Przejdź do treści

Prawnik Anny Lewandowskiej grozi pozwem znanej aktywistce. „Nie może być tak, że bogaci dyktują o czym można, a o czym nie można mówić” – komentuje Maja Staśko

Anna Lewandowska / MWMedia
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Prawnik Anny Lewandowskiej zagroził mi pozwem i karą w wysokości 50 tys. zł, jeśli nie usunę posta, w którym krytykuję przebranie się celebrytki w strój grubej osoby” – pisze na swoim profilu na Instagramie Maja Staśko, aktywistka walcząca o prawa kobiet. Podobne pismo otrzymała modelka Ewa Zakrzewska, która opublikowała na YouTube film mówiący o bodyshamingu. Sprawę komentuje coraz więcej osób. 

Lewandowska o bodyshamingu

Kilka dni temu Anna Lewandowska opublikowała w swojej relacji na Instagramie nagranie, na którym w kostiumie osoby otyłej (duża pupa i duży brzuch) tańczy do jednego z przebojów Beyonce. Lewandowska w ten sposób chciała zwrócić uwagę na kwestię bodyshamingu. I chociaż, jak twierdzi, nie miała złych zamiarów, po publikacji nagrania posypały się negatywne opinie.

Sprawę skomentowały m.in. aktywistka społeczna Maja Staśko i modelka Ewa Zakrzewska, znana też z kanału „Ewokracja” na YouTube. Jak zakomunikowały w mediach społecznościowych, obie otrzymały pisma od prawników Anny Lewandowskiej.

Maja Staśko

Prawnik Anny Lewandowskiej zagroził mi pozwem i karą w wysokości 50 tys. zł, jeśli nie usunę posta, w którym krytykuję przebranie się celebrytki w strój grubej osoby. W poście wskazuję, że trenerce fitness zabrakło empatii, a to, co zrobiła, to szydzenie z grubych osób. I tyle.

Pod moim postem Lewandowska przeprosiła, „jeśli ktoś się poczuł urażony”. Potem zamieściła post, w którym pisała, że wszystkie kobiety powinny się wspierać i trzymać razem. A po cichu jej zespół prawny w tym czasie wysyłał wezwania do skasowania postów i filmików na temat tej sprawy – do mnie i Ewy” – pisze o sprawie na swoim Instagramie Maja Staśko.

Aktywistka pisze dalej, że przecież każdy może popełnić błąd. Wtedy wystarczy przeprosić osoby, które się skrzywdziło. Według niej, Lewandowska mogła wyciągnąć wnioski z krytyki i np. zaprosić otyłą osobę do rozmowy albo udostępnić kilka postów aktywistek w temacie.

„Zamiast tego jej prawnicy zaczęli wysyłać groźby pozwów do osób, które skrytykowały celebrytkę. To nawet PR-owo jest potężna klapa” – dodaje Maja Staśko.

Kobieta pisze dalej, że tu chodzi o coś znacznie więcej niż jeden post. Chodzi o prawa otyłych osób do mówienia o krzywdzie, która je spotyka.

„Cały przemysł kosmetyczny i fitness kreuje nierealne wymagania względem ciał kobiet, by zarabiać. Grube osoby stają się antywzorem. Gdyby zaczęły być traktowane na równi, idealny obraz ciała przestałby mieć sens. Gdybyśmy wszystkie były zadowolone z naszych ciał, większość kosmetyków, usług i zabiegów upiększających straciłoby źródło zysku. Prawa grubych osób zagrażają tym zyskom…” – dodaje Staśko.

Aktywistka na koniec swojego postu pisze, że nie może być tak, że bogaci dyktują o czym można, a o czym nie można mówić. Według Mai Staśko, to nie jest kwestia jednego postu – tylko wolności słowa, wolności do wspierania wykluczanych osób i zmiany świata na sprawiedliwszy. Aktywistka dodaje, że nie ma zamiaru z tego rezygnować.

„Jeśli mam przez to trafić do sądu – trudno. Przeżyję” – kończy swój post.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Prawnik Anny Lewandowskiej zagroził mi pozwem i karą w wysokości 50 000 zł, jeśli nie usunę posta, w którym krytykuję przebranie się celebrytki w strój grubej osoby. W poście wskazuję, że trenerce fitness zabrakło empatii, a to, co zrobiła, to szydzenie z grubych osób. I tyle. Pod moim postem Lewandowska przeprosiła, „jeśli ktoś się poczuł urażony”. Potem zamieściła post, w którym pisała, że wszystkie kobiety powinny się wspierać i trzymać razem. A po cichu jej zespół prawny w tym czasie wysyłał wezwania do skasowania postów i filmików na temat tej sprawy – do mnie i Ewy. Kurcze, każdy może popełnić błąd. Wtedy wystarczy przeprosić osoby, które się skrzywdziło. Lewandowska mogła wyciągnąć wnioski z krytyki i np. zaprosić grubą osobę do rozmowy albo udostępnić kilka postów aktywistek w temacie. Zamiast tego jej prawnicy zaczęli wysyłać groźby pozwów do osób, które skrytykowały celebrytkę. To nawet PR-owo jest potężna klapa. Ale szczerze? Początkowo wizja rozpraw z najlepszymi prawnikami, na których stać Lewandowską, była dla mnie przerażająca. To potwornie nierówna batalia. Dla celebrytek 50 000 zł to jedne wakacje – a ja po prostu tyle nie mam. Moja mama prosiła, żebym przestała mówić o fatfobii, bo mnie na to nie stać. I dokładnie o to chodziło. To wezwanie prawne miało mnie przestraszyć i uciszyć. Ale tu chodzi o coś znacznie więcej niż jeden post – o prawa grubych osób do mówienia o krzywdzie, która je spotyka. Cały przemysł kosmetyczny i fitness kreuje nierealne wymagania względem ciał kobiet, by zarabiać. Grube osoby stają się antywzorem. Gdyby zaczęły być traktowane na równi, idealny obraz ciała przestałby mieć sens. Gdybyśmy wszystkie były zadowolone z naszych ciał, większość kosmetyków, usług i zabiegów upiększających straciłoby źródło zysku. Prawa grubych osób zagrażają tym zyskom. Nie może być tak, że bogaci dyktują o czym można, a o czym nie można mówić. Po prostu nie. To nie jest kwestia jednego posta – tylko wolności słowa, wolności do wspierania wykluczanych osób i zmiany świata na sprawiedliwszy. Nie mam zamiaru z tego rezygnować. Jeśli mam przez to trafić do sądu – trudno. Przeżyję.

Post udostępniony przez Maja Staśko (@majakstasko)

Ewa Zakrzewska

Podobne pismo od prawników otrzymała Ewa Zakrzewska, modelka plus size, znana też jako „Ewokracja”. Prawnikom Anny Lewandowskiej nie spodobało się nagranie, które Zakrzewska opublikowała na swoim kanale na YouTube.

„Umówmy się, teraz 'ciałopozytywność’ nagle jest na fali. Nagle pojawia się spora dyskusja, co jest bardzo dobre akurat. No i podejrzewam, że doradcy Ani Lewandowskiej też powiedzieli: 'Ooo, body positive! To też musimy coś z tym zrobić’. No i wsadzili ją w ten kostium. Mam nadzieję, że ktoś ją wsadził. Naprawdę nie wierzę, że ona sama wpadła na ten głupi pomysł” – mówi na nim modelka.

Zakrzewska poinformowała w piątek, że również otrzymała pismo od prawników Lewandowskiej. Dowiedziała się z niego, że musi usunąć nagranie ze swojego kanału, a jeśli tego nie zrobi – będzie musiała zapłacić spore odszkodowanie. Na szczęście doszło do ugody, ponieważ żadna ze stron nie chciała nikogo urazić.

Spór o bodyshaming

Całą sytuację komentuje coraz więcej osób. W swoich mediach społecznościowych opowiedziała o niej m.in. Paulina Młynarska.

„Jakaś granica została przekroczona. Anna Lewandowska, szczupła, śliczna i bardzo zamożna (to niestety ważne) , popełniła niefortunną przebierankę, która została skrytykowana przez feministkę i aktywistkę Maję Staśko jako „ fat shaming” (zawstydzanie tuszą). Moim zdaniem słusznie. Mnie także nie podobają się heheszki z osób z nadwagą. Razi mnie nadużywanie sloganu 'ciałopozytywność'” – pisze dziennikarka.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Jakaś granica została przekroczona. Anna Lewandowska, szczupła, śliczna i bardzo zamożna ( to niestety ważne) , popełniła niefortunną przebierankę, która została skrytykowana przez feministkę i aktywistkę Maję Staśko jako „ fat shaming” ( zawstydzanie tuszą). Moim zdaniem słusznie. Mnie także nie podobają się heheszki z osób z nadwagą. Razi mnie nadużywanie sloganu „ciałopozytywność”. Pracuję z bardzo różnymi osobami jako nauczycielka jogi i wiem jedno: motywując do pozytywnych zmian mamy obowiązek, przede wszystkim, kierować się empatią i bardzo uważać, by nikogo nie ranić. Bo guzik wiemy o tym jak żyje w swoim ciele druga osoba. Jeżeli, nawet bez złych intencji, zdarzy się instruktorce czy instruktorowi jakiekolwiek formy pracy z ciałem nietrafiony żart, który kogoś zamiast rozśmieszyć – zrani, wystarczy zwyczajnie przyznać się do błędu, serdecznie przeprosić i zamknąć temat. Przecież to my – instruktorki, nauczycielki fitnessu, jogi – co tam chcecie, jesteśmy dla naszych słuchaczek i słuchaczy, a nie oni i one dla nas. Tak wybrałyśmy, nikt nas nie zmuszał. Ciąży na nas odpowiedzialność, do diaska. Używanie finansowej przewagi do uciszania krytycznego głosu, stającego w obronie osób, które na okrągło doświadczają różnych form przemocy z powodu wyglądu, jest wyższościowym nadużyciem. Pani Annie Lewandowskiej proponuję aby zapoznała się z dorobkiem Mai Staśko, która na co dzień, narażając się, z wielką odwagą i nie zarabiając na tym, wykonuje ważną pracę na rzecz praw kobiet w Polsce. Takiej babce pani grozi pozwem o gruby hajs? Serio? Napisałabym dużo ostrzej, ale boję się pozwu. Nie stać mnie w dobie korony na awantury w sądzie. Dziękuję za uwagę. ??Adi Shakti!

Post udostępniony przez Paulina Młynarska (@mlynarskapaulina)

Paulina Młynarska w swoim wpisie proponuje również trenerce, aby zapoznała się z dorobkiem Mai Staśko.

„Maja Staśko na co dzień, narażając się, z wielką odwagą i nie zarabiając na tym, wykonuje ważną pracę na rzecz praw kobiet w Polsce. Takiej babce pani grozi pozwem o gruby hajs? Serio? Napisałabym dużo ostrzej, ale boję się pozwu. Nie stać mnie w dobie korony na awantury w sądzie….” – dodaje dziennikarka.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: