Przejdź do treści

„Jeśli przełożony zaczyna lizać po twarzy swoją pracownicę, a ona się temu sprzeciwia, to jest najsłuszniejsza reakcja” – mówi o krakowskim #metoo Joanna Grzymała-Moszczyńska

Joanna Grzymała-Moszczyńska, psycholożka społeczna z Uniwersytetu Jagiellońskiego
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Sprawcy tylko w pojedynczych przypadkach są w stanie przyznać się i przeprosić za swoje słowa albo czyny. Szczerze przeprosić, a nie tak, jak to bardzo często się dzieje: Przepraszam, JEŚLI to cię uraziło, ale tak naprawdę to cię pozwę, bo to ty mnie obraziłaś” – Joanna Grzymała-Moszczyńska, psycholożka społeczna z Uniwersytetu Jagiellońskiego, komentuje krakowskie #metoo w Teatrze Bagatela.

Jolanta Pawnik: Mam wrażenie, że polaryzacja opinii w sprawie zachowania byłego dyrektora Teatru Bagatela rozkłada się wraz z wiekiem. Kobiety starsze pytają: Ale o co chodzi, przecież faceci mają prawo do przaśnych żartów i niewybrednych komentarzy i nic to nie znaczy. Młodsze postrzegają to całkiem inaczej. Gdzie znajdują się granice molestowania? Jakie normy to regulują?

Joanna Grzymała-Moszczyńska: To, co określamy mianem molestowania, bardzo się zmieniło w ostatnich latach. Te same zachowania mogą być różnie oceniane różnych ludzi. Prawo pracy nazywa molestowaniem seksualnym każde niepożądane zachowanie o podtekście seksualnym. Trzeba przyznać, że jest pewna dowolność w definiowaniu miejsca, gdzie ta granica została przekroczona i zależy od osoby, która tego doświadcza – bo to od niej zależy, czy dane zachowanie akceptuje, czy nie. To może być nie tylko zachowanie o niepożądanym kontekście erotycznym, jak np. dotknięcie, ale także np. żart o podłożu erotycznym, który kogoś śmieszy, a kogoś wręcz przeciwnie. To wiele bardzo różnych zachowań, które w pewnych środowiskach mogą być bardziej znormalizowane, a w innych niedopuszczalne.

Wydaje mi się, że mamy teraz czas podważania norm, które do tej pory obowiązywały w przestrzeni publicznej. To oczywiście nie dzieje się bezproblemowo. Niestety bardzo często osoby, które decydują się na rozpoczęcie rozmowy, postawienie granic albo zgłaszają przypadki molestowania, spotykają się z niechęcią społeczną, doświadczają hejtu.

Molestowanie seksualne / Katarzyna Koczułap / Instagram

„Co on takiego zrobił, przecież niektórzy faceci już tacy są…”. Takie komentarze w przypadku byłego dyrektora krakowskiego teatru wcale nie są odosobnione.

Jeśli, jak czytamy w relacjach, przełożony podchodzi i zaczyna lizać po twarzy albo chce całować swoją pracownicę, to moim zdaniem, nie jest kwestia przewrażliwienia, sprzeciw to najsłuszniejsza reakcja na przekroczenie granic. O ile można zinterpretować w różny sposób np. poklepanie po plecach, to jednak tego typu zachowania czysto seksualne były przekraczaniem granic od bardzo dawna. Niestety towarzyszyła im taka norma, że wszyscy wprawdzie o tym wiedzą, ale o tym się nie mówi. Przyjmuje się, że tak już jest. Szczęśliwie zmienia się to na naszych oczach.

Na mnie największe wrażenie zrobiła relacja jednej z kobiet, która wymiotowała z powodu zachowania swojego szefa. Aż tak fizyczne objawy na pewno nie są efektem przewrażliwienia, ale raczej nagromadzenia złych doświadczeń i strachu.

Widzimy taką tendencję, że młodsze kobiety reagują w bardziej jednoznaczny sposób, dla starszych to nie zawsze jest takie oczywiste. Ale w Bagateli, w gronie kobiet, które zdecydowały się mówić o tym, jakie są relacje dyrektora z podwładnymi, były też aktorki pracujące z nim od wielu lat. W kilkunastoosobowej grupie część zdecydowała się ujawnić prawdę, część nie. To jak najbardziej zrozumiałe, bo nie wszyscy są gotowi wystawić się na hejt i różne konsekwencje, do jakich może prowadzić taka sytuacja. Sama pani mówi o skrajnie różnych ocenach tej sytuacji.

Jeśli przełożony podchodzi i zaczyna lizać po twarzy albo chce całować swoją pracownicę, to moim zdaniem, nie jest kwestia przewrażliwienia, sprzeciw to najsłuszniejsza reakcja na przekroczenie granic

Czy uważa Pani, że krakowskie #metoo przyczyni się do ujawnienia takich przypadków w innych środowiskach zawodowych? Fala #metoo przetoczyła się przez Hollywood. U nas także dotknęła środowiska artystycznego. Czy w tych grupach społecznych jest większe przyzwolenie na takie działania?

Myślę, że bardzo dużo spraw związanych z #metoo było rozwiązywanych nie tak bardzo publicznie, działy się one za zamkniętymi drzwiami. Wiem o wielu takich sytuacjach, gdzie poszkodowane osoby nie decydowały się pójść do mediów, ale starały się poradzić sobie w obrębie grupy.

Ale nie tylko. Nie tak dawno Adriana Rozwadowska z „Gazety Wyborczej” pisała o takich doświadczeniach w swojej pracy dziennikarki. Maja Staśko głośno mówi o seksizmie i molestowaniu w środowisku poetyckim.

Bardzo ciekawe jest, jak różni mężczyźni, bo to głównie oni są sprawcami molestowania seksualnego, na to reagują. Tylko w pojedynczych przypadkach są w stanie przyznać się i przeprosić za swoje słowa albo czyny. Szczerze przeprosić, a nie tak, jak to bardzo często się dzieje: „Przepraszam, JEŚLI to cię uraziło, ale tak naprawdę to cię pozwę, bo to ty mnie obraziłaś”. Spotkałam się też z przeprosinami, gdzie mężczyzna uznał, że sprawił komuś przykrość i przekroczył czyjeś granice, powiedział, że wykonał jakąś pracę związaną z tym tematem i wziął pełną odpowiedzialność za swoje zachowanie. Bardzo mi się to spodobało.

Dobrze, że tak się dzieje, bo pomaga w jasnym ustawieniu granic, wskazaniu normy, czego nie wolno, a co jest dopuszczalne. Ale też pokazuje, że sam fakt wychowania w patriarchalnym modelu męskości nie oznacza, że nie można czegoś zmienić w swoim zachowaniu, odrobić lekcji.

CPK / Centrum Praw Kobiet

Kto dopuszcza się molestowania czy przekraczania granic? Czy widać jakąś prawidłowość?

Dużo zależy od środowiska, w jakim obraca się dana osoba. Nie ma większego znaczenia czy to mężczyźni młodsi, czy starsi. Niewątpliwie jest tak, że normy dotyczące tego, co wolno powiedzieć, co zrobić, co jest stosowne a co nie, w ostatnich latach bardzo się zmieniły. Wydaje mi się, że ci, którzy funkcjonowali w środowisku pracowniczym, gdzie było im więcej wolno, jeszcze nie do końca to u siebie zaktualizowali. Nie wszyscy zrozumieli, mam wrażenie, że zachowania, które jeszcze kilkanaście lat temu mogły być odebrane przez niektóre osoby jako zabawne, w tej chwili są poważnym naruszeniem.

Bardzo dużo zależy od tego, jakie normy obowiązują w danej organizacji, miejscu pracy. Mówię dużo o normach, bo jestem głęboko przekonana, że to w radykalny sposób warunkuje nasze zachowania.

Mówimy o molestowaniu seksualnym w kontekście zawodowym jednoznacznie piętnując takie zachowania. A jak jest z normami, które powinny obowiązywać w sferze prywatnej, np. w związkach?

Skala przemocy seksualnej ze strony osób, które znamy, jest bardzo duża. Sprawcami znaczącej części gwałtów są osoby, które znają poszkodowanych. Stosunkowo od niedawna uznaje się, że może istnieć coś takiego jak gwałt w małżeństwie. Statystyki dotyczące doświadczenia przemocy seksualnej w sferze prywatnej są wstrząsające. Są badania wskazujące, że zdecydowana większość kobiet miała takie doświadczenie czy to w sytuacjach towarzyskich, czy gdzieś na ulicy, czy w rodzinie.

Bardzo ciekawy jest raport Fundacji Ster pt. „Przełamać tabu” poświęcony przemocy seksualnej. Wynika z niego, że aż 87 proc. pytanych kobiet spotkało się w swoim życiu z jakąś formą molestowania seksualnego. 37 proc. uczestniczyło w aktywności seksualnej wbrew swojej woli. 23 proc. doświadczyło próby gwałtu, a 22 proc. gwałtu. Ponad połowa tych przypadków wydarzyła się w domu, a więc w otoczeniu, które powinno być bezpieczne. Te traumatyczne przeżycia w większości przypadków pozostają tajemnicą, nie są zgłaszane na policję.

Ludzie kwestionują odczucia ofiar, pytają o poczucie humoru, zawstydzają, podważają ich racjonalność w ocenie sytuacji. To nic innego jak próba wywołania poczucia winy

Ofiary nie chcą czuć się ofiarami po raz kolejny?

Gdy popatrzymy na reakcję, z jaką spotkały się aktorki Teatru Bagatela czy inne kobiety, które upubliczniły medialnie swoje doświadczenia przemocy seksualnej, widzimy, że jest to dla nich bardzo bolesne. Szczególnie wtedy, kiedy reakcja dotyka je ze strony ludzi, którzy teoretycznie powinni być ich sojusznikami. Ludzie kwestionują ich odczucia, pytają o poczucie humoru, zawstydzają, podważają ich racjonalność w ocenie sytuacji. To nic innego jak próba przeniesienia odpowiedzialności za czyn ze sprawcy na ofiarę,  wywołanie poczucia winy. Takie uciszanie ofiar przemocy poprzez umniejszanie znaczenia tego, co się wydarzyło, jest bardzo częste. Krzepiące w takich sytuacjach jest to, że bardzo często w chwili zgłoszenia takiego wydarzenia ujawniane są podobne zachowania. Tak było w Teatrze Bagatela. Kilka tygodni po aktorkach zaczęły zgłaszać się pracownice okolicznych kawiarni, sklepów, które również doświadczyły napastowania ze strony byłego dyrektora teatru.

Pracownice Bagateli mówią o wielkiej uldze, jaką odczuwają teraz, kiedy przysłowiowe mleko się wylało i nie muszą już kryć się ze swoimi doświadczeniami. Mówią też o wstydzie.

To naturalne uczucia. Mimo tego, że to absolutnie nie jest nasza wina, że ktoś nas skrzywdził, to jednak kiedy myślimy o tej sytuacji, czujemy zawstydzenie. Może pojawić się także poczucie złości a nawet zniechęcenia. Poszkodowana osoba zaczyna zastanawiać się, czy chce dalej w tym uczestniczyć, czy ma jeszcze siłę opowiadać o tym obcym ludziom, jakiejś komisji, organom ścigania. To jest bardzo trudne, ale równocześnie też bardzo, bardzo potrzebne.

Z każdą taką sprawą ci wszyscy ludzie, którzy uważali, że są bezkarni i mogą składać niedwuznaczne propozycje współpracowniczkom albo rzucać niestosowne komentarze, widzą, że za chwilę to mogą być oni. Jeśli mamy takie podejrzenie, że w naszym otoczeniu są osoby z podobnymi doświadczeniami, warto tworzyć sojusze. Jest dużo raźniej, kiedy widzimy, że to nie tylko nasz problem i nie będziemy uczestniczyć w wyjaśnieniu tej sprawy w pojedynkę. Przestaje to być takie wstydliwe i dodaje pewności siebie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: