Przejdź do treści

„W Anglii jest wiele różnych udogodnień dla pacjentów, jakich w Polsce nie ma”. Lekarka Roksana Świderska o wadach i zaletach brytyjskiego systemu ochrony zdrowia

Roksana Świderska - Hello Zdrowie
Roksana Świderska / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Kiedy bliska mi osoba udała się do szpitala w Polsce, okazało się, że na endokrynologii nie było miejsca. Od kilku miesięcy czeka na badania i przyjęcie do szpitala. W Anglii coś takiego byłoby nie do pomyślenia” – opowiada Roksana Świderska.

 

Klaudia Kierzkowska: Mieszka i pracuje pani w Wielkiej Brytanii. Jak to się stało, że związała się pani z tamtejszą służbą zdrowia?

Roksana Świderska: W zasadzie to był przypadek. Nigdy nie planowałam zostać w Anglii dłużej niż trzy miesiące, tak jak nigdy nawet nie marzyłam o tym, by zostać lekarzem. Któregoś dnia będąc na spacerze, mijałam dom opieki (care home) dla osób starszych. W oknie zobaczyłam staruszkę. Pomachałam do niej, a ona odpowiedziała mi tym samym. Wtedy nawet nie wiedziałam, czym jest care home. Gdy dowiedziałam się o nim więcej, postanowiłam zostać wolontariuszką. To była moja pierwsza styczność z opieką nad pacjentami. Fascynowały mnie czynności typowo pielęgnacyjne – jak to zrobić, by pomóc, a nie zaszkodzić. Była to dla mnie nowość. Gdy podopieczni źle się czuli, wzywany był lekarz. To co obserwowałam, skłoniło mnie do podjęcia wolontariatu w hospicjum. Tam niemalże codziennie asystowałam lekarzom. Wiedziałam, że jeśli chociaż nie spróbuję swoich sił, nie zrobię czegoś, by zostać lekarzem, będę żałowała do końca życia.

To w Anglii rozpoczęła pani studia?

Dokładnie tak. Jednak, by dostać się na medycynę, musiałam wrócić do szkoły średniej – zawsze byłam typową humanistką. Przedmioty, które zdawałam na maturze, uniemożliwiały mi dostanie się na studia medyczne. Cały ten proces musiałam przejść jeszcze raz. Postawiłam wszystko na jedną kartę, nawet początkowo wbrew temu, co myślała rodzina. Po trzech latach od podjęcia decyzji, zaczęłam studia na uniwersytecie w Liverpoolu. Studia w Anglii są płatne i niewyobrażalnie (jak na polskie standardy) drogie. Na szczęście wtedy, jeszcze przed brexitem, można było wziąć na nie pożyczkę studencką, dostępną również dla Polaków. Wtedy już wiedziałam, że to właśnie tutaj będę szukała pracy po zdobyciu dyplomu.

Magdalena Różycka

Aktualnie pracuje pani na stanowisku locum doctor. Co to dokładnie oznacza?

To nic innego jak „łatanie dziur” w grafikach. Na stanowisku locum doctor pracuję dla dwóch szpitali. To znaczy, że jestem w nich zatrudniona na kontrakt zerogodzinowy (zero-hour contract – ZHC). Gdy ktoś zachoruje, jest na urlopie, nie przyjdzie do pracy z jakiegoś powodu, czy wówczas, gdy potrzebne są dodatkowe ręce do pracy, wtedy wkraczam ja. Takich luk jest naprawdę dużo, także na brak pracy nie narzekam. Jako locum doctor można pracować prawie na wszystkich oddziałach w danym szpitalu, co uważam za doskonałe rozwiązanie.

Jakie są wady, a jakie zalety objęcia takiego stanowiska?

Plusem takiego rozwiązania są o wiele większe zarobki oraz pełna elastyczność, jeśli chodzi o grafik. Minusem jest oczywiście brak płatnego urlopu, chorobowego i tego, że stała praca nie jest zagwarantowana. Możliwość pracy jako locum jednak zanika coraz bardziej. Aktualnie NHS (National Health System – system ochrony zdrowie w Wielkiej Brytanii) stara się zatrudnić jak najwięcej lekarzy, którzy przybywają z różnych zakątków świata. Są oni bowiem niemalże zmuszeni zaakceptować to, jakie warunki pracy dostaną. Zarobki lekarzy cudzoziemców są niskie, nie mogą za dużo chorować – stracą wówczas prawo do posiadania wizy pracowniczej.

W Anglii mamy np. pielęgniarkę onkologiczną, diabetyczną, pielęgniarkę od zdrowia skóry, czy od opieki paliatywnej. Tak naprawdę ile specjalizacji w medycynie i ile zagadnień opieki nad pacjentem, tyle opcji specjalizacji dla personelu pielęgniarskiego

Jak wygląda brytyjski system ochrony zdrowia? Jak pani go ocenia?

Niestety nie mam zbyt dużego porównania z polskim systemem. Jednak mogę podać pewien przykład. Jedna z bliskich mojej rodzinie osób, która mieszka w Polsce, ma podejrzenie zespołu rakowiaka. Kiedy udała się do szpitala, okazało się, że na endokrynologii nie było miejsca. Od kilku miesięcy czeka na badania i przyjęcie do szpitala. W Anglii coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Jeśli ktoś ma podejrzenie poważnej choroby, a nie ma miejsca na oddziale specjalistycznym, takiego pacjenta przyjmuje się wtedy na jakikolwiek inny oddział, gdzie jest miejsce. Tam pod okiem „dochodzącego” specjalisty prowadzone jest leczenie i zlecane są badania. W Anglii jest wiele różnych udogodnień dla pacjentów, jakich w Polsce nie ma. Poczynając od menu, w którym pacjent sam wybiera sobie swoje posiłki danego dnia, po specjalny darmowy transportu do domu ze szpitala dla osób, które chcą z niego korzystać.

Przeczytałam w pani wpisach w mediach społecznościowych, że kiedy była pani opiekunką medyczną, spotykała się pani z wrogością damskiej części personelu.

Z wrogością spotkałam się niestety nie tylko wtedy, gdy byłam opiekunką medyczną. Cały czas się z nią spotykam. I to nie tylko ja. Praktycznie każda młoda lekarka, dziewczyna na jakiejkolwiek pozycji, która zaczyna pracę w NHS, się z nią spotyka. Kiedyś myślałam, że chodzi tu o to, że jestem z innego kraju. Po części na pewno tak jest, ale gdy zauważyłam, że koleżanki, rodowite Angielki mają podobne problemy, stwierdziłam, że nie chodzi tu wyłącznie o kraj pochodzenia, a o płeć. Mężczyzna na tej samej pozycji i z tym samym doświadczeniem co ja, spotyka się z uśmiechem, żarcikami i życzliwością płynącą od damskiej części personelu.

Powoli zauważam, że im mam większe doświadczenie i im lepiej pielęgniarki mnie poznają, tym są dla mnie milsze. Sadzę jednak, że jeśli byłabym mężczyzną, to większość przypadków okazywanej niechęci bym w ogóle nie doświadczyła

Na oddziale jestem czasem jedynym lekarzem, a pielęgniarek jest kilkanaście. Zajmuję się pacjentami i nagle otrzymuję informację, że muszę założyć wenflon, bo pielęgniarka tego nie zrobi. Do tego złowrogie spojrzenia, niechęć do pomocy. Takie ocenianie kogoś z góry, zanim jeszcze się w ogóle człowiek odezwie. To boli, zwłaszcza gdy ktoś podchodzi do wszystkich z uśmiechem, otwartym sercem i entuzjazmem. Niestety, pomimo upływu czasu niewiele się zmieniło. Jednak powoli zauważam, że im mam większe doświadczenie i im lepiej pielęgniarki mnie poznają, tym są dla mnie milsze. Sadzę jednak, że jeśli byłabym mężczyzną, to większość przypadków okazywanej niechęci bym w ogóle nie doświadczyła.

Co najbardziej przeszkadza pani w takiej codziennej pracy od strony organizacji systemu ochrony zdrowia?

Długi czas treningu specjalizacyjnego i to, że zorganizowanie czegokolwiek logistycznie zabiera bardzo dużo czasu. Częściowo spowodowane to jest procedurami i wytycznymi, których trzeba zawsze przestrzegać, nawet w tak prozaicznych sytuacjach, jak zamawianie skanu dla pacjenta, przepisywanie leków w nagłych sytuacjach życia i śmierci czy nawet wydawanie obiadu. Ile zagadnień i problemów sytuacyjnych, tyle procedur i protokołów, które czasem w praktyce wydają się wręcz nielogiczne i opóźniają opiekę nad pacjentem. Ale wiem, że takie procedury też mają swoje plusy, gdyż pomagają zadbać o zachowanie odpowiedniego i spójnego standardu opieki zdrowotnej.

A może jest coś, co uważa pani za dobre rozwiązanie. Coś, czego brakuje w Polsce?

Z tego co wiem, w Polsce pielęgniarki nie specjalizują się w konkretnych dziedzinach. Specjalnie wyszkolone pielęgniarki, niemalże ekspertki w danej dziedzinie, które mają swoich pacjentów i doradzają w leczeniu, to naprawdę ogromny plus. W Anglii mamy np. pielęgniarkę onkologiczną, diabetyczną, pielęgniarkę od zdrowia skóry, czy od opieki paliatywnej. Tak naprawdę ile specjalizacji w medycynie i ile zagadnień opieki nad pacjentem, tyle opcji specjalizacji dla personelu pielęgniarskiego. Pielęgniarki mają większą ciągłość opieki nad chorym, znają danego pacjenta bardzo dobrze, lepiej niż lekarz, który ma pod sobą kilkanaście oddziałów i niemalże codziennie innego chorego.

Bardzo podoba mi się to, że mam możliwość konsultacji ze specjalistą z niemalże każdej dziedziny, obojętnie czy jest to weekend, środek nocy czy poranek. W szpitalu, w którym pracuję, jest co najmniej kilkanaście różnych oddziałów specjalistycznych. Zawsze jest chociaż jeden lekarz z danej specjalizacji dyżurujący „on-call” czyli „pod telefonem”. Do takiego lekarza możemy skierować pacjenta lub możemy zapytać o opinię, jeśli chodzi o diagnostykę i leczenie. A jeśli w szpitalu nie ma danej specjalizacji, to dostępny jest specjalny system internetowy, przez który łączymy się z lekarzami z pobliskiego miasta. Jeśli jest pilna sprawa, możemy zadzwonić i się skonsultować.

Planuje pani zostać w Wielkiej Brytanii na stałe?

Nie mam pojęcia. Bardzo kusił mnie wyjazd do Australii – większość młodych lekarzy kończących medycynę w UK właśnie tam kieruje swoje pierwsze kroki po stażu. Jednaj póki co wolę zostać w Europie. Chcę być jak najbliżej rodziny. Najprawdopodobniej zrobię specjalizację w Wielkiej Brytanii. Jednak warunki pracy w angielskiej służbie zdrowia są coraz gorsze. Jeśli nic nie zmieni się na lepsze, to nie wykluczam dalszej emigracji.

 


Roksana Świderska – absolwentka The University of Liverpool. Odbyła staż w Anglii. Prywatnie pasjonatka psów, aktywnego stylu życia i sportów wodnych.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: