Przejdź do treści

Brat Łukasz Dmowski: Wiele razy widziałem chorego, który oczekiwał na jakieś zdarzenie, a zaraz po doczekaniu tego faktu, umierał

"Wiele razy widziałem chorego, który oczekiwał na jakieś zdarzenie, a zaraz po doczekaniu tego faktu, umierał" /fot. GettyImages
"Wiele razy widziałem chorego, który oczekiwał na jakieś zdarzenie, a zaraz po doczekaniu tego faktu, umierał" /fot. GettyImages
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Do śmierci możemy przygotować się tylko w pewnym stopniu. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak ona będzie wyglądała. Porównuję to do podróży pociągiem. Owszem, możemy dużo wcześniej spakować walizkę i być przygotowanym do oczekującej nas podróży, ale nigdy nie wiemy, czy wagon zatrzyma się bliżej, czy dalej od nas. Nie mamy pewności, jak przebiegnie moment wejścia do pociągu. W procesie odchodzenia pewne sprawy zależą od nas i możemy się o nie troszczyć – mówi brat Łukasz Dmowski, Prowincjał Prowincji Polskiej Zakonu Bonifratrów, lekarz specjalista chorób wewnętrznych i geriatrii.

 

Aleksandra Zalewska: Rozmawia brat ze zmarłymi osobami, które były dla brata ważne i bliskie?

Brat Łukasz Dmowski: Osobiście nie, bo nie przeżyłem na szczęście w ostatnich latach śmierci bardzo bliskiej osoby, ale znam ludzi, którym takie rozmowy pomagają. Zachęcam do tego, aby w trudnych chwilach żałoby pozwolić sobie na tego rodzaju kontakt.

Powstają nawet specjalne „Telefony na Wietrze”, za których pośrednictwem można rozmawiać ze zmarłymi. Oczywiście symbolicznie. Mimo takich inicjatyw wciąż trudno oswoić się nam z tematem śmierci. Z czego to wynika?

Śmierć jest tematem tabu. W filmach czy w grach komputerowych mamy do czynienia ze śmiercią odrealnioną, po której bohater otrzepuje się, wstaje i idzie dalej. A ta rzeczywista jest nieznana i wciąż pozostaje wielką tajemnicą. Współcześnie rodzice zastanawiają się, czy pójść z dziećmi na pogrzeb, czy nie będzie to dla dziecka zbyt dużą traumą. Dawniej w rodzinach wielopokoleniowych ze zjawiskiem śmierci oswajano dzieci od najmłodszych lat. Pamiętam z dzieciństwa taki obrazek, gdzie wśród bloków mieszkalnych, przy klatce schodowej, pojawiały się wieka trumien, które komunikowały, że ktoś zmarł. Można było włączyć się w modlitwę lub odwiedzić tę rodzinę i w ten sposób wspomóc osoby przeżywające rozpoczynającą się żałobę. Myślę, że powinniśmy starać się przełamać tabu śmierci i podejmować ten temat z bliskimi. Zdarzają się bardzo gwałtowne i nieprzewidywalne odejścia. Im bardziej będziemy poświęcać czas i uwagę sobie wzajemnie, tym łatwiej będzie przeżyć nam śmierć. Bo ona jest częścią naszego życia i pewne jest, że kiedyś nastąpi.

 

brat Łukasz Dmowski /fot. archiwum prywatne

brat Łukasz Dmowski /fot. archiwum prywatne

W jaki sposób pomagają Bonifratrzy?

Często jesteśmy kojarzeni tylko z ziołolecznictwem, tak było w czasach PRL-u, gdy byliśmy pozbawieni innych placówek medycznych. Obecnie nasza prowincja prowadzi cztery szpitale: w Krakowie, w Łodzi, w Katowicach i neurologiczny w Piaskach koło Gostynia, domy seniora w Warszawie i Prudniku. Prowadzimy także hospicjum stacjonarne we Wrocławiu i liczne hospicja domowe w różnych powiatach Dolnego i Górnego Śląska. Także domy pomocy społecznej – w Konarach pod Krakowem, w Zebrzydowicach, u stóp Kalwarii Zebrzydowskiej, w Iwoniczu i w Cieszynie. Mamy też placówkę w Drohobyczu – to jest stacja opieki środowiskowej, gdzie staramy się pomagać nie tylko Polakom. Od kilku miesięcy debiutujemy w Mińsku na Białorusi. Wszystkie te placówki można wspomóc za pośrednictwem Fundacji Bonifraterskiej. Każda pomoc jest naszym podopiecznym potrzebna, zarówno wolontariat, jak i przekazanie darowizny finansowej lub rzeczowej bądź 1 proc. podatku dochodowego na rzecz Fundacji. Po informację, jak można pomóc, odsyłam na stronę www.fundacjabonifraterska.org.

Brat spotyka się ze śmiercią na co dzień, ponieważ Bonifratrzy wspierają ludzi starszych i schorowanych w hospicjach, szpitalach i DPS-ach. Więcej w tych miejscach życia czy śmierci?

Na podstawie pracy w naszym hospicjum stacjonarnym we Wrocławiu i w hospicjach domowych, mogę powiedzieć, że nie panuje tam atmosfera przygnębienia i smutku. Cały zespół stara się, aby nie były to miejsca smętne. Oczywiście wiemy, że nasi podopieczni zmagają się z ogromem cierpienia, na które poza świadomością odchodzenia i opuszczania znanego im świata, nakłada się ograniczenie kontaktu z rodziną, utrata możliwości samodzielnego poruszania się czy spożywania posiłków. Większość z naszych podopiecznych bardzo poważnie choruje. Nie bagatelizujemy tego, ale jednocześnie staramy się wprowadzać wszelkie elementy, które podtrzymują nadzieję i pozwalają na dobre przeżycie każdego kolejnego dnia.

Anja Franczak, towarzyszka w żałobie

Kiedy człowiek jest obolały i sfrustrowany swoją chorobą, tym, że musi leżeć, trudno jest dać mu nadzieję. Jakie przesłania kierowane do chorych pomagają?

Najważniejsze jest to, aby być prawdziwym. To znaczy, aby nie pocieszać sztucznie. W sytuacji, gdy choroba jest mocno zaawansowana, nie można mówić pacjentowi, że wszystko będzie dobrze albo że choroba minie. To byłoby w stosunku do niego nie fair, ponieważ on również musi mieć czas i świadomość mijającego czasu. Za to możemy skupić się na drobnych przyjemnościach czy źródłach nadziei. Na tym, że kolejnego dnia odwiedzi go ktoś z rodziny. Albo że będzie piękna pogoda, która umożliwi mu wyjście do parku. Dzięki oczekiwaniu na coś ważnego chory może oderwać się od świata cierpienia i skupić się na czymś dobrym. Z moich obserwacji wynika, że osoby, które przybywają do hospicjum, często mają za sobą długą drogę cierpienia. One przeszły już wewnętrzną walkę i mają świadomość, że choroba stopniowo przejmuje nad nimi władzę. Często są przygotowane do odejścia, w przeciwieństwie do swoich rodzin. W takiej sytuacji musimy być wsparciem także dla bliskich pacjenta. Bywa też tak, że rodziny wyładowują swoją agresję na personelu, ponieważ ich niepokój o pacjenta jest coraz większy, co przekłada się na wątpliwości co do jakości opieki. Dopiero w momencie, gdy następuje większa akceptacja stanu chorego i pogodzenie się z jego stanem oraz poprawa komunikacji w ramach rodziny, wtedy roszczenia ustają.

Czy świadomość, że bliska nam osoba jest u kresu życia to dobry moment, aby wyjaśnić pewne kwestie i jeśli jest jakiś konflikt – pogodzić się?

W medycynie paliatywnej staramy się podążać za pacjentem. Nie bałbym się zapytać chorego, czy na taką rozmowę ma siłę i ochotę. Nie można bać się trudnych pytań, także dotyczących spraw z przeszłości. Oczywiście, pod warunkiem, że pacjent chce do tych tematów wracać. Najczęściej okazuje się, że chce. Z drugiej strony, pewne sprawy możemy wyjaśnić sami i tylko podzielić się wnioskami z tych rozmów z osobą chorą. Powinniśmy sami wyczuć sytuację. Ale podejmijmy próbę, aby nie było za późno.

Wiele razy widziałem takie sytuacje, kiedy chory oczekiwał na jakieś zdarzenie jak rocznica ślubu czy rocznica urodzin, a zaraz po doczekaniu tego faktu, umierał. Siła naszej psychiki jest przez nas niedoceniana. Jesteśmy jednością psychofizyczną i ten duch wpływa na to, jak funkcjonuje nasz organizm

W medycynie paliatywnej chodzi o godność. Jak brat rozumie to stwierdzenie?

Okazywanie szacunku osobie chorej terminalnie jest jednym z niesłychanie ważnych elementów opieki nad nią. To bardzo ważne, aby właściwie się komunikować, używając zwrotów pan-pani, chyba że w wyjątkowych sytuacjach umówimy się z jakichś szczególnych przyczyn na mówienie do siebie po imieniu. Zwykłe pytanie o to, czy mam zamknąć drzwi wychodząc z sali albo czy zgasić światło pozwalają na podtrzymanie w podświadomości pacjenta poczucia, że ktoś liczy się z jego zdaniem. To drobne gesty, ale konkretne przykłady okazywania szacunku. Ważne jest także komunikowanie tego, jakie czynności wykonuje się przy osobie nieprzytomnej – nigdy nie wiemy, jakie komunikaty do takiej osoby docierają. Często świadkami wspomnianych czynności są inni chorzy. Szacunek okazywany osobie nieprzytomnej wzmacnia w nich poczucie bezpieczeństwa, że także będą tak traktowane w przypadku pogorszenia ich stanu zdrowia. Warto tu także przypomnieć o tym, aby starać się usiąść przy łóżku pacjenta. W oksfordzkim podręczniku medycyny paliatywnej poświęcony jest temu cały rozdział. Gdy personel medyczny usiądzie przy pacjencie, ten ma wrażenie, że poświęca się mu więcej uwagi, że nie jest wysłuchiwany naprędce, ale w pełnej koncentracji, że w tym momencie liczy się tylko on, a nie inne nasze obowiązki.

Zdarza się, że pacjent bardzo cierpi, ale nie może odejść z tego świata, ponieważ trzymają go na nim nierozwiązane kwestie albo zbyt mocna miłość i troska bliskich, z którymi nie jest w stanie się rozstać?

Moment odejścia z tego świata wciąż pozostaje pewną tajemnicą. Nie wiemy, co dzieje się w chwili, gdy następuje śmierć. Czasem mamy do czynienia z osobami, które są bardzo obciążone fizycznie, a mimo to przez wiele tygodni są jeszcze z nami. Innym razem osoba będąca w niezłej formie nagle odchodzi, na przykład podczas nocnego dyżuru. Nie ma żadnych naukowych dowodów na to, że pacjenci nie mogą odejść, ponieważ coś lub ktoś je tu trzyma. Jednak nauka to jedno, a życie rządzi się swoimi prawami. Wiele razy widziałem takie sytuacje, kiedy chory oczekiwał na jakieś zdarzenie jak rocznica ślubu czy rocznica urodzin, a zaraz po doczekaniu tego faktu, umierał. Siła naszej psychiki jest przez nas niedoceniana. Jesteśmy jednością psychofizyczną i ten duch wpływa na to, jak funkcjonuje nasz organizm.

W jaki sposób osoby bliskie mogą wesprzeć pacjenta w tym ostatnim momencie, a zarazem nie utrudniać mu odchodzenia?

Po prostu bądźmy z tą osobą, blisko i całym sercem. Rodziny często pytają, czy i o czym powinny rozmawiać z chorym. Zapytajmy jego samego o to, jakiej pomocy od nas oczekuje. Możemy wprost powiedzieć, że sami nie wiemy, jak mu pomóc. Tego typu otwarte pytania z prośbą o wyrażenie potrzeb wzbogacone o naszą czujną obecność, dostrzeganie pozawerbalnych komunikatów, pomagają wczuć się w sytuację człowieka chorego.

Natalia Kocur: Wokół tematu śmierci jest bardzo dużo niepotrzebnej ostrożności. Niesłusznie traktujemy ją jako absolutne sacrum

Czy w miejscach, w których na co dzień pracują Bonifratrzy, dużo jest samotności i opuszczenia?

Samotności wokół nas jest wciąż za dużo. Z powodu osamotnienia cierpią nie tylko seniorzy, ale też osoby w sile wieku. Miejscem bardzo trudnym i wymagającym zmiany są zakłady opieki leczniczej. W hospicjach zwykle nie brakuje wolontariuszy, którzy pomagają pacjentom. W ZOL-ach mamy do czynienia z sytuacją, gdzie pacjenci przez wiele lat są hospitalizowani w tym samych warunkach, w jednej sali, z tym samym współpacjentem. Każdego dnia przechodzą przez te same procedury. Praktycznie nikt ich nie odwiedza. Podobnie jest w domach pomocy społecznej. W tych miejscach sporo osób cierpi z powodu samotności i stagnacji. Nie mają z kim porozmawiać czy podzielić się swoimi troskami. A każdy z nas, w mniejszym lub większym stopniu, potrzebuje powiernika. Gdy go mamy, łatwiej jest nam żyć. Apelowałbym, abyśmy odwiedzali osoby w takich ośrodkach. Ale też sąsiadów, którzy mieszkają sami. Wisława Szymborska jest autorką wiersza „Pustelnia”. Mówi on o pustelniku, którego odwiedza tłum ludzi i o małomównej staruszce z Bydgoszczy, do której nie zachodzi nikt poza inkasentem. Wokół nas można spotkać wiele tak samotnych osób. Niech ta pandemia, którą jeszcze przeżywamy, bardziej nas nastroi ku temu, aby pomagać sobie nawzajem. Abyśmy byli sobie bliżsi i czujni na komunikaty, które płyną od drugiego człowieka.

Łatwiej znaleźć osoby chcące działać na rzecz dzieci, zwierząt czy klimatu. Dużo trudniej pomaga się osobom starszym i cierpiącym.

Może potrzeba mody czy przełomu, aby dostrzec osoby cierpiące. Pojawiają się projekty dające nadzieję. Słyszymy o domach seniora połączonych z przedszkolami, gdzie małe dzieci stanowią świetne uzupełnienie opieki dla seniorów, a zarazem seniorzy mogą dzielić się z nimi swoim życiowym doświadczeniem. Obie grupy, spędzające czas pod jednym dachem, świetnie się ze sobą dogadują. Mam nadzieję, że tego typu modele będą się rozwijały.

Samotności wokół nas jest wciąż za dużo. Z powodu osamotnienia cierpią nie tylko seniorzy, ale też osoby w sile wieku. (...) A każdy z nas, w mniejszym lub większym stopniu, potrzebuje powiernika. Gdy go mamy, łatwiej jest nam żyć

Czas leczy rany czy tylko przyzwyczaja nas do bólu?

Z tym pewnie bywa różnie. Z jednej strony upływ czasu powoduje, że nawet silne przeżycia, zarówno pozytywne, jak i te trudne, tracą ostre kontury, „zacierają się” i proces ten można określić jako przyzwyczajanie się do przebytych wydarzeń. Z drugiej strony możemy aktywnie współpracować z Czasem-Lekarzem. Poprzez dobrze przeżywaną żałobę w duchu wdzięczności za Osobę, która ubogaciła naszą życiową drogę, z ewentualnym podjęciem trudu przebaczenia zmarłej osobie, czy wreszcie skorzystanie z pomocy duchowej lub psychologicznej możemy wspomóc ten naturalny proces „zacierania przeszłości”. Niestety możliwy jest też proces odwrotny, na przykład obwinianie się za śmierć drugiej osoby może działać na nas destrukcyjnie i czas może tę destrukcję pogłębiać.

Jako lekarz geriatra towarzyszy brat pacjentom w ostatnich chwilach ich życia. Dużo jest w nich strachu?

Tak, ponieważ do śmierci możemy przygotować się tylko w pewnym stopniu. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak ona będzie wyglądała. Porównuję to do podróży pociągiem. Owszem, możemy dużo wcześniej spakować walizkę i być przygotowanym do oczekującej nas podróży, ale nigdy nie wiemy, czy wagon zatrzyma się bliżej, czy dalej od nas. Nie mamy pewności, jak przebiegnie moment wejścia do pociągu. W procesie odchodzenia pewne sprawy zależą od nas i możemy się o nie troszczyć. Ale sam moment śmierci często jest zaskakujący, nie mówiąc o odejściach gwałtownych. Jeśli mamy to szczęście, że wokół nas są bliscy, z którymi staraliśmy się budować dobre relacje, to strach przed odejściem będzie mniejszy. „Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, śmierć cielesną, której żaden człowiek żywy ujść nie może” – pisał św. Franciszek z Asyżu. Ważne by było, aby geriatrzy i osoby zajmujące się medycyną paliatywną mogli przekazywać swoje przemyślenia i refleksje osobom w sile wieku. Warto dbać o relacje międzyludzkie już teraz, aby w momencie ostatecznym nie żałować straconego czasu.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: