Przejdź do treści

Święta w cieniu rosnących cen. 12 kwestii, o które warto zadbać, by inflacja nie popsuła nam Gwiazdki

Święta w cieniu inflacji / fot. getty images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

O tym, że tegoroczne święta będą inne, słyszymy od ekonomistów od kilku dobrych miesięcy. Dlatego wzięłyśmy pod lupę 12, najważniejszych naszych zdaniem, obszarów związanych zarówno ze świętami, jak i pieniędzmi. Jak można oszczędzać w czasach rosnącej inflacji? Ile w tym roku wydamy na prezenty? Czy coraz trudniejsza sytuacja ekonomiczna przekłada się na naszą chęć pomagania? Czy czas między świętami a Nowym Rokiem spędzimy na nartach lub za granicą? Wnioskami dzielimy się z wami w poniższym tekście.

Ile wydamy na święta w tym roku?

1427 zł – tyle statystyczny Polak zamierza przeznaczyć na tegoroczne święta – wynika z raportu Świąteczny Portfel Polaków 2022, opublikowanego przez Związek Banków Polskich. I mimo iż to niecały 1 proc. więcej wobec wydatków deklarowanych 12 miesięcy temu, to siła nabywcza złotego wyraźnie zmalała. Oznacza to, że za tę kwotę kupimy mniej niż rok wcześniej. Lwią część wydatków – przeciętnie 585 zł pochłoną produkty spożywcze. Na prezenty chcemy przeznaczyć średnio 500 zł, a na świąteczne wyjazdy 342 zł.

CMR, gazeta.pl i handelextra.pl wzięły pod lupę ceny popularnych produktów spożywczych i świątecznych dań. Z danych opublikowanych pod koniec listopada wynika, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy najmocniej – o 105 proc. – zdrożał cukier. Cena margaryny skoczyła o ponad 72 proc., natomiast majonezu o prawie 60 proc., a oleju o ponad 46 proc.. O 40 proc. więcej zapłacimy za masło. Z kolei mąka i jajka zanotowały ponad 30 proc. wzrost cen. Ponieważ są to produkty podstawowe i jednocześnie niezębne do przygotowania tradycyjnych, wigilijnych potraw – tegoroczna wigilia może mocno uderzyć po portfelu. Pewnym pocieszeniem może być informacja, że porównywane ceny dotyczą towarów zakupionych w lokalnych sklepach, które odwiedzamy, gdy np. potrzebujemy czegoś w ostatniej chwili.

Dzięki temu, że w mojej rodzinie święta są składkowe (przynosimy konkretne potrawy), każdy z nas ma szansę oszczędzić na produktach spożywczych. Ja jestem odpowiedzialna za ciasta, wiem więc, jakie konkretnie produkty będą potrzebne do ich przygotowania. Niektóre (np. masło) mogę upolować wcześniej w promocji. Dodatkowo, przed spisaniem listy zakupów robię dokładny przegląd szafek – dzięki temu wiem, czego nie muszę kupować. Często zawartość szafek jest też wskazówką, jakie ciasto przygotować. W tym roku będzie to keks, ponieważ okazało się, że mam spory zapas bakalii, których data przydatności wkrótce się kończy. Dodatkowo – zamierzam użyć do niego miks mąki pszennej i migdałowej. Okazało się też, że mam resztkę mąki kokosowej, która w połączeniu z pszenną będzie bazą do spodu sernika.

Świąteczne menu w czasach szalejącej inflacji

Wysokie ceny produktów spożywczych zmuszają do szukania oszczędności w świątecznym menu. Jak się za to zabrać? – Przede wszystkim zachęcam do tego, aby do świątecznego menu podejść w sposób zdroworozsądkowy. Niestety mamy tendencję do przygotowywania za dużej ilości jedzenia na święta, które później wyjada się na siłę lub, co gorsza, wyrzuca. Dlatego warto się zastanowić, które potrawy znikają z naszego stołu wigilijnego najszybciej i przygotować właśnie je. Dzięki takiemu zabiegowi może się okazać, że do przygotowania mamy nie 12, ale pięć czy sześć potraw – mówi Edyta Sołek-Trojnar, dietetyczka kliniczna, autorka instagramowego profilu dieta_od_kuchni.

Dobrym sposobem jest również dogadanie się z rodziną tak, aby każdy uczestnik świąt przygotował inną potrawę. – Na szczęście te święta są bardziej wegetariańsko-wegańskie, niż mięsne. Królują więc pierogi z kapustą i grzybami, kutia, barszcz z uszkami, sałatka warzywna – co też przekłada się na wysokość wydatków – wspomina Sołek-Trojnar. I ma rację, ponieważ najdroższą potrawą na wigilijnych stole będzie karp.

– Jestem wielką zwolenniczką samodzielnego przygotowywania potraw. I to nie tylko na święta. Osoby, które rezygnują z przetworzonej i gotowej żywności, nie tylko zaczynają jeść bardziej odżywczo, ale też oszczędzają. Dzieje się tak dlatego, że kupienie składników do zrobienia potrawy jest tańsze niż kupienie gotowca. Poza tym – gotowanie w domu wymaga zastanowienia i zrobienia listy zakupów. Dzięki temu kupujemy tylko to, co rzeczywiście jest potrzebne, a w naszym koszyku nie wylądują nadprogramowe produkty – dodaje Sołek-Trojnar.

Dobrym pomysłem może być również podzielenie produktów na dwie grupy: te, na których można i te, na których nie warto oszczędzać. Do kategorii tych pierwszych zaliczyć można np. kasze, mąki. Oszczędzać nie warto natomiast na tłuszczu do smażenia, oliwie czy jajkach (jeśli oczywiście nie jesteśmy na diecie wegańskiej). Poza tym w sklepach przed świętami pojawia się wiele promocji. Warto z nich skorzystać, o ile produkty o obniżonych cenach, znajdują się na naszej liście zakupów. Jednak i w tym przypadku warto zachować czujność – i najpierw zapoznać się ze składem.

– Święta kojarzą się z czasem, w którym się dopieszczamy. Przypominają o tym m.in. reklamy wszelkiej maści słodyczy, dostępnych w limitowanych wersjach, świątecznych opakowaniach i niekiedy wyższych cenach. Kupowanie takich produktów – czy to na prezent, czy dla siebie – również obciąża nasz budżet. Zdecydowanie lepiej sprawić dzieciakom kilogram mandarynek lub składniki, z których później wspólnie upieczemy ciasto – radzi Edyta Sołek-Trojnar.

Gotowanie w domu kontra świąteczny catering w czasach kryzysu

Zbilansowane potrawy, zaoszczędzony czas i zamówienie takiej ilości, jaką rzeczywiście potrzebujemy – to trzy, najczęściej wymieniane zalety cateringu. Jak prezentują się ceny świątecznych dań? Z mojego researchu wynika, że w niektórych przypadkach ceny z lokalnych, dzielnicowych knajpek zbliżone były do tych z restauracji firmowanych nazwiskami utytułowanych szefów kuchni. Dlatego postanowiłam nie uśredniać, tylko zaprezentować ceny cateringu jednej z warszawskich restauracji ze średniej półki cenowej.

I tak za litr barszczu zapłacimy 40 zł. W przypadku grzybowej to niewiele ponad 50 zł. Sprawna gospodyni za powyższe kwoty jest w stanie wyczarować 2 litry barszczu i 1,5-2 l grzybowej. Za 400 gramów ryby po grecku trzeba zapłacić ponad 60 zł. W tej cenie w domowych warunkach również jesteśmy w stanie przygotować większą ilość potrawy. Ile konkretnie? To zależy do gatunku ryby, ale wraz z warzywną potrawką powinno być od ok. 700 gramów nawet do 1 kg. 0,5 kg śledzi po kaszubsku lub w przyprawach korzennych to koszt 47 zł. Smażone dzwonko karpia o wadze ok. 150-160 gramów to wydatek przekraczający 25 zł.

Za 200 gramów polędwiczki wieprzowej zapłacimy ponad 30 zł, za kilogram bigosu – ponad 70 zł. Kilogram kapusty wigilijnej z grzybami to koszt 62 złotych (w tym przypadku – również jesteśmy w stanie w domowych warunkach zaoszczędzić na tym daniu). Pół kilograma wigilijnych uszek dostaniemy za 42 zł, a taką samą ilość sałatki warzywnej – za 28 zł (w domowych warunkach za tę kwotę można mieć ok. kilograma sałatki). Kilogram pierogów – z mięsem lub z kapustą i grzybami to koszt niewiele ponad 50 zł. Na blachę z kilogramem makowca, sernika lub szarlotki czeka nas wydatek rzędu ok. 60 zł.

No i teraz najważniejsza kwestia: czy na święta gotować w domu, czy postawić na catering? Przy świętach spędzanych w dużym, rodzinnym gronie bardziej ekonomiczne wydaje się gotowanie w domu (dobrym przykładem są zupy czy warzywna sałatka). W moim rodzinnym domu zwykle dzielimy się potrawami i każdy na wigilijny stół przynosi coś swojego. Wyjątkiem jest makowiec, który od lat zamawiamy w lokalnym sklepiku prowadzonym przez sympatycznych, starszych państwa. W tym roku planujemy również zakupić uszka i pierogi, by w ten sposób wesprzeć panie z Ukrainy.

Jak ograniczyć marnowanie jedzenia po świętach?

Sezon na „zostaw, to na święta” w polskich domach trwa w najlepsze. Niestety, bardzo często okazuje się, że po kilku dniach świątecznej rozpusty, lodówka wciąż pęka w szwach. Z raportu przeprowadzonego przez Kantar dla Tor Good To Go wynika, że 39 proc. Polaków wyrzuca po świętach jedzenie. Główną przyczyną jest jego zepsucie. Okazuje się, że na śmietniku najczęściej ląduje… sałatka jarzynowa (wyrzuca ją aż 51 proc. ankietowanych), bez której 91 proc. z nas nie wyobraża sobie świąt. Pozostałe miejsca w tym niechlubnym rankingu zajmują m.in. pieczywo (38 proc.), warzywa i owoce (22 proc.), śledzie (21 proc.), a także ryba po grecku (20 proc.).

Odpowiednie planowanie świątecznego menu z pewnością pomoże ograniczyć marnowanie jedzenia. W części poświęconej racjonalnemu przygotowaniu menu wspominała o tym dietetyczka kliniczna Edyta Sołek-Trojnar. Racjonalne przyjrzenie się gustom naszych gości może dodatkowo sprawić, że spędzimy mniej czasu w kuchni. Jeśli jednak jesteśmy bardzo przywiązani do tradycji 12 potraw – można też zamówić degustacyjne porcje potraw. Gdy w święta odwiedzają nas bliscy – zawsze można spakować im trochę prowiantu na drogę i w ten sposób sprawić, że nam do po-świątecznego zagospodarowania zostanie mniej jedzenia.

Jeśli po świętach zostają takie produkty jak pieczywo, pierogi, pieczone lub smażone ryby – zawsze można je zamrozić. W czeluściach zamrażarki można je przechować do 3 miesięcy. Resztki bigosu lub kapusty z grzybami z powodzeniem można zawekować. Albo – w przypadku kapusty – użyć jako farsz do krokietów czy pasztecików albo dodatek do obiadu.

Co zrobić z resztkami po świętach? Podpowiada Sylwia Majcher

Jedzenie można również zanieść do jadłodzielni. Specjalne lodówki postawione są w wielu miastach w Polsce. Produkty warto zanieść szczelnie zapakowane lub w pojemniku. Jeśli zamierzasz podzielić się domowym ciastem czy sałatką – pamiętaj, aby na opakowaniu znalazła się nazwa potrawy oraz data przygotowania. Warto także obserwować posty na lokalnych grupach facebookowych – zdarza się bowiem, że działający w naszej okolicy społecznicy podpowiadają, w jaki sposób można podzielić się żywnością po świętach.

Święta byle nie na kredyt

Z raportu Świąteczny Portfel Polaków 2022, opublikowanego przez Związek Banków Polskich wynika, że wzrósł odsetek Polaków, którzy sfinansują zakupy świąteczne z bieżących dochodów. W tym roku zadeklarowało to 84 proc. ankietowanych, wobec 79 proc. w ubiegłym roku. – Ten wzrost o 5 punktów procentowych pozytywnie zaskakuje. Według mnie może to oznaczać, że nasz lęk przed inflacją jest większy, niż jej realny efekt. Bo skoro więcej ludzi jest w stanie sfinansować święta z bieżącej pensji, dowodzi to, że Polacy naprawdę dostali w tym roku istotne podwyżki płac. I w znaczącym stopniu te podwyżki ochroniły klasę średnią — tłumaczy Agata Kołodziej, dziennikarka ekonomiczna serwisu spidersweb.pl.

W okresie przedświątecznym rosnące ceny najmocniej uderzą w najuboższych. O tym, że spora grupa naszych rodaków rezygnuje z zakupu nawet podstawowych produktów, świadczy badanie „Current Consumer Mood” opublikowane przez GfK. Wynika z niego m.in. że dwa razy więcej Polaków ocenia, że ich sytuacja w ostatnim roku się pogorszyła. Tak źle nie było nawet w pandemii. To jednak nie koniec – w ciągu ostatnich 9 miesięcy 3 proc. badanych przyznało, że zrezygnowało z zakupu sypkiej herbaty, a 2 proc. z masła. – Gdy te procenty przeliczy się na konkretne liczby gospodarstw domowych, okaże się, że prawie 400 000 gospodarstw w Polsce nie może sobie pozwolić na zakup herbaty sypkiej, a prawie 270 000 gospodarstw zrezygnowało z zakupu masła choć raz w ciągu 9 miesięcy – tłumaczy Agata Kołodziej. To właśnie te osoby, w okresie świątecznym, mogą sięgać po pożyczki.

Dane ZBP mówią, że kredytem konsumenckim na święta zamierza wesprzeć się 2 proc. badanych – dwa razy mniej niż w ubiegłym roku. Agata Kołodziej zwraca uwagę na inny aspekt. – Należy również spojrzeć na to, ile osób zwróci się po pożyczkę do instytucji innej niż bank. Ta liczba względem ubiegłego roku roku wzrosła dwukrotnie z 1 do 2 proc.. To ciągle niby niewiele, ale oznacza to, że coraz więcej ludzi po prostu nie stać na kredyt gotówkowy w banku na sfinansowanie świątecznych zakupów. Ponieważ nie spełniają oni warunków stawianych przez banki, są wypychani poza system bankowy i zwracają się po pożyczki do innych instytucji parabankowych. A tam niestety jest znacznie drożej – wyjaśnia dziennikarka.

W tradycyjnym banku komercyjnym RRSO, czyli całkowity roczny koszt kredytu, jaki ponosi konsument, wynosi kilkanaście procent w skali roku, ale można też znaleźć oferty promocyjne, gdzie RRSO wynosi 9 proc.. Za to w przypadku pozabankowych instytucji pożyczkowych RRSO sięga nawet 20 proc.. – Jeżeli więc dzisiaj kogoś nie stać na sfinansowanie zakupów świątecznych czy to z bieżącej pensji, czy z oszczędności, to fatalnym pomysłem jest sięganie po kredyt w parabanku. Zwłaszcza gdy mówimy o najuboższych, bo to oni muszą korzystać z parabanków i zapłacą za niego wielokrotnie więcej — tłumaczy Agata Kołodziej.

Dziennikarka dodaje również, aby nie ulegać przekonaniu, że skoro kredyt rozłożony jest na raty to „jakoś to będzie”. – Według ekonomistów w przyszłym roku otrzemy się o recesję, ale wysoka inflacja nadal będzie się utrzymywać, co sprawi m.in. że nasze pensje będą realnie nadal tracić na wartości. A pracodawcy będą mniej skłonni, niż w tym roku, do dawania podwyżek. Najuboższych może trochę ratować planowana podwyżka płacy minimalnej, jednak nawet mimo to – uważam, że spłacanie pożyczki oprocentowanej na ok. 20 proc. jest fatalnym pomysłem i prostą drogą do spirali zadłużenia – mówi Kołodziej.

Święta w domu czy pod palmami

73 proc. badanych Polaków planuje ograniczenie świątecznych wydatków w tym roku – wynika z raportu Świąteczny Portfel Polaków 2022 opublikowanego przez Związek Banków Polskich. Na podróże i przejazdy w czasie świąt 30 proc. ankietowanych planuje wydać do 100 zł, a 19 proc. od 101 do 300 zł. 28 proc. nie wie, ile przeznaczy na świąteczne wojaże.

A jak jest z wyjazdami zagranicznymi? Czas między świętami a Sylwestrem to przecież idealny moment, żeby wyskoczyć na narty albo w ciepłe kraje. Mimo iż Polacy nie obawiali się restrykcyjnych zasad wyjazdu i decydowali się na podróże w pandemii, to ten rok, według przedstawicieli wakacje.pl przyniósł odbicie. – Trend utrzymuje się nadal, a klienci chętnie korzystają z wyjazdów oferowanych przez biura podróży. Oczywiście inflacja czy rosnące koszty życia dotykają wszystkich, ale osoby, które zazwyczaj podróżują, wcale z wyjazdów nie rezygnują – tłumaczy Marzena German z wakacje.pl. Istnieją bowiem różne sposoby, żeby na takim wyjeździe zaoszczędzić. Tradycyjnie – warto zarezerwować go z większym wyprzedzeniem. Inny pomysł to skrócenie czasu wyjazdu, czyli np. zamiast 7 dni można wybrać się na 5-dniowy wypoczynek – co pozwala dopasować wolne do okresu świąteczno-noworocznego.

– Widzimy spore zainteresowanie wyjazdami opartymi o all inclusive – to wygodna formuła, bo pozwala z góry określić wyjazdowy budżet i uniknąć na miejscu dodatkowych wydatków za jedzenie czy napoje – dodaje Marzena German. W tym czasie ulubionym kierunkiem zarówno par, jak i rodzin z dziećmi jest Egipt. Powodzeniem cieszą się również m.in. Hiszpania, Cypr, Malta czy Turcja.

– W okresie świąteczno-sylwestrowym często klienci dysponują tylko tygodniem wolnego, dlatego wolą wybrać bliższy kierunek. A Egipt to najbliższy od Polski kierunek gwarantujący świetną pogodę. Zimą temperatury przekraczają dobrze 20 stopni Celsjusza, nierzadko dochodząc do 30 stopni, a leci się tam tylko 4,5 h. Hiszpania to z kolei miejsce odpowiednie o tej porze roku na zwiedzanie. Pogoda jest ładna, ale nie upalna, więc uliczki Barcelony, Malagi, czy Madrytu przemierza się spokojniej i przyjemniej. Turcja jest kierunkiem słynącym ze świetnych hoteli z bogatym all inclusive i spa – w tym czasie obiekty te są faktycznie dużo tańsze niż w sezonie, jeśli ktoś chce wypocząć w luksusie za przyzwoite pieniądze, to właśnie teraz okazja do tego będzie idealna – wyjaśnia Marzena German.

Przy wcześniejszej rezerwacji, tydzień w Egipcie w okresie świąteczno-noworocznym, kosztował nawet 2500 zł za osobę. W opcji last minute taki wyjazd to koszt od 3600 zł za osobę (w opcji all inclusive). Jeśli zaś chodzi o wypoczynek w Polsce, to z raportu Świąteczny Portfel Polaków 2022 wynika, że tygodniowy pobyt w Zakopanem dla pary to wydatek przekraczający 4800 zł. W cenie jest śniadanie, ale wyliczenia nie zawierają kosztów dodatkowych posiłków, karnetów i wypożyczenia sprzętu narciarskiego.

Choinka: żywa czy sztuczna?

Wybór choinki to temat, który w wielu domach powraca co rok. Patrząc przez pryzmat ekonomiczny – bardziej opłacalny jest zakup sztucznego drzewka. Moi rodzice są posiadaczami tej samej choinki od prawie 15 lat. Co więcej – mają możliwość regulacji wielkości i wysokości drzewka. Jednak patrząc przez pryzmat środowiska – nie jest to ekologiczne rozwiązanie. Nie dość, że sztuczne choinki nie nadają się do recyklingu i będą rozkładać się przez kilkaset lat, to dodatkowo ich proces produkcji nie należy do przyjaznych środowisku. Warto również dodać, że takie drzewko wydziela chlorek winylu, który ma negatywny wpływ na zdrowie.

ojciec z dzieckiem ubierają choinkę, mama leży na kanapie

A jak jest w przypadku żywych drzewek? Te można kupić w sklepach, na straganach lub nadleśnictwach. Mimo iż nadleśnictwa same ustalają stawki za poszczególne gatunki drzewek – to właśnie tam najbardziej opłaca się kupić choinkę. Małe drzewka są sprzedawane nawet za mniej niż 20 zł. Świerk pospolity można dostać już za 30 zł, a jodłę o wysokości ok. 1,5 metra nawet za 100 zł. Dlatego, jeśli mieszkasz niedaleko nadleśnictwa – ta opcja jest warta rozważenia. Dyskonty oferują mniejsze choinki w cenach 50-100 zł. Za wysokie i rozłożyste drzewka na straganie trzeba zapłacić od 150-200 zł w górę. W dużych miastach pojawiają się też oferty choinek z dostawą – za taką usługę trzeba zapłacić nawet 300 zł.

Warto pamiętać, że drzewka sprzedawane na straganach powinny pochodzić z dedykowanych upraw. Na twoją prośbę sprzedawca ma okazać dokument poświadczający legalność pochodzenia choinek. Z kolei certyfikaty FSC i PEFC są m.in. gwarantem, że do uprawy nie wykorzystano substancji uznanych za niebezpieczne.

Jeśli decyduję się na choinkę – wybieram drzewko w doniczce. Zwykle kupuję je też w Wigilię, gdy ceny są nieco niższe. W styczniu – drzewko zwykle trafia na balkon, a potem na działkę. Zawsze z bólem serca patrzę na żywe drzewka wyrzucane przez sąsiadów po świętach. Dlatego, jeśli wybierasz żywe drzewko bez korzeni , sprawdź, czy w twojej okolicy nie są organizowane zbiórki. Wtedy takie drzewka trafiają do kompostowni i zostają przerobione np. na nawóz na trawniki.

Karp – tradycja czy przyzwyczajenie?

Moi rodzice skutecznie zniechęcili mnie do jedzenia karpia. Dlaczego? Cóż, jako osoba urodzona w latach 80., doskonale pamiętam trzymanie karpi w wannie. Nadawałam im imiona, obserwowałam i było mi przykro, gdy okazywało się, że los moich przyjaciół jest przesądzony. Zdaję sobie sprawę, że niektórych ta historia może prowokować do złośliwych komentarzy i pytań, czy to doświadczenie przerobiłam z terapeutą. Dla mnie jednak jest dowodem na to, że już jako dziecko nie dawałam sobie wcisnąć kitu, gdy rodzice próbowali na różne sposoby namówić mnie do jedzenia karpia. Tej ryby unikam do dziś.

Jeśli jednak nie wyobrażasz sobie wigilii bez potraw z karpia – staraj się kupić rybę w sprawdzonym miejscu. Świeży karp nie pachnie mułem, ma czerwone skrzela i sprężyste mięso. Widoczną oznaką, która powinna zniechęcać do kupna, są mętne oczy ryby. Smak karpia zależy nie tylko od jakości środowiska jego bytowania, ale również od rodzaju paszy, jaką był karmiony. I tu chciałoby się napisać, że dlatego nie warto na karpiu oszczędzać… Jednak w tym roku – nawet jeśli byśmy chcieli – to nie zaoszczędzimy. Za kilogram płatów bez ości dyskontowa sieć życzy sobie, w promocji, 50 zł. W prywatnych sklepach rybnych ceny sięgają nawet 84 zł. Jeśli chodzi o całą rybę – to za kilogram zapłacimy 30-40 zł (dla porównania w ubiegłym roku ceny wahały się od 18 do 20-25 zł).

Warto dodać, że karp na wigilijnych stołach w Polsce pojawił się dopiero po II wojnie światowej. Wtedy wszystkie gałęzie gospodarki, w tym rybołówstwo, były na etapie odbudowy. Tymczasem, koszty prowadzenia hodowli karpia były na tyle niskie, że władze decydowały o ich masowym wręcz zakładaniu. Największą zaletą karpia była więc jego dostępność. Ryby te były również formą świątecznej premii, jaką zakłady pracy fundowały zatrudnionym. To właśnie w ten sposób karp zadomowił się na wigilijnym stole.

I na koniec apel: nie kupujcie żywych karpi. Nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego.

Prezenty pod choinką – czy to wciąż ma sens?

Z cytowanego już raportu Świąteczny Portfel Polaków 2022 wynika, że 45 proc. badanych zamierza w tym roku oszczędzać na prezentach. Średnio na podarunki dla bliskich planujemy przeznaczyć ok. 500 zł. Z kolei, według badania autorstwa platformy analityczno-badawczej UCE Research i Grupy BLIX, 47 pro. naszych rodaków na jeden prezent wyda od 51 do 100 zł. 31 proc. ankietowanych obdaruje od czterech do pięciu bliskich, 22 proc. przygotuje prezenty dla sześciu-siedmiu bliskich. 17 proc. badanych zakupi podarunki zaledwie dla dwóch-trzech osób. 13 proc. Polaków zadeklarowało, że zamierza obdarować co najmniej dziesięć osób.

Z badania UCE Research i Grupy BLIX, podobnie jak z raportu ZBP, wynika, że średnio na prezenty wydamy około 500 zł. Pod choinką najczęściej znajdujemy kosmetyki, zabawki i słodycze. W porównaniu z ubiegłym rokiem wzrosła popularność kosmetyków (64 proc. wskazań wobec 52 proc.), co zdaniem ekspertów świadczy o rosnącej skłonności do oszczędzania.

W naszej rodzinie kilka lat temu podjęliśmy decyzję o tym, że pod naszą choinką nie będzie prezentów. Zaczęło się od tego, że ani ja, ani mój brat nie mieliśmy pomysłu na to, co podarować naszym rodzicom. Spędziliśmy masę czasu, przyglądając internet, a i tak doszliśmy do wniosku, że proponowane przedmioty albo rodzice już mają, albo byłyby one kompletnie niepotrzebne. Poza tym – z roku na rok – na ciekawy i przydatny prezent trzeba było wydać coraz więcej pieniędzy.

W akcie bezsilności zadzwoniłam podpytać mamę, czy przypadkiem nic jej albo tacie nie wpadło w oko. Podczas rozmowy to właśnie mama zaproponowała, żebyśmy przestali dawać sobie prezenty. Zarówno ja, jak i reszta rodziny z chęcią przystaliśmy na tę propozycję. Natomiast należy zaznaczyć, że nie ma u nas małych dzieci i być może z tego powodu było łatwiej. Choć gdy patrzę na kreatywne eko-mamy, starające się żyć zgodnie z zasadami less-waste, jestem przekonana, że to kwestia odpowiednio zaprezentowanych argumentów. Pieniądze zaoszczędzone na prezentach przydają się zwłaszcza w czasach wysokiej inflacji. Zwykle też, część kwoty, która miałaby pójść na zakup podarunków, przeznaczam na wsparcie inicjatyw lub zbiórek organizowanych przez fundacje pro-zwierzęce.

Jak oszczędzać na prądzie, energii i cieple w czasie świąt?

Nasze rachunki w grudniu nie powinny drastycznie wzrosnąć, jeśli będziemy stosować się do kilku standardowych zasad. – Przede wszystkim należy wyłączać urządzenia elektroniczne, których nie używamy i które posiadają tryb stand-by. Dobrym rozwiązaniem jest również stosowanie listew z wyłącznikami. Warto korzystać także z żarówek energooszczędnych i pamiętać o wyłączaniu światła w pomieszczeniach, kiedy z nich wychodzimy. Przy świątecznym zamieszaniu bywają sytuacje, że co chwila wchodzimy i wychodzimy z tego samego pomieszczenia. W takiej sytuacji lepiej zostawić światło włączone, ponieważ za każdym włączeniem używamy tej energii odrobinę więcej – wyjaśnia Urszula Stefanowicz z Koalicji Klimatycznej.

Warto również pamiętać o zasadach dotyczących gotowania. Mniej energii stracimy, gdy np. ograniczymy częstotliwość otwierania drzwiczek piekarnika podczas pieczenia. Warto również organizacyjnie przemyśleć kolejność pieczenia w taki sposób, aby za jednym razem piekły się np. dwa ciasta albo dwa dania wytrawne. – Wielkość garnka powinniśmy dopasowywać nie tylko do wielkości palnika, ale również ilości przygotowywanego jedzenia. Gotowanie w za dużych naczyniach sprawia, że niepotrzebnie zużywamy więcej energii. Gotujemy oczywiście z pokrywkami, wtedy też zmniejszamy ilość energii potrzebnej do przygotowania danej potrawy – wskazuje Urszula Stefanowicz.

Zimą, i to nie tylko przed świętami, warto przykręcać ogrzewanie o stopień lub dwa i ubierać się cieplej. – Równie istotne jest odsłonięcie grzejników, bo różnego rodzaju obudowy czy nawet zasłony ograniczają prawidłowe rozchodzenie się ciepła po pomieszczeniu. Dobrym pomysłem jest również sprawdzenie i w razie potrzeby poprawienie izolacji okien. Jeśli będziemy systematycznie stosować wszystkie wspomniane zasady, to lampki choinkowe nie powinny zrobić dużej różnicy w naszych rachunkach. Szczególnie jeśli są to lampki typu LED – przekonuje Urszula Stefanowicz i jednocześnie apeluje o rozsądek. – Niektórzy mają tendencję do dekorowania całego domu lampkami, a przesada nigdy nie jest wskazana. Proponuję raczej ograniczenie takiego zewnętrznego oświetlenia do minimum albo zrezygnowanie z niego – dodaje przedstawicielka Koalicji Klimatycznej.

Rosnące ceny a świąteczne pomaganie

Ostatnie dwa lata stawiają przed organizacjami pozarządowymi wiele wyzwań. Z raportu Stowarzyszenia Klon/Jawor „Rok w pandemii. Raport z badań organizacji pozarządowych” opublikowanego w 2021 roku (dane do niego zbierano na przełomie 2020 i 2021 roku) wynikało, że ponad 40 proc. organizacji pozarządowych zawiesiło większość swoich działań sprzed pandemii. I kiedy wydawałoby się, że ten rok przyniesie odbicie – wybuchła wojna w Ukrainie i zaczęliśmy, ze względu na sytuację gospodarczą, coraz mocniej zaciskać pasa. Tegoroczny raport Wiosny mówi, że aż 35 proc. Polaków z powodu kryzysu, rezygnuje z dobroczynności. – Sami się do tego przyznajemy. Należy też pamiętać, że od 24 lutego mocno zaangażowaliśmy się w pomoc Ukrainie i Ukraińcom. Oznacza to, że przez te miesiące wielu z nas przeznaczyło na różnego rodzaju pomoc tyle pieniędzy, że przed świętami po prostu nie stać nas na pomaganie – mówi Joanna Sadzik, prezeska Stowarzyszenia Wiosna.

Tymczasem potrzebujących nie brakuje. – Za rosnącą inflacją nie nadążają renty, emerytury czy zasiłki. Według Głównego Urzędu Statystycznego w 2021 roku ponad 1,5 mln Polaków żyło w skrajnym ubóstwie. Dane za 2022 rok poznamy dopiero latem, jednak prognozy mówią o tym, że takich osób będzie o co najmniej pół miliona więcej. O skrajnym ubóstwie mówimy wtedy, gdy na jednoosobowe gospodarstwo przypada około 700 zł miesięcznie. W przypadku rodzin – to ok. 500 zł na osobę. Należy podkreślić, że to kwota obejmująca wszystkie, miesięczne wydatki – czyli żywność, a także opłaty za mieszkanie. Takim osobom często brakuje podstawowych środków do życia. Potrzebują one codziennej pomocy w postaci artykułów spożywczych czy środków czystości – tłumaczy Joanna Sadzik.

To właśnie takim osobom pomagają darczyńcy w ramach akcji Szlachetna Paczka. W tym roku, po raz pierwszy od pandemii, mogą oni znów przygotować paczkę wspólnie. Jednak ze względu na sytuację gospodarczą, przygotowania te wyglądają trochę inaczej. – Od kiedy na naszej stronie internetowej pojawiły się pierwsze historie rodzin w potrzebie, zachęcaliśmy darczyńców do grupowego kompletowania paczek. W kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt osób łatwiej zrobić paczkę, wspierając daną rodzinę czymś niewielkim. Odebraliśmy też sporo sygnałów od darczyńców, którzy pytali o sposoby na zaangażowania większej liczby osób. Okazywało się bowiem, że część tych, z którymi zawsze przygotowywali paczkę, może się zaangażować finansowo w dużo mniejszym stopniu niż rok temu – wyjaśnia Joanna Sadzik.

– Mieliśmy też wiele sygnałów od wolontariuszy, że w tym roku nie mogą zaangażować się w wolontariat, w takim wymiarze jakby chcieli. Jako powód często wymieniali wzrost raty kredytu, który sprawiał, że musieli podjąć dodatkową pracę po to, aby nie znaleźli się w sytuacji osób, którym pomagają – mówi Joanna Sadzik i dodaje jednocześnie, że zarówno liczba wolontariuszy, jak i darczyńców nie zmniejszyła się względem ubiegłego roku. – Obecnie pomaganie innym wiąże z dużo większym wysiłkiem. Jesteśmy zmęczeni ogólnie – niepewnością, tym, co będzie w przyszłym roku, słuchaniem tego, że będzie gorzej. To wszystko przekłada się na dobrostan psychiczny osób, które pomagają i które zastanawiają się, czy to, że mogą kogoś wspomóc szamponem, paczką żywności, środkiem czystości, czy to coś zmieni – mówi prezeska Stowarzyszenia Wiosna.

Święta w czasach rosnących cen a dobrostan psychiczny

W sklepach świąteczny sezon z roku na rok zaczyna się wcześniej. W mediach i internecie bombarduje nas przekaz o magicznym czasie, podczas którego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozwiązywane są waśnie i spory. W reklamach widzimy duże, bogato udekorowane choinki, perfekcyjnie nakryte stoły zastawione dwunastoma potrawami i elegancko ubrane rodziny, które z uśmiechem wręczają sobie prezenty. Jednak przedświąteczna i świąteczna rzeczywistość bardzo często odbiega od tej, jaką serwują nam media i influencerzy.

– Część z nas odczuwa dużą presję związaną właśnie z tym, że narzucany jest nam obraz pięknych, rodzinnych świąt. W rzeczywistości święta to ogrom pracy, a czym bliżej Wigilii, tym większa presja, frustracja, z którą czasami trudno sobie poradzić. Co więcej, w obecnych czasach, podążanie za idealnym obrazem świąt mocno wiąże się z posiadaniem i nabywaniem rzeczy materialnych. Stawiamy sobie wysokie wymagania, do spełnienia których, jednym ze środków są odpowiednio wysokie fundusze. Jeśli my i nasz portfel nie możemy sprostać tym, często nierealnym oczekiwaniom, nasz nastrój się pogarsza. Zaczynamy się uważać za osoby gorsze, słabsze lub w pewien sposób niekompletne. Teraz kiedy dotyka nas wysoka inflacja, jeszcze trudniej osiągnąć cel idealnych świąt, a co za tym idzie, szybciej dotyka nas bezradność i obniżony nastrój – tłumaczy Magdalena Wrzesień, psycholożka i koordynatorka Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym.

Dla każdego szczęśliwe święta oznaczają coś innego. Dla jedynych jest to czas spędzony z rodziną. Inni marzą o świętach spędzonych w łóżku, jeszcze inni na wakacjach. – Jeśli dążymy do tego idealnego obrazu świąt, warto się zastanowić, z jakiego powodu to robimy, co w świętach jest dla nas najważniejsze. Dobrym posunięciem będzie również rozmowa na ten temat z bliskimi. Może się wtedy okazać, że nie potrzebujemy suto zastawionego stołu czy prezentów. Zmniejszenie oczekiwań, ale również bycie asertywnym co do oczekiwań innych, może obniżyć frustrację i sprawić, że święta nie będą się wiązać ze stresem, a przyjemnym czasem – wyjaśnia Magdalena Wrzesień.

Są również tacy, którzy przedświąteczny niepokój odczuwają nie dlatego, że nie mogą sprostać materialnym oczekiwaniom rodziny. – Odbieramy telefony od osób przytłoczonych pod względem finansowym. Ale dzwonią do nas także ci, którzy mają trudne doświadczenia i wspomnienia z przeszłości i to one są przyczyną lęku, bądź frustracji świętami. Święta to także bardzo wymagający czas dla osób chorujących na depresję, której objawy mogą się wtedy nasilać – mówi psycholożka. Jeśli w trakcie świąt odczuwasz smutek, lęk i niepokój możesz skorzystać z bezpłatnego telefonu Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym, które działa 24h/dobę, 7 dni w tygodniu. Wystarczy zadzwonić pod numer 800 70 22 22.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: