Przejdź do treści

„Nigdzie nie doświadczyłyśmy takiej kobiecej solidarności. Polki dają nam siłę”. Ukrainki w Polsce o wojnie, rozstaniach i wielkiej fali dobra

fot. Szymon Górski
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Oczy Tamili są zagadkowe, mała Ola jest ufna i bezpośrednia. Zoja to majestatyczna osobowość, a Raisa ma serce na dłoni. Kobiece twarze Ukrainy, każda inna, choć wszystkie niosą na barkach podobną historię. – Nigdzie nie doświadczyłyśmy takiej kobiecej solidarności, co tutaj – mówią Wiktoria i jej teściowa Natalia, pochodzące z okolic Żytomierza. Od kilku dni mieszkają w hotelu w Morzyczynie (woj. zachodniopomorskie), przekształconym w miejsce dla uchodźców. Razem z nimi jest kilkadziesiąt innych osób, głównie kobiety i dzieci.

Kobiety w kręgu

Rozmawiają w kobiecym kręgu. W ten sposób dają sobie wsparcie i pocieszenie. Raisa, Tamila, Ola, Natalia i Wiktoria. Synowe i teściowe, córki i matki. Po drugiej stronie bawią się dzieci – 6-letni Witalij układa puzzle, Ola, 5-latka, nakręca rybkę-zabawkę, Matwij, drugoklasista, chce zabrać mamie telefon i sprawdzić, co słychać u taty. Ale Wiktoria pilnuje, żeby jej synowie za dużo nie wiedzieli o wojnie.

– I tak dużo przeszli w ostatnich dniach. Bomby padały dosłownie wszędzie, nawet na lokalną piekarnię i szkołę. Mój mąż, który kiedyś pracował w Szczecinie jako budowlaniec, kazał nam się szybko spakować. Najważniejsze rzeczy włożyłam do dwóch toreb, zabrałam chłopców i pojechałyśmy do Lwowa – relacjonuje Wiktoria. Jej teściowa, Natalia, nie może spać dłużej niż 2 godziny. Wciąż się budzi i słyszy w głowie dźwięk bomb. – Wcale nie chciałam wyjeżdżać z Żytomierza. Jestem schorowana, mam problemy z krążeniem. Ale moja siostra i synowa powiedziały, że beze mnie nie pojadą. Szkoda mi było wnuków, więc spakowałam leki i pojechałyśmy na stację.

fot. Szymon Górski

Najpierw kilka godzin jechały do Nowogrodu, gdzie mieszka siostra Natalii. Potem przedostały się do Lwowa. Długie oczekiwanie, zimno, zwłaszcza w nogi, strach – tak opisują ten czas. I ogromne zamieszanie, chaos. – Ludzie do siebie krzyczeli, przekazywali sobie niesprawdzone informacje. Jedni płakali, inni wołali, żeby ktoś ich zabrał do Polski – mówią. Kiedy w końcu udało im się kupić bilet na pociąg i znaleźć w nim miejsce, rozpoczęły długą podróż. – W pociągu stałyśmy 15 godzin. Dzieci spały na podłodze. Ale i tak byłyśmy szczęśliwe, że z każdą minutą byłyśmy bliżej granicy.
W Polsce są pierwszy raz. – Dostałyśmy tu tyle dobra! Kiedy przyjechałyśmy do Morzyczyna, czekało na nas wszystko co potrzebne. Buty, produkty higieniczne, ubrania. A jak się okazało, że noszę rozmiar 58, to dziewczyny zaczęły szukać większych – mówi wzruszona Natalia. Dodaje, że gdyby nie tragiczne okoliczności, można byłoby poczuć się jak w sanatorium.

Morzyczyn leży między Stargardem a Szczecinem, nad jeziorem Miedwie, które jest atutem województwa zachodniopomorskiego. Kobiety wychodzą na spacery na pobliską promenadę, ale niepokój o bliskich mężczyzn jest tak silny, że trudno im zebrać myśli. Jedna z miejscowych pań zaproponowała, że przyniesie szydełko i druty, żeby wypełniły czas. Pomysł niezły, ale w tym momencie trudno o skupienie. Dźwięk telefonu paraliżuje i przywołuje najczarniejsze myśli. Dlatego dobrze, że są razem. W kręgu łatwiej przejść przez trudny czas.

Kobiety na Ukrainie zawsze dawały sobie wsparcie. Przedstawicielki starszego pokolenia przekazywały córkom, wnuczkom i prawnuczkom swoje umiejętności, tajne receptury, ale i patenty na życie. Choć w ostatnich latach tradycja kobiecych kręgów zaczęła zanikać, w obecnej sytuacji naturalnie się odbudowuje.

fot. Szymon Górski

Polki dają siłę

Zoja pochodzi z Rowna, do Polski przyjechała z córką Wiką i wnuczką Olą. – O nic nie prosiłyśmy, a otrzymałyśmy dużo więcej, niż mogłyśmy sobie wyobrazić. Urzędniczki, nauczycielki, lekarki – tutejsze kobiety otaczają nas opieką. Kobiety z Ukrainy, które poznałyśmy w hotelu, stają się nam bardzo bliskie, choć znamy się zaledwie od kilku dni.

Katia mówi po angielsku. Jest z miejscowości Dnierp, w środkowo-wschodniej Ukrainie. Było to jedno z pierwszych miast, gdzie po atakach na lotnisko mieszkańcy zaczęli przygotowywać koktajle Mołotowa. Katia przyjechała z synem Tymofim i córką Aloną. Syn znalazł kolegów, w grupie jest sporo chłopców. Grają razem w piłkę. Ale córce musi poświęcić więcej czasu, dużo rozmawiają. Na Ukrainie został nie tylko jej mąż, ale i przyjaciółki. Ich rolę przejęły teraz nowo poznane kobiety. – To doświadczenie z pewnością zostanie z nami na zawsze. Polskie kobiety dają siłę kobietom ukraińskim, Ukrainki wspierają się między sobą. Większość z nas żyła bardzo szybko. Teraz mamy mnóstwo czasu, aby mówić i słuchać – mówi Katia.

fot. Szymon Górski

16-letnia Vilena przyjechała do Polski z mamą i babcią. To dziewczyna XXI wieku. Cały czas jest w kontakcie z rówieśnikami, którzy zostali na Ukrainie. – Paradoks polega na tym, że część z moich przyjaciół siedzi teraz w schronie i kontaktuje się ze światem poprzez Messenger. Mam z nimi kontakt, a nie mogę im w żaden sposób pomóc, poza przekazaniem dobrego słowa.

Tamila też czerpie siłę z kontaktów z innymi uchodźczyniami. W Polsce jest z córką Olą, 5-letnim wnukiem i 12-letnią wnuczką. W Winnicy, skąd pochodzą, cały dzień i noc wyły syreny. – Mimo to do końca nie wierzyliśmy, że będzie wojna. Cały czas o tym rozmawiamy, pocieszamy się, bardzo przeżywamy to, co się stało. Ale gdy jesteśmy razem, ten strach rozkłada się na każdą z nas i jest jakby mniejszy.

Fala dobroci

Ukrainki czują wsparcie płynące od Polek i Polaków. Lokalna władza i miejscowa społeczność są bardzo zaangażowani w pobyt uchodźców. Pojawił się pomysł, aby chętni mieszkańcy z gminy zaprosili rodziny na obiad, zabrali je na spacer czy na basen. Pomysły są różne, pewnie wiele z nich doczeka się realizacji. W pobliskim Reptowie zaproponowano, aby w świetlicy zorganizować Międzynarodowy Dzień Kobiet – Polki dla kobiet z Ukrainy. Bo „chodzi o solidarność”.

Raisa przyjechała z miejscowości Kowel, w obwodzie wołyńskim. Są z nią córka i wnuk. Nie rozstaje się z zeszytem, w którym zapisuje polskie słówka, a obok tłumaczenie na ukraiński. Kolejne strony zapełniają się błyskawicznie. – Przyniesiemy wam słowniki polsko-ukraińskie, są chętni, aby was uczyć naszego języka – mówi jedna z mieszkanek Morzyczyna, stała bywalczyni.

fot. Szymon Górski

Fala dobroci wciąż płynie od ludzi. – Nasze potrzeby są zaspokajane od razu. Potrzebowałyśmy pęset i nożyczek do paznokci – pojawiły się natychmiast – mówi Wika. Dowieziono nam nawet pomadki, tusze do rzęs i pudry. Usłyszałyśmy: „Dziewczyny, pomalujcie usta, od razu lepiej się poczujecie”.

Są zgodne, że wojna to nie jest miejsce dla dzieci, ani dla kobiet. Z podziwem patrzą na młode dziewczyny, które wstąpiły w szeregi armii. Walczyć poszły ekonomistki, kucharki, dziennikarki. Także Anastasia Lenna, była ukraińska królowa piękności. – Każda z nas ma swoją rolę do spełnienia. My jesteśmy tutaj i czekamy na koniec wojny. Pomoc od Was jest wspaniała, ale marzymy o tym, żeby wrócić do domu.

fot. Szymon Górski

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: