Przejdź do treści

„Ktoś wymyślił idiotyczne określenie menopauzy jako 'przekwitania’. Okropne! Nie dziwię się, że młodsze kobiety się tego boją” – mówi Ela Hübner

Ela Hubner / fot. Magda Trebert
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Życie służy do życia, niezależnie od wieku. Coraz więcej jest wokół kobiet, które nie oglądają się na „zaawansowany” PESEL i właśnie teraz nabierają wiatru w żagle. A menopauza? Trzeba się do niej przygotować. Dużo wcześniej zaczęłam na ten temat czytać i rozmawiać. Nie była dla mnie zaskoczeniem – o dojrzałości, menopauzie i redefinicji siebie po 50-tce rozmawiamy z Elą Hübner, autorką bloga „Fajna baba nie rdzewieje”.

Jolanta Pawnik, Hello Zdrowie: „Fajna baba nie rdzewieje” – ciekawa nazwa. Dopadł cię stan „rdzewienia”?

Ela Hübner: To z przekory. Chciałam pokazać, że mimo upływu lat można nadal być pełną energii „dziewczyną”. Co prawda los ze mnie zadrwił i to rdzewienie mnie dopadło, jak na ironię tuż po 50-tych urodzinach w 2016 roku.  Ujawniła się wrodzona wada stawu biodrowego. Nie pamiętałam tego, sporty, które uprawiałam, wzmocniły mnie. Do czasu. Nagle zaczęłam odczuwać ból i okazało się, że trzeba operować. Od 3,5 roku mam endoprotezę biodra, ale to nie powstrzymuje mnie od prowadzenia aktywnego trybu życia.

To zbiegło się z piątką z przodu. W marcu bardzo hucznie obchodziłam swoje 50. urodziny, była impreza z przyjaciółkami, tańce, hulanki i swawole do świtu, kankan, nie powiem jakie jeszcze szaleństwa. Do łóżka doczołgałam się na czworakach i byłam pewna, że coś sobie naciągnęłam podczas tych harców. Jednak w ciągu kilku następnych tygodni ból nie ustępował i w końcu poszłam do ortopedy, który wysłał mnie na rentgen i potwierdził diagnozę. Rok i parę miesięcy później przeszłam operację.

To był chyba pierwszy moment, kiedy pojawiło się myślenie o rdzewieniu, ale ta sprawa jeszcze bardziej zmobilizowała mnie do tego, aby dbać o formę. Generalnie z dystansem podchodzę do fizycznych oznak upływu czasu, choć oczywiście staram się wyglądać jak najlepiej. Akceptacja tych zmian jest ważna, przecież od nich nie uciekniemy i nie ma co histeryzować. Nie można też zapuszczać się mentalnie – gnuśnieć, poddawać się zgorzknieniu, a zaniedbanie zdrowia, sprawności daje nam w kość na co dzień. Jeżeli ktoś „skrzypi”, nie może się schylić, przysiadu zrobić, jego życie jest trudniejsze. Widziałam to bardzo dobrze na rehabilitacji po operacji. Kobiety w moim wieku i niewiele starsze miały problemy, żeby unieść nogę czy zrobić skłon. Mój fizjoterapeuta mówił, że żadnej z tych osób tam by nie było, gdyby zechciały choć trochę się ruszać.

A takie „rdzewienie” od środka? Dużo tego wokół nas.

Wydaje mi się, że tak pół na pół. Jest coraz większa grupa kobiet, które mówią, że wiek to tylko liczba i żyją bardzo aktywnie, nie chowają się. Zrzucają tradycyjne blokady związane z wiekiem czy też te różne „uzdy”, które same sobie narzucałyśmy albo narzucała nam je kultura. Te wszystkie „nie wypada”, „w tym wieku”, odsuwanie na boczny tor itp. I to jest fajne, że wiele z nas nie przejmuje  się tym, ile mamy lat, że działamy! Znam dużo „dziewczyn” takich bliżej 60-tki, które nie wiedzą w co włożyć ręce i głowę, bo ciągle mają jakieś pomysły, ciągle gdzieś je nosi, dzień za krótki.

Ale jest też jeszcze sporo takich, które nie mają pomysłu na siebie i nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić. I teraz, kiedy dzieci mają swoje życie, mąż być może także, one nie potrafią wymyślić, jak ten uwolniony czas wykorzystać. Są bierne, narzekają na osamotnienie, oczekują, że ktoś powinien się nimi zająć. Same nie potrafią zagospodarować tej pustki, a przecież jest tyle możliwości!

Generalnie z dystansem podchodzę do fizycznych oznak upływu czasu, choć oczywiście staram się wyglądać jak najlepiej. Akceptacja tych zmian jest ważna, przecież od nich nie uciekniemy i nie ma co histeryzować

Ela Hübner

Rozmawiam z terapeutami i oni wskazują na jeszcze jedną grupę, która zajmuje dużo miejsca w ich grafikach – to kobiety koło 40-tki, które zaczynają bać się starości. Kompletnie nie są w stanie wyobrazić sobie tego momentu, a fizyczność zaczyna im o tym troszkę przypominać.

To jest bardzo ciekawe, bo ja miałam kryzys właśnie w okolicach 40-tki. To nie były najszczęśliwsze urodziny świata, zbiegły się zresztą z pewnymi niefajnymi wydarzeniami w moim życiu. Natomiast 50-tka to już była czysta radość i euforia. Potem mnie wprawdzie rzeczywistość trochę sprowadziła na ziemię w związku z operacją biodra, ale mimo wszystko lepiej mi z 50-tką, niż z 40-tką w dowodzie.

A menopauza i te jej wszystkie fizyczne objawy? Dla wielu kobiet są dużym zaskoczeniem.

Na menopauzę trzeba się przygotować. Dużo wcześniej zaczęłam sobie o niej czytać, rozmawiać z moją lekarką. Dlatego jej objawy, choć na początku trochę dawały mi się we znaki, nie były dla mnie zaskoczeniem, ani strasznym szokiem. Wiedziałam, że się zbliża.

Ważne jest to jak siebie traktujemy. Czytałam w książce o naturalnych metodach leczenia, że u zdrowej kobiety proces menopauzy przebiega łagodnie i bezproblemowo. Na początku wkurzyłam się, bo co autor, facet, może o tym wiedzieć! Jednak później to samo powiedziała moja przyjaciółka, która jest psychodietetyczką według medycyny chińskiej. Pisały o tym również inne kobiety zajmujące się menopauzą, potwierdza to styl życia mieszkanek Dalekiego Wschodu. U nich nie występuje większość symptomów, które trapią nas w naszej cywilizacji. I o to właśnie chodzi – trzeba zadbać o odpowiednią dietę, ruch, wypoczynek, kontrolowanie używek, redukcję stresu. Tymczasem okazuje się, że jest problem z wprowadzeniem tego typu zmian, bo to wymaga wysiłku.

Jak u ciebie przebiega menopauza?

Ciągle jeszcze regularnie miesiączkuję, ale sama po sobie czuję, że burza hormonalna jest już łagodniejsza. Inaczej niż na początku, kiedy wszystko było bardzo dotkliwe. Teraz jest dużo lepiej, właściwie nie odczuwam objawów.  Oczywiście każda kobieta przechodzi to inaczej, ale zgadzam się z autorkami, które piszą, że menopauza to wspaniała okazja do tego, aby uporządkować swoje życie i narodzić się na nowo, w sposób bardziej świadomy. Okres menopauzalny jest czasem słuchania sygnałów z ciała i uzdrawiania. W aspekcie fizycznym, emocjonalnym i duchowym.

Ja staram się prowadzić zrównoważony tryb życia, zgodnie z zaleceniami, o których mówiłam. Dbam więc o dobre odżywianie, odpowiednią porcję ruchu, nie jadam słodyczy, unikam produktów z pszenicy, jem za to dużo warzyw. Prawie nie piję już alkoholu i mniej siedzę w internecie, w mediach społecznościowych. To w ramach ograniczania nadmiaru bodźców, które mi nie służą. Staram się zachowywać spokój i równowagę. Ważne są dla mnie kontakty z rodziną, przyjaciółmi. I widzę, że to działa. Od kiedy wprowadziłam zmiany w stylu życia, objawy menopauzy przestały mi dokuczać, przechodzę ją dość łagodnie. A jak tylko zrobię coś nie tak albo wtłoczę sobie za dużo zadań, to mój organizm od razu reaguje.

Z dziesięć lat temu, z powodu problemów z żołądkiem, zaczęłam regularnie pić kleik z siemienia lnianego. Robię go co rano. Jak się teraz okazuje, jest to jeden z silniejszych fitoestrogenów, który jest zalecany w medycynie chińskiej czy ajurwedyjskiej. Czytam, że siemię lniane jest źródłem wszystkiego, czego potrzebuje kobieta menopauzalna. Być może też dlatego nie odczuwam silniejszych dolegliwości? Najbardziej cieszę się z tego, że nie miałam wahań nastrojów i uderzeń gorąca. Taki typowy, niczym nieuzasadniony atak wściekłości dopadł mnie może ze trzy razy. Kiedy bez wyraźnego powodu, czujesz takie nabuzowanie, że masz ochotę komuś przywalić albo wrzeszczeć bez opanowania (śmiech).

Nie miałam takich odruchów, żeby się położyć i wyć z bezsilności albo stanów płaczliwości, użalania się nad sobą. Przeżywałam gorszy czas psychicznie przy okazji operacji biodra, bo był ból, czułam strach, jak będę funkcjonować, czy będę chodzić, czy będę w stanie pracować. To było raczej związane z niepewnością wynikającą z tamtej sytuacji, a nie na tle zmian hormonalnych.

O okresie menopauzalnym mówi się, że to wiek średni, zakończenie młodości. Jak ty nazywasz ten czas u siebie?

Bliskie jest mi słowo „dojrzałość”, uważam, że jest przyjazne i pozytywne, w sensie mądrości, dystansu, rozumienia świata. Wiele kobiet podkreśla, że w tym czasie emocje się uspokajają, łagodniej patrzą na świat, nie przejmują się już tak bardzo zdaniem innych czy jakimiś drobnostkami.

To jest taki moment, kiedy zaczynamy być także łagodne dla siebie i bardziej skoncentrowane na naszych potrzebach. I to wcale nie musi być egoistyczne, bo wiele kobiet ma już za sobą wychowywanie dzieci, dorabianie się, wspieranie innych, przyszła pora na zajęcie się sobą. Dojrzałe kobiety mówią „teraz jest nasz czas” i słusznie! Ktoś wymyślił idiotyczne i deprecjonujące określenie menopauzy jako „przekwitania”. Okropne! Nie dziwię się, że młodsze kobiety się tego boją, a przecież my właśnie teraz rozkwitamy! Jesteśmy silne jak nigdy wcześniej, wiemy, czego chcemy i wiele z nas realizuje własne scenariusze!

Kiedy w 2015 roku zaczynałam pisać bloga, głośno było o okładce Newsweeka z Agatą Młynarską, która publicznie powiedziała właśnie coś takiego o kobietach 50-letnich – „teraz my!” To był chyba pierwszy artykuł o 50-letnich kobietach, mówiący, że to nie są babcie, matrony czy starowinki. Nagle okazało się, że kobieta 50-letnia może być seksowna, pełna werwy, witalności. Wtedy jeszcze, w takim szerokim rozumieniu, postrzeganie kobiety 50-letniej czy po 50-tce było właśnie w kategoriach „już do niczego”, kogoś, kto już jest przejrzały. Nie dojrzały, ale przejrzały i tej pani dziękujemy.

Raptem minęło kilka lat i mamy „silver revolution” czy „silver tsunami”. Świadomość kobiet niesamowicie wzrosła. To jest zjawisko, które występuje na całym świecie. Tak więc mamy sprzyjający klimat, chociaż polskie społeczeństwo nie do końca to jeszcze tak postrzega.

Dwa lata temu głośna była sprawa francuskiego pisarza, który powiedział, że nie uprawia seksu z kobietami po 50-tce, bo go brzydzą, czy coś takiego. Sam też był w tym wieku. Wyglądał jak dziadek, wcale nie piękny. I mówił, że on tylko 25-latki. Pamiętam, komentowałam to w „Dzień dobry TVN” i użyłam porównania do samochodów: Niektórzy lubią nowoczesne auta z lśniącą karoserią i super prędkością. A inni wolą retro, które mają również klasę i styl. Wszystko więc jest kwestią gustu, ale i potrzeb.

Jak to się stało, że zaczęłaś prowadzić bloga? To jeden ze starszych blogów poświęconych takiej tematyce.

Wtedy, w 2015 roku w sieci były tylko blogi modowe dla dojrzałych kobiet, blogerek lifestyle’owych nie znałam. Od dawna chodził mi po głowie blog mówiący o tym, że nie jest za późno, że teraz się realizuje marzenia. Chodziło mi to po głowie od kryzysu, jaki miałam po 40-ce. Blog wziął się z mojego osobistego doświadczenia, bo przecież czuję się dobrze, uprawiam sporty, jestem sprawna, mam poukładane w głowie, czytam, rozwijam się, mam wiele zainteresowań, planów. To co, to już koniec ze mną? Z takiego myślenia powstał mój blog. No i w proteście wobec strasznego hejtu w Internecie, typu: „Skorupo, do grobu, a nie tu będziesz się prezentować…”

Ktoś wymyślił idiotyczne i deprecjonujące określenie menopauzy jako „przekwitania”. Okropne! Nie dziwię się, że młodsze kobiety się tego boją, a przecież my właśnie teraz rozkwitamy! Jesteśmy silne jak nigdy wcześniej, wiemy, czego chcemy i wiele z nas realizuje własne scenariusze

Ela Hübner

Takie komentarze były?

Tak, mam notatki z tamtych lat. Pamiętam, że była reklama jakiegoś balsamu do ciała dla kobiet po 40-tce. I komentarz: „Ty skorupo, ty już nie myśl o ciele, tylko się szykuj na cmentarz”. Pamiętam też, że flirtowałam przez jakiś komunikator i kiedy pewien gość dowiedział się, że jestem po 40-tce, to spytał się mnie wprost, czy nie jestem czasem „pasztetem” i czy nie będę mu przynosiła wstydu, jak pójdziemy na zakupy (śmiech). To był oczywiście koniec tej znajomości.

Okres menopauzalny to czas redefinicji wielu związków, i tych o bardzo długim stażu, i tych nieformalnych.

Znam kobiety, które mówiły mi, że absolutnie już kończą z tym „sportem” w sensie relacji damsko-męskich, ponieważ tak dostały w kość, że już im się nie chce. Zwłaszcza tam, gdzie był alkoholizm czy przemoc domowa, ekonomiczna. One wyszły z tych związków, a teraz kwitną. Wpadła mi też w oko statystyka podająca, że coraz więcej kobiet po 50-ce rozwodzi się i te pozwy idą od kobiet, nie od mężczyzn. Kobiety zaczynają sobie uświadamiać, że żyją w związku dwóch odrębnych bytów i to nie ma sensu. Albo on zdziadział, nic mu się nie chce. Napisała mi ostatnio jedna kobieta, że miała nadzieję, że właśnie po odchowaniu dzieci będą z mężem zwiedzać świat, a on figa z makiem, powiedział, że jej odbiło. I rozwiedli się. Powiem szczerze, byłam zdziwiona, że fraza: „odbiło ci na stare lata” ciągle jest taka popularna. Ale też znam kilka małżeństw, które to wspólne życie w dojrzałym wieku okręciły wokół jakiejś pasji i to bardzo fajnie funkcjonuje. Tak trzeba żyć!

Tymczasem wiele kobiet nie ma z kim dzielić tego fajnego czasu, który się teraz przed nami otwiera. Kobiety są aktywne, „chce im się”, a niektórzy panowie utknęli mentalnie w patriarchacie. DJ Vika opowiadała kiedyś w wywiadzie, że miała wielu adoratorów, ale po dyskotece, kiedy zabawa się skończyła, oczekiwali, że ona zrobi im jedzenie i poda ziółka. Po co jej to? Parę lat temu mój znajomy, który zbliżał do 60-tki, inteligentny, wykształcony, błyskotliwy, stwierdził, że chyba zacznie rozglądać się za jakąś towarzyszką życia, bo się starzeje i będzie potrzebował opieki. Autentyczny tekst. Nie należę do osób, którym brakuje języka w gębie, ale wtedy mnie zatkało. Zdaje się, że takie myślenie ciągle u wielu panów pokutuje. To ja dziękuję bardzo.

Jak moment redefiniowania świata ok. 50-tki przechodzą osoby, które są same?

To chyba zależy. Ja nie mam z tym problemu, ponieważ spełniam swoją dziennikarską pasję, a to zawsze było dla mnie bardzo ważne. Jestem też trochę samotnikiem. Mam tak od dziecka. W dzieciństwie dużo chorowałam, urodziłam się z astmą, dysplazją stawu biodrowego, innymi sprawami. Nie chodziłam do szkoły, leżałam w łóżku i musiałam się sobą zająć. Nauczyłam się być sama, ale znam kobiety, które tego nie potrafią. My chyba bardziej niż mężczyźni, potrzebujemy wspólnoty, kręgu, żeby porozmawiać, wyrazić swoje emocje. Są kobiety, które definiują się właśnie przez obecność innych, rodzinę albo przyjaciółki. Tak zostały wychowane, że są „dla kogoś”. Nie umieją myśleć o sobie i one mogą gorzej znosić samotność. Natomiast kobiety, które  mają „swoje życie”, rozwijają pasje i tak się realizują, są z reguły zadowolone, że teraz robią coś dla siebie. Wiem, również z własnego doświadczenia, że zajęcie się czymś, pasja, to jest coś, co daje niesamowity napęd i radość.

Gdybyś miała powiedzieć młodym kobietom na co przede wszystkim powinny zwrócić uwagę, to co by to było?

Dziewczyny dbajcie o siebie! Tylko tyle i aż tyle. Warto w siebie inwestować, budować zdrowe poczucie wartości i samoocenę. To jest niezmiernie ważne, ponieważ jest trampoliną do wielu decyzji, a ciągle dużo kobiet się z tym zmaga. Trzeba dbać o edukację, dobre kontakty społeczne, o szeroko pojęty dobrostan. Fizyczny, emocjonalny i duchowy. Oczywiście każdy musi przeżyć swoje, ponieważ nic tak nie uczy jak doświadczenia własne, ale myślę, że czasy są sprzyjające dla kobiet. Sporo dla siebie wywalczyłyśmy, mamy siostrzeństwo, coraz więcej wspierających mężczyzn, jest ogromny postęp. Coraz częściej młode kobiety są świadome tego, że one i ich życie też są ważne. Wiedzą, jakie znaczenie ma dbanie o zdrowe emocje i zdrowe ciało. To ogromne zdobycze dzisiejszych czasów, a oferta jest bardzo szeroka, trzeba tylko chcieć.

Natomiast umówmy się, jesteśmy ludźmi i mamy swoje słabości, jesteśmy podatni na pokusy, eksperymenty. Życie służy do życia, a nie umartwiania się czy jakiejś ascezy, chyba, że akurat komuś takie podejście pasuje. Wiadomo, że w młodości chce się poszaleć, wypróbować tego i owego. To normalne. Niemniej warto kiedyś powiedzieć STOP i przyjrzeć się sobie. Zdrowie i uroda nie trwają wiecznie, trzeba o nie zadbać. Im wcześniej, tym lepiej, ale lepiej też późno niż wcale. Organizm nam się odwdzięczy. Ja się o tym nieustannie przekonuję.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: