Przejdź do treści

Jadwiga Korzeniewska: „Nie widzę siebie w roli matki i nie mam poczucia, że przez to czegoś mi brakuje”

Jadwiga Korzeniewska / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Kiedy zaczynamy rozmawiać o bezdzietności z wyboru, okazuje się, że mamy pewną wspólną pulę doświadczeń, a jednocześnie wszyscy mamy poczucie osamotnienia. Myślimy, że na pewno „nikt nie ma tak jak ja”, „nikt nie doświadczył podobnych szykan”. Fakt, że nie jest się w tym samemu, jest bardzo wzmacniający – mówi socjolożka, trenerka i coachka Jadwiga Korzeniewska. Dwa lata temu publicznie powiedziała o swojej decyzji i od tego czasu co roku przypomina o niej w Dzień Matki.

 

Ewa Wojciechowska: W Dniu Matki napisałaś na swoim profilu na Facebooku: „zostawiam tu bezpieczną przestrzeń dla każdej kobiety, która tak jak ja, będąc w zgodzie ze sobą, wybrała bezdzietność. Nie jesteście same”.

Jadwiga Korzeniewska: Dwa lata temu zrobiłam swój mały publiczny coming out. Wcześniej ta informacja była dostępna dla bliskich mi osób, ponieważ nigdy się przed nimi z nią nie kryłam. Pamiętam jednak, że pierwszy publiczny post o bezdzietności z wyboru napisałam z lekkim drżeniem serca.

Bałaś się, jak to zostanie przyjęte przez twoich obserwatorów?

Tak, jednak moje obawy nie ziściły się i tak naprawdę okazało się, że osób, które mnie obserwują i wybrały tak jak ja, jest więcej. To jest bardzo budujące, bo kiedy zaczynamy rozmawiać o bezdzietności z wyboru, okazuje się, że mamy pewną wspólną pulę doświadczeń, a jednocześnie wszyscy mamy poczucie osamotnienia. Myślimy, że na pewno „nikt nie ma tak jak ja”, „nikt nie doświadczył podobnych szykan” i tak dalej. I kiedy zaczynamy rozmawiać, okazuje się, że tak naprawdę mamy bardzo podobne doświadczenia. Fakt, że nie jest się w tym samemu, jest bardzo wzmacniający. Dwa lata temu powiedziałam publicznie o swojej decyzji o bezdzietności pierwszy raz i od tego czasu co roku w Dzień Matki o tym przypominam.

„Szykanując” Dzień Matki?

W Dzień Matki media społecznościowe zalane są postami dotyczącymi kobiety w roli matki i relacji matka-córka, bo jednak to kobiety częściej w tym dniu dzielą się swoimi doświadczeniami. I to jest naprawdę dobry dzień na to, by trochę odczarować macierzyństwo i relacje matka-dziecko. Te relacje nie zawsze są piękne i budujące, i nie każda kobieta cieszy się z tego, że weszła w rolę matki. Mam poczucie, że wciąż brakuje takiej bezpiecznej przestrzeni dla osób, które wybrały bezdzietność, i chcę im tę przestrzeń stworzyć. Mnie to dobrze robi i wiem, że innym też jest to potrzebne, by nie mieć poczucia wyobcowania.

Jadwiga Korzeniowska / fot. arch. prywatne

Kiedy pojawiła się u ciebie pierwsza myśl, że „żyli długo i szczęśliwie” może oznaczać życie bez dzieci?

Od jakiegoś 13.-14. roku życia wiem, że nie chcę spełniać się przez macierzyństwo. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam myśleć o swojej autonomii, zadawać sobie pytania o to, kim jestem, czego chcę od życia i zastanawiać się nad tym, czy macierzyństwo to coś, w czym siebie widzę. I ta odpowiedź brzmiała: „nie”. Nie pamiętam, by było to dla mnie wstrząsającym odkryciem albo żebym z trudem mierzyła się z tą decyzją.

Nigdy nie wstydziłam się swojego wyboru i mówiłam o nim otwarcie. Będąc nastolatką pierwszy raz usłyszałam „jeszcze ci się zmieni”. Słysząc te słowa, czułam wewnętrzną niezgodę. Czułam w środku, że naprawdę wiem, czego potrzebuję, a czego nie w tym obszarze życia. Miałam poczucie, że to się naprawdę nie zmieni. Z drugiej strony zastanawiałam się, że może faktycznie jestem za młoda na to, by mieć wyrobione poglądy w tak ważnych kwestiach i może dorośli mają jednak rację. Zachodziło we mnie ścieranie się dwóch frontów.

Presja społeczna na posiadanie dzieci jest tak duża, że wiele kobiet stoi pośrodku, bojąc się wybrać jedną z opcji. Decyzja o nieposiadaniu dzieci jest przecież uznawana za egoizm przez wiele osób ze starszego pokolenia. W końcu trzeba przestać być samolubną i poświęcić się rodzinie.

Po moim wpisie odezwało się do mnie wiele kobiet, które opisywały swoje historie i mogę śmiało powiedzieć, że jednak większość z nich wie, czego chce. To nie jest tak, że one stoją w rozkroku i nie wiedzą, co robić, tylko trudno jest im przeciwstawić się tej presji. Boją się wybrać to, co będzie dla nich lepsze, bo może jednak powinny „poświęcić” się dla partnera czy dobra rodziny, żeby ktoś mógł mieć wnuki. Zastanawiają się, czy w ogóle mają prawo, będąc elementem jednostki rodzinnej czy systemu społecznego, powiedzieć, że macierzyństwo nie jest dla nich i nie chcą się przez nie realizować.

I kto im poda tę sławetną szklankę z wodą?

W moim odczuciu strach przed samotną starością nie jest dobrym argumentem do posiadania dzieci. Jeżeli ktoś decyduje się na macierzyństwo przez pryzmat złudnej gwarancji zaopiekowania starości, to rodzicielstwo jest wyniszczające dla obu stron, a potomstwo staje się zakładnikiem rodziców. Wiem, że mam jeszcze dużo czasu, żeby tę starość zaopiekować, by ona wyglądała godnie. Nie muszę powoływać do życia istoty i obarczać jej swoim oczekiwaniem, że na starość będzie się mną zajmowała.

Straszenie tą szklanką wody niestety jest bardzo często spotykane. Mamy społeczne przyzwolenie na to, by temat prokreacji, zakładania rodziny i tego, jak ona ma wyglądać, podlegał dyskusji publicznej. Nie uważa się, żeby decyzja o posiadaniu dzieci było sprawą prywatną, raczej jest to widziane jako dobry temat do rozmowy na forum. Osoby bezdzietne z wyboru słyszą pytania, czy wszystko jest z nimi w porządku. Wtrącanie się w kwestie rozrodczości dotyczy też osób, które na potomstwo się decydują. Z taką różnicą, że ta druga grupa dostaje pytania innego kalibru: „kiedy dziecko”, „kiedy drugie dziecko?”, „skoro macie dwie córki, to nie chcecie mieć jeszcze chłopca?”. To jest jakaś niezdrowa ciekawość dotycząca cudzych planów rozrodczych.

 

Nie widzę siebie w roli matki, nie mam poczucia, że przez to czegoś mi brakuje, że jest jakiś brakujący element układanki. To też nie sprawia w żaden sposób, że moje życie jest uboższe albo że moja starość będzie straszna

Co odpowiadasz, kiedy ktoś mówi ci, że będziesz żałować swojej decyzji?

Macierzyństwo nie jest czymś, w czym chciałabym się w życiu realizować. Nie widzę siebie w roli matki, nie mam poczucia, że przez to czegoś mi brakuje, że jest jakiś brakujący element układanki. To też nie sprawia w żaden sposób, że moje życie jest uboższe albo że moja starość będzie straszna. Jestem świadoma swojego wyboru i konsekwencji, jakie ze sobą niesie. I wiem, że takie pytania czy sugestie mówią więcej o osobie, która je wypowiada, niż o mnie. Staram się zawsze dawać sobie przestrzeń, żeby te słowa puścić wolno i nie brać ich do siebie. Ja to widzę inaczej i mam do tego prawo. I byłoby wspaniale, gdybyśmy wszyscy mogli mieć do tego prawo.

Twój partner też jest osobą bezdzietną z wyboru. On jednak nie spotyka się tak często z krytyką?

Moim zdaniem kobiecie rolę matki przypisuje się niemal naturalnie, ale analogiczne skojarzenie nie ma miejsca w przypadku mężczyzny. Ten stereotyp kobiety Matki-Polki sprawia, że to ja częściej słyszę tego typu komentarze. Choć w zasadzie mogę już powiedzieć o tym w czasie przeszłym, bo po tylu latach wiele się na tym polu zmieniło. Mam poczucie, że ten temat jest trochę bardziej oswojony, niż był jeszcze dziesięć lat temu. Teraz mam 37 lat i osoby, które dekadę temu mówiły mi, że jeszcze zmienię zdanie, chyba zaczynają rozumieć, że faktycznie coś jest na rzeczy.

Rodzice nie wywierali na was presji, że chcieliby mieć wnuki?

Mam to szczęście, że jestem najmłodszym dzieckiem i mam poczucie, że moje starsze rodzeństwo zrealizowało potrzeby moich rodziców w tym zakresie. Oczywiście trochę się tu śmieję, bo nie zaznałam nigdy takiej presji ze strony swojej mamy. Moja mama jest osobą, która nauczyła mnie odwagi do życia po swojemu i tego, że ludzie są różni, mają inne potrzeby i warto do tej różnorodności podchodzić z otwartością. Nigdy nie usłyszałam od niej słów, żebym urodziła jej wnuczęta ani nic o tej naszej szklance na stare lata. Zawsze obdarza mnie zaufaniem, że umiem decydować o swoim własnym życiu, co jest bardzo wzmacniające. Natomiast mój partner do pewnego momentu był jedynakiem, jest też jedynym mężczyzną w tym pokoleniu, więc pojawiały się czasem pytania w formie żartów czy luźno rzucanych uwag.

Czy po swoim coming oucie usłyszałaś jakiś pozytywny komentarz, który na długo zapadł ci w pamięć?

Przychodzi mi tu od razu na myśl moja znajoma, która odezwała się po moim pierwszym wpisie o bezdzietności z wyboru. Napisała mi, że to było dla niej niesamowite móc zapoznać się z takim stanowiskiem. Ma dwójkę dzieci i wie, że nie zawsze jest kolorowo, ale jest zadowolona z tego, że weszła w rolę mamy. Powiedziała mi jednak, że podziwia mnie za zadanie sobie pytania, czy macierzyństwo jest dla mnie. Wyznała, że chociaż jest szczęśliwa i spełniona, to tak naprawdę nigdy nie zapytała samej siebie, czy to jest jej decyzja i czy tego chce. Marzy mi się, żeby każdy człowiek miał społeczne przyzwolenie na takie momenty zatrzymania w swoim życiu, by mógł wsłuchać się w siebie i swoje potrzeby. I żeby to działało zarówno dla osób, które decydują się na bezdzietność, jak i dla tych, które postanawiają mieć potomstwo.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: