Przejdź do treści

„To Polacy robią dla nas najwięcej” – mówi Yana, ukraińska psychoterapeutka, która nie opuściła swojego miasta

Yana Gololob
fot. Facebook Yana Gololob
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Yana Gololob jest Ukrainką mieszkającą w Dnipro (po polsku Dniepr) – mieście położonym we wschodniej części kraju. Yana pracuje jako psychoterapeutka. Jest członkinią międzynarodowych stowarzyszeń psychologicznych i od lat współpracuje z polskimi psychologami. Z Yaną rozmawiam 2 marca, siódmego dnia inwazji Rosji na Ukrainę.

 

Marianna Fijewska: Yana, jak się czujecie? Ty i twoja rodzina?

Yana Gololob: Ciągle trudno nam uwierzyć w to, co się dzieje. Nasza codzienność diametralnie się zmieniła. Od kilku dni śpimy w piwnicy – ja, mój mąż i syn oraz nasi przyjaciele, którzy nie mają piwnicy, więc nim rozpocznie się godzina policyjna, przychodzą do nas, a rano wracają do siebie. Nie bagatelizujemy zagrożenia, zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy narażeni na ostrzał.

Udaje wam się zasnąć?

Jest bardzo ciężko, choć staramy się wspierać nawzajem, jak tylko możemy. Odwracamy swoje myśli od niebezpieczeństwa – każdego wieczoru spędzamy czas na intensywnym planowaniu kolejnego dnia. W naszym mieście funkcjonują centra wolontariackie, czyli miejsca, w których zbierają się mieszkańcy gotowi do udzielenia pomocy osobom rannym i tym, którzy stracili swoje domy. Tworzymy listy najpotrzebniejszych rzeczy – ubrań, żywności, chemii i oczywiście lekarstw, których brakuje w szpitalach. Dziś udało mi się doprowadzić do końca zbiórkę chusteczek, pampersów, koców, wody i innych rzeczy pierwszej potrzeby dla dzieciaczków z porodówki Dziewiątego Szpitala w Dnipro. Ich mamy mają bardzo ciężko. Musiały kilkukrotnie schodzić do schronu bombowego ze swoimi nowo narodzonym maleństwami. Cieszę się, że udało mi się zebrać pieniądze i zakupić najpotrzebniejsze rzeczy. Oprócz tego prowadzę zbiórki lekarstw dla żołnierzy, którzy trafiają do szpitala z ranami postrzałowymi i potężnymi oparzeniami.

Z tego, co wiem, w polskich aptekach powoli zaczyna brakować opatrunków czy środków do dezynfekcji ran. Polacy wykupują te towary i wysyłają na Ukrainę. Jakich jeszcze środków medycznych wam brakuje?

W tym momencie jesteśmy dość dobrze zaopatrzeni, jeśli chodzi o leki pierwszej pomocy. Wciąż brakuje nam środków na oparzenia, więc organizując zbiórki, możecie o tym pomyśleć. Ale jeśli pytasz, jaka pomoc przydałaby się najbardziej, to nie mam wątpliwości, że największego wsparcia potrzebuje nasza armia. Ja i moja rodzina również oddaliśmy na rzecz wojska swoje oszczędności.

Pracuję jako psychoterapeutka. Gdy wojna się zaczęła, postanowiłam, że pod żadnym pozorem nie opuszczę moich klientów. Zdecydowałam też, że póki sytuacja się nie ustabilizuje, nie będę brała od nich pieniędzy. (...) Wielu z nich pyta mnie, co zamierzam – wyjechać czy zostać? Odpowiadam im zgodnie z prawdą o swoich wahaniach, ale nie chcę być w jakikolwiek sposób odpowiedzialna za ich decyzję. To bardzo trudne i obciążające

Wiem, że wielu Polaków robi to samo. Nigdy nie widziałam takiego poruszenia wśród moich rodaków, wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tym, co dzieje się w waszym kraju.

Wasze wsparcie mentalne i materialne naprawdę się tu czuje. Najbardziej wzruszyła mnie wiadomość od znajomej, która zaprosiła mnie i moją rodzinę pod swój dach. Zaoferowała nam schronienie, choć nie jest to bliska osoba. Poznałyśmy się na konferencji naukowej w Polsce trzy lata temu i od tego czasu nie miałyśmy żadnego kontaktu. A tu nagle ona jest gotowa przyjąć nas do siebie. To naprawdę mnie poruszyło. I choć inne kraje też zachowują się wspaniale, to właśnie Polacy robią dla nas najwięcej.

Yana, twoje miasto mieści się na wschodzie Ukrainy. Kilkukrotnie spotkałam się z twierdzeniem, że w miejscowościach takich jak Dnipro część mieszkańców ma prorosyjskie poglądy. Czy to prawda? Czy mieszkańcy Dnipro są dziś podzieleni?

Ci, którzy myślą, że czekamy tu na „wyzwolicieli”, są w ogromnym błędzie. Mieszkańcy Dnipro w większości mówią głównie po rosyjsku i nierzadko mają w Rosji swoich bliskich oraz przyjaciół, ale pragną, by Ukraina pozostała Ukrainą. Znam kilka osób o poglądach prorosyjskich, ale w porównaniu do całej reszty, to zaledwie garstka. W dodatku osoby te od rozpoczęcia wojny nie udzielają się i nie przychodzą do centrum wolontariackiego. Podejrzewam, że po prostu siedzą w swoich domach. Nie są częścią tej ogromnej, solidarnej wspólnoty, jaka się stworzyła. A musisz wiedzieć, że panuje tu atmosfera niezwykłej solidarności. Nigdy wcześniej nie widziałam, by ludzie tak się jednoczyli, organizowali i byli nastawieni na wzajemną pomoc. Najbardziej „prorosyjska” sytuacja, z jaką spotkałam się od początku inwazji, była taka: w czwartek wywiesiliśmy z okna ukraińską flagę, a nasi sąsiedzi zwrócili nam uwagę, że flagi powinny być dwie – ukraińska, a obok niej rosyjska.

Armia ukraińska to w 17 proc. kobiety. Walczą o swój kraj ramię w ramię z mężczyznami

Dzięki temu mielibyście być bezpieczniejsi?

Nie chodziło im o kwestię bezpieczeństwa, którą miałaby zapewnić nam neutralność, lecz o podkreślenie pokojowych intencji. Ludzie tutaj naprawdę pragną pokoju. My również! Ale oczywiście rosyjskiej flagi nie wywiesimy.

Jesteś psycholożką, z pewnością twoi klienci właśnie teraz najbardziej potrzebują twojej pomocy, a z drugiej strony, trudno mi sobie wyobrazić, że pracujesz jak dawniej, prowadząc psychoterapię…

Pracuję. Gdy wojna się zaczęła, postanowiłam, że pod żadnym pozorem nie opuszczę moich klientów. Zdecydowałam też, że póki sytuacja się nie ustabilizuje, nie będę brała od nich pieniędzy. Kolejną zmianą jest to, że nie spotykamy się na żywo – moje biuro w mieście przestało funkcjonować. Wszyscy mieszkańcy dostali zalecenie, by pozostać w domach. Mimo to ja i moja rodzina wychodzimy, bo działamy jako wolontariusze. Nie mogę jednak oczekiwać od swoich klientów, by ryzykowali, idąc na spotkanie ze mną. To byłoby nieetyczne, dlatego łączę się z nimi online. Podczas sesji nie omawiamy też problemów, które wcześniej były przedmiotem naszej psychoterapii. Skupiamy się wyłącznie na tym, co dzieje się tu i teraz. Moi klienci – tak jak wszyscy tutaj – są w wielkim stresie i napięciu. Śledzą tę bardzo dynamiczną sytuację i ciągle zastanawiają się, co robić i jak zachować bezpieczeństwo. Wielu z nich pyta mnie, co zamierzam – wyjechać czy zostać? Odpowiadam im zgodnie z prawdą o swoich wahaniach, ale nie chcę być w jakikolwiek sposób odpowiedzialna za ich decyzję. To bardzo trudne i obciążające. Nie wiem jednak, czy da się tego uniknąć – w kryzysowych czasach psychoterapeuta często staje się tzw. parental figure, czyli autorytetem, z którego klient bierze przykład.

Rosyjscy żołnierze bez skrupułów mordują cywilów. Dziś rano usłyszeliśmy, że zrównali z ziemią niewielkie miasteczko, którego mieszkańcy nie chcieli dobrowolnie się poddać. Oni nas zabijają, planują zniszczyć

Yana, czy nie myślałaś, by skorzystać z zaproszenia polskiej znajomej i wyjechać z kraju?

Gdy rosyjskie oddziały wkroczyły na teren naszego państwa, zastanawiałam się, czy wraz z synem nie wylecieć najbliższym samolotem, ale bazy wojskowe przy Dnipro zostały zbombardowane, a lotnisko zamknięte. Później pomyślałam, że lepiej zostać. Tu jest nasza rodzina, nasze miejsce, nasza ojczyzna. Tym bardziej, że mój mąż od samego początku był bardzo stanowczy – mówił, że bez względu na wszystko nie opuści swojego kraju. Jednak ostatnie dwa dni zmieniły nasz punkt widzenia. Rosyjscy żołnierze bez skrupułów mordują cywilów. Dziś rano usłyszeliśmy, że zrównali z ziemią niewielkie miasteczko, którego mieszkańcy nie chcieli dobrowolnie się poddać. Oni nas zabijają, planują zniszczyć. A ja nie chcę zobaczyć mojego syna ani rannego, ani z bronią w ręku. Ma 17 lat i dopóki to ja o nim decyduję, wydaje mi się, że najlepiej będzie opuścić Ukrainę w najbliższym czasie i wyjechać do bliskich przyjaciół mieszkających w Niemczech. To niewyobrażalnie bolesna decyzja, zostawić tu męża, rodziców, przyjaciół, klientów, a nawet naszego kochanego psa – buldoga francuskiego, który jest już schorowany i nie przeżyłby drogi za granicę. A droga jest długa i niebezpieczna – ze względu na godzinę policyjną w nocy nie wolno podróżować, więc dojazd do granicy zabiera kilka dni. Mimo to w ostatniej dobie wielu moich znajomych zdecydowało się na ten ruch. Zdjęcia, które oglądamy ze zniszczonych miast, nie pozostawiają złudzeń, że wszystko jest możliwe. Nie wiemy, co przyniesie jutro i bardzo się boimy.

To, o czym mówisz, jest niewyobrażalne. Powiedz, czy prócz wsparcia ukraińskiej armii jest cokolwiek, co możemy dla was zrobić?

Myśleć o nas, modlić się za nas.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: