Biegowe fakty i mity. Dementujemy najpopularniejsze
Bieganie stało się masowe. I jak w każdym ruchu masowym prawdy przekazywane z ust do ust mieszają się z mitami, gubią swoje źródła, w końcu są przekręcane. Zmierzmy się więc z biegowymi mitami. Mamy dla was minibiblię biegacza!
- Maraton powinien mieć 37 km
- Nie potrzebujesz amortyzacji
- Biegając na bosaka, nie potniesz nóg
- Bieganie niszczy stawy – czyżby?
- Nie da się nauczyć biegać ładnie
- Nie da się zabiegać na śmierć
- Pulsometr nie jest zbawieniem
- Tabelki to nie święte przykazania
- Czy da się zawrzeć całą wiedzę o bieganiu w dwóch słowach?
Maraton powinien mieć 37 km
Współcześnie 42 195 m jest liczbą świętą i dystans ten mierzy się z bardzo dużą dokładnością. Tradycja mówi, że to dystans, który pokonał wysłannik z pola bitwy pod Maratonem do Aten. Dobiegł do miejsca przeznaczenia, przekazał informację o zwycięstwie i padł.
Jak było naprawdę? Inaczej. Dystans z Maratonu do Aten wynosi 37 kilometrów. Skąd więc ponad 42? Na pierwszych nowożytnych igrzyskach zaokrąglono liczbę do 40 i tak zostało na 12 lat. Dla wygody mierniczych. W 1908 r. z kolei dla wygody królowej angielskiej przedłużono trasę o ponad 2 kilometry. Tak, by mogła z trybun oglądać zawodników wbiegających na metę.
Nie potrzebujesz amortyzacji
Przez tysiące lat ludzie biegali w cienkich trzewikach o skórzanej podeszwie lub na bosaka. Pierwsze buty z amortyzowaną podeszwą pojawiły się w latach 70. i od tamtego czasu stopniowo nabierały grubości – przede wszystkim pod piętą. W ten sposób zmieniło się ustawienie stopy. Podniesienie pięty spowodowało, że biegacz bardziej na niej ląduje i nie korzysta z amortyzujących właściwości ścięgien i mięśni łydki czy stopy. Dodatkowo warstwa pianki znacznie się ugina i w ten sposób uwypukla wady biomechaniczne. Jeśli biegacz ma tendencję do skręcania stawów do środka – w miękkich, grubych butach to zjawisko będzie spotęgowane. Przez lata rozwoju sprzętu biegowego konsekwencją tego było dalsze dokładanie elementów do buta – plastikowych stabilizatorów, specjalnych wkładek z twardszej pianki od wewnątrz, by zadbać o stabilizację, która byłaby całkiem niezła, gdyby… w ogóle pozbyć się amortyzacji lub ograniczyć ją do minimum.
Analiza 40 lat historii sprzętu biegowego doprowadziła wielu naukowców do wniosku, że najlepiej jest uczyć człowieka biegać od początku. Stopniowo przez lata pozbawiać go wszystkich udogodnień, od których się uzależnił.
Biegając na bosaka, nie potniesz nóg
Doświadczeni biegacze bosonodzy (np. Stanisław Marzec, który bez butów przebiegł 10 km poniżej 30 minut) sugerują, że zacięcie szkłem czy kawałkiem metalu leżącym na ziemi zdarza się bardzo rzadko. Ale jest i minus. Od biegania boso raczej rozbolą cię łydki. Wystarczy puścić biegacza na kilka minut na bieżnię mechaniczną bez butów, by zobaczyć, jak zmienia się jego krok. Zaczyna korzystać z naturalnej amortyzacji poprzez ugięcie łuku stopy, napięcie mięśni łydek, stopa ląduje bardziej pod biegaczem niż przed nim, a wybicie następuje z większym udziałem tyłów ud.
Bieganie niszczy stawy – czyżby?
Gdyby potraktować to jako aksjomat – Serge Girard nie miałby stawów w ogóle. Ma on bowiem w zwyczaju biegać po ponad 70 km dziennie na trasach takich jak Paryż – Tokio czy Los Angeles – Nowy Jork. I bawi się w takie wyprawy od ponad 20 lat.
Bieganie często jest jedynie odkryciem pewnych wad w budowie, które zawodnik miał od urodzenia. To tak jak z żarówką – nie wiesz, że jest przepalona, dopóki nie wciśniesz włącznika. A przecież nie mówi się, że to włączanie psuje żarówkę.
Kontuzje zdarzają się też w momencie, gdy biegać zaczyna osoba, która wcześniej była zupełnie nieaktywna i szybko chce nabrać sprawności. Po prostu przeciąża swój organizm – tak samo jak zapalony początkujący narciarz czy koszykarz. A biegacze uprawiający swój sport regularnie stawy mają zdrowe.
Nie da się nauczyć biegać ładnie
Jeśli się uprzesz, by biec z wyprostowaną sylwetką i lądować na przodostopiu, uda ci się to tylko przez parę minut. Potem, gdy się rozproszysz lub zmęczysz, wrócisz do swojego normalnego kroku. To, która część stopy dotyka podłoża jako pierwsza, jest jedynie jednym z ogniw rozbudowanego łańcucha ruchu. Konsekwencją długości, kroku, kąta ułożenia miednicy, siły odbicia, stopnia rozciągnięcia. Nie da się tego nauczyć w weekend czy przez miesiąc. Żeby mieć ładny krok biegowy, trzeba być po prostu bardzo sprawnym. Mistrzowie biegają zwykle leciutko pochyleni do przodu i robią około 180 kroków na minutę.
Nie da się zabiegać na śmierć
Zdrowy biegacz, który próbuje biec ponad swoje siły – mdleje. To naturalny bezpiecznik zamontowany w mózgu. Można w ramach treningu spowodować, by odpalał się później, ale usunąć się go nie da. Jedynie w momencie, gdy doprowadzi się ciało do skrajnego przegrzania (np. bieg w gorący dzień), wówczas systemy zabezpieczające mogą przestać działać. Ale to skrajnie rzadka sytuacja.
Trening sportowy polega między innymi na oswajaniu systemów bezpieczeństwa i sugerowaniu organizmowi, że to, co się z nim dzieje, jest w sumie znośne i normalne. W ten sposób można dobiec na metę z gorączką ponad 40 st. C, po czym odetchnąć w cieniu i wrócić do domu. Biegacze na 400 m mają tak duże stężenie kwasu mlekowego w mięśniach, że w ramach wyrównywania równowagi kwasowo-zasadowej ich organizmy wyrzucają zawartość żołądka chwilę po przekroczeniu mety (czego kamery raczej nie pokazują, a doświadczeni zawodnicy wiedzą, jak zniknąć z oczu widzów).
Pulsometr nie jest zbawieniem
Czy zgodziłbyś się używać zegarka, który jednego dnia spieszy się o 10 proc., a następnego dnia późni o 7 proc. i nie raczy o tym poinformować? Pulsometry są szeroko reklamowane jako pożyteczne urządzenia do treningu, ale mało kto potrafi zinterpretować ich wskazania tak, by rzeczywiście określić intensywność wysiłku. Dlaczego? Puls może wahać się w zależności od poziomu wypoczęcia, pory dnia, temperatury. Jego zmiany są skomplikowane do tego stopnia, że nieliczni trenerzy elity opierają swoje metody na pomiarze tętna.
Najskuteczniejszy, choć nadal niedoskonały, jest pomiar tempa. Zwłaszcza gdy odbiorniki GPS i oprogramowanie do nich można znaleźć w każdym nowoczesnym telefonie.
Tabelki to nie święte przykazania
Większość amatorów trenuje według gotowych planów ściągniętych z internetu. Jednak w ten sposób nie osiągają nawet połowy swojego potencjału. Plany są zwykle podzielone na sztywne przedziały: początkujący, zaawansowani, elita. Używanie planu skonstruowanego przez trenera, który cię nigdy nie widział i nic o tobie nie wie, jest jak kupowanie butów bez wyboru rozmiaru i możliwości przymierzenia. Mimo to zawodnicy osiągają coraz lepsze rezultaty. Dlaczego? Nawet losowo dobierając długość i intensywność treningu u początkującego biegacza, osiągnie się postęp.
Czy da się zawrzeć całą wiedzę o bieganiu w dwóch słowach?
Tak. „Biegać – odpoczywać”. Brzmi banalnie, ale cały trening się do tego sprowadza. Idąc na trening, dajemy organizmowi bodziec. Robimy mu leciutką krzywdę. Jeśli damy mu czas, by się odbudował – stanie się silniejszy. Wówczas powtarzamy operację. Najlepiej odrobinę mocniej. I jeszcze raz odpuszczamy.
Amatorzy biegają często słabo ze względu na to, że nie są w stanie dobrze odpocząć. Oprócz swojego hobby mają jeszcze rodzinę, pracę, obowiązki domowe. I dlatego też mistrzami są Kenijczycy. Maratończycy z tego kraju żyją najczęściej w odosobnionych obozach. Rekordzista świata Patrick Makau Musyoki trenuje dwa-trzy razy dziennie, ale nie gotuje, nie wozi dzieci do szkoły, śpi 10 godzin na dobę. Zatem jeśli chcesz biegać więcej – musisz też odpoczywać lepiej.
Polecamy
3. Charytatywny Bieg z Twarzami Depresji – dla dzieci i młodzieży. Zacznijmy działać już teraz!
„Nie mówiłem o tym nikomu”. Paweł Korzeniowski w szczerym wyznaniu na temat depresji
„Wydawało mi się, że piłka nie jest dla mnie. Jako osoba bez nogi zawsze stałam na bramce podczas lekcji wuefu” – mówi Anna Raniewicz, kapitanka Reprezentacji Polski w Amp Futbolu
Kolejny raz biegliśmy po Nowe Życie! „Nie wiem, czy jest drugi taki bieg, w którym jedyne, co czuć, to dobra energia”
się ten artykuł?