Przejdź do treści

Barbara Pasek: Nie jestem odbiorcą dnia, tylko jego twórcą

Basia Pasek / arch. prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Wszyscy, którzy zmienili świat, mieli odwagę wychodzić poza ramy, słuchali intuicji, swojego wewnętrznego głosu, który jest niepopularny w morzu wszystkich głosów rozsądku. Ale to właśnie tam są odpowiedzi. I tam jest też ten błysk w oku. Im więcej jest ciebie w twoim życiu, twoich wyborach, relacjach, miejscach, w których się znajdujesz, tym więcej jest błysku w oku – pisze dziennikarka i life coach Basia Pasek w swojej książce „Odzyskaj błysk w oku”.  

 

Marta Krupińska: Z twojej książki szczególnie zapadł mi w pamięć ten cytat „Teraz to jedyna obowiązująca data, a może nawet jedyna, jaką mamy do dyspozycji. To dzisiaj”. Jak, pracując w show biznesie, w który pęd jest niejako wpisany „z urzędu”, udaje ci się być tu i teraz?

Basia Pasek, dziennikarka i life coach: Największą zmianę w życiu wprowadziły u mnie rytuały, stałe elementy dnia, których nie ruszam bez względu na okoliczności. Poranek jest dla mnie święty. Nie ma możliwości, żebym prosto z łóżka wybiegła do swoich obowiązków. Nawet jeśli muszę być wcześnie rano w telewizji, to wstaję odpowiednio wcześniej, by mieć czas na to, aby „podnieść się” energetycznie medytacją, muzyką, książką. Wiem, że dzięki temu czuję się dobrze przez resztę dnia, nie jestem jego odbiorcą, tylko jego twórcą.

Do momentu, gdy wszyscy zaczynają dzień, ja mam pełne 4 godziny, gdy mogę zadbać o siebie. Pomaga mi też metoda uziemiania. Po każdej czynności nie lecę w kolejną, tylko staram się zatrzymać ten moment i dopiero wejść w drugą. To się może wydawać abstrakcyjne, ale naprawdę działa! Wystarczy, że zanim wrócisz z pracy do domu i wniesiesz tę energię, zatrzymasz się na kilka minut w samochodzie czy na ławce pod domem, weźmiesz kilka głębokich wdechów i wydechów i poczujesz, co w tej pracy cię wkurzyło i czego nie chcesz już wnosić do domu, co zostawiasz za drzwiami.

Nie bez powodu wszyscy guru od rozwoju mówią: zatrzymuj się, przechodź świadomie z roli do roli, nie bądź w tym całym kołowrotku. To zatrzymywanie się pomaga mi wchodzić z taką energią, jaką chcę, na kolejne spotkanie czy do innej roli. A że mam kilka ról zawodowych, więc to tym bardziej jest mi potrzebne.

No właśnie, poza tym, że występujesz w telewizji, jesteś też life coachem i praktykiem integracji w oddechu. Wyjaśnisz, co się kryje za tą tajemniczą nazwą?

W bardzo dużym skrócie chodzi o świadomość i uważność: na swoje emocje i to, co się dzieje w ciele. Ta metoda pomaga skontaktować się z emocjami, które są w nas w tym konkretnym momencie albo są od dawna zakopane, ale nasze ciało wciąż je pamięta. Jeżeli wtedy, gdy ta intensywna emocja się pojawiła, nie przeżyliśmy jej, możemy do niej wrócić w sesji oddechowej. To jest przepiękne narzędzie, uzupełniające terapię.

Klasyczna terapia to praca na poziomie głowy. Dzięki niej zaczynasz rozumieć pewne rzeczy, które ci się przytrafiły i pojawiające się w związku z nimi emocje. Ale emocji się nie rozumie – je się przeżywa. Czasem pewne emocje może uruchomić w nas „film”: podróż, spotkanie z kimś czy kolejne wydarzenia. Jeśli już wiesz, co się wydarzyło, ale to dalej „nie puszcza”, wciąż czujesz strach przed odrzuceniem, niskie poczucie własnej wartości, to sesje oddechowe są w stanie uczynić ogromną zmianę. I mówię to z własnego doświadczenia.

Nie bez powodu wszyscy guru od rozwoju mówią: zatrzymuj się, przechodź świadomie z roli do roli, nie bądź w tym całym kołowrotku. To zatrzymywanie się pomaga mi wchodzić z taką energią, jaką chcę, na kolejne spotkanie czy do innej roli

Basia Pasek

A jak z osoby potrzebującej pomocy stałaś się tą, która pomaga?

Nie wiem, naprawdę. (śmiech) To się po prostu stało. Tak jest z celami, że jeśli są one autentycznie nasze, z serca, to się dzieje samo. Na początku czytałam mnóstwo książek rozwojowych, potem zachciałam wiedzieć więcej, uczyć się, skończyłam kilka kolejnych szkół z coachingu i praktyki integracji w oddechu, a także wiele kursów. Zaczęłam robić sesje jeden na jeden, za darmo, potem warsztaty, miałam swój pierwszy gabinet i stopniowo przekuwałam to w mój drugi zawód. Teraz to jest moje główne zajęcie.

Jak widzę swój plan dnia, to bardziej jestem osobą, która wspiera ludzi w rozwoju niż panią z telewizji. Trwało to kilka lat, ale mnie się wydaje, że to był moment… Dlatego piszę, że jeśli ktoś ma zalążek marzenia, to nie wolno z niego rezygnować, nawet jeśli wydaje się totalnie niemożliwe i odległe. Trzeba trzymać na celowniku to marzenie i robić malutkie kroczki w jego kierunku. A czas mija i ono stoi w końcu przed nami.

Obok marzeń motorem do zmiany może być wstrząs, kryzys czy trudne doświadczenie. Dla ciebie takim granicznym wydarzeniem była choroba, neuroborelioza. I to od niej zaczęła się twoja droga w stronę samorozwoju, z której jednak zdarzało ci się później zbaczać. Na jakim etapie jesteś teraz?

Na pewno wiem już, kim nie jestem. Nie jestem osobą, która zaprzeda wszystko, by mieć pracę i przedmioty materialne. To już miałam i nie dało mi szczęścia, wręcz wpędziło mnie w depresję. Priorytetem jest dla mnie dziś wybór tego, co dla mnie dobre. To się stało tak naturalne, jak kiedyś był bieg, to moja higiena. Tak jak jest dla nas oczywiste, że bierzemy prysznic, tak powinno być oczywiste, że robimy spa dla naszych emocji i duszy. Ale nikt nas tego nie uczy. Jesteśmy za to mocno zaprogramowani przez społeczeństwo, rodziców lub dziadków, którzy chcieli nam przekazać swoją wiedzę i zasady.

Tyle, że świat się tak szybko zmienił, że one są nieaktualne i czas się z nimi pożegnać. Każde pokolenie żyje w czymś nowym i musi odkryć swoją prawdę o sobie. A robi się to tak, że zdejmujesz te warstwy, które ci nałożono i sprawdzasz, co jest twoje, a co nie jest twoje. Mamy dwie drogi w życiu. Możemy podejmować decyzje z poziomu strachu, że coś stracę, że mi ucieknie. I jest też droga zaufania, że jeżeli jestem na swojej drodze, to wszystko się ułoży. Kiedyś nie wiedziałam, że mam taki wybór. Dziś zadaję sobie pytanie: co wybrałby strach, a co zaufanie. Niewłaściwe decyzje są podejmowane zawsze ze strachu. Jeżeli masz zaufanie, że jest dobrze, idziesz zgodnie z wewnętrznym głosem, to wszystko płynie.

Tak jak jest dla nas oczywiste, że bierzemy prysznic, tak powinno być oczywiste, że robimy spa dla naszych emocji i duszy. Ale nikt nas tego nie uczy

Basia Pasek

To ta intuicja, o której pięknie piszesz, że każdy ją ma, tylko trzeba zacząć jej słuchać. Zamiast niej słuchamy zwykle rozsądku, strachu, „mądrych” rad.

Cytuję w książce zdanie, które powiedział Albert Einstein: dostaliśmy piękny dar, jakim jest intuicyjny umysł. Umysł racjonalny jest jego wiernym sługą. A my stworzyliśmy społeczeństwo, które wyznaje sługę, a zapomniało o darze. Wszyscy, którzy zmienili świat, mówią o intuicji. To jest bardzo ciekawe, że nam, zwykłym ludziom wydaje się, że to jakiś kosmos. A przecież wszyscy, którzy dokonali czegoś wielkiego, byli tacy jak my: często pochodzili z trudnych rodzin, byli odrzucani, mieli złamane serca. Tyle, że po drodze mieli odwagę wychodzić poza ramy, słuchali swojego wewnętrznego głosu, który jest niepopularny w morzu wszystkich głosów rozsądku. Ale to właśnie tam są odpowiedzi. I tam jest też ten błysk w oku.

No właśnie, skąd tytuł książki „Odzyskaj błysk w oku”?

Ten tytuł jest metaforyczny, bo też to wrażenie jest trudne do opisania. Ktoś może opowiadać, jak to świetnie mu się wiedzie, może ładnie wyglądać, ale wystarczy ten błysk, którego nie ma i czujesz, że coś jest nie tak. To jest nienamacalne, ale dla mnie wynika z bycia obecnym w swoim życiu jako ja. Nie jako osoba, która kogoś udaje, boi się, szuka akceptacji, tylko ktoś, kto zadaje sobie pytania: Co mi daje szczęście? Czego dzisiaj potrzebuję? Czy w związku, w którym jestem, chcę być tak traktowana? Czy może się na to godzę, bo tak wyszło? Czy jestem sobą w swoim życiu, w relacjach, miejscach, w których się znajduję, rzeczach, które wybieram w menu, zleceniach, które przyjmuję, z ludźmi, z którymi się spotykam? Czy to mój wybór,  czy robię to, bo muszę, powinnam, boję się? Im więcej jest ciebie w twoim życiu, tym więcej jest błysku w oku.

I dzieją się wtedy cuda, o których też sporo piszesz.

Chciałabym, by moja książka poruszała temat duchowości, ale nie w kategoriach religijnych, bo każdy musi tu poszukać i odkryć swoją definicję. Ja wierzę w to, że każdy z nas ma w sobie unikatową cząstkę. Jesteś jedyna na 7,5 miliarda ludzi, drugiej takiej osoby nie ma i to jest ten twój pierwiastek duchowej iskierki. A poza tym wierzę, że nie odkryliśmy jeszcze wszystkiego, że nasz świat jest znacznie bardziej fantastyczny niż to, co wiemy. Każdego dnia mamy nowe niesamowite odkrycia różnych dziedzin nauki, choćby z fizyki kwantowej.

Dla mnie cuda to właśnie otwarcie się na to, że tym światem rządzą też inne prawa, nie tylko grawitacja, których jeszcze nie odkryliśmy tak namacalnie, ale one są i ja ich doświadczam codziennie. Dzięki temu, że na nich płynę, to życie jest magiczne. A ta moja wiara w cuda zaczęła się w Medjugorie w Bośni, gdzie pojechałam w samotną podróż. Lubiłam takie wyjazdy w pojedynkę, bo pozwalały mi zajrzeć w głąb siebie. A podczas tej podróży doświadczyłam na własnej skórze, że jest coś więcej niż to, co realnie istnieje. Polecam się zagłębić w tę historię w książce, bo tylko wtedy się to odczuje.

Mogę powiedzieć, że i tak opisałam tylko część tego, co tam przeżyłam. Nie zależy mi, by przekonywać kogoś, kto jest nieprzekonany. Moim celem jest, by ci, co odczuwają, że coś się dla nich otwiera, wiedzieli, że są obok nich inni, którzy też to czują. Po odpowiedziach i reakcjach widzę, że to jest bardzo potrzebne, by ludzie nie byli samotni w tym dziwnym czasie, gdzie odkrywają coś nowego o sobie, a nie mają nikogo podobnego blisko.

Decydując się na zmianę, często trzeba się mierzyć ze sprzeciwem, zdziwieniem czy wręcz ostracyzmem. Sama piszesz, że twoi bliscy też różnie wtedy reagowali. Jak sobie z tym radziłaś?

Gdy ludzie poznają cię z zupełnie innej strony i nagle zamiast osoby, którą znali całe życie, stoi przed nimi ktoś trochę inny, często to podważają, zastanawiają się, czy to jest prawdziwe. Jeśli ktoś nie przeszedł takiej przemiany, to ciężko mu to zrozumieć. Dziś mamy wysyp warsztatów jogi, medytacji, pracy z oddechem, a kryształy i palo santo stały się wręcz modne. Ale jeszcze parę lat temu, przynajmniej w moim otoczeniu, ludzie, którzy medytowali, byli uważani za dziwaków czy nawet wariatów.

Pamiętam, że to było trudne: będąc samotną wyspą, uwierzyć, że wszystko jest ze mną w porządku. Dlatego jestem przekonana, że tak ważne jest, by szukać społeczności czy choć jednej osoby, która myśli podobnie, choćby na Instagramie. W małych miejscowościach jeszcze długo nie będzie zajęć jogi, ale można znaleźć podobnie myślące osoby w sieci.

A jak twoja przemiana wpłynęła na różne twoje relacje?

Wiele z nich zatoczyło koło. Musiały się zakończyć na pewien czas, by wrócić w zupełnie nowej jakości. Ci ludzie przeżyli swoją przemianę i zaczęli rozumieć, o czym mówiłam wcześniej. Jedna z bliskich mi osób, gdy usłyszała, że idę na terapię, zaczęła się śmiać, że co ja znowu wymyśliłam, przecież mam super życie. Zwykle na terapię idzie się, gdy jest się w gorszym stanie, więc takie zdanie może być mocno podważające i przybijające. Część relacji się skończyła, ale tak musi być, jak dwie osoby są na zupełnie różnych orbitach, to się naturalnie rozpuszcza. Podobne przyciąga podobne.

Dlatego, jak piszesz, warto być bacznym obserwatorem, bo przypadkowo napotkana osoba może stać się dla nas przewodnikiem. Tylko jak go rozpoznać?

To może być każda osoba, od której usłyszysz jedno zdanie, które będzie takim błyskiem, olśnieniem. Wierzę, że takie anioły w ludzkiej skórze nieprzypadkowo pojawiają się na naszej drodze. Niedowiarkom mówię: a co ci szkodzi, jeśli w każdej osobie postarasz się dostrzegać element nieprzypadkowości, znaku? Nic nie stracisz, najwyżej stwierdzisz, że go nie ma.

Dla kogo jest twoja książka?

Dla każdej przypadkowej osoby, która na nią trafi i poczuje, że znalazła coś dla siebie. Chciałam, by podróżowała z rąk do rąk i przypadkowo trafiała w ręce tych, którzy jej potrzebują. To nie jest książka stricte kobieca i cieszy mnie, że dużo mężczyzn ją czyta, obserwatorki wysyłają mi zdjęcia swoich chłopaków, którzy poszli z nią i przepadli. Śmieję się, że to książka dla wszystkich, którzy chcą wejść na drogę i rozpędzić się do życia, sięgnąć po ten błysk w oku. Jak się boisz, że rakieta odpali, to nie kupuj, bo mało prawdopodobne, żeby nie odpaliła.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Barbara Basia Pasek (@barbrabelt)

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: