Przejdź do treści

HELLO PIONIERKI: Jak Kazimiera Bujwidowa sprawdzała, czy Rydygierowi wyrosły włosy na ręce, kiedy trzy pierwsze kobiety zaczęły studia na UJ

Kazimiera Bujwidowa /grafika: Joanna Zduniak
Kazimiera Bujwidowa /grafika: Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Na przełomie XIX i XX wieku Kazimiera Bujwidowa była w Krakowie tak znana, że po płomiennych wystąpieniach w obronie kobiet, przeciwnicy wybijali okna w jej domu. Zabierała dzieci do pracy w laboratorium i uważała, że żyje za wcześnie, by świat docenił jej postulaty. Oto historia feministki, która otworzyła przed polskimi kobietami szczelnie zamknięte drzwi Uniwersytetu Jagiellońskiego.

 

Kazimiera urodziła się w 1867 roku w Warszawie w rodzinie Ludwiki Szcześniewskiej i Kazimierza Klimontowicza, niezbyt majętnego szlachcica pochodzącego z terenów obecnej Litwy. Szybko straciła matkę i wychowywała się pod okiem swojej ciotki Karoliny Klimontowicz, modystki, uczestniczki powstania styczniowego, która w swojej pracowni krawieckiej prowadziła nielegalną drukarnię powstańczą.

Kazimierza od dzieciństwa marzyła o medycynie, jednak program realizowany na jednej z warszawskich pensji dla dziewcząt nie przewidywał niezbędnych przedmiotów. Potrzebne były korepetycje. Udzielał je starszy od niej o kilka lat student medycyny Odo Bujwid. Po latach, relacja nauczyciel-uczennica przerodziła się w zażyłość. Odo był dla młodziutkiej dziewczyny powiernikiem i przyjacielem, a ona dla niego? „Byłaś moją najmilszą uczennicą i w końcu tak się do ciebie przywiązałem, że powiedziałem matce, że jeżeli się kiedy ożenię, to tylko z tobą. Nie była to miłość, ale dziwne uczucie, którego nie potrafię nazwać” – pisał w swoich pamiętnikach 60 lat później.

Odo Bujwid, dobrze zapowiadający się student warszawskiej uczelni, dostawał za korepetycje z Kazią 4 ruble i obiad. Była to ważna pozycja w jego skromnym budżecie, bo rodzice po śmierci jego siostry wpadli w alkoholizm. Wielkim wysiłkiem udało mu się ukończyć studia i zdobyć przychylność władz Instytutu Pasteura w Paryżu, gdzie przez kilka lat zdobywał wiedzę na temat szczepionek przeciwko wściekliźnie i cholerze, chorobom, które dziesiątkowały ówczesnych mieszkańców Europy. Nie przestawał jednak sprawować pieczy nad swoją uczennicą: „Kazał mi Pan utrzymywać znajomości i odwiedzać swoją rodzinę. Życzeniom Pana jestem posłuszna i chodzę tam niekiedy z Ciocią, lecz przyznam się, że takie powierzchowne paplanie o sukniach i drobiazgach codziennych jakoś mnie męczy” – pisała w jednym z listów, będąc już jego narzeczoną.

Dziewczyna, choć doskonale wykształcona, nie mogła jednak pojechać za Odonem do Paryża, bo studia na Sorbonie przekraczały możliwości finansowe jej rodziny. Opiekująca się nią ciotka uważała zresztą, że studia jej podopiecznej nie są potrzebne. Zmobilizowała nawet Kazimierę, by ta ukończyła kurs krawiecki i zdobyła konkretny, odpowiedni jej zdaniem dla kobiety zawód. Nie stała jednak dziewczynie na drodze, kiedy ta podjęła naukę na Uniwersytecie Latającym – organizowanych w prywatnych domach kursach dokształcających dla kobiet, którym prawo zakazywało studiowania na wyższej uczelni. Kazimiera zdobyła tak wykształcenie pedagogiczne.

Anna Tomaszewicz-Dobrska/grafika: Joanna Zduniak

Tymczasem Odo Bujwid wrócił z misją otwarcia w Warszawie oddziału Instytutu Pasteura. Kazimiera pomagała mu w badaniach nad prątkami gruźlicy, a kiedy urodziła się ich pierwsza córka, zabierała ją ze sobą do pracy w laboratorium.

W 1893 roku Bujwidowie przenoszą się do Krakowa, gdzie Odo rozpoczyna pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Także o Kazimierze zaczyna być głośno –staje na czele ruchu emancypacyjnego w Krakowie i angażuje się w inicjatywy socjalistów.

W następnych latach krakowski dom Bujwidów przy ul. Lubicz gościł najbardziej znane polskie emancypantki – Justynę Budzińską-Tylicką, Cecylię Śniegocką i Marię Turzymę-Wiśniewską. Kazimiera działała w Towarzystwie Szkół Ludowych oraz założyła i nadzorowała krakowską czytelnię dla kobiet.

Miała już wtedy trzy córki, które wychowywała bez pomocy niań i guwernantek. „To chyba socjalistka ta Bujwidowa. Pilnuje dzieci i śpi!” – opowiadał prof. Ludwik Rydygier, który widział, jak zmęczona pracą i zajmowaniem się dziećmi Kazimiera, zasypiała na ławce pilnując dziewczynek w parku.

Energiczna, pewna siebie i swoich poglądów profesorowa wzbudzała w Krakowie wiele emocji. „Konserwatywny, cnotliwy Kraków bał się profesorowej jak ognia, a jej nie zdołałoby nic powstrzymać od wyrażenia swej opinii, gdy to uważała za wskazane. Rozumowała bardzo logicznie, a przemówienia zwykła zaprawiać swoim ciętym dowcipem” – pisał o niej socjalista Bolesław Drobner.

Największe kontrowersje w środowisku krakowskiej inteligencji wzbudzał jej stosunek do wiary. W latach 90-tych XIX wieku Bujwidowa dokonała apostazji, jak tłumaczyła, była niewierząca „od zawsze”, a wiarę traktowała jako wymówkę, by nie brać odpowiedzialności za własne czyny. Publiczne deklaracje na ten temat wywołały takie poruszenie, że dom Bujwidów był obrzucany kamieniami, a oni sami byli wyzywani na ulicach. Bujwidowa uważała wiarę za jedną z przyczyn ówczesnego braku praw kobiet: „Kobieta dzisiejsza nie jest sobą, nie czuje się jednostką samą w sobie i sama dla siebie. Jest ona żebrem Adamowym, jest sługą – niewolnicą mężczyzny, jest jego dopełnieniem, podporą, pociechą, osłodą, marzeniem, jego aniołem lub szatanem, jego zbawieniem lub przekleństwem, słowem wszystkim, ale w odniesieniu do mężczyzny” – pisała w książce ”Czy kobieta powinna mieć te same prawa co mężczyzna” wydanej w 1909 roku.

Kazimiera nie przestała walczyć o prawa dostępu do studiów wyższych dla kobiet. Znalazła zapis prawny, który potwierdzał, że w teorii kobiety mają prawo być słuchaczkami wykładów. W 1894 roku wygłosiła na ten temat przemowę podczas Kongresu Pedagogów Polskich we Lwowie i zorganizowała masową akcję składania próśb o przyjęcie na Uniwersytet Jagielloński przez mieszkanki Galicji. „Kobieta dzisiejsza orientuje się bardzo dobrze, że wszelkie prawa zdobyte przez nią są na mężczyźnie wymuszone. Mężczyzna bowiem dzisiejszy w uprawnieniu kobiety nie widzi swego bezpośredniego interesu. Dając kobiecie prawa – kłamie. Wstydzi się jeno na początku XX w. przyznać się otwarcie, że praw tych nie chce. Rozebrany z obsłonek programowo-politycznych męski osobnik, nawet do najradykalniejszych partii należący, jest często w nagiej treści swej istoty zażartym przeciwnikiem wyzwolenia kobiety” – czytamy w jej książce.

Konserwatywne środowisko krakowskie było bardzo przeciwne otwarciu Uniwersytetu Jagiellońskiego przed studentkami, ale wkrótce Jadwiga Sikorska, Stanisława Dowgiałło i Janina Kosmowska otrzymały oficjalne pozwolenie na udział w wykładach – bez prawa do dyplomu i za pisemną zgodą każdego z wykładowców.

To niewątpliwy sukces Kazimiery Bujwidowej. Mogła nawet złośliwie poprosić prof. Rydygiera, by pokazał jej rękę. „Prędzej mi włosy na dłoni wyrosną, niż kobiety zaczną na naszym uniwersytecie studiować!” – ta jego opinia była dotąd najważniejszym argumentem przeciwko przyjmowaniu studentek.

Za sukcesem idą kolejne. Dotychczas szkoły żeńskie nie przygotowywały do matury, a ta była warunkiem podjęcia studiów. Bujwidowie założyli więc pierwsze w Krakowie gimnazjum dla dziewcząt, które kształciło tak samo, jak szkoły męskie. Po kilku latach 21 pierwszych absolwentek tej szkoły trafiło na studia, a w Krakowie i we Lwowie zaczęły powstawać podobne placówki.

Zanim jednak szkoła odniosła sukces, regularnie opisywano ją w lokalnej prasie jako miejsce skandali, a jej dyrektorkę nazywano „warszawską radykałką”. „Człowiekiem się czuję, więc ludzkich praw żądam” – pisała w swoich artykułach. Według niej, każda kobieta powinna domagać się równouprawnienia – zrównania płacy i dostępu do wszystkich zawodów, otwarcia dla kobiet wszystkich szkół, zniesienia wszystkich przywilejów płci.

Te poglądy nie przestawały szokować mieszkańców Galicji. Bujwidowa była poniżana i obśmiewana. W 1907 roku krakowski kabaret Zielony Balonik wprowadził do scenariusza kukiełkę stylizowaną na Kazimierę, jej postać pokrzykiwała: „nasze musi być na wierzchu”.

Bronisława Dłuska/ grafika: Joanna Zduniak

W tym czasie Bujwidowa pisała dużo o macierzyństwie i o tym, jakiego rodzaju opiekę powinno sprawować państwo: „Jedynym celem kobiety jest życie, tak samo jak życie jest celem mężczyzny. Życie zaś to cała suma momentów i przejawów, między którymi życie płciowe i związane z nim macierzyństwo tworzy tylko jedno ogniwo (…) Nie aniołem, nie dziewicą, nie żoną, nie matką winna być kobieta, ale przede wszystkim człowiekiem, i to człowiekiem zupełnym” – przekonywała czytelniczki „Nowego Słowa”, dwutygodnika feministycznego, którego była współzałożycielką.

Niezależnie od działalności politycznej, Kazimiera Bujwidowa rozwijała prowadzony przez męża Zakład Produkcji Surowic i Szczepionek. Najpierw zajmowała się sprawami administracyjnymi, a w 1918 roku stanęła na jego czele. Jej małżeństwo z Odonem, o którym pisała, że nie widział w niej wyłącznie „samicy i gospodyni”, przeszło wiele kryzysów. Odo wplątał się w romans, jak rozbrajająco napisał w swoich pamiętnikach, „ich małżeństwo utraciło blask”, kiedy matka szóstki jego dzieci „mocno przybrała na tuszy”. Choć proponował swojej żonie zamieszkanie z jego kochanką, nie doprowadziło to do rozwodu.

W czasie I wojny światowej Bujwidowie prowadzili szpital dla rannych żołnierzy Legionów Polskich. W kolejnych latach Kazimiera, ze względu na pogarszający się stan zdrowia, a przede wszystkim cukrzycę, przestała działać społecznie. W listach pisała o frustracji wywołanej tym, że tak wiele jej postulatów dotyczących kobiet nie zostało zrealizowanych. Uważała, że urodziła się stanowczo za wcześnie. Po jej śmierci w 1932 roku Odo Bujwid napisał: „Byłaś taka młoda i pewna siebie. Pamiętam twoją promienną twarz. A jakże się zmieniłaś po latach udręki moralnej z powodu stałych napaści i szargania Twoich dobrych chęci przez ludzi nie chcących Ciebie zrozumieć”.

Kiedy w 1909 roku Bujwidowa wydała broszurę o wiele mówiącym tytule „Czy kobieta powinna mieć te sama prawa co mężczyzna?” nie wiedziała, że jej własne córki będą dobitnym tego dowodem: Zofia Bujwidówna została jedną z pierwszych Polek-chirurgów, Helena – pierwszą lekarką weterynarii, a Kazimierze, kiedy ukończyła studia medyczne, dyplom wręczał… prof. Rydygier.

Rodzinny grobowiec Bujwidów znajduje się na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: