Przejdź do treści

Justyna Moraczewska: Gdybym znała swoją wartość, nie dałabym się uderzyć

Justyna Moraczewska / zdj. Marcin Klaban
Justyna Moraczewska / zdj. Marcin Klaban
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Brak poczucia własnej wartości. To łączy te kobiety. Ale też rozpaczliwe poszukiwanie miłości nie w sobie, ale w drugim człowieku. (…) Deficyt miłości, deficyt zainteresowania ze strony rodziców, kompleksy, z którymi wychodzimy domu, dają grunt późniejszej uległości. Im słabsze się czujemy, tym łatwiej jest nami manipulować – mówi Justyna Moraczewska, autorka książki  „Moja siła. Jak przerwać krąg przemocy i zacząć życie bez lęku”.


Rok temu, na początku pandemii, dziennikarka Justyna Moraczewska, zakończyła swój wieloletni związek. Toksyczny związek, który z wielkiej miłości zamienił się w festiwal pretensji i wyrzutów. Powód? Przemoc. Jeden dzień, jedno wydarzenie sprawiło, że poczuła chęć zmiany. Bała się jej, ale wiedziała, że jeśli się na nią nie zdecyduje, będzie tylko gorzej. Przez dwanaście miesięcy budowała swoje życie na nowo i… pisała książkę.  To zbiór historii o kobietach takich jak ona. Które muszą zmierzyć się z prawdą o swoim związku i stawić czoła oprawcy. Wiele ofiar przemocy domowej nie mówi o tym, co je dotyka. Dlaczego? Wstyd, obawa o przyszłość, poczucie zależności – emocjonalnej i finansowej od partnera. Tkwią w destrukcyjnych relacjach, bo nie wierzą w siebie. A poczucie własnej wartości to warunek zmiany. „Moja siła”, książka Justyny Moraczewskiej (wyd. Słowne),  ma pozwolić ją odkryć.


Damian Gajda: Mam wrażenie, że twoja najnowsza książka  jest swego rodzaju kontynuacją poprzedniej, czyli „Kobiety jak rakiety”. Znów piszesz o mocy, która drzemie w każdej z kobiet.

Justyna Moraczewska: Początkowo nie zakładałam, że będzie to w jakimkolwiek wymiarze kontynuacja moje poprzednie książki. I tak naprawdę nią nie jest. Obie łączy to, że powstawały w przełomowym dla mnie momencie życia, wtedy, gdy podejmowałam ważne decyzje. W przypadku „Kobiet…” dotyczyły one zmiany ścieżki zawodowej. „Moja siła” to z kolei zakończenie wieloletniego związku, czyli rewolucji w życiu prywatnym.

Każda z tych decyzji na pewno wymagała siły.

Siły, ale też dojrzałości. I wędrówki w głąb siebie. Takiej, która pozwala sobie uzmysłowić, w jakim punkcie życia jestem, jak się tam znalazłam, a gdzie chcę być za rok, za dwa, za pięć lat. Nie ukrywam, że we wszystkim, co robię, jestem po stronie kobiet, chociaż daleko mi do wojującej feministki. Wierzę w pierwotną siłę, którą my, kobiety, mamy. I w to, że nasze pierwotne instynkty prowadzą nas najlepiej, tylko cywilizacyjny szum je zakłóca. W pędzie zapominamy się zatrzymać i spojrzeć w przeszłość.

Mówisz, że pretekstem do napisania tej książki były traumatyczne wydarzenia z twojego życia. Dokładnie rok temu postanowiłaś je zmienić, przewartościować. Pamiętasz ten dzień, kiedy uruchomił się w tobie imperatyw zmiany?

Konieczność zmiany uświadomiłam sobie wcześniej niż rok temu. Mój związek był dysfunkcyjny od wielu lat. Wiedziałam, czułam, i tu znowu odwołuję się do kobiecego instynktu, że ta relacja nie ma przyszłości. I że, jak to określam, staję się w niej powoli najgorszą wersją siebie. Mimo to wmawiałam sobie, że muszę w niej trwać przede wszystkim dla dobra dziecka. Bo dziecko powinno mieć oboje rodziców. Być może gdyby nie doszło do drastycznej sytuacji rok temu, nadal bym w tym związku funkcjonowała. Chociaż dzisiaj naprawdę nie potrafię sobie tego wyobrazić. Paradoksalnie to, że partner mnie uderzył, sprawiło, że udało mi się wyrwać z letargu, w którym trwałam.

Wstyd. To główny powód milczenia. Bo w poczuciu wstydu zostałyśmy wychowane. Wstyd mówić na zewnątrz, co dzieje się w domu. Nie wypada. Co w rodzinie, niech zostanie w rodzinie. (...) Poza tym nie donosi się na własnego męża, prawda? To źle świadczy o samej kobiecie

Jak ten dzień cię zmienił?

 Myślę że wiele kobiet boi się najzwyczajniej w świecie, że bez mężczyzny u boku nie będzie w stanie sobie poradzić. I mam tu na myśli całą masę zwykłych codziennych obowiązków, w których mężczyzna, jaki by nie był, ale jednak je odciążał.

Ciebie też dopadały te lęki?

Jasne – i się do tego przyznaję. Nie chcę zgrywać wojowniczki. Ale jeśli pytasz, jak zmienił mnie ten dzień, na myśl przychodzą mi dwie cechy charakteru, które wtedy w sobie odkryłam – zaradność oraz organizacja. A kiedy zaczynasz radzić sobie z tym, co wydawało ci się karkołomne, umacniasz się w przekonaniu, że masz więcej siły. Dużo więcej, niż możesz sobie wyobrazić. A to daje poczucie własnej wartości i pewność siebie. Jestem mocna. Czasem myślę nawet, że zbyt mocna. I że za bardzo wiem, czego chcę i czego na pewno nie chcę. A wiesz dlaczego tak myślę?

Dlaczego?

Bo im staję się mocniejsza, tym trudniej jest mi znaleźć partnera do nowego związku. (uśmiech)

Ale silne kobiety też się boją zmian. Ty się z tym lękiem borykałaś?

Ja akurat nie. Zmiana nie jest dla mnie zagrożeniem, ona mnie nie destabilizuje, a raczej wzbogaca o nowe doświadczenia. A opuszczanie strefy komfortu, miejsc, sytuacji, które dobrze znam, zapewnia dreszczyk emocji. Ale to jest moje podejście. Rozumiem i szanuję fakt, że większość ludzi podchodzi do zmian z dystansem. To lęk przed stratą tego, co już mamy. Nawet jeżeli nie jest do końca to, czego pragniemy. Zmiana wiąże się też z korektą nawyków, a to właśnie często zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Może iluzoryczne, ale zawsze jakieś.

Mariusz Moderski: Osoba doświadczająca przemocy powinna zmienić swoje nastawienie do sytuacji, a nie „robić coś” z przemocowcem / Unsplash

Kiedy pomyślałaś, że powinnaś dać siłę kobietom, by podjęły ten trud zmiany? Wyszły z kręgu domowej przemocy i powiedziały: „potrzebuję pomocy?

Gdy zaczęłam mówić o swojej sytuacji, o tym, co mi się przytrafiło. Moja szczerość sprawiała, że zaczynały mi bardziej ufać, otwierały się przede mną. Wtedy zdałam sobie sprawę ze skali problemu przemocy domowej. Uświadomiłam sobie, jak wiele jest wokół mnie milczących dotąd i głęboko nieszczęśliwych kobiet, ofiar toksycznych relacji. I najczęściej były to kobiety, o których nigdy bym w ten sposób nie pomyślała. Niezależne, wykształcone, inteligentne, zadbane; często na wysokich stanowiskach albo prowadzące własne, dobrze prosperujące firmy. Budzące respekt i autorytety w pracy, a w domu… bite, poniżane.

W zasadzie wołanie o pomoc jest w twojej książce kluczowe: nawet silne kobiety muszą umieć o nią prosić, co, jak wiadomo, przychodzi im z trudem. Boją się tego, że ich apel zostanie odczytany jako przejaw bezradności.

Wstyd. To główny powód milczenia. Bo w poczuciu wstydu zostałyśmy wychowane. Wstyd mówić na zewnątrz, co dzieje się w domu. Nie wypada. Co w rodzinie, niech zostanie w rodzinie. Kobiety wstydzą się opinii środowiska, to takie typowe: co ludzie powiedzą? Poza tym nie donosi się na własnego męża, prawda? To źle świadczy o samej kobiecie. Im jest ona silniejsza, tym trudniej jej nauczyć się poprosić o pomoc. Jesteśmy przecież takie Zosie Samosie, które poradzą sobie ze wszystkim i rozpracują  każdy problem. Ale tego problemu najczęściej nie da się rozpracować bez pomocy. Bo tylko ktoś z zewnątrz jest wstanie ocenić sytuację z dystansu. Funkcjonując w pętli przemocy, nie patrzy się na sprawę trzeźwo. Nie ma takiej opcji.

Twoje bohaterki powtarzają: dostrzegałyśmy toksyczność związku, dopiero gdy z niego wychodziłyśmy.

Bo nabrały dystansu, spojrzały z zewnątrz na relację, w której tkwiły. Jedna z nich napisała mi teraz, dopiero po przeczytaniu książki, że analizuje swoją historię i nie wierzy, jak mogła sobie na to pozwolić. Tkwić w tak niszczącym związku, dać się upokorzyć? Dopiero podczas lektury przyjmuje rolę obserwatora tamtych wydarzeń i rozpoznaje mechanizmy, których wcześniej nie dostrzegała.

Zastanawiałaś się nad wspólnym mianownikiem wszystkich historii, o których piszesz?

Brak poczucia własnej wartości. To łączy te kobiety. Ale też rozpaczliwe poszukiwanie miłości nie w sobie, ale w drugim człowieku. Ważne jest to, co powiedziała Sylwia, jedna z bohaterek: „Jeżeli jesteś silną, pewną siebie kobietą, która ma świadomość własnej wartości, nigdy nie zaczniesz się spotykać takim gościem. A nawet jeżeli, zauważysz to w porę i zakończysz taki związek szybko”. Deficyt miłości, deficyt zainteresowania ze strony rodziców, kompleksy, z którymi wychodzimy domu, dają grunt późniejszej uległości. Im słabsze się czujemy, tym łatwiej jest nami manipulować.

Często wracasz do wspomnień z dzieciństwa. Jak to, co się działo w przeszłości, wpłynęło na twoje bohaterki i na ciebie?

Bardzo. W relacjach powielamy schematy, które przyswajaliśmy w dzieciństwie. Dotyczy to także związków. Jaką wiedzę na temat miłości może mieć dziewczyna, która widziała, że jej rodzice męczą się ze sobą przez 20 lat? Naśladujemy zachowania mamy, taty albo też, tak bardzo chcemy je wyprzeć, że popadamy w skrajności. Ja doceniłam swoje dzieciństwo po rozmowie z bohaterkami. Wtedy stwierdziłam: chyba wygrałam los na loterii, bo nie miałam tak źle? Ale zrozumiałam też, że cieniem na moich związkach położyła się niezbyt uporządkowana relacja z mamą… Ostatecznie jednak uważam, że historie kobiet, które opowiedziały mi o swoich doświadczeniach, pokazują, jak wiele zależy od nas samych. Że potrafimy zmienić, odwrócić losy, zawalczyć o lepsze życie, nawet jeżeli dzieciństwo było prawdziwym bagnem.

No właśnie, wspominasz o mamie. Nie tylko przemocowy ojciec może burzyć obraz związku, ale też wymagająca matka.

Relacja córki z matką to jedna z najważniejszych w życiu. Dlatego zdaję sobie sprawę, jak moja odcisnęła piętno na wielu decyzjach, które w dorosłym życiu podejmowałam. Krytykująca matka, wymagająca matka, matka, która nie potrafi wyrazić czułości, sfrustrowana matka, nieszczęśliwa w swoim własnym związku, niespełniona … Jakie wartości może przekazać swoje córce? Córce wpatrzonej w nią jak w obrazek, dla której jest wzorcem postępowania, kompendium zasad, wartości i wyrocznią, dla której matka jest początkiem i końcem. I teraz powiem ci coś bardzo niepopularnego: dlatego właśnie uważam, że nie każda kobieta powinna być matką, że niektórym nawet nie powinno być wolno matką zostać. Jeśli uważasz że to zbyt śmiała teza, sądzę, że wystarczy przeczytać rozdział poświęcony historii Izy czy Agnieszki.

Ty masz niezwykłą relację z córką. W obliczu tego, co was spotkało, zachowała dojrzałość, trzeźwą ocenę sytuacji.

Historie moich bohaterek pokazują, że dzieci widzą i czują więcej, niż nam się wydaje. I że są bardzo mądre, tylko czasem nie dajemy im dojść do głosu. Córka jednej z nich sama błagała, by mama rozstała się z partnerem: „Jesteś taka cudowna, wspaniała, silna i mądra! Dlaczego na to pozwalasz?! Odejdź od niego, zostaw go, zasługujesz na kogoś dużo lepszego”. Bardzo dojrzałe słowa.

To prawda, ale z drugiej strony istnieje niebezpieczeństwo, że od dziecka będziemy oczekiwać zbyt wiele.

Racja. Sama złapałam się na tym, że zaczynam traktować moją córka jak powierniczkę i przyjaciółkę, a przecież to tylko dziecko. Po tym, co się wydarzyło, niestety na jej oczach, było dla mnie oczywiste, że natychmiast muszę skorzystać z konsultacji psychologa dziecięcego. Najpierw rozmawiałam z nauczycielką mojej córki. Opowiedziałam jej o wszystkim. To ona poleciła mi specjalistę, a później córka spotykała się na sesjach psychologiem.

Często słyszę od kobiet, że rodzina odwróciła się od nich, kiedy zdecydowały się rozstać. Albo że przyjaciele przestali się odzywać, bo singielka nie pasowała do zgranej paczki par. Przykre, ale znowu w grę wchodzi stereotypowe myślenie a nie troska o szczęście bliskiej osoby

Uważasz, że szczerość w rozmowach na trudne tematy w relacji z córką pomogła też tobie?

Nie taka była moja intencja tych rozmów. Najbardziej zależało mi, by ona dobrze zrozumiała sytuację. Zresztą rozmawiamy szczerze na wszystkie tematy, może czasem nawet zbyt szczerze.  Ale trudno, życie pokaże, czy dobrze robię, nie unikając tabu przed moim dzieckiem.

Mówimy o przeszłości, ale duży wpływ na decyzje kobiet, ofiar przemocy domowej, mają też bliscy żyjący obok nich tu i teraz. Jak mogą pomóc im w podjęciu decyzji o zmianie?

Często słyszę od kobiet, i to jest bardzo przykre, że rodzina odwróciła się od nich, kiedy zdecydowały się rozstać. Albo że przyjaciele przestali się odzywać, bo singielka nie pasowała do zgranej paczki par. Przykre, ale znowu w grę wchodzi stereotypowe myślenie a nie troska o szczęście bliskiej osoby. Ja miałam fart, mi szalenie pomogła siostra, a rodzina wspierała moje decyzje, chociaż nigdy nie była jednostronna. Co ciekawe, nie miałam szansy dowiedzieć się, jaką radę daliby mi przyjaciele.

Dlaczego? Odwrócili się do Ciebie?

Nie, po prostu o niczym nie wiedzieli. Nie mówiłam, co mnie boli, doskwiera, co rani i czego nie jestem już wstanie unieść w swoim związku. Popełniłam ten błąd, jaki popełnia większość kobiet – milczałam. Być może część osób się odwróci, część skrytykuje, ale wystarczy, że znajdzie się jedna, która pomoże podjąć dobrą decyzję, jedna która będzie wsparciem. Dlatego warto rozmawiać…

Zanim oprawca uderzy, często niszczy psychikę kobiety. Jakie symptomy powinny wydać się niepokojące?

Oprawca wcale nie musi uderzyć. Stąd definicja przemocy, którą otwieram swoją książkę. Przemoc ma wiele twarzy. Oprócz fizycznej jest też psychiczna, emocjonalna, seksualna, materialna. Przemoc jest czynem, ale też zaniechaniem czynu. Milczenie też może być przemocą. Odpowiedź na twoje pytanie daje lektura wszystkich historii zamieszczonych w książce; to właśnie dlatego podkreślone są alerty czyli sygnały ostrzegawcze. To czerwone latarnie, które zapalały się na początkowych etapach związków moich bohaterek. Każda z kobiet znajdzie podobieństwa i analogie do własnego życia. Być może dzięki temu wcześniej wyłapie te sygnały.

Joanna Stojer-Polańska

Wierzysz w moc sprawczą swojej książki, w to, że może – nie bójmy się tego: uratować komuś życie?

Napisałam tę książkę z potrzeby, poczucia misji, chociaż poniekąd, oczywiście jest to moja własna autoterapia. Jeżeli nawet tylko kilku kobietom dzięki niej uda się zmienić życie i zawalczyć o lepszą przyszłość, a jednej z nich dosłownie uratuje życie, było warto. Ta książka ma dawać siłę. Z tego co wiem, już daje.

„Kiedy zamknęłam tamten etap, poczułam się lekko, jak jeszcze nigdy dotąd” – piszesz. Gdzie dzisiaj, po roku od tamtego trudnego dnia, jesteś?

Kilka dni temu siedziałam w wydawnictwie i podpisywałam pierwsze egzemplarze książek, które dopiero przyjechały z drukarni. Między innymi te dla pięciu ekspertów, którzy udzielają praktycznych porad na koniec każdego z rozdziałów. Jednym z nich jest policjantka, która spisywała moje zeznania. I podpisując książkę dla niej, nagle mnie tknęło: rany przecież dokładnie rok temu siedziałam razem z nią na komisariacie, a teraz siedzę tu i podpisuję dla niej książkę. Właśnie tu jestem.

Przyszłość: lęk czy nadzieja i ekscytacja?

Nie ma we mnie lęku. Przecież o to walczę – o życie bez lęku. Jest mnóstwo znaków zapytania i obaw o przyszłość, ale to normalne. Wiary więcej niż nadziei, bo wiem, że idę właściwą drogą. A co do ekscytacji, wiesz, mam swoje ulubione określenie: „jaram się!”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: