Przejdź do treści

Swiatłana Cichanouska. Pierwszą wojnę stoczyła o zdrowie syna, drugą wypowiedziała białoruskiemu reżimowi

Facebook/Rusłan Szoszyn
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Swiatłana odebrała telefon. Numer był nieznany, zagraniczny. Głos w telefonie powiedział, że musi natychmiast zakończyć swoją działalność, bo trafi do aresztu, a ponieważ jej mąż już siedzi, dzieci zostaną zabrane do sierocińca. Ten telefon tak mocno ją uderzył, że przez godzinę była całkowicie otępiała. Nie wiedziała nawet, która godzina. Była w fatalnym stanie – zdruzgotana matka, zdruzgotana kobieta – opowiada Rusłan Szoszyn, dziennikarz działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”, autor książki „Lodołamaczka. Swiatłana Cichanouska”.

 

Marianna Fijewska: Przed 2020 rokiem Swiatłana była przede wszystkim żoną i matką. Trzymała się z dala od polityki i pewnie nigdy nie pomyślałaby, że może stać się symbolem białoruskiej opozycji. Dużo rozmawialiście o jej dawnym życiu?

Rusłan Szoszyn: Rozmawialiśmy o tym, ale nie wiem, czy dużo. Swiatłana nie ma czasu na wielogodzinne rozmowy. Ma tak napięty grafik, że… jej życie wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś. Dawniej była „produktem białoruskiego społeczeństwa” – i to są słowa samej Swiatłany. Nie ukrywa tego, że żyła w cieniu męża. Siarhiej był karmicielem rodziny, w domu właściwie go nie było. Zwłaszcza przez ostatnie trzy lata przed aresztowaniem, gdy całkowicie oddał się pracy zawodowej. Nagrywał vloga na YouTube pt.: „Kraj do życia”, w którym jawnie krytykował władzę. Podróżował po całej Białorusi, rozmawiał z ludźmi, pokazywał, jak ciężko żyje się w państwie Łukaszenki. Jego działalność bardzo szybko została zauważona przez dyktaturę. Rozpoczęły się represje. Kilka razy aresztowano go na 15 dni. Swiatłana nie wiedziała, co się z nim dzieje i kiedy wróci.

To musiało być dla niej strasznie trudne. Dom, dzieci – ze wszystkim była sama.

Bez wątpienia był to dla niej niezwykle ciężki czas. Zwykle gdy człowieka dotyka jakaś tragedia, to jest to tragedia pojedyncza. A Swiatłana w ciągu kilku miesięcy została pozbawiona męża, kraju, domu i bliskich. Po drugiej stronie żelaznej kurtyny pozostawiła krewnych. Znjomi z poprzedniego życia boją się do niej odzywać. Nie mogą. Za próby kontaktu ze Swiatłaną groziłoby im więzienie.

Rusłan i Swiatłana / fot. Facebook/Rusłan Szoszyn

Twoim zdaniem Swiatłana nie skonfrontowała się jeszcze z dramatem, jaki ją spotkał?

Swiatłana nieustannie jeździ – jednego dnia jest w Norwegii, drugiego we Francji, trzeciego na Islandii albo w Albanii. Opowiadanie o Białorusi za granicą traktuje jako swój absolutny obowiązek. Do tego cały czas zajmuje się wewnętrznymi problemami białoruskimi, np. rozmawia z zachodnimi uczelniami, żeby wsparły studentów wyrzuconych z białoruskich uniwersytetów przez działalność polityczną; rozmawia z zagranicznymi ministerstwami zdrowia, żeby ułatwiły nostryfikację dyplomów dla represjonowanych lekarzy, którzy musieli uciekać z kraju; rozmawia z ministerstwami kultury, by załatwić pracę represjonowanym artystom… Myślę, że te obowiązki są dla niej ucieczką od osobistej tragedii. Wszystko, co ją spotkało, było tak intensywne, dramatyczne, ryzykowne i skomplikowane jednocześnie, że nie zdołała tego przetworzyć. Rozmawiając z nią, miałem wrażenie, że jej życie – jak film – zawiesiło się w momencie, gdy wypchnięto ją z kraju na Litwę.

To wszystko, o czym mówisz, świadczy o tym, że Swiatłana cieszy się zaufaniem Białorusinów, a jednocześnie szacunkiem wśród światowych przywódców. A przecież jeszcze trzy lata temu była panią domu, trzymającą się z dala od polityki. Zastanawiam się, jakie cechy sprawiły, że w tak krótkim czasie udało jej się stać prawdziwą liderką.

Przede wszystkim niewiarygodna determinacja. Swiatłana ma za sobą doświadczenie walki o zdrowie syna, który od maleńkiego miał poważne problemy ze słuchem. Prawie nie słyszał i jedyną szansą była dla niego operacja wszczepienia implantu. Ale powiedzieć, że ochrona zdrowia na Białorusi kuleje, to jak nie powiedzieć nic. Załatwienie takiej operacji to niezliczone podróże z Homla, gdzie wówczas mieszkali, do Mińska, bo poważniejsze ośrodki leczenia mieszczą się wyłącznie w stolicy. Tych podróży było tak dużo, że w końcu Cichanouscy musieli przenieść się do Mińska na stałe. Swiatłana dzięki swojej determinacji doprowadziła do operacji dziecka i uratowała jego słuch. Można powiedzieć, że pierwszą wojnę stoczyła o zdrowie syna, drugą wypowiedziała reżimowi. A jak już rozpoczęła tę drugą wojnę, to nie może się z niej tak po prostu wycofać.

Gdyby na Białorusi dokonał się przewrót, a Łukaszenka został odsunięty od władzy, czy następna w kolejce do objęcia urzędu prezydenta jest właśnie Cichanouska?

Trzeba brać pod uwagę wiele różnych zmiennych, jak choćby reakcję Rosji na przewrót na Białorusi, ale z całą pewnością nikt prócz niej nie ma ani legitymizacji, ani moralnego prawa do objęcia urzędu prezydenta. Tylko ona byłaby uznana przez Białorusinów i przez liderów świata demokratycznego. Rola Swiatłany jest kluczowa w procesie stabilizacji białoruskiego społeczeństwa. Gdyby Łukaszenka został odsunięty od władzy, na Białorusi mógłby zapanować chaos i bandytyzm. Jeśli Swiatłana przejmie stery, tak się nie stanie.

Komentatorzy polityczni zakładają, że w takim scenariuszu Cichanouska byłaby przywódcą przejściowym na czas stabilizacji. A ja się zastanawiam – skoro ta kobieta osiągnęła tak nieprawdopodobnie dużo w tak krótkim czasie, dlaczego miałaby być przywódcą przejściowym? Rozmawiałeś z nią o tym?

Pytałem ją, czy upadek reżimu byłby końcówką, czy początkiem jej przygody politycznej. Z jednej strony mówi mi, że marzy, by to się już skończyło, że chce wrócić do życia prywatnej osoby. Z drugiej strony mówi: „Jeśli Białorusini tego by chcieli, jeśli byłby na mnie popyt w polityce, to nie mogłabym odmówić”.

Trzeba jednak pamiętać, że rola przejściowego przywódcy jest bardzo ważna. W razie przewrotu na Białorusi nie można byłoby tak po prostu ustanowić nowego prezydenta i wrzucić go w buty dyktatora, bo mógłby zachłysnąć się nieograniczoną władzą i zacząć usuwać przeciwników politycznych. Cichanouska w roli przejściowego lidera miałaby naprawdę bardzo dużo do zrobienia, musiałaby przywrócić demokratyczny porządek polityczny.

W Swiatłanie widzę osobę, która wchodzi do wielkiej polityki i nie staje się politykiem, a społecznikiem. To jest działaczka społeczna, która nie może przejść obojętnie obok cudzego nieszczęścia. (...) Ona jest dla Białorusinów symbolem nadziei, która trwa

Cichanouska wrzucona w buty dyktatora władzą by się nie zachłysnęła – co do tego wydajesz się pewny.

Jestem pewny. Często, gdy ludzie stają się politykami, po jakimś czasie przestają być ludźmi i są już wyłącznie politykami. Po dawnym człowieku nie ma śladu. Jest manipulacja, uważne dobieranie słów, odpowiednia gestykulacja i inne dyrdymały, które znamy z telewizji. W Swiatłanie widzę osobę, która wchodzi do wielkiej polityki i nie staje się politykiem, a społecznikiem. To jest działaczka społeczna, która nie może przejść obojętnie obok cudzego nieszczęścia. Widziałem to podczas promocji mojej książki – tam nie było kamer, a mimo to Swiatłana zatrzymywała się przy każdym, kto chciał z nią porozmawiać. Zresztą wielu Białorusinów przyszło na spotkanie autorskie tylko po to, by zobaczyć Swiatłanę. Ona jest dla nich symbolem nadziei, która trwa.

Podczas jednego z wywiadów mówiłeś o tym, jak zaskoczona była Swiatłana, gdy pytałeś o to, czy wierzy w Boga albo jaki ma stosunek do męża. Podobno nie mogła zrozumieć, jak ktoś może być zainteresowany jej osobistymi przemyśleniami.

Swiatłana chciała rozmawiać ze mną wyłącznie o sytuacji politycznej Białorusi. W pewnym momencie, gdy już naprawdę nie wiedziałem, jak przebić tę emocjonalną barierę, powiedziałem: „Białorusini kupili kota w worku, a muszą wiedzieć, co pani czuje. Przecież nie jest pani maszyną, tylko człowiekiem. Chcemy poznać pani emocje, poglądy i wizję przyszłości”. To troszkę pomogło. Porozmawialiśmy np. o kwestii wiary. Zrozumiałem, że chociaż Swiatłana nie jest osobą regularnie praktykującą chodzenie do świątyni, to mocno wierzy w siłę wyższą, która pomaga jej realizować zadania. Zobaczyłem ją jako osobę z silnie rozwiniętą duchowością.

Swiatłanie dwukrotnie grożono odebraniem dzieci, ale, co mnie zaskoczyło, w polskich mediach w ogóle tego nie nagłaśniano. Czy możesz opowiedzieć więcej o tych sytuacjach?

Media nie zwróciły na to uwagi, bo jeszcze wtedy Swiatłana nie była tak znaną osobą. Po raz pierwszy grożono jej odebraniem dzieci, gdy zgłosiła swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich zamiast aresztowanego męża. Wokół niej szybko pojawiły się osoby sympatyzujące z Siarhiejem, ale one również zostały aresztowane. W efekcie Swiatłana musiała sama zająć się obowiązkami związanymi z kampanią, m.in. zawozić zebrane podpisy do obwodowych komisji wyborczych. I właśnie podczas jednej z takich podróży, gdy już wchodziła do budynku komisji wyborczej, dostała telefon. Numer był nieznany, zagraniczny. Głos w telefonie powiedział, że musi natychmiast zakończyć swoją działalność, bo trafi do aresztu, a ponieważ jej mąż już siedzi, dzieci zostaną zabrane do sierocińca. Ten telefon tak mocno ją uderzył, że przez godzinę była całkowicie otępiała. Nie wiedziała nawet, która godzina. Była w fatalnym stanie – zdruzgotana matka, zdruzgotana kobieta. W tamtym momencie chciała wszystko rzucić i wycofać się. Najbliższe otoczenie przekonało ją, by nagrała filmik, w którym ze łzami w oczach opowiedziała swoim wyborcom, co się stało. W tym filmiku zasugerowała, że być może zrezygnuje, a jeśli tak się stanie, to bardzo przeprasza.

Swiatłana w ciągu kilku miesięcy została pozbawiona męża, kraju, domu i bliskich. Po drugiej stronie żelaznej kurtyny pozostawiła krewnych. Znajomi z poprzedniego życia boją się do niej odzywać. Nie mogą. Za próby kontaktu ze Swiatłaną groziłoby im więzienie

Ale nie zrezygnowała.

Nie, ponieważ opozycyjna dziennikarka Natalia Radzina pomogła Swiatłanie wywieźć dzieci za granicę. To jednak nie rozwiązało problemów Swiatłany.

Jak to?

Dzień po sfałszowanych wyborach, gdy po Białorusi rozlała się fala protestów, a ludzi bito i masowo aresztowano, Swiatłana udała się do Centralnej Komisji Wyborczej, żeby złożyć skargę i oświadczenie o nieuznaniu wyników wyborów. Zaprowadzono ją do pokoju, w którym czekało dwóch wysokich rangą funkcjonariuszy ściśle współpracujących z Łukaszenką. I oni powiedzieli wprost: „Jeśli natychmiast nie opuścisz Białorusi, idziesz do więzienia. Możesz wyjść na zewnątrz, ale po przejściu 200 metrów zostaniesz zatrzymana”. Dodali jeszcze, że wiedzą, gdzie są jej dzieci, sugerując, że znają faktyczną lokalizację. „Twoje dzieci nawet w Wilnie nie są bezpieczne” – jak Swiatłana to usłyszała, to już się nie zastanawiała, co ma robić. Funkcjonariusze zawieźli ją do mieszkania, żeby się spakowała, w międzyczasie poprosiła ich o uwolnienie męża, ale oni odpowiedzieli, że może o tym zapomnieć. Wtedy Swiatłana poprosiła o uwolnienie Marii Moroz, która była szefową jej sztabu. Maria także jest matką. Przed wyborami została porwana. Na prośbę Swiatłany wypuszczono Marię i obie panie wywieziono na litewską granicę, nakazując opuszczenie kraju.

W opisie twojej książki czytamy, że Swiatłana zaryzykowała wszystko, by stać się liderką białoruskiej opozycji. Teraz rozumiem, że naprawdę zaryzykowała wszystko. Zastanawiam się, w imię czego? Czy udało ci się poznać jej wewnętrzną motywację do tych niewiarygodnych poświęceń?

Odpowiedzialność za białoruski naród. Miłość do dzieci. Miłość do męża. Siarhiej poświęcił trzy lata życia – ich wspólnego życia – na podróżowanie po całej Białorusi, a później zamknęli go w więzieniu i odebrali możliwość powiedzenia tego, co chciał powiedzieć. Zamknięto mu buzię, ale czy to znaczy, że wszystko, co zrobił, ma się zmarnować? Swiatłana nie chce na to pozwolić. Mówi: „Ja to robię dla męża, żeby poczuł moją miłość nawet tam, za kratami”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: