Przejdź do treści

„W sądzie nikt nie wrzeszczy, nikt nie wyzywa. To mobbing w białych rękawiczkach”. O tym, dlaczego depresja to choroba zawodowa kuratorów sądowych, mówi Aleksandra Szewera-Nalewajek

fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– To absurd, ale zdarza się, że kuratorzy mówią: „W terenie czuję się bezpieczniej niż w sądzie”. Nie dziwię się. Przełożeni są w stanie robić kontrole w sposób naruszający godność i podstawowe prawa moralne, ale wszystko jest legalne – mówi Aleksandra Szewera-Nalewajek, kuratorka sądowa, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Kuratorów Sądowych. 15 września 2022 roku odbędzie się protest kuratorów sądowych.

 

Marianna Fijewska: Czy kuratorzy sądowi mają wakacje?

Aleksandra Szewera-Nalewajek: Okres od czerwca do września to niezwykle trudny i pracowity czas dla kuratorów. Owszem, każdy z nas wyjeżdża na urlop, ale każdy z nas musi także brać zastępstwa za tych, którzy akurat są na wakacjach. Polegają one zwykle na realizowaniu wywiadów jednorazowych – gdy w danym rejonie zostanie zgłoszone na przykład podejrzenie przemocy wobec dziecka, trzeba nawiązać kontakt z rodziną i sprawdzić, czy rzeczywiście dzieje się coś złego. Kurator, który jest na zastępstwie, nie zna danego rejonu, więc jest mu trudniej. W dodatku tej konkretnej rodziny, zwłaszcza w wakacje, często nie ma, trzeba zostawiać karteczki z prośbą o kontakt, ale nikt nie oddzwania, a terminy gonią… Do tego dochodzi tak prowizoryczna kwestia jak pogoda. Kurator nie może prowokować swoim strojem, ale co zrobić, gdy termometr pokazuje prawie 30 stopni? Założyć krótkie spodenki i narazić się na komentarze: „Ale pani kurator ma nogi!”, czy nie zakładać i przez cały dzień balansować na granicy omdlenia? Pomijając już fakt, że w wielu sądach również nie ma klimatyzacji, a w niektórych okna się nie otwierają.

To są dylematy, z których społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy. Tak samo, jak z tego, że depresja tak często dopada kuratorów sądowych. 23 lutego w Światowy Dzień Walki z Depresją napisałaś na ten temat post na Facebooku. Oto fragment: „Chorowanie na depresję to nie wstyd. Wstydzić się powinni ci, którzy wiedząc, jak wygląda praca kuratora, znając Raport CIOP, nie robią nic, aby przeciwdziałać pogarszającej się kondycji psychicznej kuratorów”.

Można powiedzieć, że depresja to choroba zawodowa kuratorów. Niedawno Centralny Instytut Ochrony Pracy (CIOP) przeprowadził badania na grupie 506 kuratorów sądowych na temat zagrożeń w pracy kuratora sądowego. Oczywiście badanie nie miało „mocy” stawiania diagnozy dotyczącej depresji, ale wynik wskazywał na bardzo wysoki odsetek prawdopodobieństwa depresji wśród respondentów.

Dlaczego praca kuratora sądowego tak sprzyja depresji?

To bardzo emocjonalna i niezwykle nieprzewidywalna praca. Kurator pracuje w nieustannych napięciu. Spotyka się z rodzinami, w najtrudniejszych momentach ich życia – śmierci, choroby, przemocy… Nie wie, co wydarzy się na wizycie. Czy będzie musiał uciekać, czy zrobi się niebezpiecznie? Czy padnie ofiarą poniżających komentarzy? Do tego dochodzi poczucie ogromnej odpowiedzialności. Przecież to nasze opinie mają wpływ na to, czy ktoś pójdzie do więzienia, czy czyjeś dziecko zostanie odebrane… Dlatego wiele osób w ogóle nie wychodzi z pracy. Znam kuratorów, którzy nieustannie mają przy sobie telefon, czekając na sygnał od kobiety, nad którą znęca się mąż i która w każdej chwili może potrzebować pomocy. Zdanie sobie sprawy z tego, że to nie my, a policja jest od tego, by przeprowadzać interwencje, zajmuje naprawdę dużo czasu – początkowo w głowie młodego kuratora rządzi poczucie misji i syndrom Boga, który zbawi świat.

Dlaczego tak trudno reagować na mobbing, mówi psycholożka Karolina Ołdak /fot. Getty Images

A to pierwszy krok do wypalenia zawodowego.

Oczywiście. Bo jak poradzić sobie z tak niewyobrażalną odpowiedzialnością? Do tego dokładają się reakcje otoczenia. Znajomi mówią: „Ale ty masz niebezpieczną pracę! Nie boisz się, że w ramach zemsty ktoś skrzywdzi twoje dziecko?”. Z jednej strony czujesz, że to bzdura, z drugiej zaczynasz myśleć: „A co jeśli…”. I na koniec dochodzą jeszcze warunki panujące w pracy, czyli mobbing i zachowania niepożądane ze strony przełożonych: kierowników, kuratorów okręgowych i prezesów sądów.

Mobbing w sądzie? To mówiąc delikatnie, paradoks.

W sądzie nikt nie wrzeszczy, nikt nie wyzywa. To mobbing w białych rękawiczkach, który odbywa się za pomocą nieustannych kontroli i szukania kozłów ofiarnych.

Na przykład?

Grudzień 2021. Dziewczynka w wieku 12 lat popełnia samobójstwo, wcześniej sąd przydziela rodzinie nadzór kuratorki. Mimo że sąd po przeprowadzeniu dokładnej analizy, nie stwierdził absolutnie żadnych uchybień w jej pracy, przełożeni chcieli z niej zrobić kozła ofiarnego. Szukali czegoś, czym można było ją pogrążyć. Wreszcie kobieta przeszła na zwolnienie lekarskie, nie wytrzymała presji. Nie dostała żadnego wsparcia ze strony pracodawcy. To my, jako związek zawodowy, sfinansowaliśmy jej opiekę psychologiczną.

Jaki jest interes przełożonych w nieustannych kontrolach czy szukaniu „haków”?

Sama nie wiem. Teoretycznie przełożonym powinno zależeć, by jego pracownicy wypadli jak najlepiej, ale myślę, że część ludzi na stanowiskach kierowniczych w tej branży ma w sobie skłonności przemocowe, które w ten sposób realizuje. Wielu kierownikom brakuje kompetencji zarządczych, a do tego dochodzą osobiste ambicje – myślę, że część osób poprzez „wsypywanie” innych, liczy na awans na wyższy stopień zawodowy, na awans do wyższych struktur np. w Ministerstwie, lub na nagrodę. Oczywiście nie dzieje się tak wszędzie – są sądy, na przykład w okręgu wrocławskim, gdzie wprowadzono możliwość superwizji, czyli konsultacji psychologicznych, gdy kurator mierzy się z jakimś zawodowym problemem.

Ale skala mobbingu w tym konkretnym zawodzie jest relatywnie duża?

Tak. Jako przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego dostaję bardzo dużo listów, maili i telefonów. To absurd, ale zdarza się, że kuratorzy mówią: „W terenie czuję się bezpieczniej, niż w sądzie”. Nie dziwię się. Przełożeni są w stanie robić kontrole w sposób naruszający godność i podstawowe prawa moralne, ale wszystko jest legalne. Chcesz przykłady? Kuratorce, która poroniła, kierownik zrobił kontrolę teczek, innemu kuratorowi kierownik kreślił na kartach notatki dotyczące czynności, czepiając się każdego słowa. Podobna kontrola spotyka kuratorów, którzy idą na zwolnienie od psychiatry. Mają depresję, więc trzeba ich wykończyć. Zdarza się też, że prezes sądu informuje: „Otrzymaliśmy notatkę negatywnie oceniającą twoją pracę”, a gdy kurator prosi o wgląd w tę rzekomą notatkę, okazuje się, że jej nie ma… zniknęła. Mi też zrobiono niezapowiedzianą kontrolę, o której dowiedziałam się dopiero po otrzymaniu protokołu. Kontrola ta odbyła się zaraz po śmierci mojego taty. Do tej pory mam w sobie mnóstwo żalu, że nie mogłam należycie przeżyć żałoby. Bardzo dużo mnie to kosztowało, miałam potężny nawrót depresji. Nie rozumiałam i dalej nie rozumiem jak tak można. Chcę jednak podkreślić, że jestem zwolenniczką kontroli! To zawód wysoce odpowiedzialny, a nikt z nas nie jest idealny. Kontrole są potrzebne, ale nie jako narzędzie mobbingu. Ponadto kontrola powinna być zakończona rzetelną oceną pracy kuratora, zatem jeśli pracuje dobrze, powinien otrzymywać wzmocnienia i pochwały, a niestety wielu przełożonych skupia się wyłącznie na negatywach, co powoduje w pracownikach poczucie braku sensu i pytanie: „To po co ja się tak staram?”.

Moja diagnoza była kwestią totalnego przypadku. Nagle zaczęłam czuć się bardzo źle. Robiłam badania pod kątem wielu chorób, m.in. boreliozy, ale wszystkie wyniki były dobre. (...) Bycie w nieustannym napięciu, poczucie niesprawiedliwości, niedocenienia… to wszystko składało się na moją chorobę, ale przecież cały czas aktywnie działałam w organizacjach pozarządowych, byłam uśmiechnięta, gadatliwa… Nikt, łącznie ze mną, nie podejrzewał depresji

Ty o swojej depresji mówisz głośno i bez ogródek. Zdecydowałaś się na to gdy usłyszałaś diagnozę, czy skłoniło cię do tego jakieś inne wydarzenie?

Moja diagnoza była kwestią totalnego przypadku. Nagle zaczęłam czuć się bardzo źle. Robiłam badania pod kątem wielu chorób, m.in. boreliozy, ale wszystkie wyniki były dobre. W pewnym momencie lekarka, która robiła mi EKG, pomyliła się i wysłała mnie do szpitala, mówiąc, że mam fatalne wyniki. Pojechałam na izbę przyjęć, gdzie inna lekarka spojrzała na wyniki i wyjaśniła, że wszystko z moim sercem w porządku, ale widząc mój stan, zaproponowała, żebym została na oddziale. Tam szybko zdiagnozowano u mnie depresję. Bycie w nieustannym napięciu, poczucie niesprawiedliwości, niedocenienia… to wszystko składało się na moją chorobę, ale przecież cały czas aktywnie działałam w organizacjach pozarządowych, byłam uśmiechnięta, gadatliwa… nikt, łącznie ze mną, nie podejrzewał depresji. Oczywiście na początku bałam się powiedzieć komukolwiek, prócz rodziny.

Czego się bałaś?

Tego, czego boi się wielu kuratorów – że zostanę uznana za wariatkę i że mnie zwolnią. Później to się zmieniło. Mój superwizor – oczywiście superwizje załatwiłam sobie sama – namówił mnie, żebym zaczęła głośno mówić o tym, jak się czuję. Zasugerował, żebym nie obwieszczała tego wszystkim naraz, ale naturalnie, podczas rozmowy, gdy poczuję, że mogę i że potrzebuję. Pomyślałam, że to dobry pomysł i że nie ma mowy, nie dam się wywalić za depresję! Zaczęłam mówić i przyniosło mi to niewiarygodną ulgę. Ludzie dookoła reagowali ciepło i bardzo często dzielili się ze mną tym, że sami również mają depresję. Tylko raz usłyszałam w pracy pytanie, czy jestem pewna, że przejdę okresowe badania u lekarza medycyny pracy. Nie było to przyjemne, ale ani przez chwilę nie pożałowałam, że mówię o swojej depresji.

Już kolejny raz wspominasz o superwizjach – mam wrażenie, że jest to szalenie ważny element pracy kuratora i nie rozumiem, jak sąd może nie zapewniać swoim pracownikom tej formy konsultacji.

Na szczęście to się powoli zmienia. Tak jak mówiłam, sądy w okręgu wrocławskim zapewniają superwizję swoim kuratorom. W dodatku nie są to superwizje wewnętrzne, to znaczy superwizorzy nie są zatrudnieni przez sąd, ale w jakiejś zewnętrznej, niezależnej poradni. Dzięki temu kuratorzy nie mają obawy, że zostaną zwolnieni z pracy, gdy podzielą się swoimi trudnościami. Niestety takie podejście jest wciąż rzadkością. Niektóre sądy zapewniają superwizję w swojej siedzibie, tylko grupową, w której uczestniczy także kierownik. Po opublikowaniu raportu Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, który ujawnił wysoką korelację między zawodem kuratora a prawdopodobieństwem depresji, CIOP opublikował również wskazania działań, które powinny zostać wdrożone przez sądy, by chronić zdrowie psychiczne pracowników. Wśród tych wskazań znajdowało się m.in. zmniejszenie biurokracji i obowiązków administracyjnych, zmniejszenie ilości procedur, szkolenie przełożonych z zakresu zarządzania, treningi z zakresu inteligencji emocjonalnej i prewencji agresji wśród kuratorów i oczywiście superwizja. Jako Ogólnopolski Związek Zawodowy przesłaliśmy te wytyczne do sądów. Dostaliśmy wiele maili z odpowiedzią, że to świetne wytyczne i bardzo dziękują za przesłanie ich mailem. Ale żaden, absolutnie żaden z sądów nie zechciał ich wprowadzić.

Uważasz, że to będzie się zmieniać?

Mam nadzieję i zrobię co w mojej mocy, by tak się stało. Głęboko wierzę, że zmiana na lepsze nastanie, inaczej nie byłabym przewodniczącą Związków.

Po opublikowaniu raportu Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, który ujawnił wysoką korelację między zawodem kuratora a prawdopodobieństwem depresji, CIOP opublikował również wskazania działań, które powinny zostać wdrożone przez sądy, by chronić zdrowie psychiczne pracowników. (...) Jako Ogólnopolski Związek Zawodowy przesłaliśmy te wytyczne do sądów. Dostaliśmy wiele maili z odpowiedzią, że to świetne wytyczne i bardzo dziękują za przesłanie ich mailem. Ale żaden, absolutnie żaden z sądów nie zechciał ich wprowadzić

Póki sądy nie zaopiekują się swoimi kuratorami, co kuratorzy mogą zrobić sami dla siebie? Co ty wdrożyłaś w swoim osobistym stylu pracy, co dziś pomaga ci zachować dobrostan psychiczny?

Przez długi czas byłam przeciwniczką leków przeciwdepresyjnych i w ogóle jakichkolwiek leków. Jestem tym człowiekiem, który leczy się herbatkami i nigdy nie bierze antybiotyków. Na szczęście dorosłam do tego, by posłuchać psychiatry i widzę, że farmakoterapia spowodowała u mnie niezwykłą poprawę. Po drugie zaakceptowałam fakt, że chorowanie na depresję jest ode mnie niezależne. Wcześniej, gdy nie miałam siły, mówiłam sobie: musisz natychmiast wstać z łóżka! Dziś daję sobie prawo do tego, by czuć się gorzej. Nie chodzi o to, że leżę plackiem przez trzy tygodnie, gdy mam nawrót choroby, bo zawsze stawiam sobie małe zadania, ale akceptuję to, że jest mi czasem trudniej… Zrozumiałam też, że kiedy depresja daje o sobie znak, to tak naprawdę wysyła do mojego organizmu komunikat: „Przystopuj, zadbaj o siebie!”. Zarówno ja, jak i moi bliscy, nauczyliśmy się „czytać” te sygnały, nawet gdy są jeszcze bardzo subtelne i odpowiednio na nie reagować. Ogromnie ważnym elementem samodbałości jest też mówienie innym o swoim samopoczuciu. Nie ukrywanie tego, bo choroba jest i będzie, nie ma się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie – dzięki temu, że powiem głośno o depresji, ktoś inny też może się przede mną otworzyć. Mam wrażenie, że od kiedy choruję, rozumiem innych ludzi odrobinę lepiej.

A superwizja? Co ona daje w kontekście dbania o siebie?

Dystans. To bardzo emocjonalna praca, która niezwykle wciąga. Superwizor jako specjalista nie tylko doradzi, to, co będzie najlepsze dla podopiecznych, ale również w razie potrzeby sprowadzi kuratora na ziemię, gdy temu pojawi się syndrom Boga. Poza tym, jeśli superwizor zauważy, że z kuratorem dzieje się coś złego, np. będzie podejrzewał wypalenie, czy depresję, da mu informację zwrotną, co jest bardzo cenne. Ale wracając do twojego poprzedniego pytania – myślę, że niezwykle ważne jest to, by każdy kurator zdał sobie sprawę z banalnej w gruncie rzeczy zależności: by dobrze wykonywać swoją pracę i należycie dbać o podopiecznych, najpierw musimy zadbać o samych siebie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: