Przejdź do treści

Hello My Hero. Aleksandra Florkowska: „Anoreksja to nie wybór między byciem chudą a grubą, tylko życiem a śmiercią”

Aleksandra Florkowska
Hello My Hero. Aleksandra Florkowska: „Anoreksja to nie wybór między byciem chudą a grubą, tylko życiem a śmiercią”/ fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Osoba chora na anoreksję nie widzi tego, co jest naprawdę w lustrze. Mama powtarzała mi, że ludzie spoglądają na mnie z przerażeniem, a ja to wypierałam. Patrzę teraz na zdjęcia z najgorszego okresu choroby i nie dowierzam, że mogłam doprowadzić się do takiego stanu – mówi chora na anoreksję Aleksandra Florkowska. Jej profil „Narodziny wegetarianki”, na którym pomaga innym wyjść z zaburzeń odżywiania i opowiada o swoich zmaganiach z anoreksją, stał się hitem na TikToku!

 

Ewa Wojciechowska: Na TikToku obserwuje cię ponad 500 tys. osób, a twoje filmiki mają po kilka milionów wyświetleń. Jak to się stało, że postanowiłaś podzielić się swoją historią w mediach społecznościowych?

Aleksandra Florkowska: Moja przygoda z TikTokiem zaczęła się w marcu ubiegłego roku i muszę tu się do czegoś przyznać było to podczas lekcji zdalnych. Słuchając nauczycielki, zaczęłam przeszukiwać internet w celu znalezienia większej pomocy w procesie wychodzenia z choroby. Terapeuci byli dla mnie pomocni, ale potrzebowałam czegoś mocniejszego. Znalazłam kilka blogów o zaburzeniach odżywiania i podcasty, jednak to było wciąż za mało.

Wcześniej nigdy nie miałam styczności z TikTokiem, rzuciłam się więc na głęboką wodę. Opublikowałam jeden filmik, a po kilku godzinach moje nagranie miało już 10 tys. wyświetleń. Kolejne również cieszyły się dużym powodzeniem. To był dla mnie znak. Zauważyłam, jak wiele osób potrzebuje takich filmów mówiących o chorobie. Obecnie obserwuje mnie niewyobrażalna dla mnie liczba osób.

Kiedy zaczęły się u ciebie problemy z odżywianiem?

Cztery lata temu, kiedy chodziłam do szkoły baletowej i dostałam upomnienie, że powinnam schudnąć, pomimo że miałam prawidłową wagę. Tamten okres był dla mnie bardzo trudny, ponieważ nałożył się z rozwodem moich rodziców, przez co rozwinęła się u mnie depresja. Zauważyłam jednak, że jest coś, co mi wychodzi, i jestem z tego usatysfakcjonowana. Były to coraz mniejsze liczby na wadze.

Co czułaś przy pierwszym zrzuconym kilogramie?

Ogromną satysfakcję, wewnętrzną chęć walki i dążenia do jeszcze niższej wagi. Niestety z każdym kilogramem mniej to uczucie było coraz bardziej ulotne. Nadal jednak na tyle silne, że chciałam w to brnąć dalej. Nie byłam świadoma, że to początek anoreksji. Wypierałam chorobę.

Pierwszy przełom nastąpił, kiedy wyjechałam na wymianę międzyszkolną. Na wierzch zaczęły wychodzić moje stany depresyjne i inne objawy anoreksji, zaczęłam mieć myśli samobójcze. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i dzwoniłam zapłakana do rodziców. Wtedy zdecydowali, że zapiszą mnie do terapeuty. On uświadomił mnie, przez co przechodzę.

Aleksandra Florkowska, archiwum prywatne

W trakcie leczenia miewałaś wzloty i upadki. Pojechałaś m.in. na przymusowe leczenie do szpitala psychiatrycznego. To był pierwszy krok w drodze do zdrowia?

W szpitalu leczyłam się przez cztery miesiące, ale nie mogę powiedzieć, żeby pobyt w nim mi pomógł. Przymusowo były tam również inne anorektyczki, które, tak jak ja, nie chciały się leczyć. Zamiast dopingować się w procesie wychodzenia z choroby, jeszcze bardziej się w nią zapędzałyśmy. Nie mogłyśmy odmawiać posiłków, bo wtedy kończyło się to sondą. Wieczorem liczyłyśmy więc kalorie i ćwiczyłyśmy w ukryciu. Każda chciała być jak najlepsza w chorowaniu, a nie w wychodzeniu z choroby. Okłamywałyśmy nie tylko lekarzy, ale wszystkich dookoła.

Pobyt tam był trochę jak takie chwilowe postanowienie. Chciałam się leczyć, ale nie na 100 proc. tylko na 60-70 proc. Zawsze powtarzam, że podczas wychodzenia z anoreksji trzeba dać z siebie więcej niż 100 proc., inaczej te mniejsze liczby będą nadal decydować o naszym losie. Kiedy wróciłam do domu, przez chwilę było lepiej, ale poddałam się. Miewałam dni, kiedy nie jadłam przez całą dobę. Poddawałam się całkowicie chorobie, chciałam tylko spać i nie wstawałam z łóżka, żeby nie czuć głodu. I choć moi rodzice bardzo mnie kontrolowali, stałam się mistrzynią w ukrywaniu małej energii posiłku pod jego objętością. Na pierwszy rzut oka mogło wydawać się, że dużo zjadłam. Tak naprawdę moje posiłki miały zaledwie kilkanaście, kilkadziesiąt kalorii.

Kiedy w pełni postanowiłaś wyzdrowieć?

Założenie TikToka było największym motorem do zdrowienia, jednak wcześniej było kilka takich momentów, m.in. podjęcie decyzji o wyjechaniu na leczenie do ośrodka zaburzeń odżywiania w Malawie. Najważniejszym punktem zwrotnym był moment, kiedy moja waga spadła do najmniejszych liczb w ciągu tych czterech lat. Wtedy doświadczałam już różnych niepokojących objawów tego – nazwijmy to wprost – że się zabijam.

To znaczy?

Moje serce zaczęło grać swoim rytmem i coraz słabiej pracować, przez co bardzo często trafiałam do szpitala. Co jakiś czas mdlałam, kręciło mi się w głowie, zanikła mi miesiączka, bolały mnie wszystkie kości. Uczucie zimna nie odstępowało mnie nawet na chwilę, miałam problemy z trawieniem, bardzo łamliwe paznokcie i słabe, wypadające garściami włosy. Straciłam nawet zmysł czucia na kilka miesięcy. Nie dopuszczałam do siebie jakichkolwiek emocji, dzięki którym poczułabym się szczęśliwa. Chodziłam znużona, nie byłam sobą. Z osoby, która była bardzo towarzyska, stałam się zamknięta i oziębła, nienawidziłam wszystkich i nie wychodziłam praktycznie z łóżka. Codziennie towarzyszył mi lęk, bo jednak nie chciałam jeszcze umierać.

Widziałam ogromną bezsilność w oczach mojej mamy. W pewnym momencie pękła i powiedziała, że jej na moim pogrzebie nie będzie

Nazywasz ten stan autodestrukcją. Jak choroba wpłynęła na twoje relacje z innymi?

Straciłam bardzo wielu znajomych. Z rodzicami z jednej strony choroba zbliżyła nas do siebie, ponieważ bardzo mnie wspierali. W pewnym momencie jednak oni też poczuli się zmęczeni. Moja mama niejednokrotnie próbowała mnie dokarmiać. Pamiętam sytuacje, w których brała łyżeczkę jogurtu i wsadzała mi ją do buzi, a ja wypluwałam jej wszystko na twarz. Było dla mnie niewyobrażalnym zjedzenie tej łyżeczki jogurtu, bo przecież to nie była moja godzina posiłku ani coś, co znajdowałoby się na mojej liście niezakazanych produktów. Widziałam ogromną bezsilność w oczach mojej mamy. W pewnym momencie pękła i powiedziała, że jej na moim pogrzebie nie będzie. Wtedy powoli zaczęłam dostrzegać, jak wiele choroba mi zabiera.

Udostępniłaś ostatnio wideo, na którym rozmawiasz ze sobą z przeszłości. „Stara Ola” patrzyła w lustro i widziała tę chorobę?

Osoba chora na anoreksję nie widzi tego, co jest naprawdę w lustrze. Mama powtarzała mi, że ludzie spoglądają na mnie z przerażeniem, a ja to wypierałam. Odpowiadałam jej, że przecież wyglądam normalnie. Dopiero teraz, kiedy mój mózg jest odżywiony i myśli racjonalnie, jestem w stanie to dostrzec. Patrzę teraz na zdjęcia z tego najgorszego okresu i nie dowierzam, że mogłam doprowadzić się do takiego stanu.

Widziałam na twoim profilu na TikToku słoik wyzwań. Codziennie losujesz to, co będziesz jeść. Co już zjadłaś dzięki temu wyzwaniu? Bardzo spodobał mi się przepis na choinkę z ciasta francuskiego.

Była pyszna! Kiedyś bym nie pomyślała, że zjem takie ciasto całe w jeden dzień. Powinnaś zapytać, czego ja już nie zjadłam. Przełamałam się praktycznie do wszystkiego, co stanowiło dla mnie ogromną barierę. Nie tylko do fastfoodów, pizzy, kebabu, ale też do zdrowych rzeczy, które dla „starej Oli” były zakazane. Moja choroba podpowiadała mi np., że orzechy sprawią, że nagle będę 10 kg większa. Ostatnio pierwszy raz od kilku lat zjadłam całą czekoladę. W momencie, w którym zaczęłam przełamywać się, z każdym kolejnym razem było mi coraz łatwiej. Teraz nie czuję już aż takiej potrzeby kontynuowania tej serii, ale robię ją, żeby zainspirować innych.

Stworzyłaś też razem z bratem i ciocią aplikację „Defeated”, która pomaga ludziom z zaburzeniami odżywiania w zdrowieniu. Co w niej znajdziemy?

To tak ogromny projekt, że jestem z niego niesamowicie dumna. Całą aplikację napisałam na podstawie własnych przeżyć. Znajduje się w niej m.in. wspomniany słoik wyzwań, można dzielić się wyzwaniami z innymi, jest miejsce, gdzie można napisać o swoich emocjach czy odczuciach dotyczących danego dnia, co udało się zrobić, do czego się przełamać, wymienić wszystkie swoje korzyści i straty z choroby, największe lęki i obawy. W aplikacji jest też forum, które jest rzetelnie selekcjonowane i kontrolowane, żeby nie zawierało demotywujących komentarzy. Wiele osób prosiło o licznik, w którym można odhaczać np., ile dni ktoś już się nie okalecza, nie głodzi, nie wymiotuje, więc dodaliśmy go. Podaliśmy również informacje odnośnie do choroby i jej schematów oraz o tym, jak radzić sobie z trudnymi myślami czy ekstremalnym głodem. Nie zabrakło też przekierowań do telefonów zaufania i specjalistów. Aplikacja jest jednak jedynie wsparciem w leczeniu, nie może zastępować terapeuty.

Wspomniałaś o ekstremalnym głodzie. Jak sama sobie z nim radziłaś?

Ekstremalny głód był skutkiem tego, do czego potrafiłam doprowadzić się codziennymi głodówkami. Na początku przejawiał się sporadycznie, następnie zaczął towarzyszyć mi codziennie. Wtedy postanowiłam całkowicie poddać się swojemu ciału, a nie chorobie. Tłumaczyłam sobie, że teraz to ja już nie mam kontroli. Moje ciało próbuje mnie ratować i to jest ostatni cenny sygnał od niego, dzięki któremu mogę uratować swoje życie. Stwierdziłam, że zjem wszystko, o co tylko mnie poprosi. Organizm, który jest przez cały czas na ogromnym deficycie, błaga o pomoc. Kluczowa jest dla niego każda energia, więc pochłonie wszystko, by się ratować. Odkryłam więc, że potrafię zjeść niesamowite ilości jedzenia, które innych przerażały, a ja wciąż nie mogłam się nasycić. Czasami było to 8-10, a nawet 20 tysięcy kalorii.

Chciałabym, żeby każda chora osoba potrafiła spojrzeć w lustro i powiedzieć do siebie głośno: "nienawidzę anoreksji"

Widziałam, że ktoś zarzucił ci na TikToku, że „gdzie ty to wszystko zmieściłaś”…

To standardowe komentarze osób, które nigdy przez to nie przechodziły. Wcześniej często słyszałam zdania typu: „czemu nie możesz tego zjeść?”, „po prostu zacznij jeść”, „nie wymyślaj”, „nie gwiazdorz”, „czemu wszystkich ranisz?”. Najtrudniejsze jednak były dla mnie chwile, kiedy poddałam się swojemu ciału i szłam coś zjeść ze znajomymi. Oni jedli pół pizzy, a ja zamawiałam trzecią, bo nie mogłam się nasycić. Wszyscy dziwili się, jakim cudem ja to wszystko w sobie mieszczę, przez co czułam się zawstydzona, że jem.

Co chciałabyś przekazać innym osobom, które są na początku tej drogi?

Najważniejsze, by nigdy się nie poddawały i nie wątpiły w swoją wartość. Kluczem do wyzdrowienia jest nienawiść do fałszywej przyjaciółki, jaką jest anoreksja, i postawienie się jej w 100 procentach. Chciałabym, żeby każda chora osoba potrafiła spojrzeć w lustro, powiedzieć do siebie głośno „nienawidzę anoreksji” i tak bardzo, jak potrafiła się głodzić i niszczyć, tak bardzo pragnęła kierować się ku zdrowiu. Mnie bardzo pomagały drastyczne komentarze i jeden z nich chciałabym, żeby chore osoby miały zawsze z tyłu głowy. To słowa mojej koleżanki, która powiedziała mi, że każda anorektyczka albo umrze, albo przytyje. I to nie jest wybór pomiędzy byciem chudą a grubą, tylko życiem a śmiercią.

Kiedy sama patrzysz teraz w lustro, to widzisz zdrową Olę?

Widzę Olę, która ma pasję, różne humory, niedoskonałości, kompleksy i nadal ją lubię. Przede mną na pewno jeszcze kilkanaście miesięcy albo nawet i kilka lat zdrowienia, ale wiem, że jestem na dobrej drodze. Przykładowo kiedyś potrafiłam ważyć się nawet kilkanaście razy dziennie. Teraz robię to kontrolnie mniej więcej raz na miesiąc. Nadal jednak występują u mnie niektóre schematy choroby i bywa, że kiedy zobaczę więcej kilogramów na wadze, automatycznie zaczynam panikować. Potrafię sobie jednak z tym poradzić znacznie szybciej niż kiedyś. O tym, że jestem w pełni zdrowa, chcę powiedzieć w momencie, w którym będę w 100 proc. czuła, że na dobre pokonałam anoreksję.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: