„Życie w rodzinie patchworkowej wymaga wysiłku, uruchomienia komunikacji”. O wyzwaniach z nią związanych, szczególnie w czasie świąt, mówi psycholożka Agata Jarzyna
Rodzin patchworkowych w Polsce będzie przybywać. Nie tylko dlatego, że w naszym kraju rozwodem kończy się co trzecie małżeństwo, ale również dlatego, że rozstają się osoby żyjące w związkach nieformalnych. – „Ułożenie” rodziny patchworkowej wymaga dużej uważności – mówi Agata Jarzyna, psycholożka i wiceprezeska Komitetu Ochrony Praw Dziecka. Wyzwaniem mogą być m.in. święta. – W tym czasie mogą zostać obnażone wszelkie trudności związane z patchworkiem, który przecież budowany jest na gruzach innych systemów rodzinnych. Święta często weryfikują m.in. to, czy w patchworku jest odpowiednia komunikacja i czy problemy rozwiązywane są na bieżąco – zauważa.
Ela Kowalska: Sformułowanie „rodzina patchworkowa” i samo zjawisko rodzin patchworkowych, mimo iż nowe, to chyba coraz lepiej adaptuje się w polskich warunkach.
Agata Jarzyna: Rzeczywiście, nasze społeczeństwo coraz bardziej zaczyna dojrzewać do tego, żeby nie stygmatyzować różnych modeli rodziny. Mimo iż, w porównaniu do państw skandynawskich, przed nami długa droga, to cieszy otwartość i chęć poruszania tego tematu. Tym bardziej, że rodzin patchworkowych będzie przybywać. Według danych GUS co trzecie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem. Rozpadają się także związki nieformalne, których statystyki nie uwzględniają. Również w Komitecie Ochrony Praw Dziecka zauważamy, że do naszych specjalistów – mediatorów, trenerów, terapeutów, zgłasza się coraz więcej rodziców z rodzin patchworkowych. Często czują się zagubieni, nie wiedzą, jak ułożyć i uszyć ten patchwork. Zadają bardzo konkretne pytania i mają wiele rozterek. Ułożenie takiej rodziny patchworkowej wymaga dużej uważności. Nie tylko podpowiadamy, jak to zrobić, ale też staramy się jak najbardziej urealnić tę sytuację i uświadomić, że w rodzinie patchworkowej jest jak w życiu – tu nie ma idealnych rozwiązań. Są natomiast wyzwania istotne dla rodziców oraz dzieci.
Jakie?
Największym jest to, aby – mówiąc kolokwialnie – uszyć ten patchwork z tego, co mamy. Tak jak w przypadku tkaniny – do patchworku doklejamy elementy, które mamy do dyspozycji, tak w przypadku rodziny układamy ją na nowo, biorąc pod uwagę nowych członków. Tutaj nikt nie może czuć się wykluczony, nikt nie może czuć się ofiarą tego systemu i nikt nie może się poświęcać. Trzeba mieć w sobie dużo empatii, zrozumienia, chęci do współpracy. Wtedy jest większa szansa, że patchwork będzie bardziej odporny na kryzysy. To doskonale widać na przykładzie społeczeństw – w Skandynawii, gdzie jest duże nastawienie na kooperację, takie rodziny dobrze sobie radzą. Z kolei w naszym społeczeństwie jest wciąż duże nastawienie na jednostkę i indywidualizm. Dlatego tworzący rodziny patchworkowe często muszą zderzyć się z rzeczywistością.
Na przykład podczas świąt.
Zgadza się. Święta mogą być szansą na to, że wszyscy się spotkamy przy tym wigilijnym stole i będzie miło i przyjemnie. Ale w tym czasie mogą zostać obnażone wszelkie trudności związane z patchworkiem, który przecież budowany jest na gruzach innych systemów rodzinnych. Święta często weryfikują m.in. to, czy w patchworku jest odpowiednia komunikacja i czy problemy rozwiązywane są na bieżąco. Wiele zależy też od tego, jak przepracowaliśmy poprzednią relację czy może jeszcze ją opłakujemy. Istotne jest również to, jakie mamy stosunki i jakie emocje żywimy do byłego partnera, który pozostaje rodzicem dziecka bądź dzieci. W tym wszystkim jest jeszcze kwestia tego, jak definiujemy i spędzamy święta. Dla kogoś może być wartością odpoczynek i siedzenie przy stole, a dla innych podróże. Aby znaleźć rozwiązania, potrzeba komunikacji i zdolności do kompromisu. Lepiej więc nie zostawiać rozmowy na temat świąt na ostatnią chwilę. Elastyczność jest ważna, ponieważ nie wszystko może wyjść tak, jak planowaliśmy, i np. dziecko, które tęskni za jednym rodzicem, będzie chciało wracać, co oznacza, że nie spędzi tyle czasu u drugiego rodzica, ile było ustalone. W takich sytuacjach nie tylko należy zareagować na bieżąco i odwieźć dziecko, ale również być gotowym na przegadanie po świętach tej sytuacji z byłym partnerem. W rodzinach patchworkowych często trzeba wznosić się na wyżyny swojej samoświadomości. Dobrze, gdy w takiej rodzinie jest lider, ktoś, kto spaja, nawołuje do rozmów, do komunikacji.
Zastanawiam się, czy rzeczywiście możliwy jest kompromis akceptowany przez wszystkich i zachowujący równowagę wszystkich członków patchworku. Wydaje mi się, że przy tylu zmiennych, nie ma siły, żeby któraś ze stron patchworku, nie musiała się przynajmniej odrobinę nagiąć.
Nie ma idealnego rozwiązania. Bardzo często, za podjętymi decyzjami idzie pewnego rodzaju strata i musimy się z tym pogodzić. Natomiast ta sytuacja też może nas w pewnie sposób wzmocnić. Pokazujemy bowiem naszym patchworkowym dzieciom, że mimo skomplikowanej rzeczywistości, potrafimy się dogadać i zadbać o rodzinę. Jestem daleka od tego, żeby idealizować życie w patchworku. Bardziej jest mi bliskie stwierdzenie, że życie w patchworku wymaga wysiłku, uruchomienia komunikacji. Ważna jest otwartość, tolerancja i elastyczność. Ale musimy się też przygotować na to, że czasami coś nam się nie uda, bo każdy członek rodziny musi się do tego patchworku w jakiś sposób przyszyć. A patchwork to żywy twór, który się na bieżąco tworzy z innych systemów rodzinnych. Każdy z tych systemów gdzieś już zmierzał, miał swoją drogę, rytuały, wartości. Gdy te systemy mają się połączyć – niektórzy reagują oporem. Tak może być właśnie w przypadku świąt, gdy np. ktoś się z patchworku wyłamie i powie, że zamiast wspólnych świąt, woli odpoczywać. I taką decyzję też trzeba uszanować. W niektórych sytuacjach warto zwrócić się o pomoc na zewnątrz – do psychologa lub mediatora.
Jak oczekiwania innych członków rodziny – babć, dziadków, którzy przecież chcieliby „mieć wnuczki na wigilii”, wpływają na patchwork?
W tym przypadku w grę też wchodzą różne scenariusze. Może się zdarzyć, że babcie i dziadkowie są w koalicji ze swoim dzieckiem albo odwrotnie – bojkotują lub nie akceptują nowej relacji swojego dziecka. W takiej sytuacji patchworkowy rodzic musi potrafić komunikować swoje potrzeby i stawiać granice – również wobec swoich rodziców. Warto wtedy odwołać się np. do tego, że nowa relacja daje szczęście i spełnienie. W przypadku dzieci z rodzin patchworkowych bardzo ważne jest nieudawanie na siłę jakiegoś pokrewieństwa i mówienie, że to teraz jest nowa babcia, a to nowy dziadek. Z drugiej strony nie powinno się robić podziałów i mówić: babcia moich dzieci, dziadek twoich dzieci.
Co robić w sytuacji, kiedy to dzieci mówią, że nie chcą spędzać świąt z nową rodziną partnera mamy lub partnerki taty?
Trzeba przede wszystkim z dzieckiem porozmawiać. Powinien się w to zaangażować drugi, biologiczny rodzic, jak również obecny partner/partnerka. Chodzi o to, aby dziecko dowiedziało się, że nowemu partnerowi/partnerce zależy na relacji z rodzicem dziecka. Ważne jest również ustalenie ról i zapewnienie dziecka, że nowy partner lub partnerka nie będzie dla dziecka tatą lub mamą. Będzie natomiast dodatkowym dorosłym, z którym dziecko będzie mogło zbudować dobrą relację. Tej relacji nie można jednak budować na siłę, trzeba dać dziecku na to czas. Ważne jest to, aby wysłuchać potrzeb dziecka i włączyć go w proces decyzyjny dotyczący świąt. Można zapytać, jak dziecko chciałoby spędzić święta, czego potrzebuje. Jednocześnie nie należy przerzucać na dziecko procesu decyzyjnego. Im więcej szczerości, pewności i otwartości w komunikacji z dziećmi, tym bardziej to zaprocentuje.
Istotny jest także sposób wprowadzenia nowego partnera. To nie może się zadziać na tydzień czy dwa przed Wigilią. To musi być proces. Najpierw idziemy do kina lub parku, rozmawiamy, poznajemy się, przedstawiamy się sobie. Później następuje jakiś wspólny wyjazd, a kolejny krok to zamieszkanie razem. Myślę, że ci nowi partnerzy mogą być bardzo fajnym lustrem dla patchworkowych rodziców. Mają dystans i widzą naszą relację z dzieckiem z innej perspektywy. I mogą np. uchronić patchworkowych rodziców przez zaborczością czy nadopiekuńczością.
”Jeśli uda się przy świątecznym stole zebrać osoby, wśród których jest sporo takich, których nie łączą więzi krwi, to można wówczas potraktować taki świąteczny stół nie jako precedens i moment napięcia, lecz jako sytuację i miejsce do dyskusji”
Jak reagować, jeśli przy wigilijnym stole pojawią się przytyki związane z tym, że żyjemy w rodzinie patchworkowej?
Ważne, żeby te przytyki i aluzje nie zamieniły się w ostrzejszą wymianę zdań między dorosłymi, której świadkami będą dzieci. Gdy dochodzi do takiej konfrontacji, reagujemy impulsywnie i emocjonalnie, dlatego ważne jest, aby takie rozmowy zatrzymać i zdusić w zarodku. Można powiedzieć, że np. pewne kwestie możemy wyjaśnić i omówić później. Takie sytuacje wystawiają patchwork na dużą próbę i mogą sprawić, że trochę się popruje. Dlatego należy asertywnie, spokojnie i z szacunkiem do innych stawiać granice. Oczywiście, może się zdarzyć, że ktoś będzie starał się dolewać oliwy do ognia, szukając powodu do kłótni. A jak doskonale wiemy – przy wigilijnym stole wszystko może być powodem do zwady.
To prawda. Punktem zapalnym może być przecież nawet świąteczne menu.
Dokładnie. „W mojej rodzinie nie je się grzybowej, tylko barszcz”. „U nas na wigilijnym stole nigdy nie było pierogów. Za to zawsze był karp”. Tymczasem jest coraz więcej osób, które potrafią i chcą przyznać szczerze, że święta kojarzą im się z ludźmi, za którymi tak naprawdę nie przepadają. Albo też z ciężkimi przeżyciami, wiecznymi kłótniami i męczącymi pytaniami. Dlatego nie ma potrzeby stawiać rodzin patchworkowych jako ewentualnego symbolu problemu i niezgody, gdyż może być zupełnie odwrotnie. Jeśli uda się przy świątecznym stole zebrać osoby, wśród których jest sporo takich, których nie łączą więzi krwi, to można wówczas potraktować taki świąteczny stół nie jako precedens i moment napięcia, lecz jako sytuację i miejsce do dyskusji. Zgodnie z zasadą, że lepiej i swobodniej rozmawia się z osobami mniej znanymi, niż bardzo bliską rodziną. Stąd pomysł spędzania świąt w bardzo różnorodnym gronie.
Nie należy obawiać się zaprosić do stołu nawet takich osób, które do tej pory mogły być dla nas nieznane. Jak np. dalszy kuzyn nowego partnera, który być może został sam. To dobry gest do pokazania dzieciom, że jesteśmy otwarci, że nie tylko stawiamy wolny talerz na stole i nie idzie za tym żaden inny czyn. Naszym dzieciom tradycje i symbole już nie wystarczą. To pokolenie będzie potrzebowało pokrycia słów i symboli naszymi czynami.
”Tak jak w przypadku tkaniny – do patchworku doklejamy elementy, które mamy do dyspozycji, tak w przypadku rodziny układamy ją na nowo, biorąc pod uwagę nowych członków. Tutaj nikt nie może czuć się wykluczony, nikt nie może czuć się ofiarą tego systemu i nikt nie może się poświęcać”
Powiedziała pani, że w rodzinie patchworkowej za pewnymi decyzjami podąża strata. Gdzie jest granica pomiędzy tym, że jesteśmy w stanie tę stratę zaakceptować i trochę się nagiąć, a tym, że należy powiedzieć stop?
To jest bardzo indywidualne. Myślę, że każdy ma swoje granice. Mogą one leżeć gdzie indziej w zależności od tego, na jaki temat podejmujemy decyzję i czego dotyczyć będzie strata. Warto wtedy wsłuchać się w nasze emocje i potrzeby. Takim świątecznym przykładem może być kwestia prezentów lub tego, gdzie i w jakiej formule spędzimy święta. Co zrobić w sytuacji, gdy u nas nie daje się prezentów, a w rodzinie nowego partnera już tak? Można przemyśleć, czy z tych stanowisk da się ułożyć jakieś puzzle, czyli czy można je pogodzić. Czy kupię te prezenty i będę przez całą Wigilię z tego powodu mieć muchy w nosie? Czy może raczej pozostanę wierna swoim przekonaniom, ale będę je potrafiła odpowiednio zakomunikować?
Jest taka mediacyjna technika, gdzie, żeby wypracować decyzję, musi pani widzieć też potrzeby, emocje, pragnienia i interesy tej drugiej strony. Wtedy można zrobić sobie taką autoanalizę – co dla mnie jest ważne, co jest ważne dla drugiej strony. Gdzie jestem w stanie ustąpić, a z czego nie jestem w stanie zrezygnować? Można też zastanowić się, co stracę i na czym mi bardziej zależy. Czy większą wartością jest dla mnie wyjazd na drugi koniec Polski i spędzenie świąt w górach z dala od rodziny? Czy jednak dogadamy się z partnerem (bo dla niego jest to ważne), żebyśmy na dwie, trzy godziny pojechali do jego rodziców i złożyli sobie życzenia? Tych rozwiązań może być dużo. Najważniejsze jest to, żeby nikt w rodzinie patchworkowej nie czuł się pokrzywdzony, odrzucony i nie robił z siebie ofiary.
Agata Jarzyna – psycholożka, terapeutka i mediatorka rodzinna w ośrodku interwencyjno-mediacyjnym w Komitecie Ochrony Praw Dziecka w Warszawie. Pracuje z rodzinami – prowadzi mediacje, konsultacje psychologiczne, terapie indywidualne i grupy psychoedukacyjne dla rodziców w konfliktach okołorozwodowych. Ukończyła Szkołę Psychoterapii w Ośrodku Mabor, Członkini Zarządu Krajowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka, prezeska zarządu Stowarzyszenia Mediatorów Rodzinnych w latach 2008-2012. Obecnie rekomendowana trenerka i członkini tego Stowarzyszenia oraz superwizorka mediacji
Zobacz także
„Matczyna rana przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Ale można ją uzdrowić” – mówi Aneta Gajda-Boryczko, terapeutka
„Divorce party może być jak publiczny spektakl mający na celu 'odczarowanie’ sytuacji społecznie uznawanej za porażkę”. O tym, czy rozwód zawsze musi oznaczać traumę, mówi socjolog prof. Mariola Bieńko
„To nie jest twój obowiązek, by składać życzenia ojcu z okazji Dnia Ojca, który jest nieobecny, przemocowy, toksyczyny” – tłumaczy psycholożka Sara Tylka
Polecamy
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
Jennifer Lopez pierwszy raz o rozstaniu z Benem Affleckiem i swoim stanie psychicznym: „Cały mój pieprzony świat eksplodował”
Rusza projekt Aktywny Rodzic. Sprawdź, jakie finansowe wsparcie może ci przysługiwać
się ten artykuł?