Przejdź do treści

„Jesteśmy zwierzętami społecznymi. Ciągle wywieramy na siebie nazwzajem jakiś wpływ”. Jak codziennie manipulujemy bliskimi, mówi psycholog Maciej Krysak

Jak manipulujemy bliskimi / fot. unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jeśli żona mówi do męża: „Kochanie, zrobię ci obiad, a ty wieczorem wymasujesz mi stopy”, to niektórzy mogą zarzucić jej manipulację. Ja wolę myśleć o tym jako o targu wymiennym. Jesteśmy istotami społecznymi zależnymi od siebie i w naszą naturę wpisane jest wpływanie na siebie nawzajem – mówi Maciej Krysak, psycholog i psychoterapeuta z kliniki Psychomedic. Z naszej rozmowy dowiesz się, jak potrafimy manipulować innymi, dlaczego to robimy i co mają z tym wspólnego nasi rodzice. Poznasz też różne metody wywierania wpływu i zyskasz wiedzę, jak się przed tym bronić.

 

Małgorzata Germak: Podobno wszyscy jesteśmy poddawani manipulacji, tylko niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy. Czy manipulacja jest aż tak powszechna?

Maciej Krysak: Najpierw warto się zastanowić, czym ona w ogóle jest. To forma wywierania wpływu naszym zachowaniem na postawę, uczucia, wybory, decyzje lub zachowanie drugiego człowieka lub grupy ludzi. Towarzyszą jej dwa czynniki: intencjonalność i osiągnięcie własnych korzyści. To interakcja z drugim człowiekiem, która w efekcie ma nakłonić go do konkretnego czynu, a ten nie musi być, lecz bywa sprzeczny z interesem tej osoby. Ta korzyść dla manipulatora może być czysto psychologiczna, a niekoniecznie materialna. Odpowiadając na pytanie – zdecydowanie tak, wszyscy jesteśmy manipulowani, ale i nam zdarza się manipulować.

Natomiast trzeba jeszcze rozróżnić manipulację od perswazji. Ta też jest wywieraniem wpływu, przekonywaniem kogoś do czegoś, ale w sposób jawny. Nie ma tu wyrządzania krzywdy tej osobie, nie ma założenia osiągnięcia własnych korzyści. Jeśli przekonuję kogoś, żeby rzucił palenie, bo wiem, że to niezdrowe i szkodliwe dla niego, to wywieram wpływ. Jeśli ktoś przekonuje mnie do ograniczenia palenia papierosów, żeby w konsekwencji sprzedać mi e-papierosa, to jest manipulacja.

Można odnieść wrażenie, że dla niektórych manipulacja to synonim skuteczności i jest postrzegana jako cenna umiejętność, której warto się nauczyć.

W handlu, sprzedaży, marketingu czy polityce na pewno jest to przydatna umiejętność. I dla wielu osób będzie atrakcyjnym narzędziem wartym opanowania – stąd dostępność tego typu kursów w internecie. Ale jest to działanie wątpliwe moralnie. W życiu codziennym, wśród bliskich, w rodzinie wolałbym, żebyśmy trzymali się tego, że manipulacja nie jest szczególnym powodem do dumy, a przynajmniej nie powinna być.

Wspomniał pan, że możemy kimś manipulować, żeby osiągnąć korzyści niematerialne. Czyli jakie?

Dobrym przykładem jest taka sytuacja: popełniliśmy błąd, zrobiliśmy coś źle i nie chcemy się do tego przyznać przed partnerem, bo przeżywanie wstydu jest trudną i nieprzyjemną emocją. Bywa ona oczywiście potrzebna, bo jesteśmy zwierzętami społecznymi i potrzebujemy czasem trochę wstydu, żebyśmy mogli regulować swoje zachowania względem innych. Natomiast nie jest to przyjemne. Staramy się więc to ukryć. W tym celu być może sięgniemy właśnie po manipulację. W tej sytuacji potrafi być nią okłamanie partnera, odwracanie kota ogonem, zmiana tematu i przerzucenie uwagi na coś innego, udawanie, że jest inaczej, wypieranie się. Drugim człowiekiem możemy też manipulować przez uwodzenie, zastraszanie, wzbudzanie poczucia winy, granie na emocjach, zaprzeczanie, umniejszanie, krytykowanie, milczenie, robienie z siebie ofiary. I można by tak jeszcze wymieniać. Do tego dochodzi wywieranie wpływu niewerbalne – mimika, gesty, ton głosu, łzy, spojrzenia. Możliwości jest naprawdę wiele. Jednak kiedy manipulacja przyjmuje łagodne formy, nie ma też co jej demonizować. Każdy z nas chce czasem na kogoś wpłynąć. Komu z nas się nie zdarzyło?

Maciej Krysak / fot. archiwum prywatne

Czy mogę kimś manipulować i nie zdawać sobie z tego sprawy?

Powiem więcej – często tak jest. Zwykle dzieje się tak w rodzinach i między innymi dlatego wiele osób trafia na psychoterapię, która jest pomocnym procesem, bo między innymi uświadamiamy sobie, co wynieśliśmy z dzieciństwa i teraz kopiujemy w swoim życiu jako dorośli. I to kopiujemy, nie zdając sobie z tego sprawy. Na przykład, jeśli nasza matka za każdym razem, kiedy dostawaliśmy złą ocenę w szkole, mówiła: „Jak ty możesz mi coś takiego robić, czy nie widzisz, że mnie krzywdzisz” – to była manipulacja. Ona pewnie nawet nie miała takiej świadomości. Później dorosły już jej syn czy córka może stosować podobne schematy wobec własnych dzieci, ale nie dostrzegać tego lub nie wiedzieć, skąd się to u nich wzięło. Takich emocjonalnych manipulacji potrafi się dużo pojawiać, gdy jesteśmy mali, ponieważ dziecko nie ma możliwości ucieczki, obrony przed rodzicami i nienormalne zachowania zostają znormalizowane. Kiedy doświadczamy takich rzeczy, jak np. manipulowanie emocjonalne matki, to po pewnym czasie staje się to dla nas właściwe. Później wchodzimy w życie z przekonaniem, że tego typu zachowania są normalne. Mówiąc „normalne”, mam na myśli powszechne, naturalne, zwyczajowo stosowane.

Czy łatwiej nam manipulować osobami bliskimi?

Tak, bo jesteśmy w jakiś sposób zaangażowani. W grę wchodzą emocje i uczucia, o jakich nie ma mowy np. w supermarkecie, gdzie też ktoś może chcieć wpłynąć na nas – tak, abyśmy coś kupili. W rodzinie więzi są bardziej skomplikowane, wiemy, na co inna osoba reaguje, wiemy, co lepiej zadziała, i to zwiększa szansę, że druga strona nie chcąc mnie zranić lub sprawić przykrości, zrobi to, czego oczekuję.

Wspomniał pan o supermarkecie. Jakby się chwilę zastanowić, to na każdym kroku da się dostrzec manipulację. Idziemy do sklepu i tam poprzez odpowiednią ekspozycję towarów i zachęcające do kupna hasła wywiera się wpływ na klienta. Dostajemy newsletter, że to ostatni dzień takiej promocji i żal nam nie skorzystać. W pracy koleżanka prosi, żebyśmy ją zastąpili w weekend, zgadzamy się, bo ona nam ostatnio też w czymś pomogła. Wracamy do domu i syn mówi, że wszyscy w klasie mają najnowszą grę, tylko on nie ma, więc kupujemy mu ją.

Nie wszystkie z tych sytuacji są manipulacją. Niektóre to po prostu nieszkodliwe wywieranie wpływu. Weźmy pierwszą z nich – sklep. Owszem, na półkach produkty ustawiane są z pewnym konkretnym zamysłem. Te, które mamy kupić, powinny znaleźć się na wysokości oczu klienta i tak, aby łatwo było po nie sięgnąć. Jednak nie jest to manipulacja. Ostatecznie decyzja należy do nas, co kupimy. Myślę, że to bardziej pośrednia forma wywierania wpływu – jeden człowiek wymyślił ustawienie tych produktów, inny je ustawił, a jeszcze kolejny przechodzi koło nich. Ale nie zachodzi między nimi bezpośrednia interakcja.

A drugi przykład? Kiedy newsletter z mojego ulubionego sklepu z ubraniami czy gadżetami brzmi: „Zostały ostatnie sztuki w tak niskiej cenie”, „Ta promocja jest dostępna tylko dla ciebie” albo „Takiej wyprzedaży już u nas nie będzie, trwa tylko dziś do godz. 22”, to mogę się skusić…

Tu znowu trzeba się odnieść do technik sprzedaży. Robert Cialdini, ekspert w dziedzinie manipulacji, w swojej znanej książce „Wywieranie wpływu na ludzi” opisał regułę niedostępności. Ona często jest stosowana w handlu. Sprzedawcy chcą, żeby w naszych oczach ich towar nabrał szczególnej wartości. Hasła takie jak: „zostały ostatnie sztuki” wpisuje się w tę zasadę. Klient poza tym ma zacząć myśleć, że może coś stracić, że coś go ominie, jeśli nie skorzysta z tej promocji. Tu też często pojawia się presja czasu. Jest szansa, że klient odczuwający ją, podejmie decyzję pod wpływem impulsu, chwili. A o to właśnie sprzedawcy chodzi. Warto mieć świadomość tych mechanizmów, żeby nie wpadać w marketingowe i sprzedażowe pułapki.

A ta koleżanka w pracy, co mamy u niej dług wdzięczności, więc zgadzamy się jej pomóc – to nie jest dobry przykład jednej z zasad wywierania wpływu – reguły wzajemności, o której też wspominał Cialdini?

Z jednej strony tak. Reguła wzajemności bazuje na głęboko zakorzenionym ewolucyjnie poczuciu zobowiązania. Opiera się na przekonaniu, że musimy się odwdzięczyć komuś za wyświadczoną przysługę, bo to pomagało nam przetrwać w stadzie. Robimy coś dla kogoś, bo czujemy się do tego zobligowani. Tak jest w tym przypadku. Ale z drugiej strony można powiedzieć, że jest to targ wymienny, naturalny efekt kontraktu społecznego. Wydaje mi się, że tego typu zależności i wymiany są do pewnego stopnia nieuniknione. Jasne, że mogą się na tym polu pojawiać nadużycia, przy których bez wątpienia stwierdzimy, że są manipulacją. Ale też nie przesadzajmy – interakcje między ludźmi są normalne i dobijanie targów między nimi też jest normalne i potrzebne. Jak żona powie do swojego męża: „Kochanie, ja ci ugotuję obiad, a ty mi wymasujesz wieczorem stopy”, to zarzucimy jej perfidną manipulację? Nie za bardzo. Takie targi wymienne są wpisane w nasze bycie ze sobą, w koegzystowanie.

Kiedy syn mówi do mamy i taty, że tylko on nie jedzie na wycieczkę z całej klasy, a wszyscy inni rodzice się zgodzili, to całkiem sprytnie próbuje coś ugrać. W końcu to sytuacja nazywana przez psychologów społecznym dowodem słuszności.

Trochę tak. Reguła społecznego dowodu słuszności opiera się na założeniu, że skoro wszyscy, czyli jakaś większość, zachowują się w konkretny sposób, to jest to właściwe. Widać ją właśnie u dzieci proszących rodziców o kupienie gry, nowego telefonu albo negocjujących ten przytoczony przez panią udział w wycieczce. Robiąc to, mówią: „Wszyscy w klasie to mają, tylko ja nie”, albo „Inni rodzice się zgodzili, tylko wy nie”. Więc brzmi to jak manipulacja, ale – szczerze – ten syn może zwyczajnie bardzo chcieć pojechać na tę wycieczkę albo mieć tę grę, więc przedstawia wszystkie możliwe argumenty, żeby mu się to udało. Czy jest w tym coś złego? To na pewno dobry moment dla rodzica, by powiedzieć dziecku: „Jak oceny pójdą w górę, to będzie nowa gra”. Przecież od manipulacji blisko do negocjacji. Żeby jakoś w tej rodzinie razem funkcjonować, trzeba się dogadywać i tego typu targi to umożliwiają.

W jaki jeszcze sposób manipulujemy bliskimi?

Ile rodzin, tyle pomysłów. W pracy jako terapeuta często spotykam się z sytuacją, jak rodzice uzależniają swój stan emocjonalny od swojego dziecka. W konsekwencji ono np. mówi, że nie może danej rzeczy zrobić, bo wtedy mama będzie się źle czuła albo będzie jej smutno. Większość osób, które to robi, nie zdaje sobie sprawy, bo sami byli w dzieciństwie obarczani emocjami swoich rodziców. A nie powinno tak być. To jest poważna praca, często u psychoterapeuty, żeby uświadomić sobie te procesy. W przeciwnym razie czasem może dojść do sytuacji ekstremalnej, w której jedna strona powie do drugiej: „Jak tego nie zrobisz, to skrzywdzę samego siebie”. Zastraszanie i szantaż to też manipulacja, jej najciemniejsza strona. To jest o tyle ciężkie, że naprawdę możemy poczuć się odpowiedzialni za tego kogoś i mieć przekonanie, że jeśli czegoś nie zrobimy, to ta osoba się skrzywdzi. A nie jest to odpowiedzialność, którą powinno się brać za drugiego człowieka.

Manipulowanie emocjonalne dzieckiem to nie jest coś, do czego rodzic ma ochotę się przyznać…

Jasne, że nie. Jednak podkreślam – wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, że to robi i jakie będzie to miało konsekwencje w dalszym życiu ich dziecka. Tekst, który często się pojawia w domu na linii matka lub ojciec a dziecko, to: „Nie możesz tego zrobić, chcesz, żebym miała/miał zawał?!”. Po kilku latach syn lub córka będą już głęboko w tym schemacie uzależniania swoich decyzji od rodzica. Szalenie trudno jest w takiej sytuacji z perspektywy dziecka nie dawać się wciągać w te emocjonalne manipulacje. Kiedyś usłyszałem bardzo mądre zdanie: „Dziecko musi mieć dobrego rodzica, żeby przetrwać”. To oznacza, że dziecko i jego psychika zrobi wszystko, aby ten rodzic był dobry, nawet jeśli tak nie jest. Kiedy jest jakaś przemoc w rodzinie, to dziecko bierze winę na siebie i myśli, że coś z nim musi być nie tak: „Skoro tata krzyczy na mnie, to moja wina”.

Zauważyłem, że ludzie często mają dobrą intuicję i czują, że coś jest nie tak, ale nie traktują tego poważnie. Potem tkwią w toksycznym związku przez parę lat i pojawia się refleksja: „Ale ja od początku wiedziałam/wiedziałem, że tak jest”. Tylko z jakiegoś powodu to zignorowaliśmy

A jeśli chodzi o związki – foch lub obrażanie się jest formą manipulacji?

Przytoczę tu historię mojej znajomej, która zwierzyła mi się: „Maciej, miałam kiedyś problem z mężem – czytałam wszystkie podręczniki o związkach, podchodziłam do kłopotów mądrze i z nastawieniem, że trzeba o nich rozmawiać, omawiać wszystko razem. I co? Zauważyłam, że dopiero jak strzelę focha, to jest jakaś reakcja i on zaczyna coś robić”. Czy to była manipulacja? Możliwe, a być może to było karanie drugiej osoby. Trzeba by jeszcze wiedzieć, jak duży był ten foch i co w danej parze oznacza. To nie zawsze jest proste do oceny, bo wszystko, co związane z ludźmi i interakcjami między nimi, jest złożone, a nie zero-jedynkowe. Każdy człowiek jest indywidualny i gdy spotyka się dwójka ludzi, to spotykają się dwa osobne wszechświaty z osobnymi historiami, innymi poglądami i różnymi osobowościami. Osoby te oddziałują na siebie. Czasem przybierze to delikatne i niewinne oblicze perswazji, ale też zdarza się poważniejsza forma manipulacji, za którą np. stoi pokazanie władzy czy próba podporządkowania sobie drugiej osoby.

Był foch, ale może być też milczenie, granie na uczuciach, umniejszanie…

Kiedy milczymy i w związku nastają tzw. ciche dni, to może być efekt kłótni i tego, że po prostu poczuliśmy się urażeni, ale też bywa to działaniem z premedytacją. Milczę, bo liczę, że skruszę partnera i on zrobi to, co ja chcę, lecz nie mówię mu o tym. Istnieją ładne formy wywierania wpływu w związku – odwoływanie się do wspólnej historii, przeżytych chwil. „Tyle razem przetrwaliśmy, damy radę i teraz, tylko zróbmy tak i tak”. Podkreślanie wspólności, znaczenia tej relacji sprawia, że jesteśmy w stanie dla siebie nawzajem wiele zrobić. Są też mniej przyjemne przykłady manipulacji. To chociażby wzbudzanie poczucia winy – prosta rzecz i skuteczna, po którą wiele osób sięga. Stawiając się w roli ofiary, wpędzamy w silne poczucie winy drugą osobę, która jeśli nie ulegnie nam, to będzie miała wyrzuty sumienia. Z drugiej strony, zdarzają się też takie sformułowania: „Nie dramatyzuj!”, „Jesteś przewrażliwiona”, „Coś ci się zdawało”. To umniejszające zwroty, mają przekonać drugą stronę, że jej reakcja była nieadekwatna i przesadzona. Kiedy ktoś dominuje nad nami, może też uciąć nagle rozmowę i powiedzieć, że nie chce już nas słuchać. Albo nie dopuszcza do siebie głosu drugiej strony, nie reaguje na to, co słyszy od partnera czy partnerki.

Dlaczego to wszystko robimy? Dlaczego manipulujemy w związku?

Przyczyną często są problemy w komunikacji i nieumiejętność rozmawiania o emocjach i uczuciach. Nie potrafimy otwarcie o czymś powiedzieć, więc szukamy innej drogi osiągnięcia celu. Próbujemy wymóc coś na drugiej osobie, zamiast z nią szczerze porozmawiać. Tylko czasem taka rozmowa będzie oznaczać przyznanie się do błędu, pokazanie swoich słabości. Dlatego nie każdy i nie z każdym jest na to gotowy. U podłoża tego, że manipulujemy partnerem lub partnerką, może stać schemat wyniesiony z domu. W niektórych rodzinach nie rozmawia się o pewnych rzeczach. Jeśli ktoś ma taki przekaz, to potem w jakiejś sytuacji w swoim życiu – skoro o tym się nie mówi – sięga po inne metody, zaczyna manipulować.

Kiedy powinno zapalić się nam ostrzegawcze światełko w kontaktach z drugim człowiekiem? Co może być sygnałem, że ktoś mnie wykorzystuje albo mną manipuluje?

Jeśli odczuwamy jakiś dyskomfort, będąc w kontakcie z drugą osobą, to powinno wzbudzić naszą czujność. To może być czasem trudne do zdefiniowana, po prostu czujemy się z jakiegoś powodu źle w czyimś towarzystwie. Jeśli tak jest, zdecydowanie warto zastanowić się nad tą relacją. Zauważyłem, że ludzie często mają dobrą intuicję i czują, że coś jest nie tak, ale nie traktują tego poważnie. Potem tkwią w toksycznym związku przez parę lat i pojawia się refleksja: „Ale ja od początku wiedziałam/wiedziałem, że tak jest”. Tylko z jakiegoś powodu to zignorowaliśmy. Warto być wyczulonym na sygnały z ciała, bo czasem nasza podświadomość wyłapuje coś szybciej niż świadomość.

Czy równie często jesteśmy sprawcami, jak i ofiarami manipulacji?

Jesteśmy zwierzętami społecznymi, stadem. Ciągle wywieramy na siebie jakiś wpływ. Powiedzmy, że uśmiechnie się do mnie na ulicy kobieta i dzięki temu mój dzień robi się lepszy – nie znam jej i pewnie nigdy już nie spotkam, ale wywarła na mnie wpływ. I tak jest na każdym kroku. Natomiast takie najgorsze i bezwzględne manipulowanie kimś, z zamiarem zrobienia tej osobie krzywdy, jest – moim zdaniem – rzadsze niż się wydaje. Większość osób albo nie zdaje sobie sprawy, że kimś manipuluje, bo nie znają innego sposobu, bo się tego nauczyli wcześniej; albo robi to w sposób delikatny, subtelny, niekrzywdzący. Wpływamy na innych i inni wpływają na nas. Ważne, aby robić to empatycznie i w sposób moralny. Bycie mistrzem manipulacji nie sprawia, że jesteśmy lepsi.

Manipulacja to forma wywierania wpływu naszym zachowaniem na postawę, uczucia, wybory, decyzje lub zachowanie drugiego człowieka lub grupy ludzi. Towarzyszą jej dwa czynniki: intencjonalność i osiągnięcie własnych korzyści. (...) Ta korzyść dla manipulatora może być czysto psychologiczna, a niekoniecznie materialna

A w pracy jak szefowie potrafią manipulować pracownikami?

Szef, który chce, żebyśmy zostali 3 godziny dłużej w pracy, może nas o to po prostu poprosić. Ale może nas zastraszyć, np. że jak tego nie zrobimy, to nas wyleje albo obetnie premię. Może też sięgnąć po sztuczki manipulacyjne w stylu: „Zrób to dla dobra firmy, bo nie uda nam się bez ciebie”, „Czasem trzeba się poświęcić dla firmy, przecież jesteś częścią zespołu”. Jeśli już rozpoznamy, że szef próbuje nami manipulować, to, zamiast zgadzać się, warto ponegocjować np. coś w zamian. To będzie jednocześnie metoda obrony przed manipulacją. Pamiętajmy – trzeba się zatroszczyć o własne dobro, bo nikt inny za nas tego nie zrobi. Tylko podczas negocjacji trzeba jasno stawiać sprawy, żeby nie było niedomówień.

Warto też nadmienić, że w kontaktach z szefem lub szefową potrafi się uruchomić wiele schematów, które były w rodzinie. W domu są przecież dwie osoby w roli nadrzędnej: rodzice, którzy mają władzę nad dzieckiem. W pracy jest zbliżona sytuacja – szef ma nadrzędną pozycję nad nami, więc często uruchamiają się podobne mechanizmy. I wtedy obrywa się obu stronom, w zależności od tego, co wypracowaliśmy ze swoimi rodzicami. Jeśli nasz ojciec był tyranem, to nawet kiedy mamy dobrego i miłego szefa, to w pewnych sytuacjach możemy patrzeć na niego i reagować jak na tego ojca, co nas tyranizował.

Jak bronić się przed manipulacją?

Najpierw trzeba ją rozpoznać. Żeby to zrobić, należy sprawdzić swoje emocje i to, jak się czujemy w towarzystwie drugiej osoby. Wspominałem o tym przy sygnałach ostrzegawczych. Jeśli czujemy się niekomfortowo ze zrobieniem czegoś, to powinniśmy sprawdzić dlaczego. Zatrzymać się na chwilę i zreflektować.

Co jeszcze może nam podpowiedzieć, że jesteśmy manipulowani?

Jeśli czujemy poczucie winy za coś. To sytuacja, w której dziecko usłyszy od matki: „Myślałam, że będziesz grzeczny w szkole, chyba mnie nie kochasz”, albo szef powie: „Myślałem, że mogę na ciebie liczyć”. Takie komunikaty i stwierdzenia potrafią wzbudzać wyrzuty sumienia i poczucie winy.

Kiedy już czujemy, że ktoś próbuje nami manipulować, jak się przed tym bronić?

Na początek dać sobie czas na reakcję, decyzję. Manipulacja działa najdoskonalej, gdy bazuje na działaniach podjętych pod wpływem chwili. Ważne też, aby pozostać sobą. Nie zgadzać się, jeśli nie mamy do czegoś przekonania albo czujemy, że byłoby to wbrew nam. Wiem, że czasem jest ciężko odmawiać. To dlatego, że pojawiają się te schematy z dzieciństwa, o których mówiliśmy, i poczucie winy, że się zawiodło drugą osobę.

Aby asertywnie odmawiać, trzeba wykształcić taką wewnętrzną pewność siebie. Przekonanie i wiarę w to, że ważniejsze jest, co ja myślę o sobie, niż co sądzą na mój temat inni. Dzięki temu w momencie, w którym poczuję się źle z tym, co ktoś ode mnie chce, będę w stanie powiedzieć, co myślę – szczerze i wprost. Bronię siebie, a jestem też fair w stosunku do drugiej osoby. To fundamenty asertywności. Jeśli mamy świadomość własnych potrzeb, zasad i umiemy je nazwać, nie poddamy się tak łatwo emocjonalnej manipulacji. W niektórych sytuacjach wystarczy nazwanie zachowania drugiej osoby, np. „Niepotrzebnie krzyczysz, nic w ten sposób nie uzyskasz. Powiedz wprost, co masz na myśli” albo „Czuję, że próbujesz wzbudzić we mnie poczucie winy”. Pomaga też odwoływanie się do konkretów: „O co ci chodzi?”, „Dlaczego to dla ciebie ważne?”, „Co dokładnie miałeś na myśli?”.

Czasem to zbudowanie pewności siebie i znajomość swoich zasad jest bardzo trudne bez psychoterapii. Ciężko jest nami manipulować, gdy wiemy, czego chcemy i znamy swoje granice. Jednak jeśli były one zatarte lub przekroczone przez rodziców, to wtedy jest nam ciężej stawiać je w dorosłym życiu. Jeśli będziemy się sami ze sobą dobrze czuli, to rzadziej będziemy ulegać wpływom.

 

Maciej Krysakpsycholog, psychoterapeuta. Kształcił się na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i w Wielkopolskim Instytucie Psychoterapii. Pracuje w klinice Psychomedic

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: