Przejdź do treści

Walczą z kulturą gwałtu i patriarchatem, oklejając miasta plakatami. „Jesteśmy rozczarowane Polską” – mówią Plakaciary

fot. Plakaciary
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Nie zgadzają się na przemoc. Na zamiatanie jej pod dywan i obwinianie ofiar. Walczą z kulturą gwałtu i patriarchatem. Robią to poprzez plakatowanie mocnych haseł: „Łukaszenka jest mordercą”, „Fundamentalizm religijny zabija”, „Miałam 15 lat, gdy mój przyrodni brat mnie zgwałcił”, „Aborcja ratuje życie”. – Chcę zmiany i chcę być jej częścią – mówi Janka z ruchu Plakaciary.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Wasz najważniejszy plakat to?

Wiktoria: W moim przypadku to hasło: „Kto odpowie za śmierć Agnieszki?”. Chodzi o kobietę w ciąży bliźniaczej, która zmarła, bo lekarze mieli na czas nie usunąć martwych płodów. To się wydarzyło na „moim podwórku”. Moim zdaniem dla lekarzy nie liczyło się dobro pacjentki, tylko ich sumienie i ciepła posadka.

Janka: Nie lubię wybierać, bo kocham każdy plakat, który wykleiłam własnymi rękami, ale jeśli już muszę… Pierwszy to herstoria jednej z naszych poznańskich Plakaciar: „Na tym osiedlu przez 8 lat ojciec katował mnie i moją mamę. Sąsiedzi udawali, że nie widzą”. Moim zdaniem herstorie są czymś, co rozbrzmiewa najbardziej. Ja sama też wyplakatowałam własną: „Wracałam tędy ze szkoły, obnażył mi swój członek, miałam 8 lat”. A trzeci dotyczy wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 2020 r. w sprawie 14-latki zgwałconej przez 26-letniego kuzyna, któremu zamieniono karę trzech lat więzienia na rok w zawieszeniu, bo – jak czytamy w uzasadnieniu – był to akt pedofilii, ale nie gwałtu, bo „dziewczynka nie krzyczała”. Apelowałyśmy w tej sprawie do Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratora Generalnego poprzez hasło: „Gwałt to gwałt, nawet gdy ofiara nie krzyczy”, które wykleiłyśmy w pobliżu sądu. Zdjęcie plakatu dotarło na samym Facebooku do ponad pół miliona osób, a kiedy wyrok został ostatecznie zaskarżony przez RPO, nasze zdjęcie zdobiło niemal każdą publikację na ten temat. Ten plakat naprawdę przyczynił się do zmiany rzeczywistości, dlatego jest dla mnie ważny.

Plakaciary działają od trzech lat. Kiedy wy dołączyłyście?

Wiktoria: Na pierwszym roku studiów bardzo dużo pisałam „do szuflady”. Wybuchła pandemia, czułam się niesłyszana, zamknięta. Obserwowałam Plakaciary, dodałam się do grupy na Facebooku. Kiedy jedna z administratorek zapytała, czy ktoś chciałby im pomóc, odezwałam się. Miałam rozmowę z Janką, po której zaczęłam „produkować” teksty na plakaty. I zostałam na dłużej.

Dużo plakatów wykleiłaś?

Wiktoria: Jestem chyba jedyną Plakaciarą, która nie lubi plakatować (śmiech). Jest to dla mnie trudne. Na pewno wymyśliłam ogrom haseł, które trafiły na mury, i przerobiłam mnóstwo herstorii, które przyszły na naszą skrzynkę przeznaczoną dla osób, które doświadczyły przemocy.

Plakaciary tworzą napis Wolność Równość Akceptacja

Fot. Plakaciary

A u ciebie, Janko?

Janka: Ja działam w Plakaciarach od samego początku, kiedy pierwsze plakaty pojawiły się we Wrocławiu, a pomysł został zaczerpnięty z Francji. Tam zaczęło się to we wrześniu 2019 roku, a do Polski plakaty trafiły pod koniec grudnia. To był bardzo trudny czas, bo zaraz potem wybuchła pandemia. Ja bardzo lubię wyklejać plakaty, to jest dla mnie prostsze niż wymyślanie haseł czy pisanie tekstów, które zajmują mi dużo czasu, choć mam lekkie pióro. Wolę plakatować niż np. zajmować się portalami społecznościowymi, tak jak robi to m.in. Wiktoria. Ona jest w tym bardzo skuteczna. Chcemy, żeby każda z Plakaciar robiła to, co jej najbardziej pasuje i wcale nie trzeba biegać po mieście z pędzlem i klajstrem, aby z nami działać!

Pamiętasz, ile plakatów wykleiłaś?

Janka: Z 750, może 1000, trudno zliczyć. Jedno hasło to ileś literek (od kilkunastu do kilkuset), więc kartek to poszło na pewno kilkadziesiąt tysięcy.

Gdzie wyklejasz?

Janka: Najczęściej we Wrocławiu, gdzie regularnie odwiedzam rodzinę, ale kiedy jadę gdzieś indziej, to tam też zazwyczaj plakatuję. Jadę z wydrukowanymi hasłami albo drukuję na miejscu i idę z wiadrami z klejem i pędzlem (śmiech). Wrocław, Katowice, Święta Katarzyna, Toruń, Poznań, Warszawa, Ostrowiec Świętokrzyski…

Wiktorio, wspomniałaś o skrzynce dla osób, które doświadczyły przemocy. Jakie to są herstorie?

Wiktoria: Bardzo różne. Przede wszystkim na tę skrzynkę piszą nie tylko kobiety, a wszystkie osoby niemęskie, które doświadczyły przemocy i chcą się tym z nami podzielić. To są herstorie od molestowania, przez przemoc psychiczną, fizyczną, po gwałty. Właściwie wszystko. I kiedy dodajemy post z czyjąś z herstorią, mamy potem zasypaną skrzynkę. Nie mieści się w głowie, jak ogromna jest skala przemocy w Polsce. A o tym się nie mówi. Tego tematu właściwie nie ma, pojawia się przelotem albo jest trywializowany. Jednak nie jest też tak, że od razu lecimy kleić czyjąś herstorię. Jesteśmy w kontakcie z autorkami, pytamy, czy po prostu chcą nam o czymś opowiedzieć, poczuć nasze wsparcie, czy też pragną, aby ich herstoria pojawiła się na murze. W tym drugim przypadku zastanawiamy się, w jakiej formie to pójdzie. Czy zajmie się tym któraś od nas, czy też dana osoba sama chciałaby wyplakatować swoją herstorię i w ten sposób przepracować doświadczenie. A są sytuacje, gdy osoby nie czują się na siłach i wtedy nagłaśniamy to rękami innych Plakaciar.

Te osoby czują się zagubione, bezradne?

Wiktoria: Zagubione, bezradne, bardzo często przemocy towarzyszy ogromne poczucie wstydu. Jest lęk przed rodziną. To są bardzo częste herstorie, że zachodzi przemoc pomiędzy członkami rodziny i przez to, że to jest brat, ojciec, mama, siostra, babcia, ofiary boją się to gdzieś zgłosić, ponieważ obawiają się, jak zareagują bliscy. Czy rodzina się ich nie wyprze, czy nie dojdzie do eskalacji itd. Jedyne ujście tych emocji i lęków osoby znajdują niestety tylko u nas.

Janka: Ja siedzę w tym już trzy lata i teoretycznie znam te wszystkie mechanizmy, a jednak kiedy moja dziewczyna opowiedziała mi wczoraj, jak jej starszy brat, gdy była nastolatką, złapał ją, rzucił na ziemię i skopał jej głowę, wystrzeliłam z automatu, dlaczego tego nie zgłosiła. „Bo bałam się reperkusji, mieszkałam z nim”. Ludzie się boją – normalne, dzieje się im przecież krzywda – a ponieważ system sprawiedliwości jest niesprawiedliwie nieskuteczny, to strach zamyka ich w błędnym kole. Jednak jeśli się tego nie doświadczy, trudno to zrozumieć.

Napis Gwałt to gwałt, nawet gdy ofiara nie krzyczy

Fot. Plakaciary

Dlaczego i po co to robicie?

Janka: Bo chcę innego świata, a jeśli czegoś chcę, to do tego dążę. Chcę zmiany i chcę być jej częścią. Przed Plakaciarami nigdzie się nie angażowałam, bo nie widziałam dla siebie sposobu działania, który by mi odpowiadał. A z plakatami jest tak, że dają mi ogromną moc sprawczą. Jak jest coś, co mnie poruszy, mogę od razu wymyślić hasło, zrobić klej i dać ujść tej potężnej energii, która we mnie siedzi.

Wiktoria: U mnie to wszystko wzięło się z tego, że doświadczyłam przemocy i nie wiedziałam, w którą stronę iść. Nie byłam nawet pewna, czy to jest przemoc. Kiedy zaczęłam o tym mówić głośno, doświadczyłam katharsis. Gdy już przepracowałam swoje doświadczenie, mój wkurw na wszechobecną przemoc urósł do granic możliwości. Jak rozmawiam ze znajomymi, Plakaciarami czy obcymi osobami, to widzę, że prawie każda osoba doświadczyła w jakimś stopniu przemocy, ale sprawiedliwość rzadko kiedy została wyegzekwowana. To daje mi poczucie, że jeśli my – jako Plakaciary – zadziałamy dobrze, to jesteśmy w stanie być częścią dużej zmiany. Mnie doświadczenie przemocy spotkało w gimnazjum, byłam bardzo zagubiona i zdaję sobie sprawę, że są inne młode osoby, które przechodzą przez to samo, a my dajemy im sygnał: „Nie jesteś sam/a. Jesteśmy tutaj dla ciebie, damy ci wsparcie. Możesz z nami porozmawiać. Słyszymy cię i wierzymy ci”. Te osoby nie będą w takiej sytuacji, w jakiej ja byłam.

Jesteście współczesną Polską rozczarowane?

Wiktoria: Ja jestem rozczarowana. Myślałam, że im dalej będziemy szli z postępem i im bardziej będzie ściągane tabu z innych tematów, to ściągniemy tabu z przemocy, zaczniemy o niej rozmawiać, szukać działań i rozwiązań, które pomogą jej zapobiegać, dadzą wsparcie i będą skuteczne, a okazuje się, że im dalej w las, tym ciemniej. Im więcej rozmawiamy o przemocy, tym więcej widzę haseł typu: „Czemu tego nie zgłosiła?”. Albo: „Kobiety oszukują, że doświadczają przemocy i mężczyźni muszą potem na tym cierpieć”. A po drodze jeszcze my słyszymy wyzwiska (Wy głupie k***y, zdechnijcie), więc, zamiast działać przeciwko przemocy, nie robić z niej tabu, to ludzie kopią coraz głębsze dołki. Bardzo mnie to rozczarowuje, bo spodziewałam się więcej empatii, chęci do działania i zmiany rzeczywistości, a w zasadzie nic się nie zmienia czy jest wręcz coraz gorzej.

Janka: W październiku będzie 20 lat, jak mieszkam za granicą. Gdy wyjeżdżałam, wiedziałam, że wrócę do Polski tylko, jeśli zmieni się sytuacja w naszym kraju, albo po to, żeby ją zmieniać. Rzeczywistość jest jednak coraz tragiczniejsza, ja natomiast mam już doświadczenie i umiejętności, dzięki którym mogę ją zmieniać, więc działam.

Kiedy w 2021 roku był spis powszechny, chciałam zaznaczyć, że mam podwójne obywatelstwo. Nie dało się. Zadecydowałam więc spisać się pod narodowością francuską, bo we Francji, mimo iż przynależę do potrójnie dyskryminowanej grupy – jestem kobietą, emigrantką i nieheteronormą – cieszę się pełnią praw i przywilejów jak pełnoprawna obywatelka, a nie, jak w Polsce, mieszkanka dziesiątej kategorii.

Natomiast to, że ludzie się nie angażują, to moim zdaniem problem systemowy. W szkołach nie jesteśmy bowiem uczone, jak… żyć! A świat został zbudowany przez mężczyzn, z myślą o mężczyznach i dla mężczyzn. To nie oni są gwałceni, nie oni są wyzywani, bici czy dyskryminowani. To nie ich problem, więc dlaczego więc mieliby się nim zajmować?! Priorytety polityki odzwierciedlają to wszystko. Będąc na bezrobociu, np. musisz się regularnie meldować, żeby dostawać zasiłek, ale jeśli już zgwałcisz dziecko, to zapinają cię w specjalną obrączkę i hulaj dusza. Priorytetem polityki jest bowiem kasa, a nie ludzkie (niemęskie) życie. Dlatego tak ważnym jest głosować na kobiety i osoby niemęskie.

Napis Na tym osiedlu przez 8 lat ojciec katował mnie i moją mamę sąsiedzi udawali, że nie widzą

Fot. Plakaciary

Powiedziałyście o wyzwiskach, które słyszycie. Często mierzycie się z hejtem?

Wiktoria: W social mediach jest tak, że jeśli raz w tygodniu nie dostaniemy wiadomości o treści: „Grube lewackie szmaty”, „Zdechnijcie k***y”, „Będziecie wisieć”, to tydzień jest niesamowity. Ludzie nie boją się pisać takich rzeczy ani w prywatnych wiadomościach, ani w publicznych komentarzach. Nie zastanawiają się, czy ktoś to widzi. Nie. Muszą docisnąć, zgnoić. My w Plakaciarach jesteśmy anonimowe, nikt nie wie, jak wyglądamy, a i tak słyszymy „Grube lewackie szmaty”. Z kolei na TikToku, gdzie prowadzę profil PRZEMOCOMETR i na którym się ujawniam, też słyszę, że mam krzywy zgryz, że jestem debilką, jestem niewykształcona itp. Trzeba pokazać, kto jest „władcą”.

Janka: To się wszystko znowu sprowadza do kulejących rozwiązań systemowych. Nie uczy się nas, jak żyć: jak inicjować kontakty, jak wyrażać emocje, jak się spełniać, jak o siebie troszczyć, jak się kochać, jak komunikować… Bez pracy własnej trudno się tego nauczyć. Niektórzy pozostają więc na etapie rozwojowym dziecka, które jeśli zabierze mu się zabawkę, płacze, tupie, rzuca się itp. Tylko w taki sposób umie bowiem rozładować swoją frustrację. A hejterzy są takimi dzidziusiami.

Spotkałaś się z niezrozumieniem czy ostracyzmem podczas plakatowania – od ludzi, policji?

Janka: Kilkakrotnie zostałyśmy napadnięte przez nazioli (nazistów, nacjonalistów – przyp. red.). Raz dostałam gazem. Ból nie do opisania, jakby ci twarz miała odpaść. Kiedyś oberwałam też na moim podwórku. W Poznaniu kilka dziewczyn zostało pobitych. Ale w sumie wszystkich naszych akcji plakatowania było ponad tysiąc, a incydentów na szczęście tylko z sześć, siedem. Czasami, choć bardzo rzadko, ktoś nas zaczepia i krzyczy: „Co wy tutaj robicie?!”, a jak zaczynamy tłumaczyć, to ludzie zmieniają podejście. Jeśli chodzi o policję, mam umiejętność „wygadania się” z każdej sytuacji. Albo inaczej: po ulicach chodzą sobie bezkarnie oprawcy, gwałciciele i pedofile, ale to JA mam się przejmować, że na zapomnianych murach naklejam sobie karteczki na klajster z mąki z informacyjno-edukacyjnymi hasłami?! No jeszcze mnie nie popierniczyło.

Jak zmieniły się Plakaciary w ciągu tych trzech lat?

Wiktoria: Przede wszystkim nauczyłyśmy się współpracować ze sobą. Każda z nas ma bowiem inny rytm dnia i musiałyśmy to tak poukładać, żeby Plakaciary mogły hulać, nawet gdy jedna się wyłączy. Zmieniłyśmy sposób angażowania nowych osób. Stworzyłyśmy formularz, przez który można się do nas zgłosić. Jeśli chcesz plakatować, tworzyć hasła, robić grafiki czy w jakikolwiek inny sposób wspierać ruch, masz ułatwioną ścieżkę – wystarczy wypełnić ankietę i… działać! Formularz zawiera pełne wytyczne, co i jak robić. Rozszerzył się też nasz zespół. Wcześniej opierałyśmy się na trzech–czterech osobach, co było bardzo ciężkie; czasem z Janką siedziałyśmy po 15–16 godzin dziennie. Teraz jest nas dużo więcej – ok. 50–60 aktywnych osób – i każda jest od czegoś. Wie, kto może ją zastąpić. No i pojawiamy się w przestrzeni publicznej, na marszach, kongresach, w mediach.

Napis Nie jesteś sama sobie winna

Fot. Plakaciary

Plakaciary można wesprzeć na wiele sposobów:

  • plakatując,
  • dołączając do nich tutaj,
  • wspomagając Plakaciary regularnie finansowo na Patronite,
  • dorzucając się do Zrzutki;
  • odstępując mury, witryny czy elewacje pod hasła;
  • przekazując wyposażenie biurowe, materiały plastyczne itp.
  • użyczając swoich zasobów (miejsc na spotkania, umiejętności technicznych, zniżek na papier…).

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: