Przejdź do treści

Youtuberka Paulina Mikuła: Gdy zakładałam kanał, w ogóle nie myślałam o hejterach. Po co hejtować kogoś, kto opowiada o języku polskim?!

Paulina Mikuła /fot. archiwum prywatne
Paulina Mikuła /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Przez wiele lat skupiałam się tylko na nagrywaniu odcinków, myśląc, że jakoś to będzie i w końcu musiałam skorzystać z pomocy psychiatry. To się akurat zbiegło w czasie z filmem o otyłości. Poczułam, że sama nie będę w stanie wyregulować swojego samopoczucia. Psychiatra zalecił leki, dzięki którym szybko wróciłam do siebie. Dziś wiem, że mogłam wcześniej zadbać o swój dobrostan – wyjeżdżać na urlopy, robić detoksy od internetu i nie bać się, że jeśli przez miesiąc nie nagram odcinka, to nie będę miała do czego wracać – mówi Paulina Mikuła absolwentka filologii polskiej, popularyzatorka wiedzy o języku polskim, autorka kanału „Mówiąc Inaczej”.


Marianna Fijewska-Kalinowska: Pod koniec ubiegłego roku Dawid Myśliwiec autor kanału „Uwaga! Naukowy Bełkot” publikuje film pt.: „Nie czuję się bezpieczny na YouTube”. Mówi, że wielokrotnie był nękany przez internautów, którzy wyśmiewali jego wygląd, kpili z publikowanym treści, grozili, a nawet życzyli śmierci jego rodzinie. Nagranie jest odważnym coming out’em dotyczącym tego, z czym musi mierzyć się youtuber. Byłam pewna, że po filmie Dawida na podobne nagrania zdecyduje się cała masa youtuber’ów. Ale głos w tej sprawie zabrała zaledwie garstka osób. Wśród nich tylko jedna kobieta – ty.

Paulina Mikuła: Niestety. Kilka osób z branży – nie chcę zdradzać kto – powiedziało mi, że mają podobne doświadczenia, ale nagranie takiego filmu byłoby dla nich odsłonięciem miękkiego podbrzusza i nie wyobrażają sobie tego. Zwłaszcza kobiety, którym nie jest komfortowo mierzyć się z komentarzami w rodzaju: „Baby są wrażliwe i narcystyczne, każdą krytyczną opinię traktują jak hejt”.

Czyli internauci mogą łączyć wrażliwość na hejt z kobiecością?

Oczywiście. Dlatego cieszę się, że to właśnie Dawid zabrał głos jako pierwszy. Myślę, że film o doświadczaniu hejtu z perspektywy mężczyzny ma większą siłę rażenia. Ale nikomu nie jest łatwo powiedzieć o tym, z czym się mierzy, zwłaszcza że hejterzy mogą tę wiedzę wykorzystać i zacząć uderzać tam, gdzie najbardziej boli.

Nie bałaś się ataku hejterów, publikując film?

Nie, ponieważ moim adresatem nie byli hejterzy. Do nich nic nie dotrze. Chciałam zwrócić się do stałych odbiorców mojego kanału. Chciałam, żeby zdawali sobie sprawę, że hejterzy są głośniejsi, choć jest ich znacznie mniej. Często ludzie nie komentują filmów albo nie reagują na hejt, bo boją się, że też dostaną po głowie. Tymczasem wystarczy zgłosić dany komentarz albo napisać kilka słów wsparcia w prywatnej wiadomości. Dla mnie to wiele znaczy. Gdy ktoś pisze, że dzięki mnie poszedł na terapię, albo dziękuje mi za to, jak opowiadam o języku, dostaję wiatr w żagle. Ciekawe, że większość tych pozytywnych informacji zwrotnych zaczyna się słowami: „Pewnie dostajesz masę takich wiadomości”, a wcale nie!

Magda i Piotr Mieśnik / archiwum prywatne

Poza tym internauta piszący prywatną wiadomość, w większości przypadków, przestaje być anonimowy. A autor hejterskiego komentarza to człowiek bez twarzy.

Dlatego jako twórcy jesteśmy bezbronni wobec hejterów. Dajemy odbiorcom własną twarz, głos, imię i nazwisko, a po drugiej stronie mamy człowieka, który nas obraża i nie wiemy, czy to nastolatek, czy na przykład biznesmen i dlaczego pisze takie rzeczy.

Pamiętasz sytuacje, w których na twoim kanale „wywaliło hejtometr”?

Hejtometr wywalało kilkukrotnie. Pamiętam sytuację związaną z plebiscytem na Młodzieżowe Słowo Roku 2019. Organizatorzy zdecydowali, że wykluczą z niego słowa „p0lka” pisane małą literą i przez zero. W jednym z filmów pochwaliłam tę decyzję, bo „p0lka” to obraźliwe określenie. Powiedziałam, że zamiast „p0lki” mogliby włączyć do plebiscytu słowo „incel”* (incel w języku potocznym oznacza osobę żyjącą w celibacie, choć chciałaby znaleźć partnera, pochodzi ze zlepki angielskich słów involuntary celibacy, czyli mimowolny celibat – tłum. red.). Nie wiedziałam, że ludzie wyzywali się od inceli! Uznałam, że to dobrze, że powstało słowo, które określa zjawisko mimowolnego celibatu, bo daje możliwość przyjrzenia się mu. Ale w nagraniu nie wyjaśniałam szczegółowo, o co mi chodzi, ograniczyłam się do dwóch zdań na ten temat.

Mój film niezwykle rozsierdził użytkowników jednego z serwisów internetowych, którzy uznali, że jestem hipokrytką, broniąc jednego słowa, a drugie krytykując. Zgłaszali mój kanał, pisali hejterskie wiadomości i komentarze. Najgorsze było jednak to, że jeden z internautów udostępnił zdjęcie wiadomości, którą niby ja wysłałam. Było tam napisane, że gardzę użytkownikami tego serwisu, tą społecznością. Oczywiście to nie była prawda, ktoś obrobił to zdjęcie graficznie, żeby wyglądało na wiadomość wysłaną przeze mnie, a ja nie miałam z nią nic wspólnego. Dowiedziałam się o tym dopiero po jakimś czasie. Nikt nic mi nie powiedział, nawet moja rodzina, która widziała tę wiadomość i uwierzyła, że jestem jej autorką. Bardzo to przeżywałam. Ta sytuacja zabrała mi podstawy bezpieczeństwa na wielu polach. Wcześniej nie sądziłam, że będę ofiarą manipulacji, w którą uwierzą nawet moi bliscy.

Przestałam zastanawiać się nad motywacją hejtera. Co ta osoba ma na myśli? Czy tylko żartuje? Czy ironizuje? Gdy choć przez sekundę zadajesz sobie pytanie, czy ktoś, kto cię obraża, ma rację, to hejter wygrywa

W twoim filmie dotyczącym hejtu wspominasz też o nagraniu na temat języka inkluzywnego, który wywołał podobne reakcje.

Tak, ale wtedy spodziewałam się, że będzie rzeźnia. Zdecydowałam, że nie będę zaglądać do sekcji komentarzy, ale osoby ze środowiska LGBT bardzo dzielnie i walecznie zgłaszały wszystkie hejterskie wpisy, które rzeczywiście znikały. Jestem im za to wdzięczna, choć część z tych osób wyrażało swoje rozczarowanie, że do takiego nagrania nie zaprosiłam nikogo z ich środowiska. A ja po prostu chciałam wziąć ten syf na siebie. Dlatego scenariusz do odcinka skonsultowałam z seksuologiem, który naniósł swoje poprawki. Mam wrażenie, że zrobiłam wszystko, żeby odcinek był merytoryczny i zgodny z wiedzą na temat osób LGBT. Sądzę, że zaproszenie innej osoby do nagrania zadziałałoby jak tarcza, bo cały hejt skupiłby się na niej. Nie chciałam tego.

Nie myślałaś o wyłączeniu komentarzy pod filmem?

Jeszcze nigdy nie skorzystałam z tej opcji. Gdy wyłączysz komentarze, rykoszetem dostają osoby, które chcą cię wesprzeć. Poza tym YouTube tnie zasięgi, a mi zależało, by odcinek o języku inkluzywnym dotarł do jak największej liczby osób. Dziś wiem, że to się udało i że obejrzało go np. wielu nauczycieli, na czym bardzo mi zależało.

Takie sytuacje muszą być dla ciebie bardzo trudne, bo mierzysz się nie tylko z hejtem wobec siebie, ale i wobec osób, których dotyczy odcinek.

Tak było przy okazji odcinka dotyczącego otyłości, który zadziałał na hejterów jak zapalnik. Pamiętam, że profesor, który pomagał mi merytorycznie przygotować się do nagrania, ostrzegał, że w komentarzach będzie „tragedia”, a ja się łudziłam, że może nie. To były prostackie, prymitywne i wulgarne określenia dotyczące ludzi chorujących na otyłość. Wtedy bardzo martwiłam się o osoby z otyłością, które to czytały. Z niektórymi wymieniałam wiadomości. Tłumaczyłam, że hejterzy nie rozumieją problemu i nie warto poświęcać im uwagi. Zdecydowałam też, że nie będę usuwać komentarzy, bo pokazują one wielki problem społeczny, jakim jest podejście Polaków do otyłości, nawet tych, których otyłość dotyczy. Pod filmem pojawiały się komentarze w stylu: „Ty kretynko, ja nie choruję, tylko jestem gruby, bo po prostu wpie****am”, a ja odpisywałam: „W takim razie radziłabym udać się do lekarza, być może ma pan problem z apetytem i trzeba się kompleksowo zbadać…”. Oni na mnie pluli, a ja do nich grzecznie.

Jesteś obiektem hejtu w internecie? Zobacz, co możesz z tym zrobić na drodze prawa. Wyjaśnia adwokat Ilona Grembowska

Domyślam się, że dla twojej psychiki to musiało mieć jakieś konsekwencje.

Tak, te doświadczenia gdzieś się odkładają. Sprawiają, że człowiek nie ma na nic ochoty, nie chce nagrywać, bo boi się, że hejterzy z tamtego odcinka będą komentować nowy odcinek. Takie rzeczy trzeba odreagować, zrobić sobie przerwę, wybiegać, zmęczyć się fizycznie, porozmawiać z bliskimi. Niestety początkowo nie wiedziałam, jak dbać o swoją psychikę. Przez wiele lat skupiałam się tylko na nagrywaniu odcinków, myśląc, że jakoś to będzie i w końcu musiałam skorzystać z pomocy psychiatry. To się akurat zbiegło w czasie z filmem o otyłości. Poczułam, że sama nie będę w stanie wyregulować swojego samopoczucia. Psychiatra zalecił leki, dzięki którym szybko wróciłam do siebie. Dziś wiem, że mogłam wcześniej zadbać o swój dobrostan – wyjeżdżać na urlopy, robić detoksy od internetu i nie bać się, że jeśli przez miesiąc nie nagram odcinka, to nie będę miała do czego wracać.

Kiedy po raz pierwszy spotkałaś się z hejtem jako youtuberka?

Na samym początku mojej przygody z YouTube’em. Pierwszy odcinek już po kilku dniach miał około stu tysięcy odsłon, pojawiali się hejterzy, którzy pisali negatywne komentarze wymierzone we mnie – jak wyglądam i jak się zachowuję. Pojawiły się nawet groźby, że jak mnie ktoś spotka na ulicy, to zrobi mi krzywdę i wtedy rzeczywiście bałam się wychodzić z domu. Po kilku pierwszych odcinkach zdarzało mi się być zaczepianą przez odbiorców, ale w pozytywny sposób. Chociaż nie zawsze. Pewnego razu jechałam autobusem i pan w dresach szturchnął drugiego pana w dresach, po czym pokazał na mnie i na ekran swojego telefonu. Szeptali coś między sobą i ciągle na mnie patrzyli, a potem wysiedli ze mną na przystanku. Szybko poszłam w swoją stronę i nic się nie stało. Może jestem niesprawiedliwa, może kieruję się stereotypami i ci panowie okazaliby się moimi wielkimi fanami, ale byłam przestraszona.

To był jedyny raz, gdy poczułaś się zagrożona?

Niestety nie. Mierzyłam się ze stalkerem, który deklarował, że jest we mnie zakochany, ale wiedziałam, że miłość od nienawiści dzieli zaledwie jeden krok. Ta osoba przyszła na spotkanie ze mną, które odbywało się podczas jednego z festiwali nauki. Zachowywała się w bardzo namolny sposób, a potem swoją chęć poznania mnie przeniosła do internetu. Gdy zaczęła atakować moją rodzinę, sprawa została zgłoszona i cały czas się toczy, dlatego nie mogę powiedzieć nic więcej. Ta sytuacja spowodowała, że został we mnie lęk i gdy widzę na ulicy kogoś podobnego, przeżywam mały zawał.

Nikomu nie jest łatwo powiedzieć o tym, z czym się mierzy, zwłaszcza że hejterzy mogą tę wiedzę wykorzystać i zacząć uderzać tam, gdzie najbardziej boli

Bardzo ci współczuję i mam nadzieję, że twoje poczucie bezpieczeństwa będzie już tylko stabilniejsze. To, o czym opowiadasz, szokuje mnie, ponieważ praca na YouTube kojarzy mi się z czymś bardzo komfortowym. Czy dziś, znając całe zaplecze, ponownie byś ją podjęła?

Gdy zakładałam kanał, w ogóle nie myślałam o hejterach. Po co hejtować kogoś, kto opowiada o języku polskim?! Gdyby wtedy ktoś mnie uprzedził, że będą momenty, gdy będę czuła się totalnie zagrożona, to… nie wiem. Musiałabym to zważyć na szali. Przecież ta praca dała mi mnóstwo przygód. Zwiedziłam wiele krajów: Stany, Japonię, Hiszpanię. Poprawiłam swój angielski! To są bezcenne doświadczenia, których za nic bym nie oddała. Tak. Myślę, że zdecydowałabym się na otwarcie kanału raz jeszcze. Praca nad własnym kanałem jest jak piękny, kolorowy obraz, na który ktoś wylał atrament. Plama z atramentu jest gdzieś w rogu, nie przysłania całego obrazu, tylko trochę drażni oko.

Znam twój kanał i zadaje sobie to samo pytanie, które ty na początku swojej kariery. Po co hejtować kogoś, kto opowiada o języku polskim?

Żyjemy w czasach, w których mówienie o języku jest jak spacer po polu minowym. Gdy otwierałam kanał, język nie był czymś kontrowersyjnym. Dopiero niedawno stało się tak, że zmiany w języku zaczęły budzić niechęć i agresję. Po wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą nagrałam film o tym, czy lepiej mówić „w Ukrainie” czy „na Ukrainie”. Wytłumaczyłam, że obie formy są poprawne, choć nieco lepiej używać tej pierwszej. Nie sądziłam, że ruszę temat, który będzie oceniony jako ingerencja w wolność innych ludzi. Do dziś pamiętam niektóre komentarze: „ty sprzedajna taka i owaka”, „ile ci płacą?”, „pod wpływami czyich sił jesteś?”. Podobne poczucie ingerencji budzą tematy np. dotyczące języka inkluzywnego. Ludzie uważają, że chcę w jakiś sposób wpłynąć na ich światopogląd, narzucić jakieś normy, odebrać im wolność. Wydaje mi się, że dawniej język nie budził w ludziach aż tak dużych emocji. No, chyba że mówimy o studentach polonistyki czy językoznawcach.

O jakich kontrowersjach mówisz?

Część osób związanych w jakiś sposób z językiem uważa, że mówienie o tym, co jest w normie, a co nie, w odniesieniu do języka jest destrukcyjne, ponieważ język żyje swoim życiem, zatem ocenianie go nie ma sensu. Ja się z tym nie zgadzam, dlatego dalej nagrywam filmy. Jestem zwolenniczką podejścia, które mówi, że nasz język dzieli się na normę wzorcową i normę użytkową. Norma użytkowa faktycznie żyje swoim życiem i nikt jej nie kontroluje, ale norma wzorcowa zmienia się o wiele wolniej i głównie na jej straży stoją językoznawcy. Poza tym taki obraz języka jest bardziej czytelny dla ludzi. Przecież większość z nas nie bada polszczyzny, chce po prostu wiedzieć, czy coś jest poprawne, czy nie, bo jest to im potrzebne na przykład w pracy. Moje filmy tym osobom pomagają. Nie rozumiem, dlaczego to kogoś drażni. Kilka niezgadzających się ze mną osób ze środowiska naukowego próbowało mnie wciągnąć w publiczne dramy, manipulując i wyolbrzymiając to, o czym mówiłam w filmach. Postanowiłam, że ochronię siebie i nie dałam się w to wciągnąć. Kąśliwe uwagi ze środowiska naukowego naprawdę dotykają. Bardzo chętnie wejdę z kimś w merytoryczną dyskusję i odpowiem na maila, ale nie dam się wciągać w publiczne przepychanki, bo ich celem jest zyskanie rozgłosu, a nie dojście do wartościowych wniosków.

Mam nadzieję, że wkrótce coraz więcej osób ze środowiska youtuberów zacznie mówić o hejcie tak jak ty – w szczery i przemyślany sposób. Jak dziś, po wszystkich swoich doświadczeniach z internautami, radzisz sobie z hejtem?

Zdecydowałam, że będę czytać komentarze i przyjmować konstruktywną krytykę, ale nie hejt. Mam jasno postawione granice i jeśli ktoś je przekracza, od razu dostaje shadowban’a* (blokada użytkownika za złamanie regulaminu – przyp. red.). Przestałam też zastanawiać się nad motywacją hejtera. Co ta osoba ma na myśli? Czy tylko żartuje? Czy ironizuje? Gdy choć przez sekundę zadajesz sobie pytanie, czy ktoś, kto cię obraża, ma rację, to hejter wygrywa. Zastanawianie się nad motywacją hejtera pochłania masę energii i nigdzie nie prowadzi. Wypala.

I sprawia, że ta plama atramentu zaczyna przesłaniać cały obrazek.

A ja już na to nie pozwolę.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: