Przejdź do treści

Pacjentka zażyła tabletkę poronną, lekarka wezwała policję. „Czterech mężczyzn pilnowało jednej przestraszonej kobiety”

Pani Joanna powiedziała lekarce o zażyciu tabletki poronnej, ta wezwała policję - na zdjęciu kobieta siedzi w skulonej pozycji, wygląda na skrzywdzoną HelloZdrowie
Powiedziała lekarce, że zażyła tabletkę poronną, policja zabrała jej laptopa, telefon, kazała się rozebrać, robić przysiady i kaszleć / Zdjęcie: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Do jednej z pacjentek krakowskiego szpitala lekarka wezwała policję po tym, jak ta poinformowała ją o zażyciu tabletki poronnej. Funkcjonariusze w trakcie badania przesłuchiwali kobietę, dokonali rewizji i odebrali jej telefon. „To drastyczny przypadek policyjnej brutalności i antyaborcyjnej obsesji” – ocenia Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA.

Tabletka poronna powodem interwencji w krakowskim szpitalu

Pani Joanna zdecydowała się zażyć tabletkę poronną, bo ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Poczuła się po niej jednak źle, zarówno psychicznie jak i fizycznie, więc powiadomiła o tym fakcie lekarkę. Ta wezwała policję do szpitala, w którym badana była kobieta. Funkcjonariusze przesłuchiwali pacjentkę w trakcie badania.

„Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć” – relacjonuje kobieta. „Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: 'czego wy ode mnie chcecie?'” – wspomina.

Policjanci zabrali kobiecie laptop, na co jeden z lekarzy próbował interweniować, jednak usłyszał, że ma nie utrudniać wykonywania czynności, bo sprzęt został „zabezpieczony na protokół zatrzymania”. „Jako policjant pana pouczam, że bezpodstawne wezwanie patrolu policji jest wykroczeniem” – powiedział jeden z funkcjonariuszy, kiedy lekarz głośno rozważał wezwanie służb.

„Czterech mężczyzn pilnowało jednej, przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana” – mówił w rozmowie z „Faktami” TVN lekarz oddziału ratunkowego Szpitala Wojskowego, do którego trafiła pani Joanna.

Dyżurujący lekarze zostali wylegitymowani, a pani Joanna w eskorcie policji przewieziona do Szpitala im. Narutowicza z oddziałem ginekologicznym. Tam też znajdował się już patrol i tam zmuszono kobietę do oddania telefonu.

Nastolatka w bibliotece sięga po książkę.

„Własna aborcja to NIE przestępstwo”

Do tej bulwersującej interwencji, do której doszło pod koniec kwietnia, odniosła się Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA. „Do szpitala na badanie ginekologiczne Panią Joannę eskortowała liczna grupa policjantów, którzy ją osaczyli, jakby była kryminalistką. Ale nie była, bo własna aborcja to NIE przestępstwo i nie można za to ponosić odpowiedzialności karnej” – relacjonuje FEDERA.

Fundacja wymieniła bezprawne działania, których podjęli się funkcjonariusze tj. przeszukali bagaż pacjentki, zabrali laptopa i telefon komórkowy, próbowali zrobić jej rewizję przez odbyt w czasie, gdy krwawiła.

„Policjanci ani przez sekundę nie powinni byli posunąć się do tego, co zrobili. Nie mieli do tego prawa. To drastyczny przypadek policyjnej brutalności i antyaborcyjnej obsesji” – przyznaje FEDERA.

„Pani Joanna nie zrobiła nic złego, a została ukarana. Spotkała ją ogromna krzywda i upokorzenie. Dlaczego? Bo w całej Polsce panoszy się aborcyjna stygma. Słowo 'aborcja’ wyzwala w policji, lekarzach i politykach najniższe instynkty. […] Jest to też pokłosie umieszczenia aborcji w kodeksie karnym. Penalizacja pomocy w aborcji pośrednio uderza w kobiety i naraża na niebezpieczeństwo” – dodaje.

Prokuratura Okręgowa w Krakowie przekazała redakcji „Faktów” TVN, że obecność policjantów wynikała z „konieczności asystowania Zespołowi Ratownictwa Medycznego”. Przekazano, że toczy się postępowanie z artykułów mówiących m.in. o pomocy w aborcji i w związku z tym śledczy nie mogą udzielić bardziej szczegółowych informacji. Fundacja FEDERA zapewniła pani Joannie bezpłatne wsparcie prawne.

„Można się poczuć jak w państwie policyjnym, jak w państwie totalitarnym, jak w sytuacji kafkowskiej” – oceniła w reportażu „Faktów” TVN Kamila Ferenc, pełnomocniczka pokrzywdzonej kobiety.

Adwokatka złożyła zażalenie do sądu na bezprawne zatrzymanie rzeczy. FEDERA w swoim poście na Facebooku poinformowała, że sąd ocenił zatrzymanie jako niezgodne z prawem. „Podkreślił, że nie było żadnych podstaw, by sądzić, że jej rzeczy mogły stanowić dowód w sprawie – nie było bowiem udziału osób trzecich. Telefon został już zwrócony pani Joannie” – podkreśla i informuje, że następny planowany krok to domaganie się odszkodowania od Skarbu Państwa.

„Skala wyżywania się na kobietach za podejmowanie samodzielnych decyzji nas przeraża. Nazywamy to wprost systemową przemocą. Żądamy natychmiastowej dekryminalizacji aborcji. Żądamy, by policja, lekarze i politycy odczepili się raz na zawsze od nas i naszych aborcji” – ocenia fundacja.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: