Przejdź do treści

„Wiele osób pyta mnie, jak daję radę przeprowadzać sekcję zwłok dzieci. Odpowiedź brzmi – dokładnie tak samo, jak dorosłych” – mówi Anna Romaszkan, laborantka sekcyjna

Anna Romaszkan
Anna Romaszkan. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Starszy pan popełnił samobójstwo. Dowiedział się, że jest śmiertelnie chory i że już zawsze będzie przykuty do łóżka. Nie mógł się z tym pogodzić i postanowił skrócić własne cierpienia. Na identyfikacje przyjechało dwóch synów i żona- byli małżeństwem 60 lat. Kiedy zobaczyła ciało męża, wybuchła. To była rozpacz w czystej postaci. Nigdy nie widziałam, żeby dorosła osoba aż tak cierpiała. W pewnym momencie padła mi do stóp, objęła za kostki i zaczęła błagać, żebym pozwoliła jej zostać z mężem na noc. Że on nie może zostać sam, bo będzie mu za zimno, bo będzie samotny. Że ona się nim musi zaopiekować… – mówi Anna Romaszkan, laborantka sekcyjna z Zakładu Patomorfologicznego działającego przy jednym ze śląskich szpitali oraz założycielka popularnej grupy facebookowej „Jaśniejsza Strona Prosektorium” poświęconej tematowi sekcji i pochówku zwłok.

Marianna Fijewska: „Nie wyobrażam sobie wykonywać twojej pracy” – założę się, że często to pani słyszy.

Anna Romaszkan: Często.

A pani jakiej pracy nie wyobraża sobie wykonywać?

Nie wyobrażam sobie być lekarzem lub pielęgniarką w hospicjum. Nie zniosłabym pracy z żywym człowiekiem, który zaraz odejdzie. Przecież między personelem a pacjentem wytarza się więź, sympatia, przywiązanie, a później następuje nieunikniona rozłąka. To musi być strasznie trudne. Nie wyobrażam sobie również wykonywać nudnej, monotonnej pracy, a tak widzę np. pracę księgowego. Mój każdy dzień w pracy jest inny, nigdy nie wiem dokładnie co będę robić, jak bardzo będę zapracowana. Nie mogę sobie z góry ułożyć planu dnia. Z natury jestem pedantyczna, wszystko sobie planuję, a ta praca burzy mi ten porządek. To działa na mnie bardzo stymulująco.

Na czym dokładnie polega praca laboranta sekcyjnego?

To na naszych barkach, dosłownie na barkach, spoczywa cały ciężar przygotowania sekcji od strony technicznej. Trzeba dobrać odpowiednie narzędzia i naczynia pod wycinki, wyjąć zwłoki z chłodni, umieścić na stole sekcyjnym, rozebrać zwłoki, czasem ogolić, jeśli włosy przeszkadzają w sekcji. Oprócz czynności wykonywanych przy sekcji do obowiązków laboranta należy uporządkowanie zwłok po zakończonej autopsji oraz przygotowanie ich do wydania rodzinie czy innym uprawnionym do pochowania ich podmiotom.

Aleksandra Serocka

Co panią w tej pracy fascynuje?

Kiedy widzi się człowieka od środka – każdy element jego organizmu –  docenia się naturę, jak nigdy wcześniej. Wszystko jest ze sobą połączone, wszystko zaprojektowane tak, żeby działało. To naprawdę niesamowity mechanizm. Kiedy po raz pierwszy mogłam sama otworzyć człowieka, nabrałam nieznanego mi wcześniej uczucia uczestniczenia w czymś wyjątkowym i poczucia ogromnej odpowiedzialności.

Za?

Za to, żeby niczego nie zepsuć. Sekcja to niepowtarzalna czynność. Każdy ruch, każde cięcie skalpela, bezpowrotnie niszczy ład i porządek anatomiczny. Jeśli laborant nie ma doświadczenia, a samodzielnie przygotowuje zwłoki do sekcji, może zbagatelizować coś, co ma istotne znaczenie, jak np. płyn w osierdziu czy opłucnej. Jeśli laborant, otwierając zwłoki, niechcący wyleje płyn, nie mierząc wcześniej jego objętości, sekcja nie zostanie przeprowadzona prawidłowo. Ilość i wygląd tego wylanego płynu może mieć ogromne znaczenie przy ustalaniu przyczyny zgonu. Laborant to nie lekarz, nie ma tak dużego doświadczenia medycznego, tak obszernej wiedzy, więc musi być podwójnie skupiony na tym, co widzi i co robi, bo jego błędy mogą zaważyć na tym, czy prawidłowo zostanie określona przyczyna i okoliczności zgonu, czy ktoś odpowiedzialny za zabójstwo zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej albo czy rodzinie zmarłego zostanie wypłacone odszkodowanie…

A co dla pani jest najtrudniejsze w tej pracy?

Wiele osób pyta mnie, jak daję radę przeprowadzać sekcję zwłok dzieci. Odpowiedź brzmi – dokładnie tak samo, jak dorosłych. Nigdy nie wartościowałam ciał. Nie ma dla mnie znaczenia, czy na stole jest 90-latek czy 5-latek. Najtrudniejsze są rozmowy z rodzinami zmarłych, bo trzeba być delikatnym, taktownym, a jednocześnie rzeczowym. Laborant musi ustalić z bliskimi, jaki zakład pogrzebowy będzie odbierał zwłoki i w jaki sposób ma zostać przygotowane ciało. Bliscy przekazują ubrania i często udzielają informacji o zmarłym, których nie ma w dokumentacji medycznej, a które mogą być ważne z punktu widzenia sekcji. Rodzina opowiada o tym, jakie życie prowadził denat, czasem wspomina o, z pozoru błahych dolegliwościach, o których nie powiedziała podczas rozmowy z lekarzami, kiedy walczyli o życie ich bliskiego. Pewnie wydaje się pani, że te rozmowy są dramatyczne, jak na filmach, a to nieprawda. Nie ma płaczu ani histerii, bo te najtrudniejsze emocje przychodzą dopiero wtedy, gdy wszystko jest już załatwione. Formalności dopięte, ciało pogrzebane. Wtedy zostaje tylko cisza. Rodziny zwykle to wiedzą: „Na razie jakoś się trzymamy, najgorzej będzie po wszystkim”- tak mówią.

Borderline

Wygląda na to, że kompetencje psychologiczne mają duże znaczenie w zawodzie laboranta.

Oczywiście. Trzeba być czułym, empatycznym i troskliwym. Trzeba umieć słuchać. I odpowiednio prowadzić rozmowę. To bardzo ciężka praca. Niech pani sobie wyobrazi, że jednego dnia rozmawia pani z pięcioma rodzinami, które przeżyły tragedię. To w sumie pięć tragedii. Pięć żyć, które się zakończyło. A właściwie więcej, bo w pewnym sensie zakończyło się życie każdego z członków tych pięciu rodzin. Każdy z nich przeżywa własną tragedię.

To bardzo dużo tragedii jak na jeden dzień pracy.

Ale ja tych tragedii nie zabieram ze sobą do domu. Empatyczne zachowanie i troska nie sprawiają, że nie mogę się zdystansować. Wręcz przeciwnie – zamykam drzwi zakładu i wracam do swojego życia, do męża, swoich psów.

Wiele osób pyta mnie, jak daję radę przeprowadzać sekcję zwłok dzieci. Odpowiedź brzmi – dokładnie tak samo, jak dorosłych. Nigdy nie wartościowałam ciał. Nie ma dla mnie znaczenia, czy na stole jest 90-cio czy 5-latek. Najtrudniejsze są rozmowy z rodzinami zmarłych, bo trzeba być delikatnym, taktownym, a jednocześnie rzeczowym

Anna Romaszkan

Trudno mi uwierzyć, że żadna cudza tragedia nigdy nie wtargnęła do pani prywatnego życia.

Jedna. Starszy pan popełnił samobójstwo. Dowiedział się, że jest śmiertelnie chory i że już zawsze będzie przykuty do łóżka. Nie mógł się z tym pogodzić i postanowił skrócić własne cierpienia. Na identyfikacje przyjechało dwóch synów i żona – byli małżeństwem 60 lat. Kiedy zobaczyła ciało męża, wybuchła. To była rozpacz w czystej postaci. Nigdy wcześniej ani później nie widziałam, żeby dorosła osoba aż tak cierpiała. W pewnym momencie padła mi do stóp, objęła za kostki i zaczęła błagać, żebym pozwoliła jej zostać z mężem na noc. Że on nie może zostać sam, bo będzie mu za zimno, bo będzie samotny. Że ona się nim musi zaopiekować…

Jak zareagowałaś? To znaczy, jak pani zareagowała? Przepraszam, po prostu ta historia jest strasznie poruszająca.

Mówmy sobie na ty. Byłam zdruzgotana. Poczułam, że ogarnia mnie całkowita, dojmująca bezradność, bo w żaden sposób nie mogę tej kobiecie pomóc. Byliśmy w szpitalu, więc zaproponowałam synom, żebyśmy poszli na izbę przyjęć. Ale oni po prostu wyprowadzili mamę na dwór. Sama przyniosłam szklankę wody, pani się napiła, pooddychała i trochę uspokoiła. Wtedy synowie nieco na siłę wsadzili ją do samochodu i zabrali spod zakładu. Pamiętam, że to był piątek, miałam cały weekend, żeby się pozbierać. Minęło siedem lat i do tej pory nie czuję się do końca pozbierana.

A propos wstrząsających momentów-  ja też widziałam zwłoki podczas sekcji. Pisząc ostatnią książkę, odwiedziłam zakład medycyny sądowej, weszłam nie do tego pomieszczenia, co trzeba i na wielkim ekranie ukazało mi się otwarte ciało młodego mężczyzny. Zginął tamtego ranka w wypadku, jak mi później powiedziano. Pamiętam tamten dzień, bo od dawna nic nie wywarło na mnie takiego wrażenia. Memento mori w czystej postaci – strach, poczucie kruchości życia i bezsensowności umierania… Jak codzienna praca z ciałami wpływa na twoje podejście do śmierci?

Fajnie byłoby powiedzieć, że bardziej doceniam życie, że staram się żyć jego pełnią, ale praca ze zwłokami nie zwalnia nas z wyścigu z codziennością. Żyję z dnia na dzień jak wszyscy inni. Ostatnio pomyślałam sobie, że każdy nieustannie na coś czeka – na weekend, na urlop, na słońce, bo ciągle pada… i na tym czekaniu życie nam ucieka.

Żadnego memento mori?

Może jedynie memento, na ile błahych sposobów można umrzeć. Na nasz stół trafiają ludzie, którzy nie powinni się tam znaleźć. Zadecydował przypadek. To daje mi więcej ostrożności, bo nie chciałabym prędko znaleźć się na takim stole.

Kochasz życie?

Bardzo. Zmarłych się nie boję i nigdy nie bałam, ale śmierci się boję. Gdybym dowiedziała się, że jestem terminalnie chora i niedługo zejdę z tego świata, nie wiem czy bym to dźwignęła. Kocham swoje życie. Bardzo je kocham.

Zapytałam kiedyś właściciela domu pogrzebowego, kogo absolutnie nie przyjąłby do pracy ze zmarłymi. Opowiedział, że tych, którzy niezdrowo fascynują się śmiercią i że podobno takich nie brakuje.

To prawda, do naszego zakładu też wielokrotnie zgłaszały się osoby, których pierwsza zdanie brzmiało: „Chcę tu pracować, bo lubię trupy”. Niezdrowa fascynacja śmiercią łączy się często z nonszalancją, brakiem szacunku wobec zmarłych i z fascynacją samym procesem umierania. Te osoby często lubują się w filmikach z egzekucji albo zdjęciach ofiar najdrastyczniejszych wypadków.

Jest jeszcze jakiś typ osób, które nie powinny pracować ze zmarłymi?

Osoby, które nie lubią żywych. Kiedyś przyjęliśmy do pracy dziewczynę, która zwolniła się po jednym dniu. Zapytałam ją, po co właściwie zatrudniła się w prosektorium, a ona opowiedziała: „Bo k..wa nienawidzę ludzi”. Takie osoby nie byłyby w stanie empatycznie i troskliwie porozmawiać z rodzinami zmarłych, co absolutnie wyklucza je z zawodu laboranta. Taka osoba może wyrządzić ogromną krzywdę. Nie zmarłemu, jego bliskim.

Jesteś założycielką i administratorką grupy Jaśniejsza Strona Prosektorium, do której należy już 20 tys. członków. Czy prowadzicie selekcję osób, które mogą dołączyć do JSP?

Oczywiście. Ja i osoba, która pomagają w administrowaniu, kierują się właściwie tą samą zasadą, o której wspomniałam wcześniej – jeśli ktoś w niezdrowy sposób fascynuje się śmiercią, nie zostaje przyjęty. Zadajemy kilka weryfikujących pytań, np. o powód zainteresowania grupą. W odpowiedzi czytamy nieraz, że ktoś lubi trupy, albo śmieszy go czarny humor. A w naszej grupie nie ma nic zabawnego. Założyliśmy ją, żeby przybliżyć to, jak wygląda praca w prosektorium, ale także żeby być wsparciem dla tych, którzy doświadczyli śmierci kogoś bliskiego i szukają pomocy, aby udzielać informacji zdezorientowanym rodzinom zmarłym. No i aby pokazać, że w prosektoriach pracują normalni ludzie, którzy robią to z pasją, bo wbrew pozorom, tę pracę da się lubić.

Zmarłych się nie boję i nigdy nie bałam, ale śmierci się boję. Gdybym dowiedziała się, że jestem terminalnie chora i niedługo zejdę z tego świata, nie wiem czy bym to dźwignęła. Kocham swoje życie. Bardzo je kocham.

Anna Romaszkan

Chyba nie spodziewałaś się, że ta grupa zdobędzie aż taką popularność.

Pewnie, że nie. Członków jest 20 tys., a pomyśl, ile by ich było, gdyby nie ostra selekcja? Jaśniejsza Strona Prosektorium rozbudziła we mnie pragnienie napisania książki o swojej pracy. Książki dla laików, by wiedzieli, co zrobić, gdy ich bliski umrze, dla przyszłych laborantów, by wiedzieli, z czym łączy się ta praca i jakich wymaga kompetencji. Wreszcie chciałabym, żeby moja książka była dla kobiet, które fascynują się medycyną, ale uważają, że praca z ciałami nie jest dla nich, bo nie są mężczyznami… a to bzdura i bardzo się cieszę, że nie dałam sobie tego wmówić, choć wielu pracodawców odrzucało mnie, „bo baba to baba”- nie podniesie, nie przeniesie, a jeszcze się obrzydzi. Dziś nie mam wątpliwości, że moja płeć niesie za sobą ogromną wartość, jeśli chodzi o wykonywanie tej pracy – troska, empatia, życzliwość to coś równie potrzebnego, jak siła fizyczna.

Z racji zawodu dziennikarza społecznego, miałam okazję rozmawiać z wieloma osobami, które pracują z ciałami – wszyscy mówili to samo: nie można wyobrażać sobie, jakim człowiekiem był zmarły, rozmyślać o jego życiu, bo…

…bo by się zwariowało. Wiem. Ale ja myślę i nie wariuję. Powiem ci więcej – bardzo lubię pytać rodzinę o to, jakim człowiekiem był zmarły. Lubię słuchać anegdotek o jego życiu. To mi pomaga, bo później, wchodząc na salę sekcyjną, wiem, że to jest pan Zenek, który był wędkarzem, a to pani Jadzia, która lubiła szydełkować. Jakiś czas temu trafiło do nas ciało starszego pana, który nie miał jednej ręki. Jego siostrzenica, ostatnia żyjąca osoba z rodziny, opowiadała mi jak podczas II Wojny Światowej granat oderwał mu tę rękę i jak po zakończeniu wojny pracował jako sędzia w sądzie karnym… Później wracam do tego ciała, a właściwie do tego człowieka – wracam do tego człowieka i staram się jak najlepiej wykonać dla niego ostatnią posługę.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: