Przejdź do treści

Twoja przyjaciółka została zgwałcona. Jak można jej pomóc? „W pierwszej kolejności możemy po prostu być i to jest najważniejsze”

Zdjęcie: iStock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Osobom, które doświadczyły gwałtu trudno jest uwierzyć, że nie są temu winne. Tym bardziej, że nadal zdarza im się usłyszeć, że „mogły się lepiej prowadzić”, nie ubierać się w taki czy inny sposób, nie prowokować. – Żeby zaprzestać samoobwiniania, potrzebujemy poczuć się bezpiecznie, dlatego akceptacja, zrozumienie i wsparcie najbliższych jest tak ważne – mówi psycholożka i seksuolożka Maria Jędrzejewska.

Trudno jest mówić o tym, jak pomaga się zgwałconej przyjaciółce. Bo co można powiedzieć, kiedy słów brak? Trudno jest nawet objąć kogoś, czyje ciało i jego granice zostały tak okrutnie naruszone. I ta myśl, że przecież też jest się kobietą. Że mogło się być na jej miejscu.

Koleżanki, przyjaciółki, siostry, matki mówią więc zdawkowo:

– Było mi trudno, bo odświeżyło wspomnienia tego, co mnie spotkało kiedyś.

– Wspierałam przyjaciółkę molestowaną przez wujka. Trudne to było dla mnie. Nadal jest. Dlatego, że nie zdecydowała się zgłosić sprawy na policję.

– Miałam ogromną potrzebę działania: czy to pójść na policje, czy najchętniej – zorganizować zemstę. Bardzo trudno było ochłonąć i zobaczyć, że to były moje potrzeby, a nie córki. Że zemsta nie cofnęłaby tego, co się stało – a my moglibyśmy ponieść konsekwencje prawne – i tym bardziej nie moglibyśmy jej wspierać.

– Nie wiem, czy moje wsparcie coś jej dawało, bo póki byłyśmy dziećmi on to robił, a ona nie potrafiła się mu przeciwstawić. Mam do siebie żal, że nie powiedziałam wtedy mojej mamie. Ale to były „nasze” dziecięce sekrety na śmierć i życie.

– Nie wiem, czy coś z tego, co robiłam, było pomocne? Może dało to, że wie, że to nie jej wina?

Poczuć się bezpiecznie

Osobom, które doświadczyły gwałtu trudno jest uwierzyć, że nie są temu winne. Tym bardziej, że nadal zdarza im się usłyszeć, że „mogły się lepiej prowadzić”, nie ubierać się w taki czy inny sposób, nie prowokować.

– Paradoksalnie, łatwiej jest się wpędzić w rolę winnej, co zresztą nie zdarza się rzadko, niż poczuć swoją bezradność w obliczu doświadczonej krzywdy – komentuje Maria Jędrzejewska –psycholożka, seksuolożka, psychotraumatolożka. –  Wina implikuje wpływ na sytuację. To brzmi dramatycznie, ale z punktu widzenia mechanizmów psychologicznych, ma ona swoją funkcję. Za wszelką cenę usiłujemy uniknąć bezradności, którą dotkliwie przeżywamy w sytuacjach zagrożenia.

Żeby zaprzestać samoobwiniania, potrzebujemy poczuć się bezpiecznie, dlatego akceptacja, zrozumienie i wsparcie najbliższych jest tak ważne w procesie radzenia sobie z traumą seksualną.

Maria Jędrzejewska, psycholożka, seksuolożka i psychotraumatolożka

U osób, które doświadczyły radykalnego nadużycia i przemocy, podkreślanie ich sprawczości i zgody na podejmowanie jakichkolwiek działań, w tym oferowaną im pomoc, jest niezwykle ważne. – To co można zrobić jest jednocześnie niesłychanie proste i trudne – stwierdza Renata Durda, szefowa Niebieskiej Linii. – Bo w pierwszej kolejności możemy po prostu być i to jest najważniejsze. Jest to trudne o tyle, że większość z nas ma w głowie tryb zadaniowy i uważa, że musi w tej sytuacji jakoś zadziałać. A wiele osób, które mają w swoim życiorysie takie traumatyczne doświadczenia mówi, że przez długi czas czuły się całkowicie zamrożone, wszystkiego się bały, a perspektywa zrobienia czegokolwiek była przerażająca. Powstrzymajmy się więc przed działaniem, bo najczęściej jest ono naszą potrzebą, a nie osoby pokrzywdzonej, dla której może być wręcz nie do udźwignięcia.

Być obok i słuchać

Najważniejsze jest samo bycie i słuchanie. Bez oceniania tego co się stało, zaprzeczania i deprecjonowania uczuć osoby, która zdecydowała się zwierzyć. Danie przestrzeni na przeżywanie bezradności, strachu, rozpaczy, złości, które są jak najbardziej adekwatne w zaistniałej sytuacji.

– Kiedyś, w przypływie szczerości, powiedziałam o najgorszym zdarzeniu w moim życiu, bycia ofiarą przemocy seksualnej, swojej wieloletniej przyjaciółce – opowiada Magda. – Jednak mimo mojego odsłonięcia się, nie otrzymałam od niej wsparcia i współczucia, którego chyba oczekiwałam. Przyjaciółka, owszem była poruszona, ale niestety uznała, że jest to idealny moment na podzielenie się ze mną swoimi traumami z dzieciństwa, które nie miały z tematem gwałtu nic wspólnego. Chyba myślała, że mówiąc mi coś w stylu „wiesz, ale moja trauma jest gorsza niż twoja”, sprawi, że poczuję się lepiej. Wywołało to odwrotny efekt do zamierzonego i spowodowało, że już nigdy nie byłam w stanie więcej szczerze zwierzyć się tej dziewczynie z istotnych rzeczy. Straciłam do niej zaufanie. Wywołało to też we mnie przekonanie, że nie powinnam z nikim poruszać tego tematu, bo pewnie sprawi to, że poczuję się tylko gorzej. Od tamtej pory jedyną osobą, z którą na ten temat otwarcie próbowałam rozmawiać, jest terapeutka.

 

– Ważne, żeby mieć świadomość, dlaczego i jakie impulsy popychają nas do bycia osobą pomagającą, albo wycofują nas z takiej roli podpowiada Maria Jędrzejewska. – Wielokrotnie słyszałam, że ktoś nie dzwonił, nie spotykał się, dlatego że miał poczucie, że osoba, która doświadczyła nadużycia, nie chciałaby tego i najlepiej dać takiej osobie przestrzeń i spokój. Dość szybko jednak okazywało się, że pod tymi przekonaniami krył się lęk osoby, która czuła powinność, żeby pomóc. Niełatwo jest się z tym skonfrontować i myślę, że pomaganie to bardzo trudna rola i trzeba mieć na nią przestrzeń w sobie.

Nie pomagać za wszelką cenę

Dobrze jest mieć też świadomość, że nasze możliwości pomocy są ograniczone i dużo zależy też od formy, w jakiej same jesteśmy. Można to porównać do zasady panującej w samolotach. Najpierw opiekun zakłada maskę tlenową sobie, a dopiero później dziecku. Warto też zadbać o to, żeby nie być jedyną wspierającą osobą, bo udźwignięcie takiego ciężaru, może okazać się nazbyt przytłaczające, mimo szczerych i dobrych intencji.

– Nie będziemy dobrymi pomagaczami, kiedy pozbawimy się własnych zasobów, próbując pomagać za wszelką cenę, być dostępną na każde zawołanie – podsumowuje Jędrzejewska.

– Po pierwsze, wiele nas to kosztuje, a po drugie ten koszt obniża jakość naszego kontaktu, skuteczności w roli, jaką chcemy przyjąć. Być może, w niektórych sytuacjach, można powiedzieć: słuchaj, będę dla ciebie dostępna za kilka dni, bo teraz mam ważne sprawy do załatwienia. Jedna osoba przyjmie to ze zrozumieniem, a drugą to zrani i sprawi, że poczuje się odrzucona. Mimo to uważam, że dobrze jest dawać sobie prawo do tego, żeby wybierać siebie, zwłaszcza, kiedy czujemy, że nasze zasoby są mocno na wyczerpaniu. I być może to jest moment, żeby zasugerować wsparcie osób wykwalifikowanych do niesienia pomocy, czy to psychoterapeuty, czy psychotraumatologa, a w niektórych przypadkach, psychiatry..

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: