Przejdź do treści

Zmęczeni ludźmi, czyli jak się nie wypalić w kontaktach z innymi

Zmęczeni ludźmi, czyli jak się nie wypalić w kontaktach z innymi Unsplash.com
Podoba Ci
się ten artykuł?

W sobotnie popołudnie marzysz tylko o tym, żeby zaszyć się gdzieś samotnie z książką i wyłączyć telefon? Gdy znajomi wyciągają cię do kina, coraz częściej odmawiasz? Może dotknęło cię zmęczenie kontaktami z ludźmi? Mamy dobrą wiadomość: nie ma w nim nic złego!

Tak wygląda nasza codzienność

– Mamy obecnie dużo więcej kontaktów z ludźmi niż nasi dziadkowie czy pradziadkowie. Są tacy, którzy z rozrzewnieniem wspominają, że kiedyś relacje były głębsze, było na nie więcej czasu. W tej chwili faktycznie wiele kontaktów jest powierzchownych, zdawkowych i na chwilę, ciągle z nowymi osobami. Te relacje przekładają się też na wiele rzeczy: często słyszymy, że ktoś podpisał z kimś kontrakt, bo była między nimi popularna „chemia” – mówi psycholog Edyta Jakubasz.

Jest jeszcze jedna różnica między teraz a kiedyś: kontaktujemy się coraz częściej z tymi, którzy nie są podobni do nas pod względem wieku, zainteresowań czy wykonywanej pracy. I to te relacje mogą być wobec nas najbardziej wymagające!

– W pracy spotykamy się z naszym klientem, którym może być człowiek trzydzieści lat starszy od nas, zaraz potem idziemy na kurs hiszpańskiego, gdzie współpracujemy w grupie z osobami, które mogłyby być naszymi dziećmi, lub ucinamy sobie pogawędkę z ich rówieśniczką, recepcjonistką wskazującą nam drogę do pokoju, w którym mamy spotkanie. W międzyczasie odbieramy kilka telefonów od osób, których prawdopodobnie nigdy więcej nie usłyszymy: z banku, z centrum handlowego, w którym zgłosiliśmy awarię odkurzacza i w sprawie nowej oferty od operatora telefonii komórkowej – mówi psycholog. – I do tego generalnie przy wszystkich chcemy wypaść jak najlepiej, żebyśmy wydawali się bystrzy, dowcipni, opanowani, konkretni. Wobec każdego ta strategia musi być jakoś modyfikowana, bo ci ludzie są różni – dodaje.

I tak wygląda nasza codzienność.

Co tak naprawdę męczy?

Psychologowie są zgodni co do tego, że udane i regularne kontakty z ludźmi to poważne wyzwanie.

– Pomijając to, że musimy i chcemy schludnie wyglądać, mamy dwa dodatkowe zadania. Po pierwsze, sprawiać takie wrażenie, żeby to, co mówimy i robimy, było ze sobą zgodne, żeby inni myśleli o nas jako o osobach konsekwentnych. Żeby jeden żart pasował do drugiego. A jedna propozycja, którą zgłaszamy, wynikała logicznie z innej – mówi Edyta Jakubasz.

Drugie zadanie to ciągłe przypominanie sobie, co nas łączy z osobą, z którą rozmawiamy. Czy znamy się na tyle dobrze, żebym mógł powiedzieć jej o swoich wątpliwościach? Czy ten człowiek nie urazi się, jeśli zachowam się wobec niego mniej formalnie? Czy zwrócić się do niej „Słuchaj, Kasia”, czy zostać przy formalnym „Katarzyno, chcę ci powiedzieć, że…”?

– Znam dziesiątki osób, które tego typu pytania przerabiają wielokrotnie w swojej głowie, zanim się do kogoś odezwą. Gdy dodamy do tego stres i emocje towarzyszące wielu rozmowom, także tym mniej formalnym, gdy zwyczajnie nie chcemy popełnić głupiej gafy, to wychodzi na to, że kontakty z innymi ludźmi potrafią nieźle wyeksploatować! – dodaje psycholog.

Problem nie tkwi w samych osobach, z którymi się stykamy. Nie muszą one być wampirami energetycznymi. Chodzi o to, że rozmowy z nimi na dłuższą metę zabierają sporo energii. Bo obecność innych zawsze zabiera nam trochę z puli swobodnego zachowania. Trzeba zachować fason: niezależnie od tego, czy coś do kogoś piszemy, czy rozmawiamy z nim telefonicznie lub twarzą w twarz. Potwierdzają to psychologiczne eksperymenty.

Inni ludzie jak… lustro

Trójka znanych amerykańskich psychologów Noah J. Goldstein, Steve J. Martin i Robert B. Cialdini przeprowadziła eksperyment przy okazji święta Halloween. Polegał on na tym, że grupę dzieci zapraszano do pokoju, w którym na stole stała wypełniona po brzegi słodyczami miska. Dzieci wchodziły do środka, dorosły zachęcał je, żeby wzięły sobie trzy cukierki, i wychodził z pokoju. Gdy w pokoju znajdowało się lustro, dzieci zdecydowanie częściej brały dokładnie tyle cukierków, ile zaoferował im dorosły (tylko 8,9 proc. dzieci próbowało wziąć ich więcej). Gdy lustra nie było w pobliżu, jedna trzecia dzieci sięgała po więcej słodyczy, niż było to ustalone. W praktyce brała je zwykle pełnymi garściami.

– Lustro było tutaj jak kontroler, przy którym trzeba się pilnować. Tak działają na nas też często inne osoby, zwłaszcza tak zwani znaczący inni, na opinii których nam zależy – mówi Edyta Jakubasz.

Psychologowie przekonują, że istnieją typy osobowości bardziej niż inne podatne na zmęczenie kontaktami z ludźmi.

– To z jednej strony, zgodnie z typologią Johna M. Oldhama i Lois B. Morris, samotnicy, którzy potrzebują interakcji bardzo niewiele, a gdy jest ich więcej, to czują się przytłoczeni i chętnie zostaliby kimś w rodzaju pustelnika. To introwertycy, którzy szukając pomysłów na spędzenie świąt, wybierają oferty umożliwiające zamknięcie się na kilka dni w klasztornej celi. Mówi się też o dramatycznym typie osobowości, który reprezentują osoby skupiające wokół siebie uwagę otoczenia i bardzo towarzyskie. Dążą do tego, żeby poznać jak najwięcej osób, żeby ich jak największej liczbie przekazać swoją wizytówkę, ale gdy nagle przestają być w centrum uwagi, ktoś ich zawiedzie lub zaliczą publiczne niepowodzenie, uświadamiają sobie, że nadmiar kontaktów im nie służy i usuwają się w cień – dodaje psycholog.

A może się wyautować?

Od kilku lat w języku polskim funkcjonują dwa neologizmy ‒ „wymiksować się” i „wyautować się”.

– Oba mają podobne znaczenie: schować się, usunąć, odizolować się. Zniknąć z głównego nurtu – mówi językoznawca profesor Zdzisław Adamczyk.

Ich pojawienie się może świadczyć o sile zjawiska, jakim jest poszukiwanie azylu od innych ludzi. Przykładami takiego zachowania mogą być działania wpisujące się w kokonizm, czyli umiłowanie swojej prywatnej przestrzeni. W takiej przestrzeni mógłby odbyć się krótki odwyk od nadmiaru interakcji, po którym (być może) przyszłaby nawet tęsknota za takim nagromadzeniem kontaktów.

Przykładów zmęczenia ludźmi jest wokół mnóstwo.

– Jeden z moich pacjentów zapytał mnie, co myślę o tym, że ominie dwa duże spotkania, na które został zaproszony. Pierwsze z nich to spotkanie klasy z liceum po kilkunastu latach od matury, a drugie to zjazd rodzinny z okazji urodzin brata jego dziadka, którego nigdy nie poznał. Ten mężczyzna powiedział mi, że mógłby namieszać w swoim grafiku na tyle, że znalazłby czas na te spotkania, ale nie czuje chęci, żeby jechać w te miejsca, bo ani z jednymi, ani z drugimi nie łączy go żadna więź. Traktuje ich teraz, mimo że to znajomi ze szkoły i bardzo dalecy krewni, jak obcych ludzi. Bliżsi emocjonalnie byli mu koledzy z pracy czy znajomi z dodatkowych kursów, którymi też czuł się zmęczony, bo ciągle ktoś od niego czegoś chciał: pożyczenia czegoś, konsultacji, podpowiedzi… Użył nawet zdania: „Inni żerują na mnie” – opowiada Edyta Jakubasz.

Może sekret tkwi w tym, żeby dokładnie sprawdzać, którą piłkę serwowaną w naszą stronę odbieramy, a którą sobie odpuszczamy? Bo jeśli tych „piłek” (rozmów, e-maili, powiadomień, deklaracji, obietnic, uśmiechów wyrażonych własną twarzą i emotikonowych) zrobi się zbyt wiele, to może przyjść coś gorszego od zmęczenia innymi ludźmi. Może przyjść wypalenie i trwałe zniechęcenie do nich.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?