Przejdź do treści

„Nielubienie dzieci” nie jest OK. – Dzieci to nie czekolada czy sernik z rodzynkami – zauważa Sonia, autorka profilu „Histeria.sztuki”

Dziewczynka w okularach patrzy na wystawę sklepu
Czy nielubienie dzieci jest OK? / AdobeStock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Z jakiegoś powodu jest to społecznie akceptowalne, żeby nie lubić dzieci i ba – być z tego powodu dumną. Tak po prostu. Wszystkich. Czy jakbyś zamieniła słowo dzieci na 'kobiet, 'gejów’, 'transów’ [*osób trans – red.], 'czarnych’, to byłoby to ok?” napisała Sonia, autorka profilu „Histeria.sztuki”. I rozpętała burzę. Wiele osób odebrało to tak, jakbym komuś zabierała jakiś kawałek wolności – mówi w rozmowie z Hello Zdrowie.

„Nie lubię dzieci” nie jest OK

Komunikat „nie lubię dzieci” jest coraz częściej powtarzany w przestrzeni publicznej. Manifestowanie niechęci wobec najmłodszych nie dziwi, a wiele miejsc organizuje przestrzenie, w których kilkulatkowie są niemile widziani. Zjawisko nielubienia dzieci to jednak jawna dyskryminacja danej grupy społecznej. Problem ten poruszyła Sonia, autorka profilu „Histeria.sztuki” na Instagramie.

„Dzieci są ogromną, zróżnicowaną grupą społeczną. Są różne. Mają różny temperament, różne zachowania, różne zainteresowania. Z jakiegoś powodu jest to społecznie akceptowalne, żeby nie lubić dzieci i ba – być z tego powodu dumną. Tak po prostu. Wszystkich. Czy jakbyś zamieniła słowo dzieci na 'kobiet’, 'gejów’, 'transów’ [*osób trans – red.], 'czarnych’, to byłoby to ok? Nie. Bo to jest mizoginia, homofobia, transfobia i rasizm” – napisała.

I włożyła kij w mrowisko. Post doczekał się niemal 13 tysięcy polubień i ponad tysiąca komentarzy, w których rozpętała się burza.

– To temat, który zdecydowanie nas rusza i uwiera. Idealnie wpisuje się też w polaryzację społeczeństwa i podział kobiet na „madki” albo „bezdzietne lambadziary, które dają w szyję”. Ten wpływ jest tak silny, że nawet mówienie o życzliwości wobec dzieci jest odbierane jako atak. Mój wpis wzbudził skrajne emocje i niektórzy zaczęli się wręcz kłócić w komentarzach – mówi Sonia w rozmowie z Hello Zdrowie.

Większość komentujących, którzy bronili braku sympatii do dzieci, przywoływała swoje prawa: „wolno mi”. „Można nie lubić dzieci, kobiet, mężczyzn itd. Nikomu krzywdy tym nie robię, nie obrażam. Mam do tego prawo. Ktoś nie lubi czekolady, a ktoś ją uwielbia i je codziennie” – czytamy pod wpisem.

Dzieci to nie jedzenie, które można lubić lub nie, to nie czekolada czy sernik z rodzynkami. To ogromna grupa społeczna, którą trzeba wspierać, bo jest słabsza i nie ma jak się bronić przed dyskryminacją. Moim zdaniem trend „nielubienia dzieci” można porównać do rasizmu, choć wiem, że takie sformułowanie nie spodoba się wielu osobom. Być może nie jest to procentowo trafne, ale pokazuje, że wrzucanie do jednego worka całej grupy społecznej, która spotyka się z agresją, nie jest w porządku. Dzieci przecież nie poradzą sobie same z tego typu prześladowaniem, z przemocą słowną czy zaczepkami, ponieważ nie są jeszcze w tym wieku wyposażone w narzędzia, które by im w tym pomogły. Nie mają świadomości aktów mikroagresji, których doświadczają – argumentuje Sonia.

I wskazuje, że dzieciofobię można porównać do dyskryminacji osób starszych czy schorowanych, na co nie ma zgody w społeczeństwie. „Mówić, że się nie lubi dzieci, to tak jak powiedzieć: 'nie lubię ludzi od 40 do 58. roku życia’. Dziecko to faza życia, a nie odrębny gatunek” – pisze jedna z komentatorek. Zapominamy też, że równe traktowanie należy się wszystkim, bez względu na wiek, orientację seksualną, rozmiar ciała czy kolor skóry. Dzieciom także.

– Starsze osoby też są „tylko” na jakimś etapie życia, a jednak wszyscy zgadzamy się, że należy się im szacunek – podkreśla Sonia i dodaje: – Odnoszę wrażenie, że wiele osób nie zrozumiało do końca mojego przesłania. Podjęłam tę dyskusję, żeby zwrócić uwagę na nielubienie danej grupy społecznej, które niesie jakąś akcję. Mówię tu np. o nieprzychylnych spojrzeniach czy unikaniu dzieci i przebywania z osobami, które je mają. To jest już czynne okazywanie niechęci, a od takiego zachowania jest bliska droga do wykluczenia.

Andrew Garfield

Dlaczego „nie lubimy dzieci”?

Powodów jest wiele. Pronatalistyczny świat i wykluczanie osób bezdzietnych, nieprzyjemne doświadczenia w dzieciństwie czy wymuszona społecznie adoracja najmłodszych, zgodnie z którą każdy (a na pewno każda kobieta) powinien rozczulać się na widok najmłodszych. Brak sympatii do dzieci jest częstą kontrą i reakcją na nierówne traktowanie. „Czasami chcę mi się drzeć, że nie, nie będę miała dzieci, przestańcie mnie o to pytać, opowiadać o tym, jakie to szczęście być matką, niech lekarze przestaną mi mówić 'kiedy pani zajdzie w ciążę’, nawet reklama w internecie sugeruje, że jako kobieta koniecznie interesuję się pieluchami i zabawkami dla dziecka. Kiedy tej presji i frustracji z jej powodu staje się za dużo, chcę krzyczeć, że nie lubię dzieci, od***cie się ode mnie! To nie ma nic wspólnego z dziećmi tak naprawdę, tylko z patriarchatem. Dzieci są spoko. Zmuszanie kobiet do opiekowanie się nimi i tym bardziej do rodzenia – nie” – czytamy w komentarzach.

– Zdecydowanie nielubienie dzieci jest związane z presją społeczną na posiadanie potomstwa i dramatem, jaki przeżywają kobiety mimowolnie wrzucane do roli matki. Kobiety określa się przez pryzmat tego, czy są w wieku rozrodczym. Zadaje się im pytanie: „kiedy będą dzieci?”. I choć można omijać ten temat lub zadać to pytanie inaczej, np. „czy chcesz mieć dzieci?”, „czy myślisz o tym?”, to najczęściej jest ono jednokierunkowe. Jeśli obwinia się rodziców, to najczęściej jest to skierowane do matki. Musimy uświadomić sobie, że w momencie, w którym dyskryminujemy dzieci, godzimy także w kobiety, bo to one w dużej mierze się zajmują w Polsce dziećmi. Tak naprawdę ta tendencja porusza wiele istotnych tematów, z którymi jako społeczeństwo jeszcze sobie nie poradziliśmy – wyjaśnia autorka profilu „Histeria.sztuki”.

Dzieciom zarzuca się też hałaśliwość, nadpobudliwość, nieprzewidywalność, brak ogłady, nieskrępowane wyrażanie emocji i zakłócanie spokoju innym. Za problem wini się również rodziców, bezstresowe wychowanie i niestawianie dzieciom przez rodziców granic. „’Wszystko im wolno’. 'ZA MOICH CZASÓW DZIECI WIEDZIAŁY JAK SIĘ ZACHOWAĆ’. 'Te g**je teraz mają wszystko’ – wymienia Sonia w swoim wpisie na Instagramie zasłyszane opinie o dzieciach i wyjaśnia – To tak naprawdę: Mnie nikt tak dobrze nie traktował (…) nie przytulał przy napadach złości (…) nie pytał jak się czuje i jak mi pomóc”.

– Rozumiem, że zachowanie niektórych dzieci może być uciążliwe w przestrzeni publicznej, ale nie wiemy przecież, jak tak naprawdę zachowuje się dany rodzic. Nie wiemy, jakie jest dane dziecko, może ma jakąś nieneurotypowość czy ADHD albo prostu jeszcze nie przyswaja zakazów i nakazów. Nie wiemy, w jakim nastroju jest rodzic w danym momencie, czy on nie ma siły zwracać uwagi dziecku akurat w tym momencie i to nie jest tak, że nigdy tego robi. Wszystko zależy od sytuacji. Ja w swoim wpisie poruszyłam generalny problem coraz głośniejszego zjawiska nielubienia dzieci. Nie chodzi tu o konkretne sytuacje, ale o kwestię, która odbiera najmłodszym podmiotowość – tłumaczy Sonia.

Na argumenty o głośne dźwięki wydawane przez dzieci, jak płacz czy krzyk, odpowiada, że sama jest mizofoniczką i rozumie problem z nadwrażliwością na takie bodźce. Często też nie o same dzieci chodzi, a o konkretne zachowania. Może lepiej więc mówić „nie lubię krzyku”, bez generalizowania i stygmatyzowania najmłodszych. Bez spychania ich na margines i utwierdzania, że nie są ważne.

Nikt nie mówi, że nie lubi mężczyzn, bo niektórzy z nich są głośni. Ludzie są w ogóle głośni, jednak wiem, że irytacja hałasem to mój problem, a nie np. dzieci bawiących się na zewnątrz. Jeśli mi przeszkadzają, to zamykam okno i zakładam słuchawki. Nie jestem zła na dzieci za to, że się bawią, bo mają do tego pełne prawo. Wiele osób komentowało także, że są nieneurotypowi i mają pewne spektrum autyzmu, stąd ich niechęć do najmłodszych. A przecież nie wiemy, czy dane dziecko nie przechodzi przez to samo i dlatego krzyczy. Może też po prostu w taki sposób wyrażać swoje emocje, bo jest jeszcze zbyt małe, żeby robić to inaczej – dodaje.

Powtarza też, że publiczne okazywanie niechęci do najmłodszych i wykluczanie ich z pewnych sfer jest po prostu dyskryminacją. Dyskusja ta nie miałaby prawa się odbyć, gdyby chodziło o inną grupę społeczną. Warto pamiętać, że każdemu należy się szacunek. „Ludzie wskakują na najwyższe obroty myślenia, żeby dołożyć kolejny powód, czemu nienawiść W TYM PRZYPADKU jest inna i jest spoko. Przerażające” – napisała jedna z komentujących osób.

– Poruszając problem z kwestią nielubienia dzieci, chodziło mi o to, by mieć więcej wyrozumiałości dla drugiego człowieka – dziecka czy rodzica tego dziecka. Niestety wiele osób odebrało to tak, jakbym komuś zabierała jakiś kawałek wolności. Zabrakło mi tutaj pola do dyskusji bez obrzucania się niemiłymi określeniami i zastanowienia się, że może rzeczywiście stwierdzenie „nie lubię dzieci” jest kategoryzowaniem i odbiera najmłodszym prawa do szacunku – podsumowuje Sonia.

Uważasz, że mówienie "nie lubię dzieci" jest OK?

TAK
NIE
Zobacz wyniki ankiety

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Sonia (@histeria.sztuki)

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: