Przejdź do treści

Miażdżące wyniki monitoringu gabinetów ginekologicznych. „W Polsce lekarze zdają się mieć bardzo dużą władzę nad kobietami” – alarmuje Aleksandra Magryta z Fundacji FEDERA

fot. pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Tylko w 68 na 110 warszawskich publicznych gabinetów ginekologicznych pacjentki mogą liczyć na bezpłatne założenie lub zdjęcie wkładki wewnątrzmacicznej – choć jest to usługa refundowana przez NFZ. – Wnioski z naszego monitoringu są miażdżące. Ginekolodzy oraz ginekolożki odmawiają Polkom założenia wkładki, w zamian najczęściej proponując prywatne usługi albo zasłaniając się klauzulą sumienia – tłumaczy Aleksandra Magryta z Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Kiedy i w jaki sposób przeprowadziłyście monitoring dotyczący możliwości założenia i zdjęcia wkładki na NFZ?

Aleksandra Magryta: Na przestrzeni 2021 i 2022 roku. Był to monitoring warszawskich placówek, w których znajdują się publiczne gabinety ginekologiczne. Jako koordynatorka monitoringu do każdej placówki wysłałam wniosek o dostęp do informacji publicznej z pytaniem, czy udzielają one świadczenia założenia oraz zdjęcia wkładki wewnątrzmacicznej. Wniosek został skierowany do 110 warszawskich przychodni, które mają umowę z NFZ. Na początku dostałyśmy bardzo mało odpowiedzi, mimo że ustawowo są na to dwa tygodnie. Dopiero gdy placówki zaczęły od nas dostawać skargi na bezczynność, to zmotywowało je do odpisania nam na nasze pismo. Wyniki okazały się miażdżące. Tylko w 68 placówkach pacjentki mogą liczyć na bezpłatne założenie oraz zdjęcie wkładki wewnątrzmacicznej.

Co mówi prawo? To powinno być świadczenie gwarantowane w takich placówkach?

Tak. Założenie antykoncepcyjnej wkładki wewnątrzmacicznej, jak również jej usunięcie jest refundowane w ramach NFZ. Wystarczy więc, że placówka ma z NFZ podpisaną umowę i może takie procedury realizować. Jedynym kosztem dla pacjentki jest kupno wkładki – czy to hormonalnej, czy miedzianej. Niestety, kobiety wielokrotnie zgłaszają się do nas z informacją, że ginekolodzy oraz ginekolożki odmawiają im założenia wkładki wewnątrzmacicznej, w zamian najczęściej proponując prywatne usługi, których koszty są dużo wyższe, bo czasem jest to ok. 1000 zł – albo i więcej.

Aleksandra Magryta / fot. archiwum prywatne

Czyli co najczęściej słyszą Polki?

„Nie zakładamy wkładki, ale może pani pójść do innego gabinetu albo założę ją pani w moim gabinecie prywatnym”. Słyszą też, że w gabinecie brakuje wyposażenia – a przecież wystarczy sam fotel ginekologiczny i wziernik oraz, optymalnie, aparat do badania USG! Jeżeli więc słyszymy, że brakuje wyposażenia, to pytanie, czy ten gabinet w ogóle spełnia normy, żeby przyjmować pacjentki. Bardzo często Polki zderzają się też z argumentem: „Nie założymy pani wkładki, ponieważ pani jeszcze nie rodziła”. Jest to mit, który powielają ginekolodzy, ponieważ nawet Polskie Towarzystwo Ginekologiczne wskazuje, że kobiety, które nie rodziły, mogą mieć założoną wkładkę, tylko w mniejszym rozmiarze; takie wkładki są na rynku dostępne, więc to nie jest argument, którym powinni się posługiwać lekarze.

A klauzula sumienia? Pojawia się?

Jak najbardziej. Są placówki, które nam tego oficjalnie nie mówią w odpowiedzi na wnioski, ale docieramy do informacji, że np. lekarz nie zakłada wkładki, bo mu na to nie pozwala religia.

Monitoring gabinetów ginekologicznych, który przeprowadziła FEDERA, to była odpowiedź na docierające do was wcześniej sygnały?

Tak. Właściwie każdego tygodnia dostajemy zgłoszenia od kobiet, które skarżą się, że próbowały lub próbują umówić się do gabinetu w ramach NFZ, by założono im wkładkę – i stykają się z odmową. Dlatego my wspieramy i instruujemy Polki, mówiąc im, co mogą zrobić, żeby przeciwdziałać naruszeniom. Niestety, tych naruszeń było i jest skandalicznie dużo, więc zdecydowałyśmy, że chcemy przeprowadzić monitoring. Zaczęłyśmy od Warszawy, teraz jesteśmy w trakcie monitorowania województw mazowieckiego, pomorskiego i podkarpackiego. Jeśli chodzi o woj. mazowieckie, to mogę powiedzieć, że już na etapie wysyłania wniosków pojawia się podobna zależność co w Warszawie, czyli placówki nam nie odpisują – dopiero gdy dostaną skargę na bezczynność, pochylają się nad naszym wnioskiem.

Co teraz?

Mamy nadzieję, że na jesieni uda nam się mieć już pełne analizy województwa mazowieckiego i pomorskiego. Zimą powinnyśmy być gotowe z kolejnymi województwami, zaczynając od podkarpackiego. Chcemy zmonitorować całą Polskę, więc to trochę potrwa, bo jesteśmy niewielką organizacją społeczną, a nie korporacją zatrudniającą kilkadziesiąt osób. Do tego dochodzi kwestia, że placówki niechętnie odpisują, co wydłuża cały proces; niektóre przychodnie odzywają się dopiero po dwóch miesiącach, a niektóre po pół roku, ale staramy się je mobilizować. Jest też dużo ciekawostek, np. w woj. podkarpackim kilkakrotnie pojawiła się informacja, że lekarze nie zakładają wkładki, ponieważ… nie zgłaszają się pacjentki.

Mając wyniki monitoringu, które nazywacie „miażdżącymi”, co planujecie z nimi zrobić?

Wyniki razem z pismem o przyjrzenie się warszawskim placówkom, które pomimo umowy z NFZ odmawiają Polkom założenia wkładki wewnątrzmacicznej, wysłałyśmy już do mazowieckiego oddziału NFZ. Dostałyśmy wprawdzie już odpowiedź, ale ponieważ jeszcze jesteśmy w trakcie szykowania swojej, więc z informacją o wynikach kontroli ze strony NFZ musimy jeszcze poczekać. Ogólnie rzecz biorąc, każdą placówkę, która nie realizuje gwarantowanych świadczeń, będziemy skarżyć do NFZ.

Wasza fundacja w razie odmowy proponuje również Polkom korzystanie z drabinki interwencyjnej. Na czym ona polega?

W Polsce, jeśli stykamy się z brakiem dostępu do podstawowych usług medycznych, możemy reagować, przede wszystkim żądając odmowy na piśmie i wpisania takiej informacji do dokumentacji medycznej. Z taką odmową możemy pójść do dyrekcji placówki. Możemy też dodatkowo złożyć skargę u rzecznika praw pacjenta oraz w wojewódzkim oddziale NFZ. Pamiętajmy też, że NFZ nakłada kary w przypadku bezprawnych odmów i braku realizacji świadczenia zawartego w umowie. Można również dać nam znać, chętnie wesprzemy w całym procesie, doradzimy. Na naszej stronie udostępniłyśmy wzór skargi, na których warto bazować, zgłaszając takową do NFZ.

Polki mają świadomość swoich praw?

Mają, jak najbardziej. My też bardzo dużo piszemy o tym w naszych kanałach w social mediach i na stronie Fundacji FEDERA. I też niestety – czemu wcale się nie dziwię – wiele Polek ma obawy, żeby domagać się swoich praw, mimo że są one w gabinetach ginekologicznych permanentnie łamane. Kobietom chwilami trudno jest zawalczyć o siebie, dlatego jako FEDERA podejmujemy różne działania, żeby je wesprzeć.

Odmowa założenia czy usunięcia wkładki antykoncepcyjnej to jedno. Jakie inne sygnały dotyczące łamania praw kobiet do was docierają?

Bardzo często w gabinetach pojawia się odmowa przepisania antykoncepcji. Co roku wydawana jest nowa edycja europejskiego Atlasu Antykoncepcyjnego, w którym Polska rokrocznie wypada bardzo, bardzo słabo. Od trzech lat znajduje się na końcu rankingu, jeśli chodzi o całokształt praw związanych z antykoncepcją, czyli też z edukacją.

Dodatkowo dochodzi kwestia związana z pseudowyrokiem z października 2020 roku, dotyczącym wykreślenia trzeciej przesłanki do przerwania ciąży, czyli przesłanki embriopatologicznej. Teraz wielu lekarzy niezasadnie boi się przyznać, że przesłanka o zagrożeniu zdrowia/życia kobiety uprawnia do przerwania ciąży. Zgłasza się do nas bardzo dużo Polek, które są w ciąży z wadami płodu i są załamane, mają często myśli samobójcze, nie wiedzą, co robić. Nie są w stanie kontynuować ciąży, bo zagraża ona ich zdrowiu psychicznemu, a lekarze są w kropce. Jeden z lekarzy powiedział ostatnio pacjentce, że powinna się do nas zgłosić, ale właściwie to on nie powinien jej tego mówić; nie powinien też mówić, że coś można zrobić, bo w Polsce jest to nielegalne. Tymczasem informowanie o możliwościach przerwania ciąży jest legalne, podobnie jak legalne jest przerwanie ciąży z powodu zagrożenia zdrowia bądź życia kobiety.

Każdego tygodnia dostajemy zgłoszenia od kobiet, które skarżą się, że próbowały lub próbują umówić się do gabinetu w ramach NFZ, by założono im wkładkę – i stykają się z odmową. Dlatego my wspieramy i instruujemy Polki, mówiąc im, co mogą zrobić, żeby przeciwdziałać naruszeniom

Piszecie, że „odmowa założenia wkładki antykoncepcyjnej jest nie tylko wbrew przepisom, które gwarantują to świadczenie w ramach ubezpieczenia zdrowotnego, ale ogranicza także (…) dostęp do nowoczesnych metod planowania rodziny, zwiększając tym samym liczbę przypadków niechcianych ciąż”.

Oczywiście. Antykoncepcja daje nam bezpieczeństwo, że możemy się uchronić przed niechcianą ciążą. Daje nam możliwość w większym stopniu decydowania o własnym ciele, bo w Polsce lekarze zdają się mieć bardzo dużą władzę nad kobietami. W wielu krajach antykoncepcja – właściwie w całej Europie – jest dużo bardziej dostępna niż w Polsce. Zakazanie antykoncepcji nie spowoduje, że kobiety będą rodzić więcej dzieci; wskaźniki dzietności i tak mamy najniższe od końca II wojny światowej.

Apelowałyście również w NFZ i Ministerstwie Zdrowia o respektowanie praw reprodukcyjnych Ukrainek uciekających przed wojną.

Od początku inwazji Rosji na Ukrainę podjęłyśmy szereg działań wspierających Ukrainki przyjeżdżające do Polski. Np. w Ukrainie kobiety mogą bez recepty dostać antykoncepcję awaryjną. W Polsce takiej możliwości nie ma. Co więcej, w Ukrainie aborcja jest legalna do 12. tygodnia ciąży bez podawania przyczyny. Ciężarna kobieta uciekająca przed wojną może nie chcieć kontynuować ciąży; myślenie o macierzyństwie w czasie wojny jest trudnym wyzwaniem i nie każda kobieta chce się na to decydować. Dlatego w marcu jako Wielka Koalicja za Równością i Wyborem (WKRW), która jest programem FEDERY zrzeszającym 119 organizacji społecznych, zaapelowałyśmy o to, by prawa Ukrainek były w Polsce respektowane, by wyrównać w naszym kraju dostęp do praw, które miały u siebie.

I co?

Dostałyśmy odpowiedź z Ministerstwa Zdrowia, że Ukrainki mogą korzystać z dostępu do publicznego systemu zdrowia na tych samych zasadach, co obywatele polscy – gwarantuje to ustawa z dnia 12 marca 2022 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa. Jeżeli chodzi o dostęp do przerywania ciąży, to Ministerstwo Zdrowia powołało się na obecnie obowiązujące w ustawie o planowaniu rodziny przesłanki dotyczące przerywania ciąży. Nie było wyjścia Ukrainkom naprzeciw.

Bardzo często w gabinetach pojawia się odmowa przepisania antykoncepcji. Co roku wydawana jest nowa edycja europejskiego Atlasu Antykoncepcyjnego, w którym Polska rokrocznie wypada bardzo, bardzo słabo. Od trzech lat znajduje się na końcu rankingu, jeśli chodzi o całokształt praw związanych z antykoncepcją, czyli też z edukacją

Co jeszcze robicie jako Wielka Koalicja za Równością i Wyborem?

Zajmujemy się monitorowaniem praw kobiet, praw reprodukcyjnych, praw osób ze społeczności LGBT czy kwestiami dotyczącymi kobiet uchodźczych. Na początku tego roku podjęłyśmy działania, żeby wesprzeć samodzielne matki, którym proponowane zmiany rozliczeń miały odebrać możliwość rozliczania się na preferencyjnych warunkach. Staramy się być głosem osób, których nie słychać, ich tubą, na zasadzie: „Dobra, robimy to razem, poruszmy całą Polskę”. Pojawiamy się tam, gdzie potrzebne jest działanie. Wysyłamy apele np. do wojewodów w sprawie uchwał anty-LGBT, kontaktujemy się w kuratoriami oświaty w reakcji na działania małopolskiej kuratorki oświaty, bronimy antyprzemocowej konwencji stambulskiej. Zajmujemy się też przeciwdziałaniem zamykania oddziałów ginekologicznych. Jakiś czas temu zamknięto dobrze oceniany – w bazie Gdzie Rodzić fundacji Rodzić po Ludzku – oddział ginekologiczno-położniczy w Ustrzykach Dolnych. Spowodowało to, że kobiety muszą jeździć kilkadziesiąt kilometrów w trudnych warunkach, żeby móc urodzić w innym szpitalu. A przede wszystkim jako WKRW działamy na rzecz dostępu do praw reprodukcyjnych w Polsce.

Pamiętam raport Najwyższej Izby Kontroli, z którego wynikało, że Polki muszą często pokonać wiele, wiele kilometrów, by dostać się do ginekologa albo zgłosić do porodu.

Niestety, bardzo niewiele zmienia się na korzyść. Wydałyśmy m.in. raport o przemocy instytucjonalnej w Polsce o systemowych naruszeniach praw reprodukcyjnych Polek. Ten raport dokładnie pokazuje, jak dużo naruszeń jest właściwie w każdej przestrzeni. Przemoc instytucjonalna to wykorzystywanie władzy, aby sterować rozrodczością, kontrolować społeczeństwo i odmawiać świadczeń zdrowotnych, co niestety wciąż dzieje się w Polsce.

 

Raport fundacji FEDERA o przemocy instytucjonalnej w Polsce można przeczytać tutaj.

Aleksandra Magryta – koordynatorka monitoringu fundacji FEDERA i koordynatorka Wielkiej Koalicji za Równością i Wyborem (WKRW). Aktywistka praw kobiet i LGBTQIA, trenerka antydyskryminacyjna. Związana z organizacjami społecznymi

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.