Przejdź do treści

Hello Pionierka: Jak Marta Płaska została mentorką polskiej instrumentalizacji, szkoląc pielęgniarki operacyjne i aplikując chorym „słowne relanium”

Marta Płaska / ilustracja Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Brała udział w wielu nowatorskich operacjach w Polsce, m.in. w pierwszym przeszczepie nerki. Uważała, że na drodze zdrowienia ważny jest nie tylko zabieg, ale i odpowiednia pielęgnacja, a tej potrzebują i chorzy, i ich rodziny. Mówi się, że wiedzą i metodami pracy pielęgniarskiej wyprzedzała swoją epokę. Oto Marta Płaska!

 

Urodziła się w 1929 roku w Wojnowie niedaleko Siedlec. O pielęgniarstwie zaczęła myśleć już w czasach szkolnych, kiedy jako harcerka zdobywała sprawność opiekunki. Uznała wtedy, że jej powołaniem jest pomaganie potrzebującym. Po ukończeniu siedleckiego gimnazjum wyjechała do Warszawy, do Szkoły Pielęgniarstwa nr 1 przy Szpitalu Przemienienia Pańskiego. Jej mentorką była dyrektorka tej szkoły, siostra Wanda Żurawska, zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, stypendystka Rockeffelera. „Zawsze czynna, wyrozumiała i troskliwa, jednocześnie konsekwentna, przypominająca pielęgniarkom o ich powinnościach, obowiązkach i etyce zawodowej” – oceniała Marta Płaska. Siostra Żurawska na wiele lat jej zawodowego życia została jej duchową przewodniczką.

Marta była drobna i niezbyt silna, dlatego dużo wysiłku włożyła w pracę nad swoją kondycją fizyczną. Uważała, że w ślad za silnym, wysportowanym ciałem idzie silny charakter. Jako zawodniczka Zrzeszenia Sportowego „UNIA” wielokrotnie startowała w Mistrzostwach Polski w biegu na 800 m, jeździła na obozy kondycyjne, zdobyła wiele medali. Zimą jeździła na nartach i wędrowała po górach.

Ze świeżo zdobytym dyplomem pielęgniarki rozpoczęła pracę w Państwowym Szpitalu Klinicznym Nr 1 przy ul. Oczki w Warszawie. Mieszkała w przyszpitalnym internacie, a później w służbowym mieszkaniu przy ul. Lwowskiej. W 1954 roku wyszła za mąż i urodziła córkę, już trzy miesiące później wróciła do pracy i do sportu.

Wśród pielęgniarskich specjalności szczególnie interesował ją blok operacyjny. W 1958 roku poprosiła o angaż na stanowisko pielęgniarki instrumentariuszki w I Klinice Chirurgii. Jej nauczycielem był Władysław Sobocki, szkolony w czasach przedwojennych instrumentariusz i poeta. Instrumentariuszki cały czas uczą się tej sztuki od starszych, bardziej doświadczonych kolegów. Warto też pamiętać, że na polskich blokach operacyjnych pielęgniarki same przygotowywały materiały operacyjne, talkowały i pakowały wysterylizowane rękawiczki i przygotowywały sterylne nici do zaszywania ran.
Jak się okazało, Marta Płaska miała w tej dziedzinie wybitne umiejętności. Szybko awansowała na stanowisko oddziałowej bloku operacyjnego, nauczyła się też języka angielskiego, by móc dokształcać się w zagranicznych szpitalach. W latach 60. i 70. wielokrotnie wyjeżdżała na stypendia zawodowe do szpitali w Wielkiej Brytanii, Szwecji i Finlandii.

W zagranicznych szpitalach poznała nieznane wcześniej urządzenia i metody sterylizacji. Dzięki jej doświadczeniom, pielęgniarstwo operacyjne w Polsce unowocześniło się. Marta Płaska nauczyła polskie pielęgniarki innego przygotowywania i pakowania narzędzi i bielizny do operacji, sprowadziła do Polski nici operacyjne, materiały opatrunkowe, nowoczesne narzędzia. Z jej inicjatywy w szpitalach zaczęły powstawać oddziały pooperacyjne i intensywnej opieki, a także centralne sterylizatornie. „Po powrocie (z zagranicy – red.) doprowadziła do badań nad papierem ‘szarym’ – pakowym, porównywanym z pergaminem. Okazało się, że bielizna zapakowana w pergamin i wysterylizowana utrzymuje swoją jałowość przez 4 tygodnie, a pakowana w ‘szary’ papier tylko 2 tygodnie. Z Anglii przywiozła pakiety bielizny i gazy. Starała się doprowadzić do likwidacji puszek ‘schimelbusch’, które były ciężkie, niewygodne, zajmowały dużo miejsca, a sterylność ich zawartości mogła pozostawiać wiele do życzenia. Popakowała zatem pakiety bielizny operacyjnej w taki sposób, jak pakuje się do dnia dzisiejszego, wkładając do pakietów tylko to, co jest potrzebne do danej operacji” – opisuje Marta Kotomska, która już po śmierci naszej bohaterki zebrała wspomnienia o niej na profilu Zdaniem Pielęgniarki na FB.

Kiedy w 1966 roku doszło w Polsce do pierwszego przeszczepu nerki, Marta Płaska była w zespole operacyjnym, który tego dokonał. Uczestniczyła też w innych, skomplikowanych i nowatorskich zabiegach chirurgii naczyń i krążenia. Mówi się, że wyprzedzała swoją epokę – choć przyszło jej pracować w latach 70-80-tych ub. wieku, jej wiedza i wdrażane przez nią metody pracy pielęgniarskiej na bloku operacyjnym dotyczyły już wieku XXI. „Uważała, że ma wyjątkowy zespół, a ten uważał, że ma wyjątkową szefową. Pracując ze studentami i ludźmi młodymi czerpała z nich inspirację. Oceniała swoich współpracowników bardzo wysoko. Lubiła ludzi. Miała wiele pokory i empatii. Zawsze była druga. Najpierw był chory lub jej rozmówca, a dopiero potem ona. Mawiała, ‘…nie mów, że jesteś tylko pielęgniarką, ty jesteś właśnie pielęgniarką’” – zanotowała Marta Kotomska.

W 1980 roku Marta Płaska podjęła się zorganizowania szpitala w Kambodży. Polska ekipa składająca się z czterech pielęgniarek, chirurga, anestezjologa i radiologa w ciągu trzech miesięcy uruchomiła dwie sale operacyjne. Marta Płaska była przełożoną szpitala.

Wyszkoliła wiele pielęgniarek operacyjnych, tworzyła programy szkoleń specjalizacyjnych, prowadziła kursy dokształcające. Była także egzaminatorką pielęgniarek instrumentariuszek w Centrum Kształcenia Podyplomowego WAM przy ul. Szaserów. Jako członkini Polskiego Towarzystwa Pielęgniarskiego organizowała Olimpiady Pielęgniarskie i reprezentowała polskie pielęgniarki na zjazdach i kongresach na całym świecie.

Kiedy odchodziła na emeryturę, żegnał ją cały szpital: „Nie było pracownika na Banacha, który nie znałby oddziałowej z bloku”. Została poproszona o prowadzenie grup studenckich i przyuczanie do zawodu młodych pielęgniarek. Zawsze powtarzała, że nauka podstaw jest bardzo potrzebna i stanowi podwalinę medycyny klinicznej, i że zawód pielęgniarki jest to bardzo piękny zawód, bo tylko on daje tak ogromną satysfakcję. Uwielbiała pracować ze studentami i młodzieżą. Kończąc swoją przygodę z chirurgią, wciąż była przekonana, że jej praca miała ogromny sens. Nie ma innego zawodu, który daje takie poczucie pożyteczności życiowej – mawiała” – pisze Marta Kotomska.

Autorka wpisu na FB zebrała wspomnienia ludzi pracujących z Martą Płaską. „Wdrażanie nowości, słuchanie, to była działalność Marty, która bardzo chciała unowocześnić funkcjonowanie bloku. Zawsze prosiła o przywiezienie wzorów cewników, szwów w saszetkach. Była bardzo otwartą osobą, szczególnie jeżeli w grę wchodziła pomoc dla instrumentariuszek” – zanotowała.

Marta Płaska „była ‘bardzo ludzka’, zawsze dawała drugą szansę, życzliwa i wyrozumiała. Nigdy nie załatwiała spraw dyskusyjnych publicznie. Po odprawie, gdy miała uwagi podyżurowe, prosiła do swojego gabinetu i tam rozmawiała w cztery oczy. Skóra cierpła na grzbiecie, gdy prosiła na dywanik, ale można było liczyć na uczciwość i rzetelny osąd. Stała murem za pielęgniarkami” – jak dodaje autorka wspomnienia na FB, Marta Płaska była postrzegana jako tyran pracy, a nie tytan, bo choć stawiała pracownikom bardzo wysokie wymagania, od siebie wymagała dwa razy więcej. Inne pielęgniarki lubiły z nią pracować, za jej kadencji jako przełożonej rotacja w zespole była znikoma.

Marta Płaska za swoją misję uważała też opiekę nad rodzinami chorych. Pozostało po niej wspomnienie o „słownym relanium” – poświęcaniu czasu rodzinom chorych, czekającym w stresie przed blokiem operacyjnym.

Marta Płaska zmarła we wrześniu 2011 roku, miała 82 lata.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: