam nóg i ręki. Poza tym jestem sprawna – mówi w rozmowie z nami, opowiadając, jak wygląda „pełnosprawna niepełnosprawność”.

 

Ewa Wojciechowska: Zrobiło się o tobie głośno, kiedy twój film z wycieczki w górach został udostępniony na facebookowej grupie Tatromaniacy. Jak to się zaczęło?

Agnieszka Hajdukiewicz: Koleżanka sfilmowała mnie w momencie, kiedy sama schodziłam po górskim szlaku. Chciałam mieć z tej wycieczki pamiątkę, którą pokażę rodzinie. Ten film miał też przypominać mi w gorszych momentach, że zazwyczaj najpierw idzie się pod górę, ale potem są piękne widoki, dla których warto podejmować trud. Następnie za moją zgodą opublikowała film w mediach społecznościowych. Wiele osób zaczęło go udostępniać i komentować. Nie spodziewałyśmy się takiego dużego i pozytywnego odzewu. Choć były też negatywne komentarze. Jeden pan napisał mi, że skoro jestem taka aktywna, to zaprasza mnie do pracy w kopalni.

Niezbyt to miłe. A jak reagowali na ciebie ludzie, którzy przechodzili wtedy obok?

Często przystawali i pytali się, czy mogą mi jakoś pomóc. Bardzo często też gratulowali i wspierali mnie słowami czy uśmiechem, co było dla mnie bardzo motywujące. Pozytywnie też mnie zaskoczyło to, że nie bali się i nie brzydzili niepełnosprawności, bo różnie z tym bywa. Moja niepełnosprawność nie jest spotykana na co dzień na ulicy. Zazwyczaj widzi się osoby na wózku, ale z kompletem kończyn. Ja byłam bez wózka i bez kończyn. Miłe też było to, że ludzie nie patrzyli z góry, tylko kucali przy mnie, żeby spojrzeć mi w oczy i porozmawiać.

Nazywasz siebie pełnosprawną niepełnosprawną.

Zawsze powtarzam, że ja tylko nie mam nóg i ręki. Poza tym jestem sprawna, wszędzie też mam zachowane czucie. Wszystko inne więc – oprócz chodzenia – robię. Gotuję, mam obowiązki domowe, wyprowadzam psy, robię zakupy, sprzątam. W międzyczasie również studiuję zaocznie resocjalizację i planuję zacząć także psychologię. Dodatkowo uczestniczę w różnych kursach. Potocznie mówiąc – nie lubię siedzieć na tyłku (śmiech). Wszyscy myślą, że wózek to już jest tragedia, a właśnie tak nie jest. Co by było, gdybym go nie miała?

Kiedy robiłam kurs na prawo jazdy, mój instruktor powiedział, że nie prowadzimy nogami tylko głową. Wtedy to było dla mnie niezrozumiałe. Wypuścił mnie na Warszawę i mówi, że mam prowadzić głową samochód (śmiech). Teraz, kiedy od czterech lat mam prawo jazdy, wiem, o co mu chodziło i uważam, że odzwierciedla się to w codziennym życiu.

Kiedy byłam mała, podbierałam szpilki mamie i schodziłam do rówieśników na podwórko. Z powodzeniem grałam na obcasie w nogę czy w gumę. Nie widziałam wtedy tej dysproporcji, że inne dzieci mają nogi i robią coś, czego ja nie mogę. Przeciwnie, robiłam to, co wszyscy

Widziałam na twoim profilu na Instagramie, że nie tylko pokazujesz, jak jeździsz autem czy na hulajnodze, ale robisz sobie manicure hybrydowy. Jak ci idzie?

Z wykształcenia jestem wizażystką i stylistką ubioru, co jest moim wielkim hobby. Bardzo lubię malować siebie i innych, i moje zainteresowania płynnie przeszły też na paznokcie. Chodziłam do kosmetyczki, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że mogę spróbować sama. Na początku było trudno i nie wyglądało to tak, jak powinno. Teraz doszłam do takiego etapu, że maluję bardzo precyzyjnie i to trzymając pędzelek w ustach, a nie w dłoni.

W jaki sposób postrzegasz swoją kobiecość?

Uważam, że kobiecość nosi się w sercu i w głowie, a nie na ciele. Kiedy patrzę w lustro, widzę uśmiechniętą kobietę, której przydałoby się zrzucić kilka kilogramów (śmiech), ale nie mam z tym problemu. Zawsze mówię, że zacznę biegać od jutra (śmiech).

Lubię siebie w makijażu i bez. Mam dużo wyprysków przez problemy z hormonami, zaczerwienioną twarz przez wrażliwą cerę, ale mi to w ogóle nie przeszkadza. Jeśli nie mam ochoty, to po prostu się nie maluję i wtedy też czuję się kobieco. Tu nie chodzi o to, jaką ma się figurę, czy zgrabne nogi w szpilkach. Choć ja szpilki też sobie kupuję, a co (śmiech).

Agnieszka Hajdukiewicz

fot. archiwum prywatne

Ile masz tych szpilek?

Dużo! Szpilki wykorzystuję przede wszystkim do zdjęć. Wysokie buty przydają mi się też do chodzenia po schodach, tak jest mi wygodniej. Zakładam but na rękę, chroniąc ją przed zabrudzeniami czy urazami. Dlatego mówię, że ja też noszę buty. Bardzo dobrze też jeździ się w szpilkach na deskorolce, bo są wyższe i nie muszę być bardzo zgarbiona. Moja fizjoterapeutka się cieszy (śmiech).

Kiedy byłam mała, podbierałam szpilki mamie i schodziłam do rówieśników na podwórko. Z powodzeniem grałam na obcasie w nogę czy w gumę. Nie widziałam wtedy tej dysproporcji, że inne dzieci mają nogi i robią coś, czego ja nie mogę. Przeciwnie – robiłam to, co wszyscy. To było naturalne dla mnie i moich przyjaciół. Kiedy bawiliśmy się w podchody, na naszej liście zawsze był mój czerwony skuter i linka holownicza, gdybym się zakopała i trzeba było mnie wyciągnąć. Kiedy szliśmy na działkę i okazywało się, że zapomnieliśmy klucza, przechodziliśmy przez ogrodzenie. Najpierw moi znajomi pomagali mi przedostać się przez płot, później przenosili mój wózek, a następnie sami wchodzili. Zawsze dawaliśmy radę.

Wspominałaś, że lubisz żarty i czarny humor. Często robisz kawały rodzinie i przyjaciołom?

Tak i nie myśl, że oni pozostają mi dłużni. Kiedyś przeprowadziłam eksperyment na wyjeździe z przyjaciółmi. Założyłam spodnie, wypchałam je ręcznikami i przykleiłam buty (oczywiście na obcasie). Nikt z moich znajomych nie zauważył, że „mam nogi”. Namawiałam ich na wspólne zdjęcie, klepiąc się po spodniach, proponowałam, że może ktoś usiądzie mi na nogach. Zorientował się i zdziwił jedynie kelner, ponieważ pojechałam zamówić jedzenie bez nóg, a przyjechałam odebrać z nogami. Dopiero kiedy kazałam im poszukać, co się we mnie zmieniło, zorientowali się, że Agnieszka ma nogi (śmiech). Mogłabym przytaczać tu wiele takich historii.

„Chodzić za kimś krok w krok”, „robić duży krok”. Jak obierasz takie powiedzenia? Z tego co słyszę, nie boisz się ich używać.

Absolutnie nie. Lubię w ten sposób żartować. Byłam kiedyś z mamą w galerii handlowej i jeden chłopiec, kiedy mnie zobaczył, zaczął szukać moich nóg. Jego mama poczuła się zawstydzona i tłumaczyła mu, dlaczego jeżdżę na wózku. Zazwyczaj w takich sytuacjach podjeżdżam do takiego dziecka, przedstawiam się i pytam, czy chciałby mnie o coś zapytać. Tak było też w tej sytuacji. Wiem, że z takiej normalnej rozmowy bierze się edukacja. Pół godziny później spotkaliśmy się ponownie w sklepie obuwniczym. Powiedziałam temu chłopcu, że stąd wychodzę, bo nie ma mojego rozmiaru (śmiech).

Każdy ma problemy i w żaden sposób nie można zmierzyć, czy ktoś ma mniejszy, czy większy problem. Tylko my w środku wiemy, z czym walczymy i ile w życiu przeszliśmy

Zakładam jednak, że nie zawsze jest wesoło. Kiedy masz zły dzień, co pomaga ci poradzić sobie z trudnymi momentami?

Kiedy mam zły dzień, daję sobie jeden, maksymalnie trzy dni pochylenia się nad sobą i swoimi problemami. Emocje są naturalną częścią człowieka i trzeba im dać upust. Kiedy jesteśmy radośni, to się śmiejemy, kiedy jesteśmy źli, szukamy sytuacji, żeby odreagować. Nie rozumiem dlaczego ludzie boją się i wstydzą się płaczu. Przecież to coś naturalnego, coś co nas oczyszcza. Nie ukrywam, że też czasem płaczę i podejrzewam, że każdy ma takie chwile.

Moim największym wsparciem jest moja rodzina – mama, kuzynka, bratowa. Cały czas też są przy mnie moje psy. Mam wrażenie, że one mają w sobie radar i wiedzą, kiedy mam obniżony nastrój. Przed nimi nic się nie ukryje (śmiech). Nie odstępują mnie wtedy na krok.

Jeździsz na deskorolce, wystartowałaś też w maratonie. Na co dzień uprawiasz jakieś sporty?

Lubię jeździć na deskorolce. To też jest dla mnie środek transportu. W ten sposób też czasem wyprowadzam swoje psy. Cziko, mój 10-letni York, jest już nauczony, jak ma przy mnie chodzić. Od niedawna jest z nami też Tequila, którą szkolę na psa asystenta. Ona ciągnie mnie na deskorolce i praktycznie nic już sama nie muszę robić.

Maraton to był bieg charytatywny dla kobiety chorej na raka piersi, która też ma niepełnosprawną córkę. Nie jestem osobą, która uprawia sporty, ale cel był mi bliski, ponieważ moja biologiczna mama zmarła na tę samą chorobę. Czułam, że muszę wziąć udział w tym biegu, więc razem z moją kuzynką pobiegłyśmy.

Masz bliską więź ze swoją obecną mamą?

Moja biologiczna mama zmarła, kiedy miałam dwa lata. Nie pamiętam jej twarzy. Wydaje mi się, że w tamtym momencie miałam jednak najłatwiej z mojego rodzeństwa. Byłam zbyt mała, żeby zrozumieć, co się stało, choć nigdy nie był przede mną zatajany fakt, że jesteśmy adoptowani. Kiedy dorastałam, zwracałam się do mojej obecnej mamy „ciociu”, ponieważ ona jest siostrą mojej biologicznej mamy. Po jakimś czasie zaczęłam jednak naturalnie mówić „mamo”. Przez całe życie spotykałam ludzi, którzy na swoich rodziców mówili „mama” i „tata”, a że ja innej mamy nie pamiętałam, to przyszło naturalnie.

Piszesz na swoim profilu na Instagramie, że starasz się pokonywać bariery niewidzialnymi skrzydłami.

Każdy ma problemy i w żaden sposób nie można zmierzyć, czy ktoś ma mniejszy, czy większy problem. Tylko my w środku wiemy, z czym walczymy i ile w życiu przeszliśmy. Jeśli chcemy zdobyć jakiś szczyt, czy to prywatny, finansowy, czy zawodowy, to zawsze są jakieś etapy dojścia na samą górę. Czasem zrobimy trzy kroki do przodu, a cztery wstecz, ale to nie oznacza, że trzeba się poddać. Wiele osób pyta mnie, jak mogę funkcjonować bez nóg, więc mówię, że mam skrzydła. Dzięki nim zawsze na ten szczyt dolecę.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: