Przejdź do treści

Liza Minnelli: Gdy mam się umartwiać albo walczyć, zawsze wybieram to drugie

Liza Minnelli: Gdy mam się umartwiać albo walczyć, zawsze wybieram to drugie Gilbert Carrasquillo/Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Szlag mnie trafia, gdy ludzie ubolewają: ojej, pani tyle przeszła! Myślę wtedy: przyjrzyj mi się dobrze, człowieku. Czy ja wyglądam na ofiarę?” – pyta Liza Minnelli. Wraz z premierą serialu „Halston” wraca opowieść o legendzie amerykańskiego kina, która w tym roku skończyła 75 lat.

Serial Netflixa opowiada o przyjacielu Lizy,  Royu Halstonie, projektancie mody i legendzie amerykańskiej popkultury lat 60. i 70. ub. wieku. Lisa wspierała Halstona na drodze do kariery, razem podróżowali i bawili się na imprezach w Studiu 54 u boku Bianki Jagger, Anjeliki Huston, Andy’ego Warhola i Elsy Peretti. Po śmierci projektanta, który był jedną z pierwszych ofiar AIDS, Minnelli stworzyła fundusz jego imienia, by finansować badania nad wirusem w San Francisco. Aktorka bardzo ostrożnie wypowiada się o projektancie: „Bardzo trudno jest dawać wywiady o swoim najlepszym przyjacielu, zwłaszcza wtedy, kiedy popularne jest coś innego, niż kiedyś. Tak samo było, kiedy pytano mnie o wywiady na temat mojej matki i ojca. Nie będę tego robić Halstonowi” – mówi.

Po czterech rozwodach nie mam wątpliwości, że małżeństwo nie ma sensu. Przynajmniej dla mnie

Liza urodziła się i wyrosła w domu słynnej aktorki i wokalistki Judy Garland i reżysera filmowego Vincenta Minnelli. „Urodziłam się i od razu robili mi zdjęcia!” – śmieje się aktorka. Po raz pierwszy trafiła przed kamery w wieku trzech lat, w finałowej scenie „Dziewczyny z Chicago” (In the Good Old Summertime). Przez całe dzieciństwo występowała na scenie u boku matki, uczestnicząc w burzliwym życiu swoich rodziców, którzy po rozwodzie przekazywali ją sobie z rąk do rąk.

Judy Garland przez wiele lat żyła w świecie narkotyków, ostatecznie zmarła z przedawkowania, a córka i wielokrotnie ratowała ją z opresji, sama wpadając w świat uzależnienia. Liza opisuje swoją matkę jako „zabawną, jasną, niezwykle inteligentną, opiekuńczą i bardzo surową”. Kiedy zmarła, Minnelli miała 24 lata: „Nadal z nią rozmawiam. Nie interesuje mnie niczyja opinia na ten temat. Będę robić, co mi się podoba” – mówiła w wywiadach.

Dorosłą karierę sceniczną rozpoczynała w nocnych klubach i na deskach teatrów muzycznych. Jak mówi, artystycznie chciała być jak najdalej od swoich rodziców: „Nie myślałam o tym, żeby zostać gwiazdą filmową. Teatr to było dziewicze terytorium. Nie chciałam Hollywood ani kina. Broadway po prostu nie był związany z moimi rodzicami”– tłumaczyła.

Wtedy właśnie narodziła się przyjaźń z Halstonem, a także z Fredem Ebbem, który napisał dla niej wiele sztuk i miał udział w stworzeniu jej charakterystycznego wizerunku. To dzięki niemu w 1972 roku zagrała oscarową rolę w filmie „Kabaret”. W swojej karierze Liza została także laureatką czterech Nagród Tony, dwóch Grammy i  Nagrody Emmy za telewizyjne show „Liza with a Z”. W latach 80. występowała z Frankiem Sinatrą oraz współpracowała z Pet Shop Boys.

Liza Minnelli, podobnie jak jej matka, była ofiarą tabloidów. Czterokrotnie wychodziła za mąż, ale jej związki nie były udane, dwóch z jej partnerów było gejami. Wielokrotnie trafiała na odwyki. Dopiero w 2015 roku przyznała, że wreszcie jest trzeźwa, a jej najgorszym uzależnieniem jest palenie papierosów.

W 2002 roku zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Groził jej paraliż i wózek inwalidzki. Po wielu miesiącach rehabilitacji stanęła na nogi, a nawet wróciła na scenę, występując w show „Liza’s Back” w Nowym Jorku i Londynie. Pomógł jej w tym czwarty mąż, David Gest, jednak i ten związek nie przetrwał. „Po czterech rozwodach nie mam wątpliwości, że małżeństwo nie ma sensu. Przynajmniej dla mnie”– mówi żartobliwie.

Legendarna aktorka nie zrealizowała się także jako matka. „Nie mogłam mieć własnych dzieci i nie chciałam adoptować. W końcu uświadomiłam sobie, że Bóg nie chciał, abym została matką i powinnam spożytkować swój instynkt macierzyński, pomagając potrzebującym” – komentowała. Od wielu lat Minnelli wspiera organizacje pomagające dzieciom z uszkodzeniami mózgu.

Pozostaje też strażniczką pamięci swojej matki. Obie są ikonami społeczności LGBT w Stanach Zjednoczonych, a Judy Garland nazywana jest „Elvisem dla gejów”. Jej historia inspiruje kolejnych reżyserów, powstają filmy, które Liza zazwyczaj krytykuje. Ostatnia produkcja, w której w rolę Judy wcieliła się Renée Zellweger,  także spotkała się z jej sprzeciwem: „Nie mam pojęcia, skąd mają te wszystkie historie. To 100 proc. fikcji. Nigdy nie spotkałam się ani nie rozmawiałam z Renée Zellweger” – mówiła oburzona.

Niedługo przed premierą tego filmu  sprzedała część swoich strojów, m.in. kapelusz, buty i kamizelkę – charakterystyczne elementy swojego scenicznego wizerunku, scenariusz do filmu „Kabaret” z odręcznymi notatkami i srebrnego rollls-royce’a. Na aukcję trafiło też prawie tysiąc przedmiotów należących do jej rodziców. „Całą moją karierę zbierałam wspaniałe drobiazgi i pamiątki, ale teraz, mając więcej niż 70 lat, chcę wszystko upraszczać i dzielić się z fanami, którzy zawsze byli ze mną” – wyjaśnia.

Nie mogłam mieć własnych dzieci i nie chciałam adoptować. W końcu uświadomiłam sobie, że Bóg nie chciał, abym została matką i powinnam spożytkować swój instynkt macierzyński, pomagając potrzebującym

75-letnia gwiazda, choć coraz bardziej podupada na zdrowiu, nie przestaje działać. W lutym 2020 roku wystąpiła w sesji zdjęciowej na okładkę „Variety” i udzieliła wywiadu, w którym przyznała, że zawsze chciała być przede wszystkim tancerką, a trema nigdy nie przestała paraliżować. „Nadal denerwuję się przed każdym występem – przecież chcę, żeby wyszło jak najlepiej! Wtedy dobrze się skoncentrować i udawać, że widowni przed nami nie ma” – przyznaje.

Nie kryje także, że chętnie stanęłaby jeszcze przed kamerą. Jak mówi, wiele z jej przedstawień w filmach i serialach nie było przez nią autoryzowanych i oglądanie innych osób odgrywających jej rolę było „bolesne”. Apeluje też, by nie robić z niej pomnika za życia: „Nie, kiedy jestem żywa i mogę robić to sama!” – mówi.

Mimo wielu trudnych doświadczeń zachowuje pogodę ducha: „Chcielibyście, żebym opowiadała o bólu i koszmarnych przeżyciach. Ale ważniejsze są pozytywne emocje. Szlag mnie trafia, gdy ludzie ubolewają: ojej, pani tyle przeszła! Myślę wtedy: przyjrzyj mi się dobrze, człowieku! Czy ja wyglądam na ofiarę? Gdy mam umartwiać się albo walczyć, zawsze wybieram to drugie”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: