Przejdź do treści

„Miło jest czuć motyle w brzuchu, ale one mogą nas sprowadzić na manowce” – mówi Logan Ury, coach randkowania

Logan Ury/ Materiały prasowe
Logan Ury/ Materiały prasowe
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Nie wierzę w ideę „tego jedynego”. Jest wiele osób, z którymi możemy zbudować satysfakcjonującą relację. Zafiksowanie się na tym, że jest tylko jeden taki człowiek na świecie, tylko nas ogranicza – wyjaśnia Logan Ury, która jest profesjonalnym coachem randkowania i autorką książki „Plan na miłość, czyli jak stworzyć fajny związek” (Znak).

 

Karolina Rogaska: Żyjemy w czasach, w których normalizuje się bycie samemu czy tzw. selflove. Ty wbrew tym tendencjom napisałaś książkę o związkach. Czemu?

Logan Ury: Wiemy z badań, że związki są bardzo ważne w naszym życiu. Relacje wpływają na zdrowie, ogólną satysfakcję życiową, poczucie szczęścia. To połączenie z innymi ludźmi w dużej mierze kształtuje to, w jakim stopniu czerpiemy z życia radość. I jasne – nie każdy potrzebuje relacji romantycznej, w związku z czym moja książka nie będzie dla wszystkich. Dalej jednak jest ogrom ludzi, którzy szukają miłości, chcą partnera czy partnerki, by spędzić z nimi co najmniej kilka lat życia. Pomagam im to zrobić.

Jak szukać, by znaleźć tę jedyną osobę?

Przede wszystkim ja nie do końca wierzę w ideę „tego jedynego”. Jest wiele osób, z którymi możemy zbudować dobrą, satysfakcjonującą relację. Zafiksowanie się na tym, że jest tylko jeden taki człowiek na świecie, może nas ograniczać. Poza tym to nie jest tak, że spotkamy perfekcyjną osobę, stworzymy z nią perfekcyjną relację i już wszystko będzie pięknie. Ja wiem, że popkultura nam sprzedaje taki wizerunek związków, jednak jest on daleki od rzeczywistości. Relacja to coś, co się buduje, wymaga wytrwałości, zaangażowania.

Polecam zacząć od dobrego poznania samego siebie i schematów, jakie powstrzymują nas przed znalezieniem miłości. Może za bardzo wybrzydzam? Albo nie chodzę na randki, tylko czekam, aż zdarzy się jakiś cud?

Ważna jest też jasność odnośnie tego, czego właściwie chcemy. Nie chodzi o to, by sobie wymyślić, że to będzie wysoki brunet z niebieskimi oczami. Tylko o odpowiedzenie sobie na pytanie, jak chcę się czuć w tej relacji. Pragnę być pożądana? Czy chcę, żeby ta druga osoba wywoływała we mnie poczucie bycia docenianą i inteligentną?

Gdy już znasz odpowiedź na te pytania, przychodzi kolej na następny krok. Trzeba wychodzić do ludzi. To brzmi, jak coś oczywistego, jednak wiele osób o tym zapomina. A dopiero interakcje z innymi pozwalają kogoś znaleźć. Kiedy już zaczniemy chodzić na randki, ważne jest też, by potrafić zrezygnować ze spotykania się, jeśli dostrzeżemy, że dana osoba nie chce w relacji tego samego, co my.

Nie jest tak, że spotkamy perfekcyjną osobę, stworzymy z nią perfekcyjną relację i już wszystko będzie pięknie. Ja wiem, że popkultura nam sprzedaje taki wizerunek związków, jednak jest on daleki od rzeczywistości. Relacja to coś, co się buduje, wymaga wytrwałości, zaangażowania

Wspomniałaś, że trzeba znać swoje schematy. Wydaje mi się, że to jednak za mało. Ja znam swój schemat – wybieram unikających partnerów – nic mi to jednak nie przynosi, bo dalej wchodzę z takimi w relacje.

Zajmuję się z jednej strony nauką o miłości, ale też psychologią behawioralną. I to, co wiemy z nauk behawioralnych, potwierdza twoje przypuszczenia. Sama informacja to za mało. Gdybym dała ci teraz pączka, jednocześnie informując, że ma 500 kalorii i dużo tłuszczu, raczej nie powstrzyma cię to przed jego zjedzeniem. Żeby naprawdę zmienić ludzkie zachowanie, trzeba wpłynąć na warunki, otoczenie osoby.

Zamiast mówić o kaloryczności pączka, mogłabym więc najpierw dać ci talerz pełen truskawek, bananów, kiwi… Najadłabyś się nimi na tyle, że nie miałabyś już potem ochoty na tego pączka. Podobnie działa to w kwestii związków.

Masz świadomość, że podobają ci się unikający mężczyźni, ktoś cię odtrąca, a ty pragniesz go jeszcze bardziej. Co możesz z tym zrobić? Powiedzieć przyjaciółce: słuchaj, mam taki schemat. Następnym razem, kiedy zacznę się pakować w tego rodzaju relację, zamiast śmiać się razem ze mną, zatrzymaj mnie. Na przykład poprzez postawienie warunku, że jeśli dalej będę się spotykać z tym facetem, to odwołasz nasz weekendowy wyjazd, na który tak czekałam.

W ten sposób krok po kroku buduje się nowy schemat. Spotykanie się z odrzucającymi mężczyznami przestaje się kojarzyć z czymś atrakcyjnym i pożądanym. Wsparcie otoczenia jest tu bardzo ważne.

Jak rozpoznać, że dajemy się znów wciągnąć w schemat albo dostrzec, że ta druga osoba przejawia zdrowe zachowania?

Niektórzy mają bezpieczny schemat przywiązania. A więc jego opiekunowie reagowali na jego emocje, ale też nie byli nadopiekuńczy. Dawali mu poczucie bezpieczeństwa i jednocześnie pozwalali się rozwijać i odkrywać świat. Taka osoba w dorosłym życiu będzie z dużym prawdopodobieństwem przejawiać zdrowe, dobre zachowania. Niestety często zdarza się, że taką postawę uznajemy za nudną. Na nas leży więc ciężar tego, by nauczyć się doceniać takie zdrowe cechy. Słyszałaś pewnie o czerwonych flagach?

Joanna Jędrusik, fot: Jakub Szafrański

Jasne.

To istnieje też coś takiego jak zielone flagi. Dobre znaki, które powinny przyciągać. Na przykład ktoś się jasno komunikuje, wyraża wprost swoje emocje, budzi nasze zaufanie, jest troskliwy, ale nie daje sobie wejść na głowę, jest lojalny. Albo potrafi się kłócić, czyli słucha nas podczas sporu, umie argumentować, a przy tym zgodzić się na kompromis. To wszystko są zielone flagi. Warto zwracać na nie uwagę i przyjmować osoby, które mają takie cechy, a odrzucać te, u których ich nie widzimy.

Czyli trzeba być bardziej racjonalnym niż emocjonalnym?

Kiedy moja książka trafiła na rynek, ludzie czasem mówili mi, że próbuję ich zmienić w roboty, wyrwać serca i pozostawić na łasce samej głowy. To nie jest prawda. Zakochanie, romans są w swej naturze emocjonalne i irracjonalne. Nie chcę tego zabierać, bo to piękne i głębokie uczucia. Chodzi tylko o to, żeby w szukaniu partnera czy partnerki być ostrożnym. Decyzja o związku niesie ze sobą długofalowe konsekwencje. Ludzie popełniają błędy, a ja pokazuję, jak nie stać się ofiarą tych pomyłek.

Jakie to błędy?

Wynikające z trzech tendencji w randkowaniu i podejściu do związków, związanych z posiadaniem nierealnych oczekiwań. Wyróżniam „maksymalistów” – to osoby nadmiernie skupione na podejmowaniu decyzji. Zawsze chcą wybrać najlepszą opcję z możliwych. Mają ogromne wymagania w stosunku do drugiej osoby. Spotykają się z kimś, ale uznają, że może ktoś następny będzie jeszcze lepszy.

Są też „romantycy”, a więc ludzie, którzy mają nierealne wyobrażenia samej relacji. Uważają, że jak spotkają bratnią duszę, to związek będzie płynął lekko i przyjemnie. Jeśli tak się nie dzieje, to stwierdzają, że to nie jest właściwa osoba i rezygnują z relacji.

I wreszcie są osoby, które określam mianem „zwlekaczy”. Są zbyt surowe wobec samych siebie. Odwlekają randkowanie, aż nastąpi lepszy czas – zrzucą pięć kilo, znajdą bardziej interesującą pracę i tak dalej. Jak uda im się spełnić jeden z warunków, to zaraz stawiają sobie kolejny.

Prawda jest taka, że miłość to podróż, w trakcie której się uczysz i stajesz coraz lepszy. Nic się jednak nie zmieni, jeśli nie dasz szansy się jej rozwinąć, albo w ogóle zacząć.

Wiele rozwiedzionych osób miało motyle w brzuchu przy pierwszym spotkaniu. Powolne rozpalanie emocji jest w porządku i dużo częściej niż ta nagła iskra przeradza się w fajną, długotrwałą relację

Koronawirus był dobrą wymówką dla tych zwlekających.

Oj tak. Mnóstwo osób mówiło, że zacznie szukać partnera, dopiero jak się uspokoi sytuacja.

Pandemia zmieniła nasze podejście do randkowania?

Na pewno diametralnie wzrosła liczba wideorandek. Wcześniej to było coś nie do pomyślenia dla wielu osób. Sytuacja wymogła jednak na nich zmianę podejścia i zaczęli umawiać się na kolacje przez Zooma czy Facetime.

W moim zespole badawczym zauważyliśmy też, że ludzie stali się bardziej skłonni do zmiany swoich złych nawyków. Mam przyjaciela, który był singlem przez ostatnie dziesięć lat. Wciąż i wciąż chodził na pierwsze randki. Sam nie wiedział, czego szuka. Pandemia zmusiła go do zwolnienia tempa, zatrzymania się. Miał czas skupić się na jednej z kobiet, z którą się umówił, poznał ją lepiej. Niedawno razem zamieszkali. Myślę, że bez tego zewnętrznego przymusu nie zdobyłby się na to.

Część osób pewnie zdała sobie sprawę z tego, że – tak jak w angielskiej wersji tytułu książki – nie chce umrzeć w samotności.

Zrobili priorytet ze związku, bo dostrzegli, jak trudno żyje się samemu w ekstremalnych warunkach strachu przed zarażeniem wirusem czy w izolacji.

Piszesz też o aplikacjach randkowych. Łatwo się w nich zatracić, stać się wspomnianym maksymalistą, który uważa, że za kolejnym kliknięciem będzie się krył ktoś jeszcze lepszy.

Bo zapominamy, że nie chodzi o ilość, a jakość. Lepiej iść na mniej, ale dobrych randek, wtedy kiedy serio czujesz, że chcesz poznać tę osobę. To nie jest konkurencja na liczbę zdobytych par w aplikacji czy odbytych spotkań.

Jakieś wskazówki, jak dobrze wypaść na pierwszej randce?

Po pierwsze: twoja randka nie zaczyna się wtedy, kiedy się na niej pojawisz, ale już kilka godzin wcześniej. Chodzi o to, co robisz przed i jaki nastrój ci towarzyszy. Jeśli zestresowałaś się w pracy czy przez złą wiadomość od przyjaciółki, to będziesz naburmuszona, smutna. To nie nastraja do flirtowania. Dlatego dobrze się wcześniej odprężyć – wziąć gorącą kąpiel, posłuchać ulubionej piosenki czy poćwiczyć. Zrobić cokolwiek, co sprawia, że czujesz się dobrze.

Po drugie: ważne jest to, jak się zachowujesz na randce. Pamiętaj, że to nie rozmowa kwalifikacyjna. Gdy będziesz lecieć pytaniami z listy – o studia, rodziców, pracę – to mała szansa, że powstanie między wami jakaś więź. Będzie zwyczajnie nudno. Zamiast tego możesz zaproponować spacer po parku i konkurs na pogłaskanie jak największej liczby psów albo wycieczkę po wschodnich knajpach, żeby spróbować różnych rodzajów pierożków. To ekscytujące, coś się dzieje.

Ostatnia rzecz to zakończyć spotkanie na wysokiej nocie, bo mamy tendencję do zapamiętywania tych ostatnich chwil. Warto więc zrobić coś miłego na koniec.

I nie zwracać uwagi czy pojawiła się między nami chemia? W swojej książce radzisz, żeby „pieprzyć iskrzenie”.

Miło jest czuć motyle w brzuchu. Jednak to iskrzenie może nas sprowadzić na manowce. Znów pójdziemy za schematem albo zwiążemy się z kimś toksycznym. Wiele rozwiedzionych osób miało motyle w brzuchu przy pierwszym spotkaniu. Powolne rozpalanie emocji jest w porządku i dużo częściej niż ta nagła iskra przeradza się w fajną, długotrwałą relację.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: