Przejdź do treści

„W ustawieniach Hellingera chodzi o udrożnienie często zablokowanego przepływu miłości”. O kontrowersyjnej metodzie pracy z emocjami

„W ustawieniach Hellingera chodzi o udrożnienie często zablokowanego przepływu miłości” /fot. Pexels
„W ustawieniach Hellingera chodzi o udrożnienie często zablokowanego przepływu miłości” /fot. Pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Dla jednych to pomocny eksperyment, dla innych odpowiedź na wszelkie pytania, dla pozostałych szarlataństwo. Ustawienia hellingerowskie to metoda pracy bazująca na koncepcji „widzącego pola”, w którym „zapisuje się” historia całej rodziny. Jak twierdził jej autor Bert Hellinger, połączenie z owym polem na poziomie energetycznym umożliwia sięgnięcie do źródła własnych uwikłań i niepowodzeń, pozwala bowiem zrzucić ciężar grzechów przodków, które często nieświadomie na siebie przyjmujemy. Sprawdziłam, dlaczego ustawienia Hellingera budzą kontrowersje.

Dziś ustawienia hellingerowskie to wspólny szyld, pod którym zbiegają się różne kierunki pracy, bo metodę tę można stosować indywidualnie, czyli przypisując role członków rodziny np. figurkom, można też grupowo, w trakcie warsztatów systemowych. O tych drugich krytycy i „niewtajemniczeni” mówią, że to czary-mary, bo silne emocje, które pojawiają się między ich kompletnie sobie obcymi uczestnikami, wydają się „na chłopski rozum” niewytłumaczalne. Zwłaszcza w tak zwanych ustawieniach zakrytych, kiedy reprezentanci członków rodziny są dobierani „w ciemno”.

Według Hellingera podstawą tej formy terapii ma być przebaczenie wykluczonym, okazanie im szacunku i symboliczne włączenie na powrót na łono rodziny. To pozwala, jak twierdził Hellinger, rozwikłać również własne trudności i problemy. Jak dowodzi bowiem m.in. epigenetyka, zajmująca się dziedziczeniem traumy, „to, co zostaje ukryte, będzie się powtarzało w sposób nieświadomy w kolejnych pokoleniach, do momentu, aż nie zostanie uleczone”.

Marta Daraszkiewicz-Kalupa, psychoedukatorka /fot. archiwum prywatne

Anna

Anna ma doktorat z nauk o zarządzaniu i dobre stanowisko w korporacji, właściwie całe życie zawodowe zajmuje się badaniami rynku. – Jak pani widzi, nie odpłynęłam w jakieś duchowe klimaty, żyję bardzo „przyziemnie” – śmieje się, wyjaśniając, że „po prostu lubi szukać różnych dróg rozwoju”. – Staram się wykorzystywać to, co oferuje mi świat i sprawdzać, co ze mną rezonuje. Niektórym służy joga, medytacja, innym przeróżne formy pracy z psychiką i ciałem, a w moim przypadku akurat są to ustawienia.

Kuberacka przyznaje to z perspektywy ponad dekady doświadczenia: najpierw wielokrotnie jako uczestniczka, od kilku lat i po serii szkoleń – również tak zwana ustawiaczka. – Hellinger to dzisiaj taka ogólna koncepcja, bo różnorodni prowadzący idą w różnych kierunkach. Ja akurat specjalizuję się w ustawieniach biznesowych, czyli: pomagam ludziom przyglądać się różnym sytuacjom i relacjom na ich na płaszczyźnie zawodowej – wyjaśnia.

Z koncepcją ustawień systemowych zetknęła się jeszcze pod koniec lat 90., przypadkiem wpadły jej w ręce „Porządki miłości” Hellingera. – Zaciekawiło mnie to, próbowałam nawet dowiedzieć się czegoś więcej. Ale wtedy jeszcze mało kto w Polsce się tym interesował, nie było dobrej literatury, ustawiaczy, warsztatów.

Temat co jakiś czas gdzieś w tle się przewijał (na przykład na spotkaniu towarzyskim czy targach biżuterii), na dobre powrócił ponad dziesięć lat temu. Kuberacka wspomina: – Byliśmy z mężem na urodzinach koleżanki, znajoma ni z gruszki, ni z pietruszki zaczęła opowiadać o swoich ustawieniach – a we mnie jakby piorun trzasnął. Coś zaskoczyło, coś się we mnie otworzyło.

Przeszukała internet, informacji było znacznie więcej, niż kolejną dekadę wstecz, znalazła warsztaty, zaproponowała je mężowi. Gdy wrócił zadowolony, pojechała sama – i okazało się, że energetycznie właśnie taka forma pracy ze sobą jej bardzo odpowiada.

– W ustawieniach Hellingera to praca jakby… w innym wymiarze: to, co się podczas nich dzieje przestaje być procesem intelektualnym. Trzeba się przestawić z tego, co się słyszy i rozumie, na odczuwanie.

Aldona

W ustawieniach nie ma jednak reżysera ani aktorów, jest natomiast silna czysta energia. Aldona wie to z własnego doświadczenia, wejście w ustawienia było istotnym krokiem w jej indywidualnym procesie życiowym: wychowała się w środowisku psychologów, psychiatrów, psychoterapeutów, szkoliła się i pracowała w Polsce i za granicą. Przeczytała mnóstwo książek, przerobiła setki godzin pracy nad sobą i różnorodnych warsztatów, świat uczuć, emocji, chęć zaglądania w siebie ciągle jej towarzyszyły. Od 2016 roku prowadzi własny gabinet terapii ajurwedyjskich, pracy z emocjami i ciałem.

Do wyjazdu na pierwsze warsztaty hellingerowskie popchnęły ją sypiące się sprawy finansowe i ciocia z Warszawy. Powiedziała: chcesz zmiany, to szukaj, może tam się czegoś dowiesz? Tak zaczęła się jej ta nowa droga, o której, jak zauważa sama Aldona, niektórzy mówią: „to jakaś magia!”.

Na pierwsze warsztaty pojechała „kompletnie zielona”, wiedziała mało co ponad to, że będzie pracować z energią. Na miejscu od razu poczuła się jak w domu, na kolacji w przededniu ustawień (w bardzo małym gronie), prowadzący już na dzień dobry spojrzał jej w twarz i bez wątpliwości powiedział: „ty nie jesteś jedynaczką, to widać od razu”.

– Ja też wewnętrznie ciągle czułam, że czegoś mi brakowało, jakby powinno nas być dwoje – opowiada. – Marzyłam, żeby mieć starszego brata, wyobrażałam sobie, jak by wyglądał: wysoki, przystojny, męski, z ciemnymi włosami i zarostem.

Cofnęła się też pamięcią: przecież mama czasem wspomniała, że gdy była w ciąży, znajomi wróżyli: „oj, chyba będą bliźniaki, taki duży masz brzuch!”, że parę razy wymsknęło jej się: gdyby był brat, to Adrian. – Poczułam, jak schodzi mi jakiś ciężar z ciała. To była taka ulga, aż mi się płakać zachciało.

Ustawienia

Ustawienia hellingerowskie trudno wcisnąć w jedną szufladę. – Praca z energią po prostu taka jest: nie może być ograniczona przez żadne schematy. Bo nie można zamknąć energii, uczuć, miłości w jedno spektrum, w ramach, zamkniętych strukturach. Energia jest jak powietrze, trzeba pójść za ruchem – zauważa Aldona.

Częstym doświadczeniem uczestników warsztatów jest natomiast to, że dopiero z ustawień „dowiadują się” o byłych małżonkach rodziców, nieślubnych dzieciach, poronionym i abortowanym rodzeństwie. O romansach dziadków, zbrodniach krewnych, niepełnosprawnych i chorych. Nierzadko przyznają: gdy rozpytali po rodzinie, zewsząd słyszeli: „skąd o tym wiesz?!”.

Jak wyjaśnia dalej Aldona, ustawienia pozwalają zdjąć z siebie ciężar rodzinnych win i przekierować wreszcie uwagę na siebie. – Żeby móc ruszyć przed siebie w swoim własnym życiu, a nie tkwić tylko w problemach.

Co nie znaczy, że trzeba odrzucić własne korzenie, wręcz przeciwnie. – Ważna jest pokora i szacunek do własnego rodu, uszanowanie życia, które z niego płynie. O to właśnie chodzi w ustawieniach: o udrożnienie często zablokowanego przepływu miłości.

Dorota Kraskowska: Wojna w Ukrainie sprawia, że trauma u osób, które przeżyły II wojnę światową, wraca ze zdwojoną siłą. Czują się tak, jakby wszystko przeżywali na nowo

Krytyka

Ustawienia hellingerowskie spotykają się z krytyką, szczególnie środowiska psychologicznego. Na przykład dr Bartosz Zalewski z Uniwersytetu SWPS określił metodę jako „seans grupowy”, mieszaninę pseudopsychologii oraz twierdzeń opartych na myśleniu magicznym”, a „silne emocje, które konsolidują grupę” – do „zjawiska zawierania się sekt”.

W wywiadzie na stronie Uniwersytetu SWPS mówił: „W pseudoteorii Hellingera jest zawarte twierdzenie, że za cierpienie odpowiada tylko jedno wydarzenie z przeszłości. To znaczy, że na skomplikowane problemy można znaleźć łatwe rozwiązanie. Jest to kwintesencja psychologicznego populizmu. Ma być szybko i spektakularnie. To przyciąga ludzi, którzy łakną mocnego doświadczenia i jednocześnie bardzo chcą wierzyć w skuteczność tej metody”.

Zastrzeżenia zgłaszają również m.in. Ewangelickie Biuro Centralne ds. Sekt i Zagadnień Światopoglądowych w Berlinie, które metodę Hellingera zalicza do myślenia ezoteryczno-magicznego”. Towarzystwo Systemowe w Niemczech z kolei w oficjalnym stanowisku uważa: „Praca z ustawieniami w powyższym sensie nie jest terapią systemową. (…) stawianie znaku równości między pracą z ustawieniami a terapią systemową jest błędne i mylące. Praktyka konfrontacji klienta z 'prawdą’ nie da się pogodzić z zasadami terapii systemowej, a komercjalizacja ustawień budzi dużo zastrzeżeń. Z naszego punktu widzenia należy się obawiać, że korzyść, jaką otrzymuje klient poprzez ustawianie, nie równoważy potencjalnych strat”.

Aldona Smoła i Anna Kuberacka, które łącznie brały udział w setkach ustawień, raczej tego nie zaobserwowały. Jak twierdzą, słyszały, że zdarzają się osoby z depresją, załamaniami, nerwicami lękowymi, nawet choroby dwubiegunowe i schizofrenia, jednak osobiście nie kojarzą warsztatu, na którym ktoś by powiedział, że by się z tymi chorobami sam zmagał.

Kuberacka zgadza się, że zdarza się, że ustawienia przyciągają ludzi, którzy oczekują łatwych rozwiązań. – Niejako wyobrażają sobie, że jeden, dwa warsztaty załatwią cały problem za nich – przyznaje. Większość jednak, jak wynika z jej obserwacji, trafia na metodę Hellingera bardzo świadomie. – Ustawienia są tylko narzędziem, bo najważniejsza jest praca nad sobą.

Polskie Towarzystwo Psychologiczne już w 2013 r. opisało ustawienia rodzinne Berta Hellingera jako terapie wykazujące długotrwałe szkodliwe działanie na psychologiczne albo fizyczne funkcjonowanie pacjenta lub jego bliskich.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: