Przejdź do treści

HELLO PIONIERKI: Jak Jadwiga Beaupré tłumaczyła nowohuckim kobietom, do czego służy łechtaczka

Jadwiga Beaupré /grafika: Joanna Zduniak
Jadwiga Beaupré /grafika: Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jej życie to gotowy scenariusz na film. Oto panienka z dobrego domu najpierw zostaje rolniczką, potem lekarzem, kapitanem Armii Krajowej, wreszcie nauczycielką macierzyństwa i seksualności w Nowej Hucie. To jej zawdzięczamy pierwszą w Krakowie i jedną z pierwszych w Polsce szkołę rodzenia. Poznajcie Jadwigę Beaupré!

 

Urodziła się 23 października 1902 roku na krakowskim Salwatorze w rodzinie lekarza i polityka Zygmunta Klemensiewicza i Jadwigi z Sikorskich. Od dziecka pisała wiersze, ale po maturze poszła na studia rolnicze. Jej ojciec kupił nieduży majątek w Sygneczowie k. Wieliczki, więc Jadwiga miała nim w przyszłości zarządzać. Już na pierwszym roku poznała swojego przyszłego męża Feliksa Beaupré, byłego żołnierza wojny z 1920 roku, także studenta rolnictwa. Miała 19 lat, kiedy wzięli ślub, 20, kiedy urodziła im się córka Ewa. Niedługo później na świat przyszedł Jerzy. Wnukowie Jadwigi, Anna Arlet Krzemień i Tomasz Arlet wspominają rodzinne anegdoty, jak ich dziadkowie spuszczali swoją córkę w koszyku zawieszonym na sznurze z półpiętra, żeby nie schodzić po schodach.

W pierwszych latach małżeństwa państwo Beaupré mieszkali w majątku w Sygneczowie, który był zaniedbany i nie przynosił wielkiego dochodu. By utrzymać rodzinę, Jadwiga prowadziła w dworku letni pensjonat dla matek z dziećmi. Działała także w miejscowym Kole Gospodyń Wiejskich, organizowała kursy gotowania, założyła ochronkę i przedszkole dla wiejskich dzieci. Zaczęła też udzielać pierwszej pomocy medycznej. Kiedyś do jej majątku doczołgał się mężczyzna, którego dźgnięto nożem, Jadwiga bardzo starała się mu pomóc, ale nie dała rady. To wydarzenie zainspirowało ją do marzeń o medycynie.

Anna Tomaszewicz-Dobrska/grafika: Joanna Zduniak

Szybko przekuła marzenia w czyn – w końcu kobiety w jej rodzinie przecierały edukacyjne szlaki. Jej mama, Jadwiga Sikorska (opiszemy jej sylwetkę w jednym z kolejnych odcinków naszej serii), była jedną z trzech pierwszych studentek na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1929 roku, niedługo po narodzinach trzeciego dziecka, rodzina Beaupré przeprowadziła się do Krakowa, by starsze dzieci mogły zacząć szkolną edukację, a Jadwiga – po 10-letniej przerwie – studia uniwersyteckie. W 1938 roku była już absolwentką medycyny i zaczęła staż w Szpitalu im. G. Narutowicza na oddziale ginekologicznym. Wybór specjalizacji był oczywisty – ginekologią i położnictwem interesowała się już na studiach, a tematem jej pracy dyplomowej były hormony płciowe. „Był to bardzo szczęśliwy okres w naszym życiu rodzinnym. Mama znalazła swoje powołanie” – pisała po latach w swoich wspomnieniach jej córka, Ewa.

II wojna światowa uderzyła w rodzinę Beaupré z wielką siłą. Na początku wojny Feliks został aresztowany i trafił do Auschwitz, gdzie w 1942 roku został zamordowany. Tego samego dnia zginął brat Jadwigi, Jurek. Jak wspominają wnukowie, Jadwiga „straciła wtedy cały swój strach” – przeżyła tak wielką tragedię, że przestała się bać czegokolwiek. Nigdy jednak nie pojechała do Auschwitz – w jednym z baraków do dziś znajduje się więzienne zdjęcie jej męża. Razem z ojcem organizowała szpital PCK dla jeńców wojennych, gdzie potajemnie leczono polskich oficerów. Już w 1940 roku Jadwiga dołączyła do działającego w podziemiu Związku Odbudowy Rzeczpospolitej, który połączył się ze Związkiem Walki Zbrojnej a później z Armią Krajową. Po śmierci męża zdecydowała się przenieść do Warszawy, gdzie pod pseudonimem „Malina” działała w Komendzie Głównej Armii Krajowej w oddziale łączności. Zarządzała tam pracą kilkudziesięciu łączniczek.

Podczas powstania warszawskiego Jadwiga Beaupré zajmowała się generałem Tadeuszem Pełczyńskim, szefem sztabu KG AK, który w pierwszych dniach walk został poważnie ranny. Później opowiadała swoim wnukom, że nie bała się ani kul, ani Niemców. Po powstaniu trafiła do obozów jenieckich w Lamsdorf i Zeithain. Organizowała tam pomoc lekarską dla współwięźniów. Za swoje zasługi otrzymała dwa Krzyże Walecznych, cztery Medale Wojska oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Po zakończeniu wojny, już w maju 1945 roku, Jadwiga wróciła do Krakowa i szpitala im. Gabriela Narutowicza, gdzie podjęła pracę jako lekarka i położna, bo, jak mówi rodzinna anegdota, wolała mieć do czynienia z rodzącymi się niż z umierającymi. Kiedy rozpoczęła się budowa Nowej Huty, przeniosła się tam, by wspierać i edukować mieszkanki nowej dzielnicy. Miała ogromne pole do działania – z jej inicjatywy powstała pierwsza izba porodowa, a także jedna z pierwszych w Polsce szkół rodzenia.

Nowohucka poradnia „K” była prawdziwym poligonem doświadczalnym. Jadwiga Beaupré za punkt honoru wzięła sobie propagowanie wiedzy. Ponieważ mieszkanki Nowej Huty wstydziły się przychodzić do poradni, zaczęła odwiedzać je w żeńskich hotelach robotniczych, gdzie tłumaczyła zawiłości macierzyństwa i życia płciowego. Wygłaszała odczyty, pokazywała, jak dbać o higienę i uświadamiała: „Łechtaczka: małe wzniesienie, zawierające zakończenia nerwów czuciowych, (…) Bardzo wiele kobiet nie może w ogóle odczuć zadowolenia podczas stosunku bez podrażnienia łechtaczki. Kobiety te nie wiedzą, że jest to rzeczą częstą i normalną. Czują się przez to nieszczęśliwe i zgłaszają się do lekarza, sądząc, że są upośledzone w budowie” – pisała w książce „Jak zapobiegać ciąży”.

Bronisława Dłuska/ grafika: Joanna Zduniak

Jadwiga Beaupré była jedną z pionierek porodów bez strachu i bólu. „Obecnie, z wyjątkiem pauz, gdy kobieta powinna leżeć w relaksie, nie ma biernego okresu w czasie porodu. Wszystkie są czynne. (…) Ważne jest bardzo spokojne zachowanie, bez zdenerwowania oraz chaosu ruchowego i myślowego. Spięcie nerwowe jest największym wrogiem kobiety w czasie porodu” – czytamy w broszurze „Macierzyństwo” jej autorstwa.

W latach 50-tych w Polsce branie pod uwagę komfortu kobiety podczas porodu nie było standardem. Do nowohuckiej szkoły przychodziło jednak coraz więcej kobiet, które doceniały nowe metody. Szkoła rodzenia Jadwigi Beaupré nie tylko uczyła aktywnego uczestniczenia w porodzie, ale także wielu innych, praktycznych umiejętności, choćby gimnastyki poporodowej, pielęgnacji noworodka, a nawet zasad równouprawnienia. Po kilku latach zadania prowadzonej przez nią izby porodowej przejął nowowybudowany szpital im. S. Żeromskiego, a szkoła rodzenia przeniosła się do centrum Krakowa. Do dziś działa przy jednym ze szpitali i nosi jej imię.

W latach 60. ub. wieku Jadwiga Beaupré zaczęła przyjmować prywatnie i odnosić sukcesy w leczeniu niepłodności. Na polski grunt przenosiła wiele pomysłów ułatwiających życie matkom – założyła np. kuchnię mleczną, ówczesny catering z daniami dla dzieci pakowanymi w maleńkie słoiczki. Pozostawiła po sobie wiele publikacji poświęconych zapobieganiu ciąży, macierzyństwu, życiu seksualnemu.

W ostatnich latach życia chorowała, często przebywała w szpitalu. „Wydaje mi się, że babcia zmarła, bo po prostu przestała mieć ochotę do życia” – powiedziała jej wnuczka Anna Arlet Katarzynie Kobylarczyk, autorce fascynującej książki „Kobiety Nowej Huty. Cegły, perły i petardy”, która zainspirowała nas do zaprezentowania Jadwigi Beaupré.

Z tej książki zaczerpnęłyśmy też opis naszej bohaterki: „Jest kobietą niezwykle dystyngowaną. Damą. Chadza w sukienkach szytych przez krawcową, często także w rękawiczkach. Ma mnóstwo par butów. Jest niewysoka, drobna. Kiedy się śmieje, robią jej się dołeczki w policzkach. Jest bardzo ciekawa i otwarta. Dużo podróżuje, jeździ na kongresy, zjazdy, spotkania. Koresponduje potem (na maszynie, przez kalkę) z całym światem. (…) Nie używa przekleństw. Nie znosi słowa „fajnie”. Najbrzydszym zwrotem, jaki może paść z jej ust, to „niech to licho”.

Jadwiga Beaupré zmarła w 1984 roku. W rodzinnym dworze w Sygneczowie od II wojny światowej mieści się szkoła, która nosi jej imię.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: