Przejdź do treści

Julia E. Wahl: Skutki bycia empatycznym nie zawsze wyjdą nam na dobre. Empatią da się manipulować

Dr Julia E. Wahl
Dr Julia E. Wahl - psycholożka, trenerka podejścia uważności i współczucia / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Nieempatyczny psychopata od empatycznego różni się tym, że przyłoży broń do naszej skroni, zaś empatyczny przyłoży ją do skroni naszej naukochańszej osoby, ponieważ wie, co sprawi nam najwięcej bólu. Empatia może być nadużywana, wykorzystywana w różnych celach, może mieć fatalne skutki – przestrzega dr Julia E. Wahl. Z psycholożką rozmawiamy o tym, dlaczego to nie empatia, a współczucie wnosi nową jakość do naszych relacji.

 

Ewa Bukowiecka-Janik: W 2019 r. ukazały się wyniki badań prof. Williama Chopika z Michigan State University, które dowodzą, że Polacy w ogóle nie są empatyczni na tle innych narodów. To – zdaniem niektórych – był dowód na narodową znieczulicę i źródło naszych osobistych nieszczęść. Istnieją jednak niezbite dowody naukowe, że empatia spija piankę sukcesu, który należy się współczuciu. To zwykły bałagan na tle niedoprecyzowania definicji i dzielenie włosa na czworo, czy rzeczywiście coś pominęliśmy, hołdując empatii?

Dr Julia E. Wahl: Porządek w definicjach nam to wyjaśni. Empatia i współczucie to dwa różne procesy, nawet na poziomie neurofizjologicznym. Upraszczając, można powiedzieć, że są dwa rodzaje empatii. Pierwszy to empatia mentalna, czyli: rozumiem twój sposób myślenia. Drugi to empatia afektywna, związana z emocjami: czuję to, co ty czujesz. Empatia może być pomocna, ponieważ wspiera komunikację, także z samym sobą. Natomiast nie zawsze empatia jest cechą wykorzystywaną w szlachetnym celu i nie zawsze jej skutki wyjdą nam na dobre. Współczuciem nie da się manipulować – empatią tak.

W jaki sposób?

Sporo pisze o tym Paul Bloom w swojej książce „Przeciw empatii. Argumenty za racjonalnym współczuciem”. Warto zaznaczyć, że nie występuje on przeciwko empatii,  tylko pokazuje, że samo rozumienie drugiego człowieka czy samo przeżywanie jego uczuć niczego nie zmienia. Dopiero to, co z tym zrobimy, stanowi jakościową różnicę w relacjach oraz naszym samopoczuciu. Empatię na poziomie mentalnym mogą mieć nawet psychopaci.

Empatia jest wybiórcza, plemienna. Empatyzujemy z jedną grupą tak bardzo, że jesteśmy w stanie zrobić coś bardzo okrutnego grupie, z którą jesteśmy skłóceni, z kimś, kto zrobił krzywdę bliskim nam osobom

Jak to? To przecież brak empatii jest uznawany za znak rozpoznawczy psychopatów.

Nieempatyczny psychopata od empatycznego różni się tym, że przyłoży broń do naszej skroni, zaś empatyczny przyłoży ją do skroni naszej naukochańszej osoby, ponieważ wie, co sprawi nam najwięcej bólu, co wpłynie na nas najmocniej. Empatia może być nadużywana, używana z różnych celach, bez względu na to, czy z premedytacją, czy nie, może mieć fatalne skutki.

Fakt, że empatia może prowadzić do wypalenia, potwierdzony jest szeregiem badań psychologicznych i społecznych. Paradoksalnie w medycynie funkcjonuje termin „compassion fatigue”, czyli zmęczenie współczuciem. Tak naprawdę powinien być tłumaczony jako zmęczenie empatią, ponieważ oznacza stan, w którym czujemy tak dużo, że nie możemy już więcej. Wówczas nie możemy być pomocni, empatia powstrzymuje nasze działania, wręcz nas blokuje. Jest środkiem, który może przyćmiewać cel.

Mam takie doświadczenia. Tak bardzo empatyzuję z drugą osobą, że nie jestem w stanie znaleźć wyjścia z sytuacji. Jedyne, na co wtedy mnie stać, to powiedzieć: rozumiem cię. Nie wiem, jak pomóc, bo sama czuję się przytłoczona.

To dokładnie ten mechanizm. Empatia mentalna może być początkiem dla współczucia. Dzięki niej tak po ludzku rozumiemy drugą osobę, jednak samo rozumienie niewiele zmienia, w przeciwieństwie do współczucia. Współczucie składa się z czterech jakości, są to: odwaga, mądrość, życzliwość i zaangażowanie. Dzięki odwadze potrafimy przyznać się do trudności, nie udajemy, że ich nie ma. Nie doczepiamy kwiatuszków do doświadczenia, które było niszczące i szkodliwe.

Odwaga sprawia, że możemy być z całym spektrum doświadczenia. Z tym, co miłe, z tym, co przykre, z tym, że człowiek potrafi stworzyć wzruszającą poezję, ale i sprawnie działające komory gazowe.

brene brown

Drugą jakością współczucia jest mądrość, czyli świadomość przebiegu różnych procesów. Począwszy od wiedzy o tym, jak funkcjonują nasze organizmy, przez świadomość działania ludzkiej psychiki, funkcjonowania społeczeństw i tak dalej. Dzięki temu możemy łączyć ze sobą poszczególne elementy i rozumieć świat, nie obwiniamy niewinnych, w tym siebie, za to, jacy jesteśmy. To jest mądrość, która sprawia, że czujemy bezpieczeństwo i spokój.

Trzecią jakością współczucia jest życzliwość, bez której życie byłoby bardzo trudne. Czwartą – zaangażowanie, czyli umiejętność myślenia w kategoriach „to nie moja wina, ale moja odpowiedzialność”. Życzliwość i mądrość sprawiają, że wiemy, co będzie pomocne, a odwaga i zaangażowanie, że to zrobimy.

Czwarta jakością zaś jest odpowiedzialność, czy też innymi słowy, zaangażowanie. Czyli konkretne angażowanie się w takie działania, które będą zapobiegać trudnościom czy też choćby je niwelować.

Zatem współczująca osoba poza tym, że powie „wiem, co czujesz”, będzie umiała też podnieść na duchu, bo patrzy szerzej niż tylko na uczucia, które stoją za danym doświadczeniem? To jest ta jakościowa różnica?

Dokładnie tak. Emocje są ważne, ale nie zawsze tak ważne, jakby się wydawało. Czasem uleganie im może przyćmiewać logiczne myślenie i tu wracamy do niechlubnej strony empatii.

Wspomniany przez panią Paul Bloom pisał o badaniach z użyciem skanera fMRI. Naukowcy sprawdzali aktywność mózgów kibiców piłkarskich. Kazano im patrzeć na cierpiącą osobę. Jednej grupie powiedziano, że cierpiący to kibic tej samej drużyny, pozostałym, że to fan rywali. I o zgrozo, tym, którzy patrzyli na cierpiącego kibica drużyny przeciwnej, aktywowały się w mózgach rejony odpowiedzialne za przyjemność.

To przykład obrazujący, że empatia jest wybiórcza, plemienna. Empatyzujemy z jedną grupą tak bardzo, że jesteśmy w stanie zrobić coś bardzo okrutnego grupie, z którą jesteśmy skłóceni, z kimś, kto zrobił krzywdę bliskim nam osobom. Wykorzystanie tego mechanizmu widać w przestrzeni publicznej, np. w polityce. Empatia jest też nadużywana w sprzedaży i marketingu: kiedy ktoś opowiada nam coś z pozoru intymnego, by kupić nasze zaufanie – nazywa się to performacyjną wrażliwość, bo na pokaz, w celu wykorzystania, manipulacji jest uskuteczniana.

Empatię bardzo sprawnie wykorzystują ruchy antyszczepionkowe. Strach o własne dziecko jest tak silną emocją, że ulegają mu nawet inteligentne osoby. Liderzy takich ruchów dobrze o tym wiedzą. Stajemy po stronie ofiary, zrobimy wszystko, by nie narazić siebie i dzieci, jesteśmy gotowi mścić się na tych, którzy postępują inaczej, uznając ich za zbrodniarzy

Popularną praktyką jest wzbudzanie w nas strachu, przytaczając straszne historie ludzi, z którymi łatwo jest nam się utożsamić. Empatię wykorzystują bardzo sprawnie ruchy antyszczepionkowe. Strach o własne dziecko jest tak silną emocją, że ulegają mu nawet inteligentne osoby. Liderzy takich ruchów dobrze o tym wiedzą. Stajemy po stronie ofiary, zrobimy wszystko, by nie narazić siebie i dzieci, a nawet jesteśmy gotowi mścić się na tych, którzy postępują inaczej, uznając ich za zbrodniarzy. Obecnie widać to jak na dłoni. Wielu uznaje antyszczepionkowców za szaleńców, nie mając pojęcia, że u źródeł tego mechanizmu może być m.in. ludzka empatia.

Paul Bloom wspominał też, że ponieważ empatia jest wyczerpująca, nie jesteśmy w stanie empatyzować ze wszystkimi. Empatyzujemy z jednostkami, przez co tracimy z oczu kontekst, a wtedy nie tylko nie myślimy racjonalnie, ale też stajemy się stronniczy, niesprawiedliwi w ocenie.

To wszystko brzmi bardzo źle, a jednak empatia ma swoje zasługi. Dzięki niej np. jesteśmy skłonni wpłacać pieniądze na zbiórki dla chorych osób. .

Owszem, jednak empatii użyli też antysemici, który opowiadali o okrucieństwach w wykonaniu Żydów. Wiemy, do czego to doprowadziło. Pytanie zawsze jest o intencje. W przypadku współczucia nie mamy tego dylematu.

Współczucie nie jest czuciem, wbrew skojarzeniom wokół słów. To nie jest stan, w którym czujemy to samo, co druga osoba, i dlatego zaczynamy jej pomagać. Współczucie to rozumienie czyichś uczuć w połączeniu z troską, ale przede wszystkim działaniem. Dzięki współczuciu możemy pomóc np. naszemu dziecku, nawet gdy nas irytuje, czy kiedy jesteśmy zmęczeni. Kiedy współczujemy, nie bierzemy na siebie ciężaru czyichś cierpień, ale rozumiemy je, dostrzegamy i wiemy, co robić. Naprawdę nie potrzebujemy wszystkich lubić i z każdym empatyzować, by budować wspierające się, wzmacniające społeczeństwa.

dziewczyna z psem

Współczucie zyskuje na sławie dzięki Matthieu Ricard, naukowcu, który został buddyjskim mnichem i zaczął praktykować medytację współczucia. Osobiście zna Dalajlamę, wygłasza wykłady, pisze książki. Na potrzeby mediów nazwano go „najszczęśliwszym człowiekiem świata” – to brzmi przekonująco.

Owszem, jednak określenie to zostało stworzone dla mediów. Jest wielkim uproszczeniem wniosków z pewnego badania. Na przykładzie Ricarda obserwowano oddziaływanie współczucia i empatii na mózg i okazało się, że gdy  skupiał się on na empatii, w jego mózgu aktywowały się obszary związane z bólem. Gdy zaś praktykował współczucie i życzliwość, mózg sygnalizował doznania przyjemne i pozytywne.

Obecnie jesteśmy bardzo nastawieni na doświadczanie przyjemności i przeżywanie silnych emocji. W treningach i medytacjach szukamy źródeł rozkoszy, traktujemy to, jak drogę do szczęścia pojmowanego jako stan błogości, przyjemności. Ludzie chcą czuć. Może to być nawet lekko hedonistyczną potrzebą – jedni lubią „taplać się” w smutku, inni przeżywać innego rodzaju uniesienia. Bez względu na to, jakimi sposobami do tego dochodzimy, ważne jest, że skupiamy się na odczuwaniu przyjemności. Taka postawa blokuje współczucie, bo w praktyce współczucia jesteśmy w stanie pomieścić wszelkie rodzaje doświadczeń.

Paradoksalnie, skupianie się na sobie w ogóle nie zbliża nas do odczuwania szczęścia. Ewolucja pokazuje, że najwięcej szczęścia przynoszą nam relacje. Potrzebujemy innych ludzi nawet na poziomie fizjologicznym. Trzy podstawowe czynniki dobrego funkcjonowania naszego ciała to jedzenie, picie i relacje, w których możemy brać i dawać. W domach starców, nawet takich, w których jest najlepsza opieka, seniorzy nie czują się dobrze, nie zdrowieją, bo nie mogą swoim opiekunom dawać, nie ma wymiany. Sytuacja zmienia się, gdy do takich miejsc przychodzą przedszkolaki. Przeprowadzono wiele takich eksperymentów i badań, także w Polsce.

Z kolei matki często mówią o tym, że póki nie miały dzieci, ciągle żyły tylko z własnymi emocjami, skupione na sobie nieświadomie pielęgnowały neurozy. Gdy pojawiło się dziecko i konieczność skupienia na drugiej osobie, poczuły ulgę.

Od czego zależy nasz poziom współczucia?

Tych czynników jest mnóstwo. Ważne jest to, co kultywujemy i praktykujemy. Na to mamy wpływ. Możemy to robić, nieustannie zadając sobie pytanie o intencje: po co to robię? To pytanie bardzo praktyczne: jakim chcę być człowiekiem? Będzie nam w tym też pomagać uważność, bo możemy dzięki niej zauważyć, co tak naprawdę robimy, czy rzeczywiście wspieramy to, co pomocne dla nas i dla innych.

Współczucie nie jest czuciem, wbrew skojarzeniom wokół słów. To nie jest stan, w którym czujemy to samo, co druga osoba, i dlatego zaczynamy jej pomagać. Współczucie to rozumienie czyichś uczuć w połączeniu z troską, ale przede wszystkim działaniem

Mam znajomą, która prowadzi terapię skoncentrowaną na współczuciu dla kobiet w depresji poporodowej. Kobiety te często ubolewają nad tym, że nie przeżywają radości i zadowolenia, tylko zmęczenie i irytację. Koncentrują się wtedy na emocjach, do nich przywiązują największą wagę i na ich podstawie wnioskują o sobie, o swoim stanie. Wtedy Michelle mówi: mimo że tak czujesz, kiedy dziecko płacze w nocy, wstajesz do niego, przytulasz je, nie tylko mechanicznie zmieniasz pieluchę –  to właśnie jest miłość oraz dowód współczucia. Kobiety wówczas czują ulgę, ustępuje poczucie winy i obawa, że tak naprawdę nie kochają swoich dzieci.

Jak w takim razie możemy uczyć się współczucia?

Są treningi medytacyjno-kontemplacyjne, różnego rodzaju praktyki wyobrażeniowe, czy nawet praca z oddechem, by pobudzić przywspółczulną część mózgu. Nie trzeba tego jednak robić, by stać się człowiekiem współczującym. De facto współczucie to rozumienie, że nigdy nie odejdą od nas troski, bolączki, trudne uczucia. To akceptacja takiego stanu rzeczy i działanie. To dawanie pomocy oraz czułości i umiejętność przyjmowania od innych tego samego. Współczucie sprawia, że robimy coś dla kogoś, mimo że nie bardzo nam się chce. Nie chodzi oczywiście o to, żeby zawsze przekraczać  własne granice czy zmuszać się do czegoś, czego nie chcemy robić – choć czasem tak. Dzięki współczuciu potrafimy przemóc np. lęk czy niechęć na rzecz działania, które wiemy, że jest słuszne i dobre. Nie musimy zakładać organizacji pozarządowej, żeby nazwać się osobą współczującą.

Współczucie nad empatią ma zasadniczą przewagę w skali – nie wszystkich musimy lubić i kochać, by ich wspierać. Empatia wobec każdego człowieka jest niemożliwa. Natomiast możemy być współczujący nawet wobec ludzi, którzy są nam obojętni lub przez nas nielubiani. Możemy ich wspierać, nie czując do nich nic lub nawet czując jakąś niechęć. Wizja empatycznego społeczeństwa jest romantyczna, utopijna i nierealna. Za to wizja społeczeństwa współczującego – przeciwnie. Już Karol Darwin w książce „O pochodzeniu człowieka” pisał, że największe szanse przetrwania mają te populacje, które są współczujące.

Ludzie chcą czuć. Może to być nawet lekko hedonistyczną potrzebą – jedni lubią 'taplać się' w smutku, inni przeżywać innego rodzaju uniesienia. Bez względu na to, jakimi sposobami do tego dochodzimy, ważne jest, że skupiamy się na odczuwaniu przyjemności. Taka postawa blokuje współczucie

Najbardziej potrzebne grupy zawodowe nie mogłyby istnieć, gdyby kierowały się empatią, a jednocześnie nie istniałyby w ogóle, gdyby nie były współczujące. Mam na myśli całą służbę zdrowia, ratowników, chirurgów, terapeutów.

Gdyby każdy terapeuta odczuwał koktajle emocji swoich pacjentów, oszalałby. Gdyby chirurga paraliżował strach przed operacją ratującą życie, nie podjąłby się jej. Jednocześnie, gdyby terapeuta nie współczuł ludziom z problemami emocjonalnymi, nie chciałby im pomagać. Ratownik bez współczucia nie wsiadłby do karetki, bo i po co? Zaś przepełniony empatią, nie wsiadłby do niej ze strachu. Dobrze to rozumiem?

Dokładnie tak. A zatem warto już teraz zastanowić się, co w związku z tym, co dzieje się w moim życiu czy też życiu innych, byłoby wspierające. Może na początek to nawet to, że rano wstaniemy, choć nie zawsze się nam chce, że do kogoś zadzwonimy, dla siebie czy też dla tej drugiej osoby.

Współczucie to wrażliwość, a zarazem odporność na cierpienie swoje i innych. Nie musi to być wielki ból, może być zwykły dyskomfort czy zmęczenie. Uważność może być pomocna, empatia również, ale to współczucie sprawia, że potrafimy trwać w tym stanie, być w nim i nie poddawać się jemu. Współczując, możemy dać wsparcie zarówno sobie, jak i innym. I sprawić, że będzie nam w życiu lepiej.


Dr Julia E. Wahl – psycholożka, trenerka podejścia uważności i współczucia, założycielka i dyrektorka The Mind Institute oraz Polskiej Szkoły Uważności, kierowniczka i pomysłodawczyni Podyplomowych Studiów Uważności i Współczucia na Uniwersytecie SWPS w Poznaniu. współzałożycielka Polskiego Towarzystwa Mindfulness. Stworzyła program wsparcia dla pacjentów onkologicznych na podstawie podejścia współczucia w ramach doktoratu na University of Derby (Wlk. Brytanii). Regularnie pisuje do różnych czasopism w Polsce i zagranicą (m.in. do Przekroju, Charakterów, Psychologie und Leben, Psychologii w Praktyce).

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: