Przejdź do treści

„Na wierzchu zwykle jest wściekłość, oskarżenia i żądania. A pod spodem krucha potrzeba i lęk”. O emocjach w parze mówi Justyna Dworczyk

Justyna Dworczyk
Na wierzchu wściekłość, a pod spodem lęk - emocje w parze / Justyna Dworczyk arch. prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Siedzą w osobnych pomieszczeniach, jedno płacze w poduszkę, a drugie gra na komputerze albo w ogóle wychodzi z domu. Jednak gdy taki negatywny cykl odtwarza się w czasie sesji terapeutycznej, to bardzo często obecność terapeuty czy terapeutki stwarza na tyle bezpieczną przestrzeń, że udaje się zatrzymać emocjonalny tygiel, w który para wpada – mówi psychoterapeutka par Justyna Dworczyk.

 

Nina Harbuz: Załóżmy, że przychodzi do ciebie na terapię para z filmu „Historia małżeńska”. Sesja ma się zacząć dokładnie tak jak w filmie, czyli wiemy, że małżonkowie napisali do siebie listy o tym, za co się kochają i w gabinecie odczytają je sobie na głos. Mężczyzna to robi, a kobieta, gdy przychodzi jej kolej, wychodzi z gabinetu. Sesja się kończy. Bliżej byłoby ci w takiej sytuacji do myślenia, że tym dwojgu nie można już raczej pomóc, czy uważałabyś, że jeśli tylko oboje pojawią się na kolejnej sesji, to jednak można nad ich związkiem pracować?

Justyna Dworczyk: Raczej myślałabym, że to jeszcze nie jest koniec, a przynajmniej nie musi być, jeśli tylko para przyszłaby na następną sesję. Takie zachowanie jest czymś, do czego można się odwoływać i o czym można rozmawiać. Zaciekawiłoby mnie, na co ta kobieta zareagowała, co było tak trudne do wytrzymania, że aż trzeba było opuścić gabinet, zerwać w tamtym momencie więź. Jej zachowanie było tak bardzo emocjonalne, że przypuszczam, iż odczuwała ogromny lęk.

Lęk o to, że kiedy odczyta mężowi list, odsłaniając się przed nim ze swoimi uczuciami, on jej nie odtrąci?

Tak, jak on zareaguje, kiedy będzie tak szczera, krucha, odkryta, delikatna, gdy przez moment nie będą walczyć ze sobą. Jak jej słowa zostaną przyjęte i czy nie zostaną bez odpowiedzi? Czy on się zaangażuje? Pary się tego obawiają. Zwłaszcza gdy na co dzień doświadczają poniżania, pogardy, obrzucania się epitetami, to mogą bać się odsłonić z uczuciem miłości do drugiego człowieka. Wokół emocji w ogóle, jest trochę taki czarny PR. Że jeśli ktoś zachowuje się emocjonalnie i nie mam na myśli, że wrzeszczy, krzyczy, jest nadzwyczaj rozemocjonowany, ale mówi o swoich uczuciach, to bywa, że to też jest źle widziane, oceniane jako prymitywne. A emocje tworzą zmianę i jeśli się nie pojawią w relacji, to nie można pracować.

Lepiej, gdy jeszcze silnie buzują, czy gdy panuje flauta?

Powiedziałabym, że gdy są gdzieś po środku. Gdy panuje flauta, to można powiedzieć, że para jest wobec siebie obojętna. A jak są obojętni, to zastanawiałabym się, czy jest się do czego odwołać i czy da się choćby jeszcze trochę to uczucie między nimi rozpalić. Natomiast kiedy jest bardzo dużo ognia, to z jednej strony lepiej, ale pod warunkiem, że para pozwoli terapeucie prowadzić się i zatrzymywać, żeby oglądać razem, co ten pożar wywołuje. Te momenty zapalne odtworzone na sesji dają potencjał do pracy.

Pacjenci często cofają się do chwil swojego życia, gdy już słyszeli, że powinni być inni, że nie spełniają oczekiwań albo gdy doświadczali opuszczenia przez ważnych dla nich dorosłych. Opowiadają o opuszczeniu, zapomnieniu, obawie, że nigdy do nich już nikt nie przyjdzie

W domu, niezatrzymane, najczęściej prowadzą do eskalacji kłótni.

A potem do izolacji. Siedzą w osobnych pomieszczeniach, jedno płacze w poduszkę, a drugie gra na komputerze albo w ogóle wychodzi z domu. Jednak gdy taki negatywny cykl odtwarza się w czasie sesji terapeutycznej, to bardzo często obecność terapeuty czy terapeutki stwarza na tyle bezpieczną przestrzeń, że udaje się zatrzymać emocjonalny tygiel, w który para wpada. Mówię im wtedy, że nie będziemy odtwarzać schematu, który dobrze znają, za to krok po kroku przyjrzymy się, co było czynnikiem spustowym tego, co się między nimi wydarzyło. Razem patrzymy, co jest pod spodem, a co jest na wierzchu tego, co sobie komunikują.

Na wierzchu zwykle jest wściekłość, oskarżenia, żądania i pretensje.

A pod spodem jest krucha potrzeba i lęk. Nazywam to emocjonalnym nieporozumieniem. Emocje, które są na wierzchu, nadawane i komunikowane są zazwyczaj w sposób agresywny, albo bierno-agresywny. Po jednej stronie czuć pewien rodzaj nacierania, napierania, intruzywności, nachalności, dużych potrzeb, a po drugiej stronie jest obrona przed tym. To z kolei wywołuje jeszcze większą potrzebę natarcia u tej domagającej się osoby, a to znów w wycofującym się partnerze wzmaga potrzebę zamknięcia się i izolowania pod naporem wściekłości.

W takich emocjach ciężko wyłowić sens tego, co jest komunikowane pod tą złością.

Pod obnażonymi kłami jest komunikat: bardzo cię potrzebuję i czuję się źle bez ciebie, chcę być bliżej, ale kompletnie nie wiem, jak to zrobić. Gdy parter się wycofuje, to osoba domagająca się zostaje z przeświadczeniem, że znów jest sama. Natomiast ta, która się wycofuje, doświadcza swojego obrazu, jakby znów nawaliła, nie była wystarczająca, nie była w stanie spełnić oczekiwań. Często każda z osób w parze doskonale zna te uczucia, aktywujące się za każdym razem, gdy pozwolą sobie na zaangażowanie emocjonalne z drugim człowiekiem. W obojgu ożywają aspekty przywiązaniowe. Często cofają się do chwil swojego życia, gdy już słyszeli, że powinni być inni, że nie spełniają oczekiwań albo gdy doświadczali opuszczenia przez ważnych dla nich dorosłych.

Edyta Zając

Świat wewnętrzny się rozpada.

Pacjenci opisują ten stan jako ciemną piwnicę. Pytam wtedy bardzo szczegółowo, odwołując się do zmysłów, co w niej widać, co słychać, jaki czują zapach. Opowiadają o ciemnej norze, stęchliźnie, opuszczeniu, zapomnieniu, obawie, że nigdy do nich już nikt nie przyjdzie. To wywołuje potworną rozpacz. Pytam, czy partner bądź partnerka mają okazję to zobaczyć, zamiast tych kłów na wierzchu, oczu przepełnionych furią i ust pełnych wyrzutów i pretensji wywołujących jedynie uczucie beznadziei. Zwykle nie mają, więc w terapii rozbieramy to agresywne rusztowanie i docieramy do kruchych potrzeb, żeby partner bądź partnerka mogli je w końcu zobaczyć i na nie odpowiedzieć, zamiast izolować się.

Mam przed oczami eksperyment Edwarda Tronicka, nazwany „Still face”. Widać na nim, jak matka przestaje odpowiadać na komunikaty dziecka, które próbuje na różne sposoby wzbudzić jej zainteresowanie, aż w końcu, gdy to się nie udaje, popada w skrajną rozpacz.

To dziecko, które wskazuje rączkami różne punkty, próbując zanimować mamę, jest odzwierciedleniem tej domagającej się w parze osoby, która wycofującemu partnerowi bądź partnerce próbuje zadawać pytania o to, czy można z nim bądź nią się porozumieć. Wycofanie również wynika z lęku i potrzeby ochronienia się przed agresją. To nie jest złośliwość, czy obojętność, tylko sposób obrony.

Paradoks polega na tym, że obie osoby tracą nadzieję na to, że mogą dotrzeć do tego drugiego, czy drugiej – wycofująca się osoba traci nadzieję, że nacierający partner zatrzyma się w swoim szale, a domagająca się osoba traci nadzieję, że izolujący się od niej partner/partnerka przestaną tkwić w tym emocjonalnym zamrożeniu i oddaleniu. Oboje zadają w gruncie rzeczy te same pytania: Czy jesteś dostępny/dostępna? Czy mogę się do ciebie zbliżyć? Czy mi odpowiesz, kiedy będę pytać? Czy udzielisz mi wsparcia, gdy będę potrzebować pomocy, twoich oczu, twojego umysłu? I w końcu, czy jesteś w stanie się zaangażować? Wejść blisko w naszą relację, podjąć taką decyzję i wziąć za nią odpowiedzialność? W terapii para ma szansę na spokojnie odpowiedzieć sobie na te pytania, a przynajmniej zbliżyć się do nich. Ma też szansę zobaczyć, że czasem jedno z pary przejmuje emocje tego drugiego bądź drugiej.

Pod obnażonymi kłami jest komunikat: bardzo ci potrzebuję i czuję się źle bez ciebie, chcę być bliżej, ale kompletnie nie wiem jak to zrobić. Gdy parter się wycofuje, to osoba domagająca się zostaje z przeświadczeniem, że znów jest sama. Natomiast ta, która się wycofuje, doświadcza swojego obrazu, jakby znów nawaliła, nie była wystarczająca, nie była w stanie spełnić oczekiwań

Jedna osoba ciągle się złości, a druga jest wiecznie spokojna i opanowana.

Właśnie. I to pokazuje, jak jedna osoba w parze przejmuje emocje tej drugiej. Wyobraźmy sobie parę, w której on nie zareagował na jakiś rodzaj pokrzywdzenia. Np. w pracy nie został należycie wynagrodzony, ktoś mu za coś nie zapłacił albo wykorzystał go w inny sposób. On czuje się pokonany w tej sytuacji, a jego partnerka złości się na niego, co oczywiście jest nie do zniesienia.

Ona się złości na niego, ale tak naprawdę za niego.

Pytam wtedy tego mężczyzny, jak pan myśli, dlaczego pana żona tak się uruchomiła? Dlaczego jest taka wzburzona? Pozwoli pan na to? Nie wie pan, czemu ona jest taka wściekła? Pan się nie złości, to obcuje pan ze złością żony podwójnie. Chce pan mieć spokojniejszą żonę, to niech się pan zareaguje wobec tych, którzy wywołują w panu uzasadnioną irytację. Żona to robi za dwoje, więc pan nie musi. Więc to, co musi się wydarzyć w tej parze, to on sam musi zacząć wyrażać złość w adekwatnych sytuacjach i przestać zmieniać ją w bezsilność, a ona musi przestać się tak złościć za niego. W terapii pracujemy nad tym, aby być ze sobą blisko emocjonalnie, ale jednocześnie zachowywać swoją odrębność.

 

Justyna Dworczyk psychoterapeutka. Absolwentka 4-letniego Studium Psychoterapii Indywidualnej, Studium Psychoterapii Grupowej oraz Studium Psychoterapii Par przy Laboratorium Psychoedukacji, ośrodka posiadającego rekomendację Sekcji Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz atest Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Ukończyła szkolenie EFT (Emotionally Focused Therapy) Terapia Skoncentrowana na Emocjach – metoda pracy wykorzystywana w psychoterapii par.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: