Przejdź do treści

„W naszej kulturze rywalizacja między siostrami jest często bardziej zaogniona” – o toksycznych relacjach między rodzeństwem mówi psycholożka Małgorzata Rutkowska

fot. pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Rywalizacja między rodzeństwem jest zawsze, choć innego rodzaju rywalizacja jest między chłopcami, a innego między dziewczynkami. W przypadku dziewczynek w wielu rodzinach pojawia się kwestia, która z nich jest bardziej dopasowana do roli płciowej – tłumaczy mgr Małgorzata Rutkowska, psychoterapeutka z Kliniki PsychoMedic.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Co to znaczy, że rodzeństwo jest toksyczne?

Małgorzata Rutkowska: Przede wszystkim „toksyczność” to słowo z języka potocznego, nie z psychologii naukowej czy klinicznej. To „worek”, do którego można wrzucić tak wiele rzeczy, że do końca nie wiadomo, jak to rozumieć.

Spróbujmy to zawęzić.

Ponieważ tutaj to słowo odnosi się do rodzeństwa, mamy już pierwsze zawężenie. Ale jednocześnie trudno powiedzieć o dziecku, że jest toksyczne. Jeśli zachowuje się ono w relacjach agresywnie, destrukcyjnie, to raczej jest to związane z tym, co dzieje się w rodzinie – a nie tylko z tym, co dzieje się w dziecku. Jeśli więc dziecko zachowuje się, nazwijmy to potocznie, toksycznie, to najczęściej jest objaw tego, że coś źle funkcjonuje w systemie rodzinnym, jest w nim jakaś nierównowaga, patologia. Wtedy powracamy do toksyczności rodziców czy opiekunów, bo dziecko raczej reaguje na coś, niż jest źródłem czegoś.

Pomimo potoczności widać, np. na forach dyskusyjnych, jak często pojawia się to określenie: toksyczna siostra, toksyczny brat. Czyli coś w tych relacjach nie gra.

Toksyczne jest działanie, które narusza czyjeś granice, wiąże się z robieniem komuś krzywdy, ze złym traktowaniem. Toksyczność to też pewien klimat w relacji, co znaczy, że ma miejsce między dwojgiem ludzi. Np. dorosłe rodzeństwo wchodzi w układ, który przynajmniej dla jednej osoby jest destrukcyjny. Przestrzeń kształtują bowiem dwie osoby. Wtedy mniej bym miała sprzeciwu przeciwko używaniu określenia „toksyczny”, bo to by znaczyło, że ogólnie coś takiego jest między nami, co jest toksyczne. Wytwarzamy coś takiego, gdy znajdujemy się obok siebie.

Małgorzata Rutkowska fot. archiwum prywatne

Według pani nie możemy powiedzieć, że dziecko jest toksyczne. To porozmawiajmy o rodzeństwie już w dorosłości. Coś było dysfunkcyjne w systemie rodzinnym i to się odzywa po latach, że rodzeństwo nie potrafi się ze sobą dogadać, źle na siebie działa?

Bardzo często to są echa tego, co wydarzyło się w dzieciństwie. Naturalne jest to, że między rodzeństwem dzieją się różne rzeczy rywalizacyjne. W systemie rodzinnym wchodzi się w różne role. Może być tak, że ktoś pamięta, że coś mu się działo – np. brat mnie bił. Wtedy faktycznie zachowywał się agresywnie. Pytanie, dlaczego to robił. Być może przejawiał zaburzenia, które nie wynikały z systemu rodzinnego? To jest rzadsza sytuacja, ale tak też bywa. Albo wprost przeciwnie: był odzwierciedleniem dysfunkcji w rodzinie? Wspomnienie z dzieciństwa to jedno, a to, kim brat jest dla mnie teraz, to drugie. I tutaj pojawia się mnóstwo możliwości. Być może ja, jako dorosła osoba, już rozumiem, dlatego on to robił. Może mnie przeprosił, wytłumaczył, co się z nim działo i jak on się wtedy czuł. Szukamy źródła – samo mówienie „mój brat jest toksyczny i mam z nim straszne kłopoty”, to uproszczenie.

Szukanie źródła i zrozumienia – można to zrobić samemu czy konieczna jest praca z terapeutą?

Nie jest powiedziane, że to musi być terapia. Najprościej można spróbować to zrozumieć, rozmawiając z dorosłym bratem czy dorosłą siostrą. Może być tak, że coś sobie powyjaśniamy, z rozmowy wyniknie wspólna refleksja: jaka to była rodzina, jacy byli rodzice, co poszło nie tak. Często są to rozmowy pełne żalu, wyrzutów do rodziców, ale też zrozumienia, czemu oni zachowywali się tak, a nie inaczej. Kiedy się analizuje to wszystko z perspektywy dorosłego, to na to, co było kiedyś, patrzy się zupełnie inaczej, inaczej się przeżywa. Podstawowe pytanie jest więc takie, czy da się o tym rozmawiać z rodzeństwem, a jeśli się da, to jak zrobić to umiejętnie – nie tylko powiedzieć swoje, ale też wysłuchać drugiej osoby, bo druga strona też na pewno ma swoje myśli, wspomnienia. I czasem można to osiągnąć bez terapii – to jest taka przepracowana „toksyczność”, wtedy traci ona swoją władzę nad nami. Coś, co przeżywaliśmy jako dramatyczne, zostało na spokojnie wyjaśnione przez dorosłych. Teraz mamy do tego dystans i to może wystarczyć. Terapia może się okazać niepotrzebna.

A jeśli zamiatamy pod dywan to, co było? Jeśli udajemy, że nic się nie działo?

To też jest schemat rodzinny, który prawdopodobnie nie narodził się teraz, kiedy zaczynamy o tym rozmawiać. Bardzo często to jest sposób na problemy, który w rodzinie funkcjonuje od dawna, niekiedy nawet od pokoleń. Taki, że „my o tym nie rozmawiamy” albo coś nazywamy inaczej niż wszyscy, na przykład chorą nadopiekuńczość nazywamy serdecznością i troską. Albo jest to rodzinne tabu i przyjmujemy założenie, że o rodzinie mówimy i myślimy tylko dobrze, więc takiego tematu nie można poruszyć. Jeśli „siedzi” w nas coś trudnego z przeszłości, nie można tego sobie samemu „przetłumaczyć” ani pomóc sobie, konfrontując się z rodziną czy rodzeństwem, to wtedy potrzebna jest terapia.

Załóżmy, że brat stosował wobec mnie agresję. Ja jako dorosła kobieta czuję, że we mnie to ciągle siedzi. Chcę to przepracować, porozmawiać z nim o tym, a on obraca to w żart albo deprecjonuje moje odczucia. Wysłałaby mnie pani na terapię, jeśli między nami nie ma dialogu?

Oczywiście, terapia potrzebna jest właśnie wtedy, gdy nie ma dialogu, a któraś ze stron potrzebuje pomocy. A dialogu może nie być z różnych powodów; brat może np. nie pamiętać tego, co było, albo może się wstydzić.

Wyparcie?

Może to być wyparcie. Może być też tak, że on nie chce o tym mówić. Nie siedzimy w jego głowie, więc nie wiemy, dlaczego on tak ma. Terapia jest wtedy ważna i potrzebna, bo to ciągnie się za człowiekiem latami. Jestem dorosła i nie rozumiem, dlaczego ludzie robią mi różne rzeczy, a ja im na to pozwalam. Może mnie źle traktują, a ja nie wiem, co z tym zrobić, jak reagować lub nie potrafię reagować. Albo reaguję, tyle że nieskutecznie. Albo reaguję i jest jeszcze gorzej. Albo już samo pytanie, dlaczego zawsze „trafiam” na ludzi, którzy zaczynają mnie źle traktować? Również jeśli jest jakieś bolesne wspomnienie, które nie daje żyć i pojawia się w każdym kontekście, wszystko nam się z nim kojarzy, to terapia jest konieczna.

Toksyczność to też pewien klimat w relacji, co znaczy, że ma miejsce między dwojgiem ludzi. Np. dorosłe rodzeństwo wchodzi w układ, który przynajmniej dla jednej osoby jest destrukcyjny. Przestrzeń kształtują bowiem dwie osoby

A zupełne odcięcie się od takiego brata lub siostry?

Czasami jest to nieuniknione. Jeżeli terapii nie ma albo nie została zakończona, a wspomnienie jest tak bolesne, że w ogóle nie możemy na brata patrzeć, to można na niego nie patrzeć, można nie mieć z nim kontaktu. Myślę, że to wszystko zależy od tego, jaki on jest teraz. Jeśli się śmieje i nie chce o tym rozmawiać, jest mało współczujący, to faktycznie, kontakt w niczym nie pomoże. Ale jeśli on wziąłby za to, co było, odpowiedzialność i nawet jeśli nie chce rozmawiać, to mnie wspiera, wtedy można się zastanowić, czy może jednak warto utrzymać ten kontakt, bo teraz jest on wartościowy.

Wyobrażam sobie sytuację, że strona przemocowa czuje, że coś w relacji było nie tak, nie chce do tego wracać, ale swoim postępowaniem w dorosłości próbuje odkupić swoje winy.

Tak, może się tak zdarzyć. Ktoś może nie mieć wglądu w siebie: „Rzeczywiście, biłem cię, ale nie wiem dlaczego, dzieci tak mają, teraz tego nie rozumiem, ale cię za to przepraszam”. Albo bez „przepraszam”, ale z przyznaniem, że „dzieci tak mają, ale teraz bym tego nie zrobił”. I na potwierdzenie tych słów teraz ten brat zachowuje się inaczej. Jeśli w teraźniejszości jest to relacja, z której mamy więcej zysku i pozytywnej energii niż strat, to można ją mieć i jednocześnie pracować nad przeszłością oraz nad tym, co mamy w głowie. Pamiętajmy bowiem, że dzisiejszy brat i dawny brat to są dwie różne postaci.

Pomówmy teraz o toksycznych siostrach. To temat, który bardzo często pojawia się w przestrzeni publicznej. Coś takiego nierzadko jest między dziewczynkami, że pojawia się między nimi element toksyczności. Z czego to wynika? Z rywalizacji, faworyzowania jednej z sióstr przez rodziców?

Rywalizacja między rodzeństwem jest zawsze, choć innego rodzaju rywalizacja jest między chłopcami, a innego między dziewczynkami. W przypadku dziewczynek często już w dzieciństwie pojawia się kwestia, która z nich jest bardziej dopasowana do stereotypowej roli płciowej. Żyjemy w kulturze patriarchalnej, która od kobiet wymaga bardzo dużo i która na więcej pozwala chłopcom. Dziewczynki są bardziej formowane, dostają więcej informacji zwrotnych o tym, jakie mają być, a jakie być nie mają. Pod ich adresem pada więcej komentarzy, więc w ich przypadku rywalizacja może być trudniejsza, one muszą się bardziej starać. Są częściej oceniane, mają mniej wolności. Są obserwowane, chwalone albo strofowane. Przez to rywalizacja między siostrami często jest bardziej zaogniona. Ale tutaj znowu wiele zależy od tego, jak funkcjonuje system rodzinny, jak się zachowują rodzice, jaka jest sytuacja życiowa, materialna, jak liczne jest rodzeństwo itp.

Bywam świadkiem sytuacji, kiedy siostry są już dorosłe, ale rodzice – teraz już w podeszłym wieku – wciąż faworyzują jedną z nich. Porównują je do siebie: „Zobacz, jak twoja siostra świetnie sobie radzi w życiu”. Może one powinny w takiej sytuacji odciąć się od rodziców?

Ja bym myślała o zdystansowaniu się. Można to wypracować samemu, a można w terapii. „To jest bardzo przykre, że rodzice wolą moją siostrę ode mnie, ale trudno, już tacy są”. To jest do opłakania; pojawią się fazy wściekłości na rodziców: „Nie chcę mieć z nimi kontaktu” – i rzeczywiście ten kontakt na jakiś czas się wtedy ogranicza. Mogą być też myśli, że się rodziców nienawidzi, siostry również. To jest składnik związany ze złością, utratą. „To bardzo smutne i dramatyczne doświadczenie, że nie miałam rodziców, którzy by mnie akceptowali – i już ich takich nie będę miała, bo oni się nie zmienią, innych rodziców mieć nie będę. Straciłam coś, co jest bardzo potrzebne do rozwoju. Musiałam sobie radzić bez tego i dalej muszę bez tego żyć”. Wtedy z czasem pojawi się etap pogodzenia. Żałoba po tym, czego nie było i czego już nie będzie.

Dziewczynki są częściej oceniane, mają mniej wolności. Są obserwowane, chwalone albo strofowane. Przez to rywalizacja między siostrami często jest bardziej zaogniona

Nie da się zmienić rodziców?

Nie, to jest energia skierowana w stronę, w której zostanie ona zmarnowana. Nie da się tego zrobić. To, co możemy zrobić, to zmienić siebie. Dać sobie czas, przestrzeń, pójść na terapię, żeby to sobie poukładać w głowie i się z tym pogodzić. Tak, mamy za sobą smutne, może dramatyczne doświadczenie, ale ono nie musi nam utrudniać życia, nie musi być tak, że ciągle wszystko nam się z nim kojarzy, że każda rzecz, która nam się nie udaje, natychmiast kojarzy nam się z tym, że rodzice nas nie akceptowali albo faworyzowali siostrę. I każdy człowiek, który na nas krzywo spojrzy, będzie kojarzył się z tym, że rodzice krzywo patrzyli na nas. Wtedy oni są wszędzie, w każdym zdarzeniu i to się nigdy nie kończy. Nie można w takiej sytuacji żyć teraźniejszością – nawet jeśli rodzice są daleko i tylko czasem zadzwonią.

Wspomniała pani o żałobie, porozmawiajmy więc o żałobie rozumianej dosłownie. Czy śmierć rodziców może być dla rodzeństwa momentem przełomowym? Uwolnieniem, po którym będą w stanie ułożyć swoje relacje?

Tak bywa. Jeśli system rodzinny był toksyczny, a terapia nie pomogła albo jej nie było, to ostateczne pożegnanie może być przełomowe. Czasem, pomimo oddalenia od rodziców, oni ciągle funkcjonują w głowie dorosłego dziecka, które nie przeżyło od nich separacji. Taka osoba czuje się dorosłym, a jednak jest dzieckiem. Niekiedy nie jest możliwa mentalna separacja od rodziców, dopóki się nie dokona separacja realna, fizyczna. A taka się często dokonuje dopiero, kiedy rodzice umierają. Wszystkie rytuały związane z pogrzebem, żałobą pozwalają pewne rzeczy domknąć, odetchnąć z ulgą – było jak było, ale już tego nie ma. Czasem pojawia się żal, że było nie tak, jak byśmy chcieli, ale przede wszystkim przekonanie, że teraz już jestem w stanie to zaakceptować. Proces przeżywania żałoby po rodzicach zazwyczaj zmierza w takim kierunku, że staramy się pamiętać to, co jest dobre. Klimat rodzinny przestaje być zaogniony, relacje się łagodzą i powstaje przestrzeń, w której łatwiej się z rodzeństwem dogadać.

 

Mgr Małgorzata Rutkowskapsycholog, psychoterapeutka, absolwentka Wydziału Psychologii UW i Instytutu Analizy Grupowej Rasztów. Pracuje z pacjentami w kryzysach życiowych, żałobie, sytuacjach konfliktów w rodzinie/związku, z osobami zmagającymi się z objawami lęku, depresji, z zaburzeniami osobowości, zaburzeniami odżywiania. Jest tłumaczką literatury z obszaru psychologii i psychoterapii analitycznej.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: