Kobieca historia sportu: Halina Konopacka jako pierwsza rzuciła dyskiem po olimpijskie złoto
Była urodzoną lekkoatletką – rzucała dyskiem, pchała kulę, skakała wzwyż i w dal, w każdej dyscyplinie biła rekordy. „Sportu bez entuzjazmu nie rozumiem. Z potrzeby, na chłodno można uprawiać gimnastykę zdrowotną – w sporcie konieczny jest zapał” – mówiła w wywiadach. Przez całe życie zachęcała kobiety do aktywności i propagowała zdrowy styl życia a w wolnych chwilach pisała wiersze. Przypominamy Halinę Konopacką!
Ruszamy z nowym, sobotnim cyklem – o tych, które były pierwsze. Tym razem jednak nie pierwsze w nauce, medycynie, czy polityce – tylko pierwsze na mecie i pierwsze na podium. Kobiety w sporcie wcale nie miały łatwiej niż te, które przełamywały bariery braku równouprawnienia w innych dziedzinach życia. A ich historie to niejednokrotnie gotowy materiał nie tylko na artykuł, ale i na książkę.
Jej występ na olimpiadzie w Amsterdamie w 1928 roku przeszedł na zawsze do historii sportu. Oto 28-letnia lekkoatletka wywalczyła dla Polski złoty medal, rzucając dyskiem na odległość 39,62 metra i bijąc jednocześnie swój własny rekord świata. Halina Konopacka była już wówczas bardzo znana, rok wcześniej czytelnicy „Przeglądu Sportowego” nagrodzili ją tytułem najpopularniejszego sportowca Polski. Z Amsterdamu wszechstronna zawodniczka przywiozła coś jeszcze – honorowy tytuł Miss Igrzysk. Nic dziwnego, mająca ponad 180 cm wzrostu cieszyła się wyjątkową urodą, była też doskonale wychowana i wykształcona.
Lekkoatletyczny stadion nie był pierwszą i jedyną miłością przyszłej mistrzyni. Urodzona w 1900 roku w ziemiańskiej rodzinie w Rawie Mazowieckiej, już w dzieciństwie zamieszkała z rodzicami w Warszawie, gdzie – zachęcana do ruchu dobrym przykładem z domu – próbowała różnych aktywności. Wybrała studia filologiczne, ale chętnie jeździła też na nartach i grała w tenisa. W 1919 roku zapisała się do sekcji lekkoatletycznej warszawskiego AWF-u i już podczas pierwszego treningu wywołała konsternację – czego by się nie dotknęła, czy był to dysk, kula, oszczep czy tyczka do skoku wzwyż, jej wyniki zbliżały się do krajowych rekordów. „Dziewczyna rzucała dyskiem tak sprawnie, że rekord Polski ustanowiła niemal od niechcenia, po kilku rzutach. Rekord, o którym tak naprawdę nie miała pojęcia” – Halina Rotkiewicz w książce „Z radości życia. Halina Konopacka” cytuje wrażenia Maurice Bagueta, pochodzącego z Francji trenera, który towarzyszył Konopackiej w pierwszym treningu.
Na pierwsze poważne zwycięstwa nie trzeba było długo czekać. W 1924 roku Halina Konopacka po raz pierwszy zdobyła mistrzostwo Polski w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą, dwa lata później ustanowiła rekord świata w pierwszej konkurencji, cztery lata później poprawiła ten wynik na olimpiadzie w Amsterdamie, zdobywając też pierwszy złoty krążek dla Polski. W swojej karierze (nie trwającej długo, bo do 1931 roku) biła rekordy 56 razy. 26 razy zdobyła mistrzostwo Polski w wielu dyscyplinach – rzucie dyskiem, pchnięciu kulą, sprincie, rzucaniu oszczepem i skoku w dal i wzwyż. Wzbudzała tym zachwyt i niedowierzanie wśród trenerów i publiczności. Ona sama od zwycięstw bardziej ceniła emocje towarzyszące rywalizacji: „Myślę, że niezupełnie słusznie przywiązuje się dzisiaj tak dużo wagi do wyników sportowych. Zapewne są to te widoczne dla oka granice, które pozwalają ogarnąć całość wyniku sportowego, ale podobnie jak granica przeciągnięta na ziemi jest sama przez się tylko linią, tak samo i rekordy nie miałyby treści, gdyby nie zamykały w sobie tego, co jest od nich ważniejsze – przeżycia sportowego” – media cytowały jej wypowiedzi.
O tym, że sport nie był dla niej najważniejszy, świadczą jej inne osiągnięcia – Konopacka biegle mówiła kilkoma językami, po wirtuozersku grała na fortepianie, publikowała wiersze w „Wiadomościach Literackich” i „Skamandrze” a w 1929 roku wydała własny tomik poezji zatytuowany „Któregoś dnia”. „Mówili, że umiem tylko rzucać dyskiem, a duszy nie posiadam. Więc chciałam po prostu dać dowód, że jestem i kobietą, a nie jakimś sportowym, mechanicznym robotem, i mam w sobie jakąś poezję, którą pragnęłam nawet w rzucaniu dyskiem wyrazić” – mówiła w jednym z wywiadów.
W 1928 roku poślubiła pułkownika Ignacego Matuszewskiego, późniejszego ministra skarbu a dwa lata później, będąc na szczycie swoich sportowych możliwości, zrezygnowała z wyczynowego uprawiania sportu, ale do końca życia pozostała jego wierną propagatorką. W kierowanym przez nią piśmie sportowym „Start” skoncentrowała się na propagowaniu aktywności wśród kobiet i zdrowego stylu życia: „Pismo jest Wasze. Będzie tym lepsze, im więcej włożycie starania w to, aby było w rękach każdej kobiety, która chce być zdrowa, silna i powabna. A takimi chcemy być przecież wszystkie” – pisała we wstępniaku do jednego z numerów.
Życie u boku męża polityka przyniosło jej nowe doświadczenia i wpłynęło na resztę życia. Tuż po wybuchu II wojny światowej przed Matuszewskimi postawiono zadanie życia – mieli uchronić przed Niemcami i wywieźć z Polski ważący 75 ton polski zapas złota z Banku Polskiego. Razem z majorem Henrykiem Floyarem-Rajchmanem i jego żoną zasiedli za kierownicami autobusów załadowanych po dach skrzyniami skrywającymi sztaby złota i nocami, z narażeniem życia, dowieźli ładunek do Śniatynia, skąd wywieziono go pociągiem do Rumunii, a stamtąd statkiem do Turcji: „My, kobiety, dźwigałyśmy te skrzynki, które były dość ciężkie – ażeby jak najprędzej znaleźć się na morzu. Statek ten szedł zygzakiem, dlatego że Morze Czarne było naładowane niemieckimi podwodnymi statkami. Ale znów szczęście nam sprzyjało. I w zupełnej ciszy, bez ognia, bez zapałki, bez papierosa – płynęliśmy do Konstantynopola” – wspominała Konopacka. Dalej trasa bezcennego transportu prowadziła przez Bejrut do Francji. Matuszewscy eskortowali transport a później, kiedy Niemcy zdobywali kolejne europejskie kraje, przez Hiszpanię i Portugalię, dzięki pomocy wizowej Ignacego Jana Paderewskiego, dotarli do Nowego Jorku.
Powojenne losy Haliny Konopackiej nie były łatwe. Po śmierci męża w 1946 roku zarabiała na życie, prowadząc szkółkę narciarską. Po raz drugi wyszła za mąż i ponownie owdowiała. Ostatnie lata życia spędziła w domu opieki na Florydzie. Do końca życia pozostała aktywna i sprawna fizycznie. Po śmierci w 1989 roku, tak jak sobie życzyła, urnę z jej prochami pochowano na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.
Zobacz także
HELLO PIONIERKI: Jak Olga Krzyżanowska z przychodni stoczniowej poszła do polityki, by zrealizować testament ojca, pułkownika AK
HELLO PIONIERKA: Jak Wanda Błeńska badała chorych na trąd bez rękawiczek, żeby nie uważali, że się ich boi
HELLO PIONIERKI: Jak Aleksandra Gabrysiak otworzyła swój dom przed chorymi i zapłaciła za to najwyższą cenę
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
się ten artykuł?