Przejdź do treści

Wyrok w zawieszeniu dla ginekologa z Wrocławia za gwałt na pacjentce. „Bo nie ma sensu psuć sprawcy życia z powodu jednego incydentu”

Gabinet ginekologiczny
Skandaliczne wyroku sądów za przemoc seksualną wobec kobiet/ fot. Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Dwa lata więzienia w zawieszeniu i 45 tys. zł. Sąd uznał, że to wystarczająca kara dla wrocławskiego ginekologa, który dopuścił się gwałtu i przemocy seksualnej wobec dwóch pacjentek. „To problem po stronie sądów i prokuratur. To problem, który leży w głowach. I braku odpowiednich, a nie odbębnionych szkoleń” – grzmi w rozmowie z Gazetą Wyborczą mecenaska Kamila Ferenc.

„Najlepiej będzie, jak zrobimy to w naturze”

Do gwałtu doszło w prywatnym gabinecie ginekologa we Wrocławiu w 2011 r. Ofiarą lekarza była 19-letnia pacjentka. To była jej pierwsza wizyta ginekologiczna. Dopiero po ośmiu latach od zdarzenia oraz wielu terapiach kobieta zdecydowała się nagłośnić sprawę. O tym, co ją spotkało, opowiedziała w reportażu „Uwaga TVN”.

Z jej relacji wynikało, że lekarz w trakcie badania miał zaproponować jej drinka na rozluźnienie. Potem miał powiedzieć o zabiegu przecięcia błony dziewiczej za pomocą wziernika, by kobieta nie czuła bólu podczas stosunku seksualnego. Kiedy nastolatka zdecydowała się na nacięcie, lekarz podał jej znieczulenie. Przez całą wizytę zwracał się do niej „żabciu”, a kiedy położyła się do zabiegu, dotknął jej piersi i rozpiął rozporek. Wtedy miał powiedzieć: „najlepiej będzie, jak zrobimy to w naturze”.

„Mówiłam, że tak nie chcę, ale to nie były krzyki, ani głośne sprzeciwy. To bardziej było ciche błaganie. Pamiętam też, że on swoją rękę położył mi na piersi. Jedyna moja reakcja była taka, że tę rękę mu gwałtownie odrzuciłam. Widać było po nim podniecenie, głośno sapał. Jak już zapiął rozporek, skomentował, że nie trzeba było tego przerywać, bo to nie musiała być porażka” – opowiadała.

Kobieta nadal mierzy się z traumą, przez osiem lat bała się opowiedzieć o doznanej krzywdzie, o której poinformowała jedynie swoją ciocię i przyjaciółkę. Myślała, że nie ma wystarczających dowodów, by dowieść sprawiedliwości.

Jak się jednak okazało, nie była jedyną ofiarą ginekologa. Dwa lata po traumatycznym wydarzeniu na policję zgłosiła się dwudziestolatka, u której doszło do podobnej sytuacji. Sprawa jednak została umorzona po nieprzyznaniu się do winy oskarżonego.

Maja Staśko

Dwa lata w zawieszeniu karą za przemoc seksualną

Po emisji reportażu „Uwaga TVN” sprawa została nagłośniona. Pokrzywdzona kobieta zdecydowała się powiadomić o traumatycznym zdarzeniu także prokuraturę. W konsekwencji ginekolog został zatrzymany, lecz wyszedł na wolność po wpłaceniu 120 tys. złotych poręczenia majątkowego. Lekarz także nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Jak informowała Gazeta Wyborcza, pierwszego wydarzenia nie pamiętał, a drugie według niego miało inny przebieg niż w wersji ofiary.

Mimo powyższych okoliczności wciąż mógł przyjmować pacjentki, które przez ten czas wystawiły mu wiele negatywnych opinii. W komentarzach kobiety ostrzegały się nawzajem przed wizytą i opowiadały o częstowaniu alkoholem i niemoralnych propozycjach ginekologa.

25 października we wrocławskim Sądzie Okręgowym zapadł wyrok wobec znanego wrocławskiego ginekologa. Sąd uznał, że dwa lata w zawieszeniu są wystarczającą karą za gwałt i przemoc seksualną wobec dwóch kobiet. Oskarżony ma również wpłacić nawiązkę na rzecz obu pokrzywdzonych pacjentek – 35 tys. zł dla jednej i 10 tys. zł. dla drugiej z ofiar.

„Ten incydent bezpowrotnie niszczy życie osobie skrzywdzonej”

Decyzję wrocławskiego Sądu Okręgowego, który w sprawie ginekologa oskarżonego o gwałt wydał wyrok w zawieszeniu, postanowiła skomentować Kamila Ferenc, mecenaska i działaczka na rzecz praw kobiet.

„To problem po stronie sądów i prokuratur. To problem, który leży w głowach. I braku odpowiednich, a nie odbębnionych szkoleń” – podsumowała w rozmowie z Gazetą Wyborczą Ferenc, współpracowniczka Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i Fundacji przeciw Kulturze Gwałtu.

Mecenaska dodaje, że istnieją przepisy umożliwiające surowe karanie za gwałty. Sądy jednak się do nich nie stosują. Jak podkreśla, powodem jest „niska świadomość społeczna, stereotypizacja i szkodliwe przekonania na tematy dotyczące kobiet”.

„Taki sposób myślenia, że 'to jest wpisane w kobiecy los’. Czy że 'nie ma sensu psuć sprawcy życia z powodu jednego incydentu’. Tylko że ten 'incydent’, choćby jeden, bezpowrotnie niszczy życie osobie skrzywdzonej” – dodaje.

Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura i obrona nie wykluczają apelacji. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Anna Placzek-Grzelak w rozmowie z Gazetą Wyborczą poinformowała, że już wystąpili o pisemne uzasadnienie wyroku, a po jego otrzymaniu rozważą apelację. Decyzję sądu uważa za zbyt łagodną.

Źródło: Gazeta Wyborcza, Uwaga TVN

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: