Przejdź do treści

„Często słyszałam, że przyszłam tutaj znaleźć faceta, śmiano się, że poluję na męża” – mówi Joanna Walorska mistrzyni Polski i świata w sportach walki

Joanna Walorska / fot. Aleksandra Sędek
Joanna Walorska / fot. Aleksandra Sędek
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Są panowie, którzy mnie szanują, lubią ze mną trenować, ale są i tacy, którzy podchodzą do mnie dość sceptycznie. Niektórzy mnie ignorowali, traktowali trochę niepoważnie. Pamiętam, że nikt nie chciał ze mną być w parze, co proszę mi wierzyć, naprawdę nie było miłe. Zawsze, na każdym treningu, musiałam czekać, aż wszyscy dobiorą się w pary. To ja byłam tą ostatnią osobą, która nie miała z kim ćwiczyć. Dopiero po latach, kiedy zaczęłam brać udział w zawodach i odnosić sukcesy, zaczęłam być zauważana – opowiada Joanna Walorska, Mistrzyni Świata Striking MMA, Mistrzyni Polski Muay Thai.

 

Klaudia Kierzkowska: Jest pani mistrzynią Polski i świata w sportach walki. Kiedy, w jakim momencie życia, zaczęła się pani interesować sportem?

Joanna Walorska: Moja przygoda ze sportem rozpoczęła się, kiedy miałam 7-8 lat. Pamiętam moment, w którym usłyszałam, że mam astmę. Już jako mała dziewczynka chciałam zawalczyć z chorobą, postanowiłam „poradzić” sobie z nią jak najlepiej. Bardzo zależało mi na wzmocnieniu mojego ciała, wytrzymałości i poprawie stanu zdrowia. Zaczęłam grać w siatkówkę i biegać. Naprawdę dużo trenowałam, przebiegałam duże dystanse. Już od dziecka lubiłam być we wszystkim najlepsza, najszybsza. Zawsze dawałam z siebie wszystko. Miejsce poza podium mnie nie interesowało.

Sporty walki w moim życiu pojawiły się znacznie później. Dopiero będąc na studiach, mając 21 lat, po raz pierwszy miałam z nimi styczność. Nigdy wcześniej nie trenowałam tego rodzaju dyscypliny sportowej. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie takie treningi nie były w ogóle organizowane. Nawet gdybym chciała, nie miałabym takiej możliwości.

Dlaczego akurat sporty walki, a nie np. siatkówka czy biegi?

Kiedy na studiach chciałam zapisać się do sekcji siatkówki AZS Uniwersytetu Jagiellońskiego, usłyszałam, że jestem za niska. Zaproponowano mi grę w kadrze rekreacyjnej, co w ogóle mnie nie satysfakcjonowało. Zawsze albo chciałam być najlepsza i dawałam z siebie 100 proc., albo się wycofywałam. Wychodziłam z założenia – wszystko albo nic. Biegi oczywiście nadal trenowałam, ale poszukiwałam czegoś, co da mi więcej adrenaliny. Im więcej ćwiczyłam, tym czułam potrzebę doświadczania ekstremalnych wrażeń. Kiedy zaczęłam intensywne treningi sztuk walki, trochę odpuściłam bieganie, choć nadal je bardzo lubię. Biegi długodystansowe w sztukach walki nie pomagają. W przypadku MMA to krótki, intensywny wysiłek w maksymalnym tempie, a nie długi wysiłek jak np. przebiegnięcie maratonu. Nie potrzebowałam świetnej kondycji na kilka godzin, tylko na kilkanaście minut. W klubie, w którym trenowałam, była może jedna, maksymalnie dwie dziewczyny. Resztę stanowili panowie. Trenowałam głównie z mężczyznami, co muszę przyznać, nie było łatwe.

Joanna Walorska / fot. Aleksandra Sędek

Joanna Walorska / fot. Aleksandra Sędek

Joanna Walorska / fot. Aleksandra Sędek

Zastanawiam się, jak reagowali panowie, gdy na treningu pojawiała się kobieta?

Bardzo różnie, co mam wrażenie, nie zmieniło się do dziś. Są panowie, którzy mnie szanują, lubią ze mną trenować, ale są i tacy, którzy podchodzą do mnie dość sceptycznie. Niektórzy mnie ignorowali, traktowali trochę niepoważnie. Pamiętam, że nikt nie chciał ze mną być w parze, co proszę mi wierzyć, naprawdę nie było miłe. Zawsze, na każdym treningu, musiałam czekać, aż wszyscy dobiorą się w pary. To ja byłam tą ostatnią osobą, która nie miała z kim ćwiczyć. Dopiero po latach, kiedy zaczęłam brać udział w zawodach i odnosić sukcesy, zaczęłam być zauważana. Choć nadal, w nowych miejscach, ta przykra sytuacja sprzed lat wciąż się powtarza. Często słyszałam, że przyszłam tutaj znaleźć faceta, śmiano się, że poluję na męża.

Usłyszała pani kiedyś, że w tym świecie nie ma miejsca dla kobiet, że do takich walk nadają się tylko mężczyźni?

Oczywiście, niektórzy wprost mówili, że sporty walki nie są dla kobiet, a wyłącznie dla silnych mężczyzn. Spotkałam się z ignorowaniem, uciekaniem na drugi koniec sali, żeby tylko ze mną nie ćwiczyć. Nie dość, że byłam kobietą, to jeszcze większość mężczyzn miała nade mną przewagę wagi i siły. Wtedy jeszcze próbowałam z nimi rywalizować i udowadniać, co potrafię. Teraz już wiem, że nie tędy droga.

Niektórzy wprost mówili, że sporty walki nie są dla kobiet, a wyłącznie dla silnych mężczyzn. Spotkałam się z ignorowaniem, uciekaniem na drugi koniec sali, żeby tylko ze mną nie ćwiczyć

Nie miała pani oporów przed uderzeniem drugiej osoby?

To nie jest tak, że budzę się rano i od razu mam ochotę kogoś uderzyć. Tutaj trzeba mieć zupełnie inne podejście. To rodzaj sportu, energia, technika. Na co dzień nie uderzamy się po twarzy z całej siły. Mamy tarcze, rękawice, różne sprzęty, worki. Trenujemy w taki sposób. Jeśli chodzi o rywalizację, to wiadomo, że trzeba zadać cios, bo inaczej ktoś uderzy nas. Nie podchodzę do tego jak do bicia drugiej osoby, bo to nie jest bijatyka na ulicy, a profesjonalny trening czy zawody. Ważne, by w głowie wszystko sobie odpowiednio poukładać.

Przez kilka lat trenowała pani w Tajlandii. Jak wspomina pani tamten czas?

To było jedno z ciekawszych i piękniejszych przeżyć, zarówno pod względem życiowym, kulturowym, jak i sportowym. Wszystkich podstaw nauczyłam się głównie tam. To w Tajlandii stoczyłam swoje pierwsze walki. Początek mojej sportowej kariery rozpoczął się właśnie w tamtym miejscu. Walki i treningi znacznie różnią się od tych w Polsce. System, jaki tam obowiązuje, jest bardzo eksploatujący. Trzeba trenować jak najwięcej, jak najciężej. Niekoniecznie jak najmądrzej. Pobyt w Tajlandii był również bardzo ciekawy pod względem doświadczenia życiowego. Zetknięcie się z kulturą Azji, z buddyzmem było dla mnie bardzo ważnym elementem rozwoju osobistego. Mieszkańcy Tajlandii zupełnie inaczej patrzą na życie, są bardziej uśmiechnięci, mają pozytywne nastawienie. Mniejszą uwagę przywiązują do statusu społecznego, pieniędzy.

Dlaczego wróciła pani do Polski?

Treningi w Tajlandii były bardzo angażujące. Nie miałam przestrzeni na dalszy rozwój. Trenowałam jak maszyna, ale by dalej się rozwijać potrzeba mądrzejszych i rozsądniejszych treningów np. motorycznych, siłowych, mentalnych, czego tam mi właśnie zabrakło. Zależało mi na większym szanowaniu swojego ciała. Kiedy w Tajlandii dopadała mnie jakaś kontuzja, jako zawodniczka przestawałam istnieć. Liczba chętnych jest naprawdę ogromna, dlatego, jeśli ktoś nie jest w stanie przychodzić na wszystkie treningi, odpada. Wszystko albo nic. W Polsce to wygląda zupełnie inaczej. Tutaj, jeśli mam problemy z ręką, ćwiczę w inny sposób np. kopię. Chodzę na rehabilitację i trenuję tyle, ile mogę. Trening jest rozpisany i bardzo kompleksowy i nie wygląda codziennie tak samo. Chęć rozwoju zmusiła mnie do powrotu do Polski. Poza tym wszystko, czego się nauczyłam w Tajlandii, chciałam sprawdzić w Polskich realiach.

Wiem, że miała pani zerwane wiązadła w kolanie. Co pani wtedy czuła? Pojawił się lęk, strach, że może to koniec przygody ze sportem i koniec kariery?

Nigdy nie miałam w głowie takich czarnych scenariuszy. Kontuzja pojawiła się dwa tygodnie przed planowanym debiutem w MMA. Próbowałam przekonać lekarza, żeby zrobił tak, żebym mogła walczyć. Dopiero później chciałam zająć się rehabilitacją. Niestety noga była zablokowana, aż do takiego stopnia, że nie dało się na niej stanąć. Ciężko było walczyć z jedną nogą.

Założyłam, że będę robiła tyle, ile mogę i zacznę też rozwój w innych dziedzinach. Zawsze pojawiałam się na treningu i dawałam z siebie tyle, ile mi zdrowie pozwalało. Ten nieco luźniejszy czas wykorzystałam do założenia własnej działalności, na rozwój biznesowy. Kontuzja uświadomiła mi, że wszystko jest bardzo kruche. Wystarczy jedno wydarzenie, by wszystko mogło się skończyć. Błędem wielu sportowców jest koncentrowanie się wyłącznie na sporcie, brak jakichkolwiek innych planów. Często po odejściu ze świata sportu, u osób, które nie wiedzą, co ze sobą zrobić, pojawia się alkoholizm, otyłość, depresja.

Niektóre kobiety przychodzą na treningi głównie po to, by się odstresować. Odreagować różne problemy, czy ciężki dzień w pracy. Inne chcą czuć się bezpieczniej, chcą nabrać pewności siebie

Patrząc z perspektywy czasu, czego nauczyły panią sporty walki?

Sport nauczył mnie głównie dyscypliny, wiary w siebie, sposobu radzenia sobie z trudnymi sytuacjami np. stresem. Nauczyłam się na pewno polegania tylko na sobie. Sport dał mi taką wewnętrzną siłę, dzięki której umiem przezwyciężać trudności np. kontuzje, porażki, bo życie sportowca nie jest usłane różami. Nauczyłam się dbania o siebie – zwracam uwagę na to, co jem, ile czasu poświęcam na sen. Sport zbudował mnie i ukształtował nie tylko jako sportowca, ale jako człowieka.

Obecnie prowadzi pani treningi, na których pojawia się coraz więcej kobiet.

Dwa razy w tygodniu prowadzę zajęcia dla dwóch grup na różnym poziomie zaawansowania. Na jedno popołudnie na trening przychodzi do mnie około 30-40 kobiet. Prowadzę też treningi indywidualne i obozy sportowo-rozwojowe. Na treningach indywidualnych pojawiają się również mężczyźni. Niestety, nie prowadzę dużych grup dla mężczyzn, co nie jest do końca zależne ode mnie. Bardzo chciałabym prowadzić treningi dla panów, jednak większość klubów kobietę-trenera nadal postrzega nie do końca dobrze. Choć ubiegałam się o prowadzenie ogólnych grup, dla wszystkich, to jeszcze nie udało mi się spełnić tego marzenia.

Jak pani myśli, z jakich powodów kobiety wybierają sporty walki?

Każda kobieta skrywa w sobie jakąś indywidualną potrzebę. Każda na coś innego zwraca uwagę. Część dziewczyn trenuje, żeby schudnąć i dobrze wyglądać. Sporty walki bardzo dobrze wpływają na kobiecą sylwetkę. Nasze ciało zaczyna się pięknie modelować, mięśnie się rozwijają. Niektóre kobiety przychodzą na treningi głównie po to, by się odstresować. Odreagować różne problemy, czy ciężki dzień w pracy. Inne chcą czuć się bezpieczniej, chcą nabrać pewności siebie. Nie ukrywajmy też, że ostatnimi czasy sztuki walki stały się po prostu modne. Cieszą się coraz większą popularnością i są o wiele bardziej dostępne niż jeszcze nawet kilka lat temu.

 

Joanna Walorska – Mistrzyni Świata Striking MMA, Mistrzyni Polski Muay Thai. Prowadzi treningi kickboxingu i muay thai w Warszawie, uczy także treningu mentalnego i oddechowego, organizuje obozy sportowo-rozwojowe dla kobiet i warsztaty motywacyjne, pasjonatka podróży, gór i morsowania.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?