Przejdź do treści

Dorota Sumińska: Nie dzielę świata na zwierzęcy i ludzki. Uważam, że jest jeden, wspólny

Dorota Sumińska
Dorota Sumińska: Nie dzielę świata na zwierzęcy i ludzki. Uważam, że jest jeden, wspólny/ Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Mówi się, że pies, lis, wilk w kwestii odczuwania są na poziomie kilkuletniego dziecka. Kiedy dziecko straci matkę,  bardzo cierpi. Nie wie, że to się nazywa żałoba,  ale ma wyraźne poczucie straty. Tak samo jest ze zwierzętami. One kochają, czują, myślą podobnie jak my. Tylko – w przeciwieństwie do naszego świata – świat zwierząt jest pozbawiony planu zniszczenia – mówi Dorota Sumińska, lekarka weterynarii, która właśnie wydała książkę „Wszystkie kolory tęczy” o LGBT wśród zwierząt.

 

Marta Krupińska: We „Wszystkich kolorach tęczy” pisze pani o zwierzętach, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że bohaterami tych historii mogliby też być ludzie.

Dorota Sumińska: Oczywiście, jesteśmy jednym z gatunków, żyjących na naszej planecie, więc siłą rzeczy to jest i o nas. Ja nie dzielę świata na zwierzęcy i ludzki. Uważam, że jest jeden, wspólny.

Niby tak, ale nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę, choćby jeśli chodzi o odczuwanie emocji przez zwierzęta. A z pani książki wynika, że są one w tej kwestii znacznie bardziej zaawansowane od nas, czego przykładem jest choćby opisywany przez panią zapach miłości u lisów.

Każde spojrzenie na świat, bez względu na gatunek, jest czysto subiektywne, każdy zmysł musi być przerobiony przez naszą osobniczą, lisią, sikorczą, ludzką świadomość i dopiero z tego tworzymy kształt. My jesteśmy wzrokowcami, w związku z czym głównie posługujemy się zmysłem wzroku. Natomiast psowate, w tym lisy, są węchowcami, dużo większa część ich mózgu widzi świat zapachem, więc pojawiają się u nich inne wrażenia. My zatraciliśmy w potoku słów pełne korzystanie z wrażeń „niewypowiedzianych”. Byliśmy wrażliwi na sygnały dotyczące wszystkich zmysłów i też mogliśmy rozpoznawać po zapachu to, jakimi uczuciami darzy nas otoczenie. Dziś tego już nie umiemy, staliśmy się wirtualnymi pół-maszynami, ale kiedyś ocenialiśmy nie tylko zapach perfum. A przecież po to mamy zmysły, aby odbierać nimi świat w bardzo różnych aspektach życia. Zwierzęta z tego korzystają dużo szerzej aniżeli my. A nasz błąd polega na tym, że staramy się porównywać zwierzęta do nas. Tymczasem one dysponują dużo większą ilością nieznanych nam zupełnie emocji, związanych z odbiorem świata na różne sposoby.

Nasz błąd polega na tym, że staramy się porównywać zwierzęta do nas. Tymczasem one dysponują dużo większą ilością nieznanych nam zupełnie emocji, związanych z odbiorem świata na różne sposoby

A co z reakcjami emocjonalnymi, takimi jak agresja, złość, rywalizacja? Pisze pani, że wśród zwierząt nie ma pedofili i gwałcicieli. I tylko nasz gatunek stosuje przemoc seksualną wobec słabszych.

Nawet jeśli takie przypadki wśród zwierząt się zdarzają, nie ma tam mowy o stałym zniewoleniu i służy to zazwyczaj rozładowaniu napięcia związanego z agresją. Jest kilka wyjątków. Młode samce delfinów potrafią napaść na samotną samicę, nawet innego gatunku, i ją zgwałcić. Dzieje się to bardzo rzadko i zazwyczaj wówczas, gdy nie wychowywały się w większej grupie dorosłych. Samce pluskwy nie znają innego sposobu spółkowania niż brutalny gwałt. Rzucają się na każdego osobnika bez względu na płeć.  Poza tymi przykładami nie ma gatunku, który napastowałby kogokolwiek wbrew jego woli.

Szympansy karłowate bonobo uprawiają seks, gdy tylko sytuacja w grupie staje się napięta. To sposób na rozładowanie agresji. Robi to każdy z każdym, bez względu na płeć i wiek. Ten rodzaj zachowania nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek przemocą seksualną. Zwierzęta nie traktują seksu jak tabu i dzięki temu praktycznie nie ma tam bezmyślnej, głupiej przemocy i krzywdzenia słabszych.

Jest za to silne przywiązanie, żałoba i smutek, jaką bohaterowie pani książki przeżywają po utracie bliskich.

Jeśli chodzi o podobieństwa, to mówi się, że pies, lis, wilk w kwestii odczuwania są na poziomie kilkuletniego dziecka. Kiedy dziecko straci matkę,  bardzo cierpi. Nie wie, że to się nazywa żałoba, że trzeba nosić czarne ubrania i być smutnym, ale ma wyraźne poczucie straty. Tak samo jest ze zwierzętami. One kochają, czują, myślą podobnie jak my. Przywiązują się, tworzą się między nimi głębokie więzi. Tylko że w przeciwieństwie do naszego świata, świat zwierząt jest pozbawiony planu zniszczenia. My realizujemy zagładę cały czas. Tę dotyczącą całego życia, ekosystemu na naszej planecie. Nie ma innego gatunku, który miałby takie zakusy. Czy pani wie, ile jest tej chwili dzikich, wolno żyjących kręgowców na ziemi? 3 proc.! Pozostałe 97 proc. to jesteśmy my i zwierzęta rzeźne, przy czym my jesteśmy tylko maleńką częścią, a cała reszta to miliardy umierających w rzeźniach naszych braci mniejszych. Codziennie produkują tony metanu i całą masę substancji niszczących Ziemię. Z kolei gatunków uznanych za zagrożeone praktycznie już nie ma. Te, co przetrwają, zostaną w ogrodach zoologicznych, a ich miejsce zajmie szynka i kiełbasa. Ta książka niczego nie odkrywa, już od dawna tak jest, to nie stało się wczoraj. Jesteśmy śmiercią, bo zwierzęta, które żyją z naszego powodu, też są po to, żeby je zabić.

I jako jedyny gatunek dyskryminujemy osoby LGBT, nie zdając sobie sprawy, że zjawisko homoseksualizmu występuje wśród zwierząt. We wstępie do „Wszystkich kolorów tęczy” pisze pani, że nie ma na ziemi gatunku, w obrębie którego część populacji, od 5 do 10 proc., nie jest homoseksualna lub biseksualna. I żadnemu z nich, poza człowiekiem, to nie przeszkadza. Wręcz jest to pożądane, bo pary homoseksualne często gwarantują większą szansę na odchowanie następnych pokoleń, a co za tym idzie – przetrwanie gatunku, dołączając do par hetero albo adoptując sieroty. Czy pomysł na książkę przyszedł pani do głowy na fali wzmożonego hejtu ze strony polityków i kościoła na osoby LGBT?

Tak naprawdę zaczął kiełkować już wcześniej, gdy spłonęła tęcza. Tylko nasz gatunek z seksu zrobił broń masowego rażenia. Powołujemy się na prawo naturalne, a nie ma czegoś takiego. Jedynym prawem naturalnym jest ciągła zmienność, brak reguł. Poza śmiercią nie ma niczego, co zdarza się zawsze lub nigdy. Nie mając pojęcia o biologii, behawiorze obowiązującym wśród różnych gatunków, powołujemy się na coś, co nie istnieje – w imię pseudonormalności ludzi. Wierzę, że jedynym ratunkiem jest dla nas rzetelna edukacja młodych ludzi. Dlatego te opowiadania  miały trafić głównie do nich. Napisałam je w formie bajek, żeby chwytały za serce, żeby dzieci zaczynały o tym myśleć.

Zwierzęta nie traktują seksu jak tabu i dzięki temu praktycznie nie ma tam bezmyślnej, głupiej przemocy i krzywdzenia słabszych

Mówi pani, że jedyna nadzieja w edukacji, a z nią nie jest u nas najlepiej. Jak zatem powinna ona wyglądać?

Jest jedna zasada: mówić prawdę. Bardzo lubimy historie fantastyczne, jesteśmy dalecy od prawdy w różnych dziedzinach, a szczególnie w edukacji. Ja uważam, że dzieciom należy się prawda, taka, jaką są w stanie udźwignąć, oczywiście nie taka, która może im zrobić krzywdę, tylko podana w formie możliwej dla nich do pojęcia. Ale  prawda. Trzeba powiedzieć im, co się dzieje na świecie. Zaniedbaną od lat, nie tylko w Polsce stroną edukacji jest sprawa wartości. Poszliśmy w amerykańskim kierunku przydatności edukacji, a zapomnieliśmy, że bez wartości nic nie będzie przydatne, jeżeli chcemy budować społeczeństwo demokratyczne XXI, które dziś się wali. Jedyna nadzieja, że przygotujemy dzieci do naprawy tego, co zepsuliśmy. Tego nie da się cofnąć, trzeba ratować resztki tego, co zostało.

Młodzieżowe Strajki Klimatyczne, nastoletni aktywiści – to ta droga?

Nie ma innej. Absolutnie stoję murem za wszystkimi młodymi ludźmi, którzy widzą, że dzieje się źle, ale oni są do tego zupełnie nieprzygotowani. Poza tym, nikt się z nimi nie liczy, to jest cudowny temat dla mediów dla polityków, którzy chcą wypłynąć i więcej nic. Zapominamy, że ta młodzież za chwilę wejdzie do grona decydentów i od niej zależą losy świata, którego dalsze istnienie w takiej formie, do jakiej się przyzwyczailiśmy przez miliony lat, jest poważnie zagrożone. Dlatego uważam, że wszystkie rządy powinny zarzucić wszelkie spory polityczne i zająć się tym, co jest naprawdę ważne.

Na decyzje polityków mamy ograniczony wpływ, ale możemy sami, na poziomie mikro, dokonywać dobrych wyborów. Choć i tu wiele osób powie: ale co to zmieni w skali świata, co ja, taki mały żuczek, mogę?

Właśnie dlatego, że takie głosy się pojawiają, to nic dobrego z tego nie wynika. Jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie. Prawie każdy to wie, ale nie bierze do siebie, bo cóż ja znaczę jako ten mały robaczek. Będę pesymistką, ale wierzę, że może nas zmienić tylko kompletna tragedia, która jest nieunikniona. Bardzo się martwię o losy mojego niespełna dwuletniego wnuczka. Po roku pandemii pocieszamy się, że są miejsca, gdzie woda jest czystsza, ale na skalę światową to nie ma żadnego znaczenia. Nie zaprzestaliśmy jeść mięsa, jeździć samochodami, palić węglem i zasiewać miliardów hektarów jedną rośliną. Gdy ludzie to zrozumieją, a to zależy od edukacji, może pójdzie ku lepszemu, ale dopóki tak nie będzie, to nic nie zdziałają nawet zmiany systemowe.

Tylko nasz gatunek z seksu zrobił broń masowego rażenia. Powołujemy się na prawo naturalne, a nie ma czegoś takiego. Jedynym prawem naturalnym jest ciągła zmienność, brak reguł. Poza śmiercią nie ma niczego, co zdarza się zawsze lub nigdy

Które też nie nadchodzą, bo ciężko o jednomyślność i wspólny cel, każdy kraj pilnuje swoich interesów.

Politycy zachowują się, jakby sprawy dotyczące klimatu, planety ich nie dotyczyły, a przecież one dotyczą każdego z nas! Potrzebny jest ogólnoświatowy trend, wola polityczna we wszystkich rejonach świata. Najważniejsza sprawa to przebranżowienie rolnictwa. Dotacje dla rolników powinny być przeznaczone na to, by kompletnie zmienić profil ich pracy, zaproponować coś w zamian hodowli przemysłowej zwierząt i wielkopowierzchniowych zasiewów zbóż, zwłaszcza soi i kukurydzy. Kolejna sprawa to rezygnacja z paliw kopalnych i przebranżowienie regionów, które z tego żyją. Zresztą mamy gotowe scenariusze, wielu młodych naukowców opracowało systemy budowy domów, transportu, niezależnych od paliw kopalnych. Ale co z tego, skoro się z nich nie korzysta, patenty są zablokowane. Sądzę, że to wynika z lęku rządów przed masowymi strajkami, protestami. Jest to ogromna krótkowzroczność, bo wkrótce nie będzie miało znaczenia, czy dostaniemy czternastą emeryturę, bo nie będzie wody, zacznie się exodus ludności z miejsc, które nie będą zdatne do zamieszkania.

Zjeździła pani kawał świata. Czy są jeszcze takie miejsca, które mogłyby być wzorem, jak żyć w zgodzie z naturą?

Jest kilka takich miejsc, gdzie ludzie zmienili swój sposób życia, potworzyli komuny, które żyją zgodnie z prawami natury i nie niszczą jej. Jednym z nich jest maleńka wioska Puerto Narino nad Amazonką, w Kolumbii. Pod koniec lat 80. XX w. wygrała konkurs na najczystszą miejscowość na świecie. Ludzie zarzucili tam wszystkie ułatwiające życie zdobycze technologiczne. Jedynymi pojazdami są rowery, jedyną wodą jest deszczówka, jedynym środkiem myjącym jest mydło. Wszystkie śmieci są wykorzystywane we własnym recyklingu, przetwarza się je na inne przydatne rzeczy, np. doniczki są plecione czy robione z butelek po napojach. Nie ma tam jednego peta czy papierka.

Domyślam się, że również dlatego nie ma tam wielu turystów. Co prawda coraz więcej mówi się o świadomym podróżowaniu, tylko czy jest ono jeszcze możliwe?

Zanim zaplanujemy jakąś daleką podróż, warto się zastanowić, po co i dlaczego. To musi być nie tylko cel na mapie, ale też plan, co chcemy robić podczas urlopu. W wielu przypadkach, żeby pojechać po to, po co ludzie zwykle jadą, wcale nie trzeba się daleko ruszać. Jeśli zaczniemy od tego, to już wyeliminujemy całą masę kompletnie niepotrzebnych, bardzo męczących  i szkodliwych dla środowiska wypraw. Jeżeli powodem naszej podróży jest ciekawość innej kultury, trzeba znaleźć miejsce, które nie jest przygotowane na przyjmowanie dużych wycieczek turystycznych, gdzie lokalna ludność może na nas zarobić, możemy wykorzystać to, czym dysponują. Aby poznać jakieś miejsce, trzeba wejść w świat ludzi, którzy w nim żyją, bez wnoszenia tam swoich trzech groszy.

Do 10 lat planuję wyprowadzić się z Polski na Sri Lankę, ale muszę poczekać, aż wszystkie moje zwierzęta dożyją swojego końca. Mamy tam zaprzyjaźnioną rodzinę, poza tym Sri Lanka jest stosunkowo mało zniszczona, nie jest krajem przemysłowym. I choć jest dość gęsto zaludniona, to mają tam naprawdę dużo dobrze prowadzonych parków narodowych.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: