Przejdź do treści

„Prawidłowo prowadzony kompostownik w domu nie wydziela nieprzyjemnego zapachu. A po deszczu przyjemnie pachnie ziemią” – mówi Julia Wizowska, autorka książki „Nie śmieci”

Tekst o twórczym recyklingu i domowym kompostowaniu. Na zdjęciu: Kobieta uśmiechająca się do kamery - HelloZdrowie
Julia Wizowska. Źródło: instagram
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jaskółcze gniazdo, kompostownik, szampon w kostce czy torba z koszuli – o tym, że nieśmiecenie jest twórcze i przyjemne, przekonuje Julia Wizowska, autorka książki „Nie śmieci” oraz z bloga nanowosmieci.pl.

Marta Chowaniec: Co jest potrzebne, aby powstał hamak „jaskółcze gniazdo”, z którego jest pani znana?

Julia Wizowska: Podstawą jest koło. Najpierw wypróbowywałam sploty na hula hopie. Potem pomyślałam o czymś trwalszym: skoro rower jest w stanie utrzymać człowieka, to jako siedzisko świetnie może sprawdzić się felga rowerowa. Drugie koło – to oparcie i jest ono robione na zamówienie u stolarza, bo ciężko znaleźć takiej wielkości alternatywę, której można dać drugie życie. Sznurki pochodzą z recyklingu. Są potrzebne jeszcze kółka do zawieszenia hamaka – tutaj znakomicie sprawdzają się kółka do karniszy z grubego i mocnego metalu. Każda makrama, dzierganie czy haftowanie czy innego rodzaju rękodzieło, jest pewnego rodzaju medytacją. Uspokajamy się, wprawiamy się w trans, pozwalamy myślom spokojnie płynąć, odprężamy się, „czyścimy” głowę. To sposób na odstresowanie się po całym dniu pracy. Wyplecenie takiego hamaku zajmuje sporo czasu – przez tydzień możemy skupić się nad nim wieczorem.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

Znakomicie wpisują się w bardzo modny styl skandynawski i boho, pasują do wielu wnętrz. Czy myślała pani o tym, jak o rodzaju biznesu?

Zobaczyłam te hamaki kilka lat temu na zagranicznej stronie internetowej. Postanowiłam taki wypleść – zamknęłam się na dwa tygodnie w pracowni i wypróbowywałam różne sploty i sposoby wykonania. A skoro jest duże zainteresowanie warsztatami, to się tylko cieszę. Do tej pory udział w nich wzięło w sumie ponad 200 osób. Wiele osób przychodzi na nie, bo wiedzą, że to świetna zabawa i chcą interesująco spędzić czas. Nie mają wtedy niczego innego na głowie, są wyłącznie ze sobą w miłym towarzystwie, nie myślą o problemach, rodzinie i pracy. A przy okazji mogą się nauczyć nowych rzeczy np. wiązań makramowych. Mam też dostępny na blogu kurs online z wyplatania takiego hamaka – dla osób, które nie mogą uczestniczyć w warsztatach stacjonarnych.

Ile ma pani takich „jaskółczych gniazd” w domu?

Jeden (śmiech). To nieduże mieszkanie z miejscem tylko na jeden hamak.

para w Nowym Jorku

Hamak pięknie się prezentuje, ale trudno mi sobie wyobrazić kompostownik w standardowym warszawskim czy innym miejskim mieszkaniu. Szczerze mówiąc kojarzy mi się on z wiejską gnojówką i chyba śmierdzi?

Prawidłowo prowadzony kompostownik nie wydziela nieprzyjemnego zapachu. Poza tym, do kompostowników domowych nie można wrzucać mięsa, nabiału i innych rzeczy, które mogą szybko się psuć i przy tym nieprzyjemnie pachnąć. Umieszczamy w nich: warzywa, obierki, owoce, skorupki po jajkach – jedyny odpad zwierzęcy. Taki kompostownik przyjemnie pachnie ziemią po deszczu. Mały można postawić w kuchni, większy – na balkonie albo w piwnicy. Kiedy mieliśmy remont w domu, pojechaliśmy z mężem na urlop do agroturystyki. Przy łóżku stał kompostownik, nikt nie zorientował się po zapachu, że tam jest. W kompostowniku trzeba umieścić też dżdżownice.

Dżdżownice w domu?!

Tak (śmiech), one się z kompostownika nie wychylają, no bo po co? Przerabiają odpadki. W sumie w kompostowniku powstają dwa produkty. Po pierwsze: biohummus albo herbatka kompostowa, bo z wyglądu przypomina właśnie herbatę. Podobny biohummus możemy kupić w sklepach ogrodniczych, ale dzięki kompostownikowi możemy go zrobić samemu, wiedząc, z jakich odpadków powstał. To wartościowy nawóz dla roślin balkonowych i parapetowych. Co dwa tygodnie w swoim mieszkaniu podlewam nim sukulenty i dzięki temu rosną jak szalone na parapetach (śmiech). Drugi produkt to kompost, który również jest wykorzystywany jako nawóz np. do pomidorków na balkonie.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

Co jest potrzebne, żeby przygotować taki kompostownik?

Chęci i trochę czasu. Nie trzeba się też zrażać na początku. Bierzemy dwa wiadra, jedno wkładamy w drugie, w wewnętrznym wiercimy takie otwory, żeby herbatka kompostowa mogła wydostawać się do wiadra zewnętrznego. Do niego wkładamy też dżdżownice, trochę ziemi, mokrego pokarmu, np. ogryzki po jabłkach. Zamykamy, przyglądamy się, co jakiś czas dorzucamy porcję obierków.

Agnieszka Pocztarska / Czytamy Etykiety

Jak u pani wygląda segregacja śmieci? Jest panie pewnie bardzo skrupulatna, nie męczy to panią?

Nie (śmiech). Segregujemy śmieci od siedmiu lat. Tyle czasu to już naprawdę można się nauczyć i kompostowania i segregacji (śmiech). Nie jest to też wielki problem. Na początku segregowaliśmy do trzech pojemników, bo taki był system w Warszawie. Teraz mamy już pięć. W wysuwanej szufladce pod moim zlewem znajdują się cztery niewielkie wiadra dziesięciolitrowe. Jeden z nich to właśnie kompostownik, drugi pojemnik jest na papier, trzeci – na plastik i metal, a czwarty – na odpadki zmieszane. Na szkło mamy sztywną torbę, która stoi w przedpokoju, zabieram ją, kiedy idę do sklepu. Po drodze opróżniam torbę ze szkła i lecę z nią na zakupy. Weszło mi to w krew i nie sprawia żadnego kłopotu.

Czy w Warszawie segregacja śmieci może sprawić kłopot?

Wszędzie może. Najwięcej jest pytań o odpady bio. Na moim osiedlu w brązowym pojemniku na „bio” można zauważyć też ogrom zupełnie zbędnych tam reklamówek foliowych. Z tak zanieczyszczonych odpadków roślinnych ciężko jest wyprodukować wartościowy kompost. W pracowni, gdzie prowadzę warsztaty kompostowania, w centrum Warszawy, korzystamy z osiedlowego śmietnika na podwórku, wewnątrz kamienicy. Ostatnio zauważyłam, że kosz z napisem „bio” ma zamieszczony czerwony krzyżyk, oznaczający, że nie został odebrany ze względu na nieprawidłową segregację odpadków. Wewnątrz znajdowały się wspomniane już woreczki foliowe, kubeczki po jogurtach, butelki plastikowe, butelki szklane.

Lubi pani porządek?

To zależy. Kiedy pracuję, mam twórczy nieład na biurku. Utrzymuję porządek w szafie. Nie mam dużo par ubrań czy butów. Nie ma jak zrobić tego bałaganu (śmiech).

Kobieta układa bukiet kwiatów

Ma pani chyba tylko to, co nosi i używa. Z czego to wynika?

Chyba z minimalizmu. Nie lubię mieć dużo rzeczy wokół siebie. Swoje kosmetyki zastępuje tymi bez opakowań. Zamiast żelu pod prysznic – mydło w kostce, które wykonuję sama, zamiast szamponu w płynie w butelce – szampon w kostce. Kiedy przestaję używać konkretnej rzeczy, chcę ją przekazać dalej, żeby nie zagracała mi przestrzeni. Z tego powodu nie lubię również otrzymywać niechcianych prezentów-niespodzianek. Szybko je puszczam w obieg. Moja rodzina wie o tym, pytają, co chciałabym dostać. Z mężem zaś dajemy sobie prezenty ręcznie robione. A propos. Jakiś czas temu z poplamionej koszuli mojego męża uszyłam torbę na wspólne zakupy.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

Pani siedzi również w dziennikarstwie.

Teraz trochę mniej. Odeszłam z zawodu. Kilkanaście lat pracowałam jako reporterka. Pisałam teksty ekonomiczno-społeczne. Pracowałam też na terenach objętych konfliktami, jak Kair w czasach Arabskiej Wiosny. Dwa lata na Donbasie zbieraliśmy razem z Grześkiem Szymanikiem materiały do książki o wojnie.

Teraz napisała pani książkę – reportaż „Nie śmieci”.

Oczywiście korzystałam z doświadczeń reporterskich. Chciałam zobaczyć, co się dzieje z odpadami, jak są zagospodarowane, jak jest naprawdę. Dlatego przez dwa lata jeździłam po Polsce, odwiedzałam różne zakłady, do których trafiają nasze domowe odpady i śledziłam ich dalszą drogę. Zwiedzałam sortownie, przedsiębiorstwa, które recyklingują albo w inny sposób odzyskują surowce z naszych domów i mieszkań. W Polsce jest ogromny głód tej wiedzy. Mieszkańcy mówią: „Mamy obowiązek segregacji, ale nie wiemy, po co mamy to robić, jaki jest tego cel!”. Więc ja im o tym w książce opowiadam. Ale „Nie śmieci” to nie tylko reportaż, ale również poradnik, bo dzielę się w książce swoimi (i nie tylko swoimi, bo rozmawiam o tym z wieloma osobami – teoretykami i praktykami) sposobami na ograniczenie odpadów, na bardziej świadome minimalistyczne życie.

Patenty babci na bycie zero waste

Czy po napisaniu tej książki jest pani optymistką w sprawie polityki śmieciowej czy naszego codziennego powszechnego śmiecenia?

Jestem realistką. Jeśli komuś wydaję się, że odpady w Polsce nie są przetwarzane, to nie ma racji. Bo przetwarzane są. Ale też nie oznacza to, że wszystkie są poddawane recyklingowi. Prawda leży pośrodku. Nie daję sobie też wmówić różnych ekonowinek, że są one zawsze przyjazne dla środowiska. Wiem, jak to wygląda po drugiej stronie kosza i nie zawsze te ekonowinki są przetwarzane.

Na koniec – segregować śmieci?

Na pewno lepiej segregować niż nie segregować. Jeśli segregujemy, mamy cień szansy, że odpady zostaną przetworzone. Zresztą dzisiaj mamy takie technologie, które umożliwiają recykling pewnych odpadów, inne – nie umożliwiają, ale za dwa lata mogą być dostępne kolejne, lepsze. Do tego momentu warto nauczyć się prawidłowej, dokładnej i systematycznej segregacji śmieci. Lepiej to robić niż nic nie robić.

Julia Wizowska – dla znajomych „Babka od śmieci”, bo edukuje w zakresie odpadów i pokazuje, jak dawać drugie życie niepotrzebnym rzeczom, by jak najmniej z nich trafiało do kosza. Od 2015 roku prowadzi bloga nanowosmieci.pl, od 2017 organizuje warsztaty zero waste i upcyklingu, współtworzy ekologiczną pracownię Cztery Razy Trzy w Warszawie. Autorka książki „Nie śmieci”, współautorka książek „Po północy w Doniecku” i „Długi taniec za kurtyną”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: