Przejdź do treści

„Kobiety szukają mężczyzn, których jeszcze nie ma, a mężczyźni kobiet, których już nie ma. Między Polkami a Polakami jest przepaść”, mówi socjolożka Karolina L. Jarmołowicz

Karolina L. Jarmołowicz / fot. Dorota Porębska
Karolina L. Jarmołowicz / fot. Dorota Porębska
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Ludzie myślą, że kompromis jest wtedy, kiedy każda strona zatrzyma coś swojego i razem coś z tego uplotą. Nie. Kompromis oznacza, że porzucamy swoje i wspólnie budujemy coś nowego. I tu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii z perspektywy kobiet: to, czego chcemy dziś od mężczyzn, nie jest możliwe. Facet to nie jest choinka! Kobieta też nie. Obie strony muszą zejść na ziemię, pożegnać przynajmniej część pragnień i znaleźć balans – mówi Karolina Lea Jarmołowicz, psycholożka, socjolożka.

 

Marta Szarejko: 52 proc. kobiet do 35. roku życia ma wyższe wykształcenie i tylko 32 proc. mężczyzn.

Karolina Lea Jarmołowicz: Dzieli nas 20 punktów procentowych – przepaść. Polki są świetnie wykształcone, wielozadaniowe, ambitne. Jesteśmy jednymi z najbardziej pracowitych kobiet w Europie. Odważniej opuszczamy małe miejscowości i wyjeżdżamy do dużych miast. Mężczyźni robią to jednak rzadziej: świetnie pokazuje to pewien telewizyjny program.

Rolnik szuka żony.

Tak! Oglądając go, widzimy trudności psychologiczne i społeczne w nawiązywaniu relacji. Mamy wielkomiejskie singielki z aspiracjami, które się liberalizują, i pogubionych mężczyzn, którzy zostają w tyle w każdym aspekcie: nie tylko wykształcenia, ale też siły życiowej, napędu do działania. Jak na dłoni widać kryzys męskości.

Kobiety są teraz na miejscu mężczyzn: kształcą się, pracują, zarabiają, a jednocześnie rodzą dzieci i wychowują je.

Role się odwróciły, bo dziś jedna zarabiająca na dom osoba raczej nie wystarczy. Pamiętamy wzór tradycyjnej rodziny, obciążającej zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Te pierwsze miały na barkach dom, wychowanie dzieci, a ci drudzy odpowiedzialność finansową. Dziś kobiety chcą więcej: równouprawnienie dało im napęd, chcą studiować, pracować i mieć rodzinę. Pieniądze są dla nich ważne, ale nie najważniejsze.

Pewna terapeutka opowiadała mi, że jej klientki jadąc na randki, zostawiają samochód kilka ulic dalej – żeby nie peszyć mężczyzny, z którym się spotkają.

Boją się, że go spłoszą: nie tylko są lepiej wykształcone, ale też często bardziej zamożne. Tymczasem co by zrobił mężczyzna? Wyeksponował samochód! Mężczyźni stawiają na finanse, dla nich wysoki status społeczny to konkretne pieniądze, a nie sześć fakultetów na różnych uczelniach.

Z badań wynika, że studia są dla kobiet wystarczającym powodem, żeby wyjechać do dużego miasta. Mężczyzna musi mieć pewność, że po tych studiach będzie dobrze zarabiał.

Znacznie więcej mężczyzn decyduje się na podjęcie pracy po ukończeniu szkoły średniej, kobiety na tym nie poprzestają, uznają, że do prestiżowej pracy trzeba się przygotować, rozwinąć. Poza tym w pamięci ciągle mają to, że ich matki musiały wybierać: kariera albo dom.

One nie muszą, chcą mieć wszystko. Tymczasem wydaje się, że mężczyźni nie są do tego przygotowani. Na poziomie deklaracji stawiają na partnerskie relacje, ale w praktyce nie są na nie gotowi, boją się ich.

Obie strony są na przegranej pozycji.

Kobiety szukają mężczyzn, których jeszcze nie ma, a mężczyźni kobiet, których już nie ma. Myślę, że to niezwykle ważne: zobaczyć, że jesteśmy w okresie przejściowym, czasie transformacji stereotypowego myślenia i tworzenia nowych ról społecznych. A każda zmiana niesie lęk. Statystyki na temat wykształcenia faktycznie budzą trwogę, ale wzięłabym głębszy oddech i podeszła do tego jak do naturalnego procesu zmian społecznych, kształtowania się nowej formuły relacji.

Dr Paulina Pustułka / WPS

Brzmi to trochę jak proces żałoby.

Zgodnie z teorią etapów żałoby, kiedy coś umiera, wypieramy ten fakt. Mamy etap zaprzeczenia, w którym jest dużo lęku i wycofania – w tym momencie jest wielu mężczyzn, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości rodzącego się, nowego porządku. Potem jest złość – przeżywają ją zarówno mężczyźni, jak i kobiety — która może dawać siłę potrzebną do działania. Następnie wchodzimy w smutek i łzy, żegnanie się z tym, co stare i nieużyteczne w nowej rzeczywistości. Stawiamy sobie pytanie: co teraz?

No właśnie: co?

Myślę, że w pewnym sensie mężczyźni są na etapie depresji, powoli dochodząc do momentu targowania się, zastanawiania – co mogę zatrzymać ze starego świata, a co zbudować nowego? Co warto utrzymać, a co przeformułować? Kolejną fazą, jeśli się nie zatrzymamy, a wszystko wskazuje na to, że odwrotu już nie ma, będzie kształtowanie się tego, co nowe.

Czy dziewczyny trzydzieści, czterdzieści plus tego dożyją?

Nie wiem. A jeśli tak, to nie wiem, czy będą wtedy w związkach. Dziś ze statystyk wiemy, że 70-80 proc. pacjentów gabinetów psychoterapii to jednak kobiety, które zgłaszają się ze stanami lękowo-depresyjnymi. Z jednej strony chcą pozamykać sprawy z dzieciństwa, przyjrzeć się destrukcyjnym wzorcom zachowań, a z drugiej nie wiedzą, jak stworzyć dojrzałą, stabilną relację. A właściwie z kim ją tworzyć. Jeden, drugi, trzeci związek im nie wyszedł, zastanawiają się, co jest nie tak.

Bycie w parze wciąż jest synonimem ułożenia sobie życia.

Stereotypowe myślenie o związku wciąż jest takie: relacja jest tożsama ze szczęściem, a jej kiepskie strony widzimy często dopiero po rozstaniu. I w sumie nic dziwnego: chłopcy socjalizowani są do autonomii, dziewczynki do przywiązania. Społeczeństwo powoli się zmienia, ale kobiety wciąż bardziej niż mężczyźni określają siebie przez stałe relacje. Wciąż myślimy, że lepiej być w jakiejkolwiek relacji niż samej, bo dzięki temu społeczeństwo nas bardziej akceptuje.

Jednocześnie więcej kobiet w Polsce składa pozew o rozwód.

Bo rozwód od dawna już nie jest tabu. Dostęp do opieki psychologicznej jest większy, świadomość też, a poza tym kobiety są samodzielne finansowo, mogą sobie pozwolić zarówno na poniesienie kosztów rozwodu, jak i na życie bez partnera. Więc myślę, że na poziomie rozumu pozwalamy sobie na bycie singielką albo rozwódką, ale na poziomie emocji wciąż mamy zakodowane, że w parze jest łatwiej.

Czy mężczyzna, który jest gorzej wykształcony, może mi dać poczucie bezpieczeństwa, troskę, szacunek? Jeśli ma pozytywne wzorce, nauczył się tego w domu, wie, że związek powinien opierać się na zaufaniu i życzliwości, to tak. Dyplom do tego nie jest potrzebny

Zależy w jakiej parze.

No właśnie. Z badań wynika, że kobiety po studiach wolą pozostać samotne niż wiązać się z mężczyzną ze słabszym wykształceniem. Przy czym wykształcenie to nie tylko papier, który zresztą dziś łatwo można zdobyć, ale przede wszystkim cały zestaw zachowań, aspiracji, cech klasowych, sposobów spędzania wolnego czasu – w tym kontekście podobieństwo może okazać się niezwykle ważne.

Wyobraźmy sobie taką parę: ona znaczniej lepiej wykształcona niż on, przychodzą do pani gabinetu…

Nie muszę sobie tego wyobrażać, 80 proc. to takie pary! Widać to już podczas pierwszych spotkań: inicjatorkami terapii zwykle są kobiety, to one wiedzą, jak ważne są kompetencje relacyjne. Bo jest też druga strona medalu: w procesie edukacji nie tylko zdobywamy wiedzę o świecie, ale uczymy się funkcjonowania społecznego, komunikacji w relacji. Osoby o podobnym wykształceniu mają podobne horyzonty myślowe, ale też kompetencje społeczne, krótko mówiąc: łatwiej im się porozumieć zarówno w kluczowych, jak i codziennych sprawach.

Funkcjonują na podobnym poziomie, tak się przecież dobieramy – na zasadzie podobieństw.

Na jakość życia w relacji wpływa mnóstwo czynników, wykształcenie jest ważne, ale nie musi być decydujące. Polecam zrobić takie ćwiczenie: napisać na kartce wszystkie swoje potrzeby, a potem pragnienia – warto je rozdzielić, mieć jasność, co jest czym. Bo bez zaspokojenia potrzeb trudno żyć, bez spełnienia pragnień łatwiej.

Czyli jeśli chcę rozmawiać z moim partnerem o książkach, a on nie bardzo jest tym zainteresowany…

To może pani bez tego żyć, ponieważ to nie jest potrzeba, tylko pragnienie. Jak wszystkie aspekty związane z wykształceniem. Tu zaczyna się targowanie, o którym mówiłam, dojście do momentu, w którym widzimy prosty fakt: coś za coś. Czy mężczyzna, który jest gorzej wykształcony, może mi dać poczucie bezpieczeństwa, troskę, szacunek? Jeśli ma pozytywne wzorce, nauczył się tego w domu, wie, że związek powinien opierać się na zaufaniu i życzliwości, to tak. Dyplom do tego nie jest potrzebny.

Ale jeśli kobieta zna pięć języków, a jej partner nie zna żadnego? Widzę dwie opcje: po kilku latach ona zaczyna krytykować jego ignorancję, wbijać mu szpile, szydzić z niego…

Pogarda to ślady naszej przeszłości, relacji z rodzicami, zaburzonych więzi między nami a nimi. Echa tego, co warto pożegnać, bo tylko własne poczucie bezpieczeństwa i życzliwość dla drugiej osoby spowodują, że będziemy w stanie stworzyć dobry związek.

A druga: będzie próbowała wciągnąć partnera w swój świat. Czy on tego chce, czy nie.

I to jest pomysł nowoczesnej kobiety, która marzy o mężczyźnie, którego jeszcze nie ma! „Wciągnę go w swój świat, ale z czułością, a on zacznie się rozwijać, tak jak ja”. Nie każdy mężczyzna chce się rozwijać, niektórzy myślą, że są w porządku tacy, jacy są. I mają do tego prawo – jeśli ktoś nie chce, nie musi się rozwijać. Pytanie tylko, czy mu z tym dobrze.

Co powinna zrobić taka kobieta?

Dobrze, żeby zastanowiła się, co jest ważniejsze: to, iloma językami mówi jej partner, czy to, że ją słyszy i wspiera emocjonalnie, troszczy o nią. Warto konkretnie nazwać to, co dla nas najważniejsze.

Zauważyłam, że kobiety, które czują ten przejściowy etap, wybierają często dużo młodszych mężczyzn, godząc się na to, że to one będą ciągnęły wszystko – dom, finanse, dzieci i karierę, ale on przynajmniej nie będzie im przeszkadzał. Nie będzie władczy, agresywny, ograniczający, tylko wejdzie w ten świat, który one narysowały, i wpasuje się w niego

Jakie problemy najczęściej mają takie pary?

Poczucie niezrozumienia w relacji, zderzenia dwóch perspektyw. Ona chce studiować zaocznie, co dwa tygodnie ma zjazdy, a on chce budować dom i zakładać rodzinę. Ona mu oświadcza, że jednak zacznie te studia, a on na to: „Zaraz, zaraz, liczy się kasa! Poza tym ja chcę mieć rodzinę, dom, a tym mnie stopujesz”. Obie strony czują się blokowane – on w zakładaniu rodziny, ona w rozwoju.

Błędne koło.

Zauważyłam, że kobiety, które czują ten przejściowy etap, wybierają często dużo młodszych mężczyzn, godząc się na to, że to one będą ciągnęły wszystko – dom, finanse, dzieci i karierę, ale on przynajmniej nie będzie im przeszkadzał. Nie będzie władczy, agresywny, ograniczający, tylko wejdzie w ten świat, który one narysowały, i wpasuje się w niego.

A mężczyźni?

Tkwią w impasie, tęsknią za kobietami takimi jak kiedyś: uległymi, przy których mogli się czuć męscy. Nie musieli z nimi walczyć, walczyli między sobą – ten świat był dosyć prosto zbudowany. Ale nie ma już powrotu do starego porządku. Co oczywiście nie znaczy, że będzie gorzej. Będzie inaczej.

Jak znaleźć złoty środek?

Ludzie myślą, że kompromis jest wtedy, kiedy każda strona zatrzyma coś swojego i razem coś z tego uplotą. Nie. Kompromis oznacza, że porzucamy swoje i wspólnie budujemy coś nowego. I tu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii z perspektywy kobiet: to, czego chcemy dziś od mężczyzn, nie jest możliwe. Facet to nie jest choinka! Kobieta też nie. Obie strony muszą zejść na ziemię, pożegnać przynajmniej część pragnień i znaleźć balans.

Zasada realności zamiast zasady przyjemności. Zrobienie listy potrzeb i rozważenie, które są możliwe do spełnienia, brzmi jak przyspieszony kurs dojrzewania.

Dokładnie tak, i ja do niego zapraszam. Bo dojrzewanie to żegnanie nierealnych oczekiwań. Warto wyjść z dziecięcego pokoju i otworzyć się na to, jakimi jesteśmy – wykształconymi, czy nie. I zobaczyć, co w relacji pomimo różnic jest dobre i możliwe. Teoretycznie, jeśli mamy stabilne poczucie własnej wartości, możemy stworzyć udany związek właściwie z każdym.

To z kolei widać w programach, które mają kojarzyć pary, na przykład w „Ślubie od pierwszego wejrzenia”: na poziomie deklaracji ludzie twierdzą, że bardzo pragną relacji, a potem okazuje się, że przeszkadza im jedna, mała rzecz – kolor włosów albo zbyt głośny śmiech potencjalnego partnera, i odchodzą.

Warto zadać sobie pytanie: stawiam w życiu na relację, czy na jakość? Mam wrażenie, że domeną naszych czasów jest stawianie tylko na jakość, a nie na relację. Słabiej wykształcony partner naprawdę może do naszego świata wnieść dużo pozytywnych aspektów. A jeśli trochę spuścimy z tonu i pomyślimy o relacji, a nie odhaczaniu kolejnych wad czy zalet potencjalnego partnera, to może się nagle okazać, że nie tylko nie jesteśmy same, ale nie mamy już stanów depresyjno-lękowych.

 

Karolina Lea Jarmołowicz: psycholożka, psychoterapeutka, socjolożka. Założycielka i szefowa Ośrodka Centrum. Pracuje w podejściu integracyjnym

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: