Przejdź do treści

„Żołnierki opowiadały o molestowaniu, napaściach i gwałtach”. Agnieszka pomagała ofiarom przemocy seksualnej w amerykańskich Siłach Powietrznych

Agnieszka Bradt /fot. archiwum prywatne
Agnieszka Bradt /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Gdy rozpoczęłam szkolenie przygotowawcze do roli adwokata ofiar, poznałam całą masę zupełnie nowych słów – molestowanie, napaść seksualna, wykorzystywanie – ja tych pojęć nie znalazłam w języku polskim, bo u nas w kraju nikt o tym nie mówił – wspomina Agnieszka Bradt – Polka, która w amerykańskiej armii pomagała ofiarom przemocy seksualnej.

 

Marianna Fijewska: Wychowywałaś się i dorastałaś w Polsce. Jak to się stało, że trafiłaś do amerykańskiej armii?

Agnieszka Bradt: Na drugim roku studiów postanowiłam wyjechać do Niemiec, by tam uczyć się języka. Nie miałam pojęcia, że będę mieszkać zaraz obok bazy wojska amerykańskiego. Zaprzyjaźniłam się z kilkoma osobami stamtąd i miałam okazję obserwować specyfikę ich kultury. Miałam wrażenie, że żołnierze amerykańscy tworzą bardzo zgraną grupę i widzą dużą wartość w działaniach zespołowych. Fascynowało mnie to. W 1998 roku dołączyłam do armii, konkretnie do Sił Powietrznych, gdzie pracowałam głównie w laboratorium medycznym. W 2005 roku poszerzyłam zakres swoich działań – wojsko wdrożyło program przeciwdziałania mobbingowi i molestowaniu. Poszukiwano chętnych do współpracy, zgłosiłam się.

Na czym polegał ten program?

W odpowiedzi na dość liczne zgłoszenia dotyczące dyskryminacji kobiet w wojsku, stworzono Amerykański Departament Obrony Zapobiegania i Reagowania na Napaści Seksualne (SAPR). Oznaczało to, że w obrębie każdej jednostki powołano tzw. supportera, czyli osobę, która na pełen etat miała wspierać ofiary niewłaściwych zachowań i pomagać w rozwiązaniu zdarzeń konfliktowych. Oprócz supportera powołano też stanowisko victim advocate, czyli adwokata ofiar. Adwokat nie pracował na pełen etat i nie musiał porzucać dotychczasowych obowiązków, tylko realizował zadania w razie potrzeby. Dlatego zgłosiłam się właśnie do tej funkcji. Moja kandydatura została uznana, a ja dostałam się na szkolenie.

Wyobrażam sobie, że w 2005 roku o mobbingu i molestowaniu nawet w Stanach nie mówiło się zbyt dużo. Co pamiętasz z tego szkolenia?

Pamiętam, że to było bolesne doświadczenie. Puszczano nam nagrania rozmów z ofiarami napaści seksualnych, opowiadano, jak czują się te osoby i jak można im pomóc. Wiedziałam, że rola adwokata ofiar nie będzie łatwa. I rzeczywiście. Po tygodniowym szkoleniu ogłoszono moją nową funkcję, wtedy zaczęłam przyjmować zgłoszenia od żołnierek, których prawa w jakiś sposób zostały naruszone. Głównie były to ofiary molestowania, czasem napaści seksualnych. Zdarzały się gwałty. Sprawcami nie zawsze były osoby z wojska, niektóre sytuacje zupełnie nie miały związku z armią. Pamiętam kilka dziewczyn, które zostały napadnięte, gdy w wolnym czasie, po cywilu wracały z imprezy albo późnej kolacji. Niektóre wydarzenia miały miejsce stosunkowo dawno, ale ofiary nie miały z kim wcześniej porozmawiać.

Zdziwiła cię skala tego zjawiska?

Nie byłam zszokowana. Wiedziałam, że w wojsku pod względem dyskryminacji nie dzieje się najlepiej. Gdy rozpoczęłam służbę, moja koleżanka opowiedziała mi, że została zgwałcona. W dodatku zgłosiła sprawę wyżej, ale nikt się tym nie zajął. Powiedziano jej, że niepotrzebnie poszła pić alkohol z kolegami z jednostki, bo to właśnie jeden z nich był sprawcą. Nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Można pomyśleć, że to była straszna, lecz jednostkowa sytuacja, ale nie. Gdy zostałam adwokatem, sprawy gwałtów także mi się trafiały. Dwukrotnie musiałam jechać z ofiarami na obdukcję do szpitala, bo do gwałtu doszło dosłownie przed chwilą.

Zacznijmy od początku. Przychodziła do ciebie ofiara dyskryminacji, molestowania bądź napaści seksualnej, mówiła o tym, co jej się zdarzyło- na czym polegała twoja rola?

To zależy, jakie były jej oczekiwania. Jeśli osoba żądała otwartego zgłoszenia np. w sprawie napaści seksualnej, wtedy jechałyśmy razem na obdukcję, później na policję złożyć zeznania. Moją rolą było wspieranie tej osoby i zapewnienie jej wszystkiego, czego potrzebowała. Organizowałam jej pomoc medyczną, prawną i psychologiczną, a przede wszystkim dbałam o to, żeby dała radę przebrnąć przez bardzo trudną procedurę zgłoszenia. Jeśli czułam, że moja podopieczna jest zbyt zmęczona, a adwokat czy policjant zadają w kółko te same pytania, moją rolą było powiedzenie: „Stop, ona potrzebuje spokoju”, następnie zapewniałam takiej osobie miejsce do spania i organizowałam dalsze działania. Chodziło o to, by ofiara poczuła się bezpieczna i zaopiekowana.

Mówisz, że działałaś w ten sposób, jeśli osoba „żądała otwartego zgłoszenia”. To znaczy, że zgłoszenie mogło być niejawne?

Tak. Adwokaci ofiar, supporterzy, kapelani i od pewnego momentu również medycy nie podlegali dowództwu, jeśli chodzi o powierzone im zgłoszenie niejawne, co znaczy, że wszystko, co powiedziała ofiara, prosząc o dyskrecję, zostawało między nami i żadne rozkazy nie mogły tego zmienić. Zgłoszenia niejawne pojawiały się zwłaszcza w kontekście zdarzeń, które miały miejsce jakiś czas temu, ale ofiary nie mogły psychicznie sobie z nimi poradzić. Moją rolą w przypadku zgłoszeń niejawnych było wysłuchanie ofiary i zabezpieczenie jej interesu na tyle, na ile sobie życzyła, czyli np. przekierowanie w miejsce, gdzie mogłaby otrzymać pomoc psychologiczną.

Gdy ofiara zaczyna mówić o tym, co ją spotkało, oprócz poczucia winy ma w sobie ogromną niepewność. Z jednej strony opowiada strasznie dramatyczną historię, a z drugiej strony cały czas zadaje sobie pytanie: 'Czy ja nie przesadzam?'

Zapewnienie żołnierek i żołnierzy o anonimowości musiało być dla nich niezwykle cenne.

Tak, myślę, że to dawało im poczucie bezpieczeństwa. Dlatego było mi tak trudno realizować pracę adwokata ofiar, gdy awansowano mnie na stanowisko pierwszego sierżanta. Pierwszy sierżant to osoba najbliżej dowódcy, która musi raportować mu absolutnie wszystko. To stanowisko wykluczało możliwość przyjmowania zgłoszeń niejawnych, ale wiele osób przyzwyczaiło się już do mnie w roli adwokata i mimo wszystko liczyło na moją pomoc. Zawsze zaczynałam te rozmowy od upomnienia ich, że dowódca zostanie poinformowany o tym, o czym mi powiedzą. Właśnie wtedy odbyła się najtrudniejsza dla mnie sprawa. Dziewczyna zgłosiła gwałt ze strony kolegi z jednostki. Ze względu na swoje stanowisko musiałam przekazać sprawę dowódcy. Wybuchła afera – jednostka podzieliła się na pół, część osób stało za sprawcą, część za ofiarą. Na szczęście każdy z nas – ja, supporter, mój dowódca i dowódca tej dziewczyny – widzieliśmy potrzebę zaangażowania w sprawę absolutnie niezależnego organu. Takim organem było działające w siłach powietrznych biuro dochodzeń wewnętrznych United States Air Force Office of Special Investigations  (USAF OSI ). To właśnie oni przeprowadzili całe śledztwo w bardzo rzetelny sposób. Niestety nie wiem, jaki był ostateczny wyrok, bo sprawa trwała bardzo długo, ale wiem, że ofiara została potraktowana poważnie, a jej dowódca starał się zapewnić opiekę i nie pozwolił, by była szykanowana przez kolegów oskarżonego.

Czym się kierowałaś, wspierając tę dziewczynę i inne ofiary, które doświadczyły wielkiego cierpienia w dodatku ze strony kogoś, komu powinny ufać?

Gdy patrzysz w oczy ofierze gwałtu lub molestowania, widzisz w nich ogromne poczucie winy. Pierwsze co musisz zrobić, to je od niej zabrać. „Jestem tu dla ciebie, to co się stało, to nie twoja wina”- mówisz. A potem robisz wszystko, by poczuła się bezpieczna.

Aurélia Blanc

Czy to właśnie ten pierwszy kontakt z ofiarą był dla ciebie najtrudniejszy?

Nie, choć początkowo tego się obawiałam. Pierwsza rozmowa, obdukcja, zeznania na policji, słuchanie szczegółów, których nie chcesz znać  – to wszystko wydawało mi się straszne. Ale gdy już byłam razem z ofiarą, wcale nie czułam, że towarzyszenie jej jest dla mnie trudne. Nie myślałam o swoich emocjach, po prostu robiłam to, co musiałam. Zawsze miałam w sobie ogromną mobilizację, ponieważ ofiary często są w szoku i trzeba wziąć za nie pełną odpowiedzialność. Powiedzieć: „Teraz wsiądziemy do samochodu”, „Teraz pojedziemy do szpitala”, „Teraz porozmawiaj z panią doktor”, „Teraz pomówi z tobą pan policjant”, „Oto kartka z twoimi zeznaniami, musisz podpisać ją w tym miejscu”… Czas na myślenie pojawiał się dopiero w domu. Przychodziły do mnie wspomnienia z początków mojej służby, gdy koleżanka opowiedziała mi o gwałcie. Czasem przez te myśli nie mogłam spać. Pomoc innym niesie za sobą duże zmęczenie.

Czy tobą i innymi adwokatami ofiar ktoś się opiekował?

Oczywiście. Mieliśmy zapewnioną opiekę supporterów, z którymi spotykaliśmy się nie tylko przy okazji szkoleń, ale również w ramach wzajemnego wsparcia. Organizowaliśmy spotkania w naszej grupie, opowiadaliśmy o trudnych doświadczeniach z pracy, omawialiśmy przypadki naszych podopiecznych, ustalaliśmy strategię działania, rozmawialiśmy też o swoich emocjach i trudnościach.

Grupa żołnierzy sił zbrojnych, rozmawiająca o emocjach – brzmi jak amerykański film, a nie wojskowa rzeczywistość.

W amerykańskiej armii wcale nie było tak kolorowo. Po wystartowaniu programu szybko zauważyliśmy, że dużym problemem jest nastawienie ludzi do tematu gwałtu, molestowania i w ogóle dyskryminacji kobiet. Ktoś zgłaszał się do adwokata ofiar bądź supportera z bardzo traumatycznym zdarzeniem, a środowisko wskazywało go palcem, mówiąc, że to jego… a zwykle jej wina, bo chodziła wymalowana, bo prowokowała, bo niepotrzebnie szła gdzieś sama. Wdrożyliśmy więc program, który w sposób prewencyjny miał przeciwdziałać przemocy. Prowadziliśmy specjalne szkolenia dla kobiet i mężczyzn, które zaczynały się od opowiedzenia historii. Zwykle ta historia miała miejsce naprawdę, np. młoda żołnierka poszła sama na imprezę, w drodze do domu została napadnięta przez grupkę mężczyzn i zgwałcona.

Agnieszka Bradt /fot. archiwum prywatne

Agnieszka Bradt /fot. archiwum prywatne

Cała historia była bardzo szczegółowa, żeby uczestnicy szkolenia mieli na jej temat wiedzę i mogli się wypowiedzieć. Później zaczynała się rozmowa. Pytaliśmy naszych żołnierzy, czy w całej sytuacji widzą winę tej dziewczyny, czy miała na sobie zbyt wyzywające ubranie, czy to ona sprowokowała sprawców swoim zachowaniem… uczestnicy byli w pewnym sensie zmuszeni do zaangażowania się w dyskusję, ponieważ na każde z postawionych pytań odpowiadali poprzez ustawienie się w odpowiednim miejscu sali. Sala była podzielona na strefy oznaczone napisami: „W pełni się zgadzam”, „Niezupełnie”, „Absolutnie się nie zgadzam” itd. Dzięki temu w odpowiedzi na każde nasze pytanie tworzyły się grupki, które następnie musiały przekonać członków pozostałych grup do zmiany zdania. My jako prowadzący nie robiliśmy żadnego wykładu, tylko moderowaliśmy dyskusję. To, co zdziwiło mnie najbardziej jako prowadzącą, to fakt, że wiele kobiet również używało argumentów w rodzaju: „Wymalowała się, to nie dziwne, że tak się stało”. Nie rozumiałam tego i osobiście mnie to bolało.

Wyobrażam sobie, że te dyskusje wywoływały wiele emocji. Czy zdarzało się, że podczas szkoleń ktoś mówił: „To spotkało także mnie”. 

Staraliśmy się nie dopuszczać do takich sytuacji. Przed każdym szkoleniem ostrzegaliśmy uczestników, że temat będzie trudny i jeśli mają jakieś osobiste doświadczenia, o których chcieliby porozmawiać, to jestem ja, jest supporter i po szkoleniu bardzo chętnie zaopiekujemy się taką osobą, natomiast mówienie na forum pod wpływem emocji o sytuacji przemocy seksualnej mogłoby zaszkodzić ofierze.

I po szkoleniach rzeczywiście przychodzili ludzie?

Tak, bardzo często. I kobiety i mężczyźni. Opowiadali o mobbingu, opowiadali o wykorzystywaniu seksualnym, czasem o napaściach i gwałtach. Te szkolenia miały niezwykłą moc. Oczywiście byli tacy, którzy podchodzili do nich sceptycznie. Mówili, że wyrzucamy pieniądze na obronę kraju w błoto i że po co komu rozmowy na takie tematy. Ale zdecydowana większość widziała w tym wartość.

Gdy patrzysz w oczy ofierze gwałtu lub molestowania, widzisz w nich ogromne poczucie winy. Pierwsze co musisz zrobić, to je od niej zabrać

Opowiadasz o programie pomocowym dla ofiar przemocy w wojsku amerykańskim sprzed 15 lat, który był nieporównywalnie lepiej rozwinięty niż program ochrony ofiar przemocy w dzisiejszej Polsce. Dopiero kilka miesięcy temu powstała pierwsza w naszym kraju fundacja pomagająca ofiarom mobbingu i molestowania w służbach mundurowych #SayStop (saystop.pl), założona przez byłą żołnierkę Joannę Jałochę i byłą funkcjonariuszkę GROM-u Katarzynę Kozłowską. Fundacja ta jest pozarządowa i absolutnie nie może liczyć na wsparcie władz czy wojskowych dowódców. Masz jakiś pomysł, skąd może wynikać ta smutna różnica między polską a amerykańską armią?

Pamiętam, że gdy rozpoczęłam szkolenie przygotowawcze do roli adwokata ofiar, poznałam całą masę zupełnie nowych słów – molestowanie, napaść seksualna, wykorzystywanie – ja tych pojęć nie znalazłam w języku polskim, bo u nas w kraju nikt o tym nie mówił. Może to pokłosie komunizmu, a może w polskiej kulturze jest coś takiego, co nakazuje milczeć, gdy przychodzi do tych najtrudniejszych spraw? Mam nadzieję, że to chore milczenie zostanie wkrótce przetrwane.

Zaangażowałaś się w dodatkową i niezwykle wymagającą inicjatywę, jaką była funkcja adwokata ofiar. Z tego, co mówisz, nie tylko poszkodowanym, ale również uczestnikom szkoleń, dałaś od siebie bardzo dużo. Zastanawiam się, co ta praca dała tobie?

Gdy ofiara zaczyna mówić o tym, co ją spotkało, oprócz poczucia winy ma w sobie ogromną niepewność. Z jednej strony opowiada strasznie dramatyczną historię, a z drugiej strony cały czas zadaje sobie pytanie: „Czy ja nie przesadzam?”. Jako adwokat ofiar miałam niezwykłą możliwość towarzyszenia tym osobom w przełomowym dla nich momencie, czyli uświadomieniu sobie: „Nie, ja nie zwariowałam, wszystko ze mną w porządku, naprawdę zostałam skrzywdzona”. To był moment, w którym z tych osób spadał jakiś wielki ciężar niepewności, poczucia winy, wstydu i pewnie jeszcze wielu innych bardzo trudnych uczuć. Fakt, że mogłam dołożyć się do tego, wynagradzał mi wszystkie trudy tej pracy. Dziś nie mam wątpliwości, że każda chwila przepracowana w charakterze adwokata ofiar niosła za sobą głęboki sens i ogromną wartość.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: