Przejdź do treści

Anna Prokop, psychoterapuetka: Co, jeśli kobieta usiądzie bez majtek naprzeciwko mężczyzny, jak w „Nagim instynkcie”? Czy powiedziała: chodź, proszę, zgadzam się?

anna prokop
Anna Prokop, certyfikowana terapeutka uzależnień, psycholożka kliniczna i psychoterapeutka integracyjna w Ogólnopolskim Centrum Psychoterapii i Coachingu / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– To jest olbrzymi problem: w systemie moralnym, edukacyjnym, terapeutycznym ciężar kładzie się na to, co ma zrobić kobieta, żeby nie stać się ofiarą. Może zaczniemy w końcu mówić, co mają robić mężczyźni, żeby przestać tłumaczyć się „zewnętrznymi okolicznościami”?- mówi Anna Prokop, certyfikowana terapeutka uzależnień. Z psycholożką rozmawiamy o metodzie Duluth i pracy terapeutycznej ze sprawcami przemocy. 

 

Aneta Wawrzyńczak: Skąd się bierze przemoc w rodzinie? Przecież na chłopski rozum osoby najbliższe chce się chronić, czasem za wszelką cenę, a nie krzywdzić.

Anna Prokop: Przyczyn jest wiele, a jedną z nich na pewno są uwarunkowania społeczno-kulturowe. Naszą kulturą, krajem, światem rządzą absolutnie patriarchalne zasady, które od wieków nieszczególnie się zmieniły. A patriarchat bardzo mocno staje po stronie przemocy.

A nie tylko sobie „niewinnie” żartuje? Na przykład, że „jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije”.

Wciąż uczę się panować nad emocjami, kiedy słyszę takie teksty… Owszem, one są wgryzione w naszą tkankę kulturową, ale jest też mnóstwo ładnie ubranych, bardziej inteligentnych i wysublimowanych przekonań, które wciąż są przekazywane.

Na przykład?

Choćby przy jej okazji akcji #MeToo – nieraz spotkałam się z dyskomfortem u kobiet  na zasadzie: może podnosimy niepotrzebny rwetes, może krzyczymy za głośno, działamy za mocno, może to nie wymaga aż tak zdecydowanego „stop”. A informację, co jest przemocą, a co nie trzeba podawać konkretnie, bez kompromisów, bez poprawności politycznej, przymykania oka. Tu nie ma miejsca na bagatelizowanie, minimalizowanie, dewaluowanie, są jasne zasady i konkretny przekaz.

'Jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije'? Wciąż uczę się panować nad emocjami, kiedy słyszę takie teksty… One są wgryzione w naszą tkankę kulturową, ale jest też mnóstwo ładnie ubranych, wysublimowanych przekonań, które wciąż są przekazywane. Choćby przy jej okazji akcji #MeToo - nieraz spotkałam się z dyskomfortem u kobiet: może podnosimy niepotrzebny rwetes, może krzyczymy za głośno

To właśnie jest założenie programu Duluth.

Tak, przy czym proszę pamiętać, że to nie jest terapia. Na terapię może przyjdzie czas później, jeśli sprawca będzie miał refleksję, że coś z nim jest nie tak, że winy ma szukać w sobie. Duluth to program korekcyjno-edukacyjny, który ma sprawić, że zmieni swoje zachowania i przekonania. Obejmuje 26 spotkań, dwa indywidualne i 24 w ośmiu blokach, każdy składa się z trzech sesji: najpierw jest film ukazujący sytuację przemocową, później jej omówienie, na koniec rozpisanie własnego planu zaradczego.

Wróćmy do przekazu społeczno-kulturowego, o którym wspomniała pani wcześniej. Mam wrażenie, że wciąż zakorzenione jest w nim przekonanie, że przemoc dzieje się w tak zwanych patologicznych domach, sprawcą jest bezrobotny w średnim wieku, spożywający alkohol w nadmiarze, ofiarą – zamęczona psychicznie i fizycznie żona.

I że przemoc zostawia ślady na twarzy, rękach, ciele. A to się prawie nigdy nie dzieje od razu, znienacka, z dnia na dzień. Prawie zawsze zaczyna się od przemocy psychicznej, delikatnej, przekraczania kolejnych granic.

Gdzie jest praźródło tego? Dlaczego jedni pozwalają sobie na przemoc, a drudzy przyjmują rolę ofiary?

Na to się składa wychowanie dzieci w domu i w szkole, różnice w ich traktowaniu, przypisywanie im schematów i stereotypów postępowania. Stąd na przykład dziewczynki wchodzą w różne role bez instynktu samozachowawczego i często nie orientują się, że coś jest nie tak.

Mówimy chociażby o tym, że jak chłopak goni dziewczynę po boisku, bo chce jej wrzucić dżdżownicę pod bluzkę, to ona ma piszczeć i się cieszyć, bo to znaczy, że ma powodzenie?

Ależ oczywiście, przecież to takie końskie zaloty! Sama jako dziecko wychowane w latach 80. ciągle słyszałam: oj tam, daj spokój, chłopaki tak mają!

A jeśli stanie się coś złego, to dziewczynka dostaje burę pt.: po co go prowokowałaś?!

To jest bardzo błędne przekonanie. Każdy z nas jest odpowiedzialny za to, co robi z emocjami, które odczuwa. I sprawcom przemocy, i osobom doznającym krzywdy trzeba powiedzieć raz na zawsze: nie istnieje coś takiego jak prowokacja. Tylko że to słowo jest często powtarzane nawet w instytucjach, które mają chronić ofiary.

Zgaduję, że na pewno przez policję.

Wie pani, że na stronie stołecznej jednostki są zamieszczone wskazówki dla kobiet, co mają robić, żeby nie stać się ofiarą przemocy.

To jak się przed tym uchronić?

„Nie nosić krótkiej spódnicy”, „nie chodzić po nocy”…

No tak, sztandarowy obraz gwałtu: pijana dziewczyna wraca nocą przez las z dyskoteki…

Ale proszę zwrócić uwagę, na kim spoczywa odpowiedzialność: to kobieta ma się uczyć, jak nie stać się ofiarą, a nie sprawca, jak nie krzywdzić! Powtarzam jeszcze raz: nie ma czegoś takiego, jak prowokacja. Powtarzam, bo pamiętam pytanie, które padło na szkoleniu Duluth – i to w gronie psychologów: co, jeśli kobieta usiądzie bez majtek, naprzeciwko mężczyzny jak w „Nagim instynkcie”? Ja odpowiadam: nic z tego! Czy powiedziała: chodź, proszę, zgadzam się? To jest olbrzymi problem: w systemie moralnym, edukacyjnym, terapeutycznym ciężar kładzie się na to, co ma zrobić kobieta, żeby nie stać się ofiarą. Może zaczniemy w końcu mówić, co mają robić mężczyźni, żeby przestać tłumaczyć się „zewnętrznymi okolicznościami”?

Sprawcy przemocy zawsze szukają przyczyn na zewnątrz, najczęściej po stronie ofiary. Bo go zdenerwowała, bo zrzędzi, coś każe mu zrobić... To jest zupełnie tak, jak w filmie 'Pod mocnym Aniołem', kiedy alkoholik wylicza, że zawsze jest okazja, żeby się napić. Dlatego w przypadku przemocy rozmawianie o przyczynach jest z góry skazane na porażkę. Po prostu mówi się: stop!

Tak właśnie usprawiedliwiają się sprawcy: to nie moja wina, problem nie tkwi we mnie?

Tak, zawsze szukają przyczyn na zewnątrz, najczęściej po stronie ofiary. Bo go zdenerwowała, bo zrzędzi, coś każe mu zrobić, bo nie zachowuje się, jak on chce, bo nie dorasta do pięt jego matce. Bo jego ojciec tak postępował albo wszyscy jego koledzy tak traktują kobiety. Albo po prostu, bo „baby takie są”. To jest zupełnie tak, jak w filmie „Pod mocnym Aniołem”, kiedy alkoholik wylicza, że zawsze jest okazja, żeby się napić. Dlatego w przypadku przemocy rozmawianie o przyczynach jest z góry skazane na porażkę. Po prostu mówi się: stop!

Sprawcy w ogóle nie widzą przyczyny w sobie? Choćby „usprawiedliwionej”: jestem przemęczony, przepracowany, mam dużo stresu?

Mamy przecież trzy poziomy świadomości, w tym nieświadomość i podświadomość, więc nie zdarza się, by osoba stosująca przemoc zupełnie nie wiedziała, że robi coś złego. Jeśli sprawca nie jest chory psychicznie, ci zresztą nie trafiają do programu Duluth, to oznacza, że jest poczytalny. I nie może powiedzieć: nie kontrolowałem się. Ja wtedy zawsze pytam: a szefa strzeliłeś po twarzy? No… nie. A kolegi nie zwyzywałeś? Też nie…

I co oni na to?

Są w szoku. Bo okazuje się, że już nie mogą tłumaczyć się brakiem panowania nad sobą.

Nikt z otoczenia nie widzi, że są agresywni? Czy maskują się na zewnątrz jako porządni obywatele?

W przyrodzie i wśród ludzi jest podobnie: krowa, która dużo ryczy, daje mało mleka. Z moich obserwacji wynika, że przemoc nierzadko kryje się za zachowaniami prospołecznymi, na pokaz. I że na pogrzebach sprawców płacze pół miasta, wszyscy współczują rodzinie, że odszedł.

Joanna Gzyra-Iskandar,Centrum Praw Kobiet

To kwestia tego, że tak dobrze maskują się sprawcy?

I to właśnie świadczy o tym, że ich działania nie są całkiem nieświadome. Niezwykle rzadko przecież zdarza się, żeby sprawca wyszedł z żoną na balkon, wyzywał ją i bił przy wszystkich. Przemoc rozgrywa się przeważnie w czterech ścianach, na zewnątrz nic nie widać, wszystko jest na wręcz nienaturalnie „gładziutkie”.

Słyszałam na przykład o mężu, który wśród gości na bankiecie niby całował żonę, wszyscy się zachwycali, jaki on czuły i troskliwy, a on szeptał jej do ucha obelgi.

Ile jest historii, że przyjeżdża po żonę do pracy z kwiatami, całuje koleżanki w rękę, a one później stukają się w głowę: czego od niego chce, to fajny facet, przesadzasz! Sprawcy często mają doskonale opanowane rytuały mamienia innych, są pomocni, uczynni. Ale, co już można będąc bardzo uważnym zaobserwować, bardziej dbają o relacje na zewnątrz niż w domu. Bo też i na zewnątrz mają jakiś biznes, a to często są osoby bardzo interesowne, wszystko musi im się opłacać.

Co z potrzebą kontroli?

To też jest powszechne. Tam, gdzie to sprawca jest podległy, nie ma przemocy. Stosuje ją wobec tych, którzy są od niego zależni: kobiety, dziecka, zwierzęcia, coraz częściej też starszych, schorowanych rodziców.

Czy istnieje coś takiego jak profil przeciętnego sprawcy? Mam na myśli ogólną charakterystykę na wzór tej z filmów kryminalnych, np. mężczyzna w wieku 35-45 lat, bezrobotny, prawdopodobnie uzależniony od alkoholu.

Takiej charakterystyki pani podać nie mogę, to może być człowiek w każdym wieku, zarówno kierownik wysokiego szczebla, jak i hydraulik. Przemoc jest wszędzie, na najwyższych szczeblach drabiny społecznej jest jej tyle samo, jeśli nie nawet trochę więcej. I jest o tyle bardziej niebezpieczna, że stosowana jest bardzo precyzyjnie i w białych rękawiczkach. Mogę natomiast wskazać cechy, które często występują u sprawców: egoizm i egocentryzm, interesowność, niedojrzałość emocjonalna.

W przyrodzie i wśród ludzi jest podobnie: krowa, która dużo ryczy, daje mało mleka. Z moich obserwacji wynika, że przemoc nierzadko kryje się za zachowaniami prospołecznymi, na pokaz. I że na pogrzebach sprawców płacze pół miasta, wszyscy współczują rodzinie, że odszedł

Brak empatii?

Rzadko zdarza się, by ktoś był jej całkowicie pozbawiony. Ale to nie jest niezbędna cecha do tego, żebyśmy byli moralni i etyczni. Można się tego nauczyć.

Czyli nie działa tu zasada, czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał?

W bardzo znanej i polecanej książce „Inteligencja emocjonalna” Daniel Goleman z uporem maniaka powtarza: można jej uczyć się przez całe życie. A zatem to, że ktoś był zaniedbany emocjonalnie w dzieciństwie i nie nauczył się przeżywać i okazywać konstruktywnie emocji, nie oznacza, że w dorosłym życiu nie może zacząć tego rozwijać.

Jakie szanse przestać stosować przemoc ma sprawca po przejściu programu Duluth?

Przede wszystkim muszę podkreślić, że nie można podchodzić do tej pracy z misją: muszę wszystkich wyleczyć. Moim zadaniem jest przekazać im wiedzę, czym jest przemoc – i być pewną, że stoję po stronie prawdy. Jeżeli ja jestem przekonana, że mam rację, to sprawcy, wbrew pozorom, często przyjmują tę perspektywę. Ale tak naprawdę jeśli dalszej terapii podejmuje się co trzeci, to już jest wielki sukces.

W programie Duluth nazywa się rzeczy po imieniu: to jest przestępstwo, stosując przemoc – jesteś przestępcą.

Fakt, nie ma owijania w bawełnę. I nie ma też czegoś takiego jak „powód” czy „prowokacja”. Mahatma Gandhi powiedział, że przemocą jest każda próba narzucenia swojej woli drugiej osobie. Nie ma tutaj kompromisu, dorabiania ideologii, tłumaczenia.


Anna Prokop – certyfikowana terapeutka uzależnień, psycholożka kliniczna i psychoterapeutka integracyjna w Ogólnopolskim Centrum Psychoterapii i Coachingu.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: