Sandra od szefa kuchni usłyszała na swój temat: „Dajcie spokój, nic jej nie będzie. I tak nikt nie chciałby jej zgwałcić”. Miała wtedy 19 lat
– Żałuję, że nic z tym nie zrobiłam, ale wtedy byłam przerażona, bałam się go – opowiada Sandra o swoim przełożonym. Praca kobiet w gastronomii nie jest łatwa. Anna przypłaciła ją stanami lękowymi, Monice po latach mężczyźni wciąż wytykają „błędy”, a Beata usłyszała, że nie ma dla niej miejsca w zespole, ponieważ kobiet nie zatrudniają. O seksizmie i mobbingu, z jakim muszą mierzyć się kobiety pracujące na kuchni, opowiedziały w rozmowie z Hello Zdrowie cztery bohaterki.
Monika*: – Na kuchni przez cały czas jesteś dotykana, przepychana, często ktoś specjalnie ociera się o ciebie. Praca marzeń. Niestety my, kobiety, nie jesteśmy wychowywane w kulturze, która pokazuje nam, jak reagować. Czasami cię zatyka i nie wiesz, co zrobić.
Anna*: – Siedziałam w domu i odchodziłam od zmysłów. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, czy będę mieć pracę, co ze mną, co z nim. Po tym wszystkim kazano mi wrócić i rozwiązać tę sytuację – bez żadnej opieki kogoś z kadr.
Sandra: – Trzy razy wszystko analizuję, zanim mam pewność, że mężczyzna składający mi propozycję zawodową faktycznie chce ze mną pracować. Najbardziej denerwuje mnie to, że w ogóle muszę się nad tym zastanawiać.
Beata*: – To była forma flirtu, ale tym razem ze strony kobiety. I to przy wszystkich pracownikach, w ogóle się z tym nie kryła. Z jej strony padało dużo podtekstów seksualnych. To było jak sprzedawanie siebie, bo kontynuowanie tych żartów też mi coś dawało. Dostawałam szkolenie, które powinnam otrzymać bez żadnej ceny.
Monika*
Monika jest niska i szczupła, była też jedyną kobietą w zespole. To jej zawsze przypadała do czyszczenia kuchnia. W szczególności lodówki – w środku, z tyłu, pod. – Najgorsze prace były zrzucane na mnie, bo jestem drobna i mogę wszędzie wejść czy się dostać. To była najczęstsza wymówka – mówi. Ta sama zasada nie działała jednak w drugą stronę, kiedy trzeba było wymienić butlę z gazem, przynieść worki z ziemniakami czy skrzynki z warzywami. Przypadała jej także najgorsza praca produkcyjna, jak przygotowanie wołowych jąder do gotowania. – To zawsze przysparzało radości chłopcom, beczka śmiechu na całej kuchni. Sypali seksistowskimi kawałami jak z rękawa. Kuchnia jest naszpikowana testosteronem. Jest tam bardzo duża nienawiść i złość, żeby dać upust emocjom, dowcipkuje się z każdej mniejszości. Trudno się do tego przyzwyczaić, ale tak jest – wyjaśnia.
Żarty z jej kobiecości i menstruacji były więc na porządku dziennym. – Na każdym kroku pokazywano mi, że nie jestem wystarczająco silna fizycznie i odporna psychicznie – podkreśla. Kiedy mówiła wprost, że dostała okres, źle się czuje i nie może dźwigać, wykorzystywano to przeciwko niej i dostawała jeszcze więcej zadań. W końcu bolesne krwawienie, skurcze macicy i obolały kręgosłup nie są powodem, by zrobić sobie przerwę w dwunastogodzinnej zmianie na nogach. – Moje prośby były odrzucane lub wyśmiewane, w zależności od humoru kierownika zmiany. Nie oczekiwałam poklepania po ramieniu, przytulenia i otarcia łzy, lecz normalnego traktowania, którego nie otrzymywałam. Moje pierwsze doświadczenia w gastronomii były bardzo trudne. Z perspektywy czasu myślę, że musiałam bardzo chcieć pracować na kuchni, że zostałam w tym biznesie.
Teraz już wie, że mężczyźni jeszcze dekadę temu nie do końca wiedzieli, jak pracować z kobietami. – Mężczyźni mają syndrom grubej rywalizacji wszędzie, w każdym elemencie i na każdym etapie. I ta rywalizacja wychodziła im na kuchni bardzo emocjonalnie – wyjaśnia. Nie podobało im się, że jakaś kobieta wchodzi w ich wąską przestrzeń – w przenośni i dosłownie. Większość restauracyjnych kuchni jest ciasnych. Dochodzą sprzęty, blaty, ludzie. W zagranicznych lokalach normą są odgłosy pracowników krzyczących: behind, back, watch your back, corner. W Polsce? Fizyczny komfort pracy jest nagminnie naruszany. – Przez cały czas jesteś dotykana, przepychana, często ktoś specjalnie ociera się o ciebie. Praca marzeń. Niestety my, kobiety, nie jesteśmy wychowywane w kulturze, która pokazuje nam, jak reagować. Czasami cię zatyka i nie wiesz, co zrobić. Tak naprawdę dopiero, kiedy ktoś przekracza nasze granice, musimy same nauczyć się, jak je stawiać, jak być asertywne i ostre. Ja wtedy jeszcze tego nie umiałam. Jeśli reagowałam, robiłam to w formie żartu. To było za mało.
Na każde zwrócenie uwagi słyszała, że nie ma poczucia humoru i dystansu do siebie. „Taka jest praca”. – Mężczyźni próbują zdeprecjonować to, co robimy, mówimy, czujemy i myślimy. Powtarzają, że nie umiemy się bawić, śmiać i jesteśmy sztywne. Gastronomia to bardzo stresogenne miejsce pracy, ale nie powinno się tym usprawiedliwiać zwykłego mobbingu – podkreśla. Permanentny stres doprowadził do tego, że zaczynała pracę już z mdłościami i spięta. W takiej atmosferze wytrzymała rok. – I tak uważam, że za długo tam pracowałam. Potem musiałam odpocząć psychicznie, żeby wrócić do gastronomii.
Szef kuchni zawsze powtarzał jej, że ma do niego przyjść, jeśli poczuje, że ktoś przekracza jej granice. – Tylko to nie jest takie proste w tym środowisku – wyjaśnia. Porozmawiała z nim, kiedy była już zdesperowana tak, że postanowiła odejść. Było tylko gorzej. – Ta agresja była jeszcze większa. I to nie było tak, że ja nie dogadywałam się z zespołem czy ktoś nie darzył mnie sympatią. To trochę taki syndrom fali w wojsku. „Jeżeli ja byłem traktowany w taki sposób, to będę traktował tak każdą kolejną osobę. Dostałem w kość, ktoś mnie poniżał, więc ja ci też pokażę, jaka to jest praca. Jestem w hierarchii wyżej od ciebie, więc mogę to zrobić”.
Monika nie odeszła z gastronomii, ale zmieniła profesję. Zajmuje się fotografią kulinarną, gotuje na warsztatach, szkoli personel w restauracjach, układa menu. Do tej pory spotyka się z mansplainingiem. Nawet na sesjach fotograficznych zdarza jej się, że podchodzi do niej mężczyzna i nieproszony wytyka coś, co on uważa za błąd. To obiektyw nie ten, to złe światło. – Dostaję dużo złotych rad od mężczyzn. Nawet jeżeli nie są fotografami, to uważają, że wiedzą lepiej. Taki small talk, rozpoczęcie rozmowy od tego, że źle robię zdjęcia. To pokazuje, że to nie tylko cecha kuchni, lecz mężczyźni lubią nam tłumaczyć świat. Ja bym nigdy nie miała śmiałości podejść do chłopaka, który spawa, i powiedzieć mu, jak ma to robić. Żyjemy w świecie, który wciąż traktuje nas jak trochę głupsze, trochę gorsze, które nie dadzą sobie rady. W każdej dziedzinie musimy dużo więcej pokazać, wypracować i być dużo lepsze, by nas traktowano na tym samym poziomie co mężczyzn.
Anna*
Anna po kilku latach pracy w prestiżowym krakowskim hotelu dorobiła się ataków lękowych i problemów ze snem. Wszystko zaczęło się, kiedy zgłosiła Michałowi, szefowi kuchni, że jeden z pracowników złapał za pierś dwudziestoletnią stażystkę. Sama była na stanowisku kierowniczym, więc uznała, że wspólnie dojdą do porozumienia, jak rozwiązać sytuację. Myliła się. Od szefa kuchni usłyszała, że problem sam się rozwiązał. – Dziewczyna mówiła, że nie chce nikomu robić problemów. Wiedziałam, że po prostu się boi – opowiada. Postanowiła obserwować sytuację. Niestety okazało się, że większym zagrożeniem jest sam szef kuchni.
Michał w trakcie pracy pokazywał innym pracownikom ostatnio obejrzane filmy pornograficzne, rzucał do nastoletnich praktykantek dwuznaczne spojrzenia, komentował: „ale bym ją w***chał”. W ten sposób opowiadał o kelnerkach, hostessach, dyrektorkach, które z nim pracowały. Nie krył się z tym przy swoich współpracownikach. Był nie tylko wulgarny, obrażał ludzi i krzyczał. Powtarzał, że tylko w ten sposób można zapanować nad kuchnią. Atmosfera była tak napięta, że trudno było komukolwiek skupić się na pracy. – Nie jest łatwo sprzeciwić się wobec takiego zachowania, w szczególności, kiedy jest się kobietą w męskim świecie. Gastronomia to zdecydowanie męskie poletko i trudno kobiecie stanowczo powiedzieć, że coś jej nie pasuje i obraża ją, bo wtedy jest się inaczej traktowaną. Kobieta staje się tą, z którą „nie można pożartować”, do której ma się dystans, bo „jest sztywniarą” – wyjaśnia moja rozmówczyni.
Anna nie wytrzymała, kiedy w trakcie spotkania pracowniczego Michał żartował, że pokrzywdzona stażystka powinna uprawiać stosunek oralny ze swoim oprawcą. – To było za wiele. Postanowiłam zgłosić wszystko dyrekcji – podkreśla. Nie spodziewała się jednak reakcji swojej przełożonej. Kobieta zadzwoniła po Michała i przy Annie opowiedziała mu wszystko, czego się od niej dowiedziała. Odpowiedział krzykiem. Tłumaczył, że inni doceniają jego żart. – Próbowałam mu tłumaczyć, że kobiety na kuchni są w mniejszości, próbują dorównać mężczyznom, więc z przymusu śmieją się nawet z rzeczy, które godzą w ich kobiecość – mówi. Rozmowa zakończyła się obwinianiem Anny, że nie zareagowała wcześniej i ostrzeżeniem, że fałszywe oskarżenia o molestowanie mogą zniszczyć karierę mężczyźnie. – Wiedziałam już, że od tej dyrektorki nie otrzymam żadnego wsparcia – wspomina.
Po rozmowie Michał odsunął Annę od ważnych decyzji na kuchni i wszystkich zebrań. – Całkowicie mnie ignorował, szukał błędów albo przypominał sobie nagle, że kiedyś czegoś nie zrobiłam. Musiałam się odmeldowywać, choć nigdy wcześniej tego nie robiłam. Teraz żałuję, że nie napisałam żadnego e-maila, bo sprawę wyciszono. A nie byłam jedyną osobą, która zgłaszała zachowanie Michała – opowiada.
Anna nie wytrzymała presji w pracy. Miała problemy ze snem, z jedzeniem, czuła lęk. Zgłosiła się po pomoc do psychologa i zdecydowała się na kilkutygodniowe zwolnienie. Po powrocie do pracy dowiedziała się, że powinna sama porozmawiać z Michałem, by mężczyzna „nie poczuł się postawiony pod ścianą”. – Siedziałam w domu i odchodziłam od zmysłów. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, czy będę mieć pracę, co ze mną, co z nim. Po tym wszystkim kazali mi wrócić i rozwiązać tę sytuację bez żadnej opieki kogoś z kadr – podkreśla Anna. Dowiedziała się także, że nie powinna tak wszystkiego brać do siebie. To tylko praca, są ważniejsze sprawy, usłyszała.
W międzyczasie seksistowskie zachowanie Michała w pracy i mobbing z jego strony zgłosiło także kilka innych osób. To dla nich Michał puszczał na kuchni piosenkę „z dedykacją dla konfidentów”. Reakcji od przełożonych wciąż nie było.
Kiedy Anna wróciła, Michał traktował ją jakby była niewidzialna. Mimo to zebrała się w sobie i poprosiła o rozmowę. Poświęcił jej dwie minuty. Siedział tyłem, sprawdzał maile, a ona mówiła do jego pleców.
Annę lekceważyli także inni pracownicy. – Każdy bał się jego reakcji. Inni sous chefowie nie chcieli się narażać, bo wiedzieli, że zostaną potraktowani w taki sam sposób – opowiada. Magdzie, jednej z kucharek, która poszła w ślady Anny, nie przedłużono umowy. Ktoś jednak zgłosił sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy, która przeprowadziła kontrolę w hotelu, zakończoną karą finansową. – Hotel został ukarany za to, że zignorował zgłoszenia o mobbingu. W oficjalnym piśmie podsumowującym tę kontrolę zacytowano wypowiedź dyrektorki. Wyjaśniała, że postępowanie Michała wynika z nieumiejętności poradzenia sobie z nową rolą na wysokim stanowisku. I tym usprawiedliwiała jego zachowanie nie tylko wobec kobiet, lecz wszystkich osób na kuchni. Nawet PIP nie sprawił, by go zwolniono – podkreśla Anna. Sama zwolniła się kilka miesięcy później. Mówi, że nie żałuje swojego zachowania, choć nie przyniosło ono poważniejszych skutków. – Bardziej żałowałabym, gdybym nic nie zrobiła. Przecierpiałam swoje, musiałam zgłosić się na terapię i miałam naprawdę trudny czas, ale nie żałuję.
Sandra
Sandra jest związana z gastronomią od ponad dziesięciu lat. Z niestosownym zachowaniem na kuchni zetknęła się już w pierwszym miejscu, do którego dostała się na staż. Była to restauracja w prestiżowym hotelu, jednym ze słynniejszych na Pomorzu. Tam każdego dnia słyszała żarty na temat kobiet i pierwszy raz spotkała się z seksualizacją. Z każdym dniem przekonywała się też, że na porządku dziennym jest opowiadanie intymnych historii przez szefa kuchni o jego żonie i kochankach. – Byłam młoda, nie wiedziałam, jak mam się zachować. Bardzo się peszyłam – wspomina.
Po pracy do późnych godzin nocnych jej współpracownicy zaproponowali, że odprowadzą ją do domu, by bezpiecznie dotarła na miejsce. Od szefa kuchni usłyszała wtedy: „Dajcie spokój, nic jej nie będzie. I tak nikt nie chciałby jej zgwałcić”. Miała wtedy 19 lat i wyglądała na znaczniej mniej. – To utkwiło mi w pamięci na długie lata – mówi i dodaje: – Myślę, że na mój stosunek do mężczyzn w pracy w dużej mierze wpłynęło to, jak on się zachowywał i mnie traktował. To zdanie, które wtedy wybrzmiało, siedzi mi w głowie do tej pory.
Zwolniła się i przeprowadziła do Trójmiasta. Tam poznała Darka, szefa kuchni piastującego wysokie stanowiska w przestrzeni gastronomicznej. To on przyjmował ją do nowej pracy w restauracji. Był niezwykle pomocny, wsparł w negocjowaniu umowy, wprowadził do zespołu, pilnował, by była traktowana z szacunkiem. Czuła, że tym razem znalazła się w odpowiednim miejscu. Aż dostała pierwszego smsa od Darka. Z czasem było ich coraz więcej i częściej. Wyznawał jej miłość, zapraszał na kolacje, naciskał, by odwozić ją do domu po pracy. Nie przejmował się tym, że był 25 lat starszy, miał żonę i dwójkę dzieci. – Zaczął przekraczać granice. Byłam przerażona – mówi Sandra. Darek wiedział, o której kończy pracę. Czekał wtedy przed drzwiami restauracji. Jeśli udało jej się wyjść niezauważoną, jechał za nią autem. Kiedy nie odpisywała i nie odbierała telefonu, wystawał pod jej oknem. Nierzadko był wtedy pod wpływem alkoholu. – Byłam w Trójmieście sama i panicznie się bałam. Nie miałam rodziny, przyjaciół. On o tym doskonale wiedział i wykorzystał to. Miał poczucie, że ma mnie w garści – opowiada. Po kolejnym odrzuceniu awansów Darka dowiedziała się, że firma nie chce z nią dłużej współpracować. – Nagle okazało się, że nie są ze mnie zadowoleni, choć wcześniej słyszałam same pochwały. Wiem, że to była jego decyzja. Najgorsze, że ten mężczyzna wciąż piastuje wysokie stanowisko, dalej ma kontakt z młodymi osobami, a publicznie uważany jest za ikonę gastronomii. Żałuję, że nic z tym nie zrobiłam, ale wtedy byłam przerażona, bałam się go – wyjaśnia. Po tej sytuacji wyjechała z Polski. – Takie rzeczy nigdy nie przytrafiły mi się za granicą. A w Polsce? Z rękawa wyciągnęłam dwie historie, a to nie koniec – przyznaje.
Sandra wróciła do Polski kilka miesięcy temu i otworzyła własne studio kulinarne. W ostatnim czasie miała dwie sytuacje, kiedy mężczyźni prosili o rezerwację tylko po to, by ją poznać. Nie zależy im na doznaniach kulinarnych. Chcą napić się z Sandrą kawy, pytają, czy da się zaprosić później na kolację, prawią komplementy. – To jest dla mnie bardzo niekomfortowe. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym gościć taką osobę u siebie i nie czuć podtekstu tego spotkania – mówi.
Nawiązywanie przez nią współpracy także nie jest łatwe. Musi kilka razy zastanowić się, czy osoba proponująca jej współpracę ma czyste intencje i nie ma tu drugiego dna. – Trzy razy wszystko analizuję, zanim mam pewność, że mężczyzna składający mi propozycję zawodową faktycznie chce ze mną pracować. Najbardziej denerwuje mnie to, że w ogóle muszę się nad tym zastanawiać – podkreśla.
Z takim przypadkiem miała do czynienia choćby miesiąc przed naszą rozmową. Była już po omówieniu wstępnych warunków umowy, które ostatecznie odrzuciła. Jej zleceniodawca zaproponował jednak renegocjację wymagań. Tym razem rozmowa miała odbyć się w restauracji, nie w jego biurze. Zaryzykowała, poszła. Spotkanie odbyło się o godzinie 18, a mężczyzna zaproponował alkohol. Sandra nie była zainteresowana, zamówiła herbatę. Mimo obaw wszystko przebiegło poprawnie, bez dodatkowych podtekstów. Zgodzili się na nowe warunki współpracy i czekała na podpisanie umowy. Trzy dni później mężczyzna jednak zaproponował kolejne spotkanie – w restauracji hotelowej, o godz. 22. – Powiedziałam, że nie jestem zainteresowana, ponieważ dla mnie to jest za późno. Czułam podtekst, natomiast jeszcze nie zareagowałam zdecydowanie – opowiada. Sytuacja powtórzyła się po kilku dniach – ta sama restauracja i godzina. Odmówiła ponownie. – Próbował jeszcze się ze mną skontaktować, ale wszędzie go poblokowałam. Wiedziałam, że nie ma sensu wchodzić z nim w dyskusję. Tak naprawdę powinnam uciąć ten kontakt już po pierwszej niestosownej propozycji – zaznacza.
Beata*
Beata trafiła do gastronomii zaraz po skończeniu studiów. Zaczęła jako kelnerka, jednak wiedziała, że woli pracować na kuchni. Kiedy dała się poznać jako pracowita osoba, poprosiła o szansę dołączenia do zespołu kucharzy. Dostała ją. Pierwszego próbnego dnia musiała przebrnąć przez pudła z żywymi rybami, które kazano jej zabić i wypatroszyć. To niezwykle odpowiedzialne zadanie, z którym nawet nie każdy doświadczony kucharz potrafi sobie poradzić. W niektórych miejscach zatrudnia się osobnego pracownika do ryb. – To było dziwne, że musiałam robić to sama bez doświadczenia. Odebrałam to jako prowokację, że muszę komuś coś udowodnić i uważają, że sobie nie poradzę – mówi. Kiedy wychodziła z zaplecza, by oznajmić, że skończyła zadanie, usłyszała rozmowę szefa kuchni z jego zastępcą. Mężczyźni dywagowali nad tym, z kim Beata uprawiała seks z grupy kelnerów. – Stwierdziłam, że wystarczająco dużo usłyszałam. Weszłam na kuchnię, podziękowałam za dni próbne i powiedziałam, że się zwalniam. Nic sobie z tego nie zrobili. Takie rozmowy były dla nich na porządku dziennym, a według nich nie miałam czym się zdenerwować – mówi.
Tutaj spotkała się też z rywalizacją kobiet pracujących na kuchni o względy szefa. Zabiegały o jego uwagę i uczucia. Widziały w nim swojego przyszłego partnera, a Beata była dla nich zagrożeniem. – To było stałe podcinanie sobie skrzydeł. Zamiast siostrzanej pomocy, wolały robić sobie na złość – mówi.
Na kuchni tematem żartów stale była miesiączka. Jeśli ktoś czegoś nie chciał zrobić, słyszał, że to na pewno przez okres. Jeżeli był miły dla drugiej osoby, słyszał radę: „znajdźcie sobie pokój”. – Nie wyobrażam sobie, żebym tam została. To było środowisko, w którym nie dało się niczego nauczyć.
Beata starała się o pracę w sąsiadującej restauracji. Tam jednak zespół był pełny, nie potrzebowano nikogo do pomocy. Zaproponowała, że może pracować na barze. Usłyszała, że kierownik baru nie chce mieć kobiet w swoim zespole. – Nikt nie wstawił się za mną, nikt nie był moim adwokatem – mówi z żalem. Do podobnej sytuacji doszło w kolejnej restauracji. Właściciel lokalu i jednocześnie szef kuchni na wstępie poinformował ją, że kobiet na kuchni nie zatrudnia. – To był stały tekst jeszcze kilka lat temu, choć dziś mało kto miałby odwagę powiedzieć coś takiego.
Zatrudniła się w restauracji, w której dorabiała na studiach w przerwie wakacyjnej. Tu pierwszy raz spotkała się z poklepywaniem po pośladkach. Spotykało to każdego z zespołu. – Wszyscy między sobą. Zachowanie jak z męskiej szatni po meczu, na które było ogólne przyzwolenie.
Beata mimo wszystko starała się nauczyć jak najwięcej. Wiedzę dostawała od szefowej zmiany, kobiety pracującej od kilku lat na kuchni. Powinna uczyć wszystkich, jednak uznała, że zasługuje na to jedynie Beata. – To była forma flirtu, ale tym razem ze strony kobiety. I to przy wszystkich pracownikach, w ogóle się z tym nie kryła. Z jej strony padało dużo podtekstów seksualnych. To było jak sprzedawanie siebie, bo kontynuowanie tych żartów też mi coś dawało. Dostawałam szkolenie, które powinnam otrzymać bez żadnej ceny.
Stwierdziła, że nie chce pracować na kuchni w miejscu, gdzie jest uważana za osobę, która szuka miłości w pracy. – Miałam wrażenie, że ta kuchnia to obszar wewnętrznych intryg, dywagowanie kto z kim romansuje, jakby to był jakiś serial.
Postanowiła z przyjaciółką otworzyć własną restaurację. Wtedy spotkała barmana, który wcześniej odmówił jej pracy ze względu na płeć. Pogratulował jej nowego biznesu, udostępnił w mediach społecznościowych jej wpis o otwarciu i polecił miejsce. – To śmieszna perspektywa, że jak się ma restaurację, to już jest się inną osobą. Ciekawe jest też to, że takie osoby w ogóle nie pamiętają tego, co zrobiły. Trudno dokonać ogólnego rozrachunku, bo one zachowują się, jakby miały amnezję – tłumaczy.
Mówi mi, że gastronomia jest środowiskiem, w którym najgorsze rzeczy wychodzą z człowieka. Godziny pracy, stres, presja robią swoje. Dochodzi do tego morze alkoholu. – Po latach widzę i mogę otwarcie o tym powiedzieć, że pracując w gastronomii dla kogoś, sama miałam problem z alkoholem – wyznaje. Normą jest pójście po zmianie na piwo, by odreagować. Ono nigdy jednak nie kończy się na jednym kuflu. Praca w gastronomii to jedna wielka impreza – podkreśla Beata. Jak wspomina, kiedy sprzątała kuchnię w nowym lokalu, znalazła dwa kontenery pustych małpek. – Z pewnością to przyczynia się do tego, że człowiek nie myśli logicznie i zupełnie inaczej reaguje. Może gdybym nie spożywała takich ilości alkoholu, byłabym w stanie powiedzieć, że czyjś żart jest nie na miejscu i nie powinien do mnie tak mówić. To nie jest tak, że chciałabym usprawiedliwić osoby, które są oprawcami, ale myślę, że to jest czynnik, o którym trzeba mówić, bo to przyczynia się do wielu sytuacji patologicznych.
Prowadzenie własnej restauracji też stawia przed nią wyzwania. Ostatnio jeden z dostawców nazwał ją „natrętną laską”, bo chciała, by przywiózł warzywa na czas. – Dlaczego ja muszę walczyć o szacunek i nie mogę go dostać od razu, tak jak dostaje go mężczyzna? Nie dość, że na początku drogi w gastronomii ciągle masz rzucane kłody pod nogi, to nawet jak prowadzisz swoją firmę, nie jest łatwiej.
Naszą rozmowę kończy smutną refleksją: – Nie wiem, czy Polska jest gotowa na przyjęcie historii o tym, jak kobiety są traktowane na kuchni. Im bardziej ten suwak przesunie się od ekstremum, tym więcej będzie pytań do ofiary podważających jej wersję, czy to nie jest tak, że prosiła się o te żarty, zarzutów, że to ona flirtowała. W końcu „nic nie powiedziałaś, nic nie zgłosiłaś”.
*na prośbę bohaterek imiona zostały zmienione
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Kate Winslet: W dojrzałym wieku stajemy się bardziej kobiece, silniejsze i seksowne. Odnajdujemy swój głos
Podając się za fotografów, robili im nagie zdjęcia. Ponad 100 pokrzywdzonych dziewcząt. Są kolejne zatrzymania
Skandaliczne uzasadnienie wyroku sądu w sprawie pani Joanny z Krakowa. „Patriarchat i stygma aborcyjna w pełnej formie” – komentuje FEDERA
Demi Moore: „Żyjemy w czasach ciągłego osądzania. Ludzie mogą oceniać się nawzajem zupełnie anonimowo w naprawdę okrutny sposób”
się ten artykuł?