Przejdź do treści

„Divorce party może być jak publiczny spektakl mający na celu 'odczarowanie’ sytuacji społecznie uznawanej za porażkę”. O tym, czy rozwód zawsze musi oznaczać traumę, mówi socjolog prof. Mariola Bieńko

Prof. Mariola Bieńko / fot. archiwum własne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– W przeszłości rozwód, zwłaszcza w przypadku kobiet, „karany” był stygmatyzacją i wykluczeniem społecznym. Obecnie dla kobiety oznacza często uwolnienie od niesatysfakcjonującego związku i dlatego może być postrzegany jako czas ulgi, powód do świętowania – tłumaczy dr hab. Mariola Bieńko, prof. Uniwersytetu Warszawskiego z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych, z którą rozmawiamy o modzie na tzw. divorce party.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Jak rozwód wpływa na naszą psychikę i stan zdrowia?

Prof. Mariola Bieńko: Stan po rozwodzie jest porównywany do sytuacji żałoby po stracie bliskiej osoby. Jak pokazują badania psychologiczne, rozwodnicy są w większym stopniu narażeni na choroby psychiczne i fizyczne, ogólny spadek dobrostanu, są też bardziej podatni na uzależnienia, skłonni do podejmowania działań agresywnych, częściej deklarują stany depresyjne oraz lękowe. Rozwód prowadzi zwykle do pogorszenia funkcjonowania w rolach rodzicielskich. Sytuacja rozwodu stawia każdego z partnerów przed koniecznością zmiany życia w wielu obszarach – zmieniają się relacje z rodziną, ze wspólnymi znajomymi i przyjaciółmi. To poważne wyzwania.

I to mimo że rozwodzimy się coraz częściej?

Tak. Postrzeganie rozwodu zmienia się, coraz mniejsza jest stygmatyzacja osób, które się rozwodzą – a mimo to rozwód nadal pozostaje jednym z najtrudniejszych wydarzeń i doświadczeń w życiu człowieka. Szczególnie dla kobiet rozwód wiąże się zwykle z pogorszeniem sytuacji finansowej oraz zwiększeniem liczby obowiązków związanych z opieką nad dziećmi. Natomiast na poziomie emocjonalnym jest to często mieszanka poczucia krzywdy i poczucia winy rozwodzących się osób.

Rozwody nam spowszedniały?

Z perspektywy socjologa muszę podkreślić, że rozwód jako doświadczenie pary i zjawisko społeczne jest coraz bardziej powszechny; zjawisko rozpadu małżeństw od wielu lat utrzymuje się w Polsce na stabilnym, wysokim poziomie. Badania sondażowe pokazują, że większość dorosłych Polaków ma w swoim otoczeniu przynajmniej jedną osobę, która jest rozwiedziona. Rośnie w Polsce poziom akceptacji dla rozwodu, chociaż deklarowane przyzwolenie na rozwód jest różne w zależności od osobistych doświadczeń w tym zakresie. Przykładowo: osoby mające rozwodników w swoim najbliższym otoczeniu – a tym bardziej rozwiedzione – częściej niż ogół Polaków przyzwalają na rozwiązanie małżeństwa bez względu na okoliczności i niemal powszechnie wyrażają przekonanie, zgodnie z którym liczy się przede wszystkim osobiste szczęście człowieka. Te osoby wychodzą z założenia, że jeśli małżeństwo nie jest szczęśliwe, to należy się rozwieść i spróbować ułożyć sobie życie na nowo.

Zatem może to mit, że rozwód zawsze jest traumą?

Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie. Sytuacja rozwodowa jest procesem i ma odmienną specyfikę w zależności od fazy. Szczególnie traumatyczna jest w fazie nasilonego konfliktu małżeńskiego poprzedzającego decyzję o rozstaniu. Może być też trudna w okresie formalnego rozwodu, a po rozwodzie wymaga niełatwej na ogół adaptacji do nowej sytuacji. Przede wszystkim jednak rozwód, bez względu na ocenę tej sytuacji przez samych małżonków, jest zawsze traumatyczny dla dzieci.

Znajoma urządza „imprezę rozwodową”. Ma 36 lat, po rozwodzie poczuła się wolna i szczęśliwa. Nie była w przemocowym związku, ale uznała, że coś się w jej związku wypaliło. Taka reakcja na zakończenie małżeństwa jest w porządku?

W przypadku 36-letniej kobiety, powiedzmy z klasy średniej, nieposiadającej dzieci, ale mającej szerokie grono przyjaciół i znajomych, nieprzywiązującej zbyt dużej wagi do małżeństwa jako związku, który – jak sama twierdzi – może się wypalić, impreza rozwodowa może być po prostu elementem życia towarzyskiego i manifestem, że ona znowu jest singielką z szansami na nowy związek.

Natomiast jeśli chodzi o samą reakcję na zakończenie małżeństwa, to faktycznie sporo się w tym zakresie zmieniło. W przeszłości rozwód, zwłaszcza w przypadku kobiet, „karany” był stygmatyzacją i wykluczeniem społecznym. Wszystkie przepisy i obyczaje związane z małżeństwem silnie faworyzowały mężczyzn. Rozwódka traciła prawo do majątku i na ogół również do dzieci. Obecnie rozwód dla kobiety oznacza często uwolnienie od niesatysfakcjonującego związku i dlatego może być postrzegany jako czas ulgi, powód do świętowania – zwłaszcza w kulturze narcystycznej, w której ceni się swobodę ekspresji. Współczesna obyczajowość respektuje różnorodność stylów życia. Imprezowe nastroje rozwodowe to efekt karnawalizacji kultury, w której „divorce party” uznaje się za okoliczność odpowiednią do celebrowania. Zdarza się, że na takie wydarzenie wspólnie decyduje się rozstająca się para!

Po co?

Impreza rozwodowa jest dla nich pewnego rodzaju rytuałem przejścia, rozpoczęcia życia od nowa, w radosnym nastroju, w otoczeniu przyjaciół i znajomych. Jest to efekt przenikania sfery prywatnej do sfery publicznej, chociaż w Polsce świętuje się nie tylko prywatnie, ale i publicznie śluby, wesela, okrągłe rocznice pożycia małżeńskiego. W tym kontekście jednak impreza rozwodowa to „gra z obyczajem”, przekroczenie dotychczasowych regulacji obyczajowych, schematów społecznych, a dla niektórych wręcz skandal.

Imprezowe nastroje rozwodowe to efekt karnawalizacji kultury, w której „divorce party” uznaje się za okoliczność odpowiednią do celebrowania. Zdarza się, że na takie wydarzenie wspólnie decyduje się rozstająca się para!

Divorce party” to moda?

Tak, bo podobnie jak Halloween czy Walentynki pozostaje w sferze trendów kultury konsumpcyjnej, naśladownictwa świata celebrytów. Nie należy zapominać, że organizacja takich imprez to bardzo dochodowy biznes. Firmy organizujące imprezy rozwodowe to te same, które do tej pory zajmowały się organizowaniem przyjęć weselnych, wieczorów panieńskich i kawalerskich. W ofercie mają wyjazdy do SPA, zajęcia z burleski, strzelnicę, gry terenowe, a nawet… warsztaty uwodzenia. W usługę wliczone jest również wsparcie psychologiczne oraz porady prawników. Taki event może sporo kosztować, dotyczy więc wybranej grupy ludzi i jest przejawem konsumpcji pokazowej.

Ale może w ten sposób próbujemy przetrwać rozstanie?

Możliwe. Z perspektywy rozwodzącej się osoby organizowanie „divorce party” może być elementem procesu adaptacyjnego do sytuacji porozwodowej. Jak już wspomniałam, według psychologów rozwód jest jednym z najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. Towarzyszy mu poczucie straty, winy, krzywdy, złość, smutek, żal, gniew, czasami rozpacz, a raczej niekoniecznie radość. Impreza jest więc próbą zagłuszenia negatywnych emocji. To publiczny spektakl mający na celu „odczarowanie” sytuacji społecznie uznawanej za porażkę. Wydaje się, że jest to próba wyparcia tego, co się dzieje, pomimo niepowodzenia. A także chęć realizowania scenariusza sukcesu za wszelką cenę.

Aż tak?

Owszem, choć tutaj czyha pułapka. Realizowanie „ponowoczesnej wizji świata” nie jest dla każdego i wbrew pozorom często nie daje wolności w myśleniu oraz działaniu. Może natomiast oznaczać uleganie modzie. Takie podejście utrudnia refleksję nad przyczyną porażki, którą rozwód niewątpliwie jest. Jest ucieczką przed szukaniem źródeł niepowodzenia oraz wyciąganiem wniosków.

"Divorce party" może być jak publiczny spektakl mający na celu „odczarowanie” sytuacji społecznie uznawanej za porażkę. Wydaje się, że jest to próba wyparcia tego, co się dzieje, pomimo niepowodzenia. A także chęć realizowania scenariusza sukcesu za wszelką cenę

Rozwód zawsze musimy opłakiwać? Może faktycznie bywa uwolnieniem, nowym, nierzadko lepszym rozdziałem w życiu?

Rozwód w Polsce z pewnością nie jest powodem do dumy. Jest niewątpliwie przeżyciem trudnym i bolesnym, związanym z utratą kontroli nad sytuacją życiową i wiąże się z obniżoną samooceną. Jakość życia po rozwodzie w dużej mierze zależy od tego, co doprowadziło do rozstania i jaką wartość małżeństwo stanowiło dla partnerów. Nie można oczywiście rozpatrywać tego faktu w oderwaniu od sytuacji dzieci i funkcjonowania dorosłych w roli rodziców po rozwodzie. Jednak bez względu na okoliczności rozwodu, „zaczynanie wszystkiego od nowa” po wielu latach w związku może być przygnębiające. Z drugiej strony, jeśli małżeństwo nie było udane ani szczęśliwe, rozwód może dawać nowe możliwości, być szansą na zdefiniowanie siebie na nowo, na wybór nowych życiowych celów i zadań.

 

Każdego roku w Polsce rozwodzi się ok. 60–65 tys. par (dane Głównego Urzędu Statystycznego). Według skali stresu Thomasa Holmesa i Richarda Rahe’a rozwód to drugie – zaraz po śmierci współmałżonka – najbardziej traumatyczne wydarzenie w życiu, które może skutkować różnymi chorobami. Skala powstała w 1967 roku. Wbrew zapowiedziom ekspertów pandemia koronawirusa nie przyczyniła się w Polsce do większej liczby rozwodów.

 

Prof. Mariola Bieńko – dr hab., socjolożka, profesorka Uniwersytetu Warszawskiego, pracuje w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych. Zajmuje się problematyką socjologii życia rodzinnego, bliskich związków, wychowania i edukacji seksualnej oraz zagadnieniami cielesności i ekspresji seksualności kobiet i mężczyzn w doświadczeniach i praktykach życia codziennego. Autorka, współautorka, redaktorka i recenzentka książek oraz licznych artykułów w polskich i zagranicznych czasopismach naukowych z dziedziny socjologii intymności. Współpracuje z instytucjami kultury, ekspertka w polskich i międzynarodowych projektach naukowo-badawczych oraz kampaniach społecznych.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: