Przejdź do treści

„W tym ponurym miejscu pełnym traum, Swietłana niesie nadzieję”. Kobieta, która w trakcie bombardowań nosiła rannych na własnych plecach

Swietłana Krawczenko /fot. Karol Grygoruk/RATS Agency we współpracy z PAH
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

21 stycznia 2015 roku zaczął się największy ostrzał Switłodarska. Swietłana na własnych plecach przenosiła rannych, chorych i niepełnosprawnych. Choć sama straciła wszystko, przez wiele dni zbierała dla najsłabszych najpotrzebniejsze rzeczy, leki i jedzenie. Poznajcie 64-letnią Swietłanę, mieszkankę Donbasu dwunastokrotną mistrzynię seniorek podnoszenia ciężarów na Ukrainie. Rozmawiamy z Karolem Grygorukiem, fotografem RATS Agency, autorem jej niezwykłego portretu.

 


W nocy z 23 na 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę. Jednak wojna na wschodzie tego kraju toczy się już od 8 lat. Dlatego postanowiłyśmy przypomnieć tę ważną rozmowę. Wspieramy obywateli i obywatelki Ukrainy, dzielnych mężczyzn i kobiety – takie jak Swietłana.


 

Marianna Fijewska: W jakich okolicznościach po raz pierwszy spotkałeś Swietłanę Krawczenko?

Karol Grygoruk: Panią Swietłanę poznałem w 2019 roku w miejscowości Switłodarsk w Donbasie. Pracowałem jako fotograf, współpracując z Polską Akcją Humanitarną, która zorganizowała ten wyjazd. Switłodarsk jest postsowieckim maluteńkim miasteczkiem pośrodku niczego. Jedyne, z czym sąsiaduje, to linia frontu. Dziś jest tam względnie bezpiecznie, choć o normalności nie ma co mówić – w oddali, prawie codziennie słychać strzały i wybuchy, a okna domów i mieszkań często zasłaniają grube koce, które w razie wypadnięcia szyb, mają chronić lokatorów przed odłamkami szkła.

Wydawałoby się, że z takiego miejsca należy uciekać, jak najszybciej…

Dlatego wiele osób wyjechało od razu po rozpoczęciu konfliktu z Rosją. Zostali przede wszystkim ci najstarsi, którzy nie wyobrażali sobie życia gdzie indziej albo nie mieli takiej możliwości. Dziś Switłodarsk zamieszkują przede wszystkim starsi ludzie. Wielu z nich choruje, wielu jest przykutych do łóżek. Ukraińscy żołnierze raz na jakiś czas wspierają lokalną ludność, ale ta pomoc absolutnie nie wystarcza. I tu zaczyna się historia o tym, jak poznałem Swietłanę.

Gdy dopytywaliśmy o bombardowania, udzielała raczej krótkich odpowiedzi. Mówiła automatycznie, bez emocji. Ale coś zmieniało się zawsze w jej wyrazie twarzy, widać było, że wracają do niej obrazy, których nie chce pamiętać

W Switłodarsku znajduje się stary dom kultury, gdzie spotyka się grupa kobiet. Niezwykłych kobiet, które same zorganizowały się, by pomagać najstarszym i najbardziej potrzebującymi mieszkańcom. Te kobiety stworzyły całkowicie oddolną i apolityczną inicjatywę, w ramach której odwiedzają, karmią i organizują pomoc medyczną dla potrzebujących. Polska Akcja Humanitarna od kilku lat wspiera ich działania. Tak poznałem Swietłanę. Grupą przewodzi pani Wiera – urodzona liderka, zwana przez koleżanki „komandorem”. Swietłana natomiast jest jej zaufaną prawą ręką, ale też dumą całej grupy ze względu na swoje osiągnięcia sportowe i to, w jaki sposób wykazała się, pomagając lokalnej społeczności.

Mówisz o sytuacji z 2015 roku? Wtedy na Switłodarsk został ostrzelany przez prorosyjskich separatystów.

To był 21 stycznia 2015 roku, wtedy zaczął się jeden z największych ostrzałów Switłodarska. Mieszkańcy biegali po ulicach w panice. Swietłana na własnych plecach przenosiła rannych, chorych i niepełnosprawnych do bezpiecznych miejsc. Bombardowania trwały przez trzy dni, ale bardzo napięta sytuacja w regionie utrzymywała jeszcze kilka miesięcy. Przez cały ten czas Swietłana była jedną z niewielu osób, które pomimo trwającego ostrzału krążyły od budynku do budynku, zbierając najpotrzebniejsze rzeczy, leki i jedzenie dla mieszkańców miasteczka. Organizowała schronienie i żywność dla najsłabszych, choć sama straciła wszystko. Jej mieszkanie zostało doszczętnie zniszczone, mówiła, że nie ocalał ani jeden przedmiot.

 

Swietłana Krawczenko /fot. Karol Grygoruk/RATS Agency we współpracy z PAH

W jaki sposób Swietłana opowiadała ci o tych wydarzeniach?

To szalenie wesoła i pozytywna osoba. Nie bardzo lubi jednak mówić o tym, co musiało być dla niej traumatycznym doświadczeniem. Gdy dopytywaliśmy o bombardowania, udzielała raczej krótkich odpowiedzi. Mówiła automatycznie, bez emocji. Ale coś zmieniało się zawsze w jej wyrazie twarzy, widać było, że wracają do niej obrazy, których nie chce pamiętać. Pod spodem na pewno ukrytych jest wiele trudnych emocji, które jednak dla nas dziennikarzy pozostały niedostępne. O tym, jak wiele zrobiła dla mieszkańców, wiemy raczej od kobiet z jej grupy i z własnych obserwacji, ponieważ wszyscy odnoszą się do Swietłany z ogromnym szacunkiem.

Wyjaśnimy też, że gdy mówiłeś o noszeniu poszkodowanych mieszkańców Switłodarska na własnych barkach, nie przesadzałeś. Swietłana to kobieta, która niedawno po raz dwunasty została mistrzynią Ukrainy seniorek w podnoszeniu ciężarów.

Mówimy o kobiecie, która żyje po to, by pomagać innym i po to, by podnosić ciężary. Mam wrażenie, że te dwie rzeczy dają jej poczucie sensu. Po pierwszym spotkaniu w domu kultury Swietłana zaprosiła nas do swojego mieszkania. Na dwudziestu metrach kwadratowych znajdują się niezliczone medale i dyplomy. Pośrodku stoi ławeczka do treningów zrobiona przez nią własnoręcznie z poskręcanych kawałków metalu. Z kolei całe ściany obklejone są plakatami kulturystów, zapaśników i mistrzów amerykańskiego wrestlingu. Swietłana mówi, że dzięki nim udało jej się ukryć wszystkie dziury w ścianach. Ślady po pociskach.

Choć w kontekście wojny opowiada się zwykle o żołnierzach, to Swietłana, Wiera i pozostałe kobiety ze Switłodarska są prawdziwymi bohaterkami. Wojna rozgrywa się nie tylko na liniach frontu, ale też w miejscach, o których media milczą

Czy pani Swietłana ma rodzinę?

Nie ma – tak wynika z jej opowieści. Swietłana wychowała się w Związku Radzieckim, w domu dziecka. Gdy dorosła została brygadzistką. Jednym z jej zadań było wybudowanie miasteczka wokół nowo powstałej fabryki. Tym miasteczkiem był Switłodarsk. Gdy pytaliśmy, czy myślała o ucieczce w bezpieczniejsze miejsce, odpowiedziała: „Gdzie mogłabym wyjechać? To jest moje miasto, ja je zbudowałam własnymi rękami”. I tak rzeczywiście było. Switłodarsk jest jej domem, a jego mieszkańcy rodziną. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy wszedłem do jej mieszkania, zobaczyłem w kuchni porozstawiane pluszowe maskotki. Gdy zapytałem, kto bawi się tymi zabawkami, odpowiedziała, że dzieci sąsiadów, którymi często się opiekuje. Mimo bijącej od niej pewności i siły, od razu widać, że lubi dzieci i sądzę, że wszystkie traktuje trochę jak swoje.

Czy historie pozostałych kobiet tworzących grupę wsparcia dla mieszkańców Switłodarska są podobne? Czy one też nie mają rodzin?

Bardzo często jest tak, że mąż umarł, a dzieci wyjechały na wojnę lub na Zachód za pracą, bo w Switłodarsku, jak w każdym podobnym miasteczku, nie ma perspektyw. Jest wojna. Właśnie dlatego tak wielu mężczyzn zmarło przedwcześnie. Odeszli przez wojenny marazm i bezradność oraz wynikające z nich zawały, wylewy, depresje… Widziałem podobne zjawisko w różnych strefach konfliktu, czy obozach dla uchodźców, które dokumentowałem jako fotograf. Mężczyźni, którzy nie poszli na wojnę, nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości, gdy kobiety przejmują inicjatywę – biorą na siebie wykarmienie rodziny i przejmują odpowiedzialność za lokalną społeczność, która wymaga opieki. Choć w kontekście wojny opowiada się zwykle o żołnierzach, to Swietłana, Wiera i pozostałe kobiety ze Switłodarska są prawdziwymi bohaterkami. Wojna rozgrywa się nie tylko na liniach frontu, ale też w miejscach, o których media milczą. W małych obdrapanych domkach bez prądu i wody, gdzie starsi ludzie odchodzą w głodzie i samotności.

Sławomir Prusakowski, psycholog, trener i ekspert SWPS

Czy rangę ich czynów da się odczuć, rozmawiając z nimi? Byłeś na spotkaniach tej grupy – jak określiłbyś panującą tam atmosferę?

Ich spotkaniom towarzyszy przepiękna, pozytywna energia. Choć robią niewiarygodne rzeczy, niosąc pomoc potrzebującym, potrafią się też śmiać i wygłupiać. Spotykają się, by planować działania, ale i po to, by razem składać origami, kolorować ludowe obrazy albo robić wyklejanki z cekinów i drobnych guziczków. Ich prace plastyczne są niezwykle staranne, widać, że wkładają w to całe serce. Gdy przypominam sobie te spotkania, malowanie i wspólny śpiew, myślę, że mimo iż nie mają specjalistycznej wiedzy, w ten sposób same się terapeutyzują.

Jakie to przeżycie, spotkać się z osobą taką jak Swietłana? Domyślam się, że towarzystwo człowieka, który zrobił i wciąż robi tyle dobrego, musi być czymś wyjątkowym.

Każde nasze spotkanie wpędza mnie w kompleksy- jestem 90-kilogramowym, raczej wysportowanym facetem, a ciężary, które podnosi Swietłana bez trudu, sprawiają, że naprawdę się męczę! Za każdym razem, gdy się widzieliśmy, wychodziłem z jej domu z jaśniejszą głową. To kobieta, której uśmiech nie schodzi z twarzy. Trudno się przy niej smucić, nawet w Switłodarsku. W tym ponurym, przyfrontowym miejscu, pełnym traum, Swietłana niesie nadzieję. Jest prawdziwym światłem w ciemnościach tego miasta.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: